Patos jesieni
Z posiadania tego CD byłem niezmiernie dumny. W Londynie, gdzie były kiedyś wielopiętrowe "megastory" wypełnione CD, muzyki japońskiej było bardzo wiele. Z serii poświęconej czterem porom roku wybrałem, z powodów finansowych, jedną. Patos jesieni i melancholia tej muzyki szczególnie mocno do mnie przemawiały. Ze względu na obecność w tym nagraniu z klasyczną muzyką japońską, smyczków i wiolonczeli (w proporcjach nie zmieniających charakteru samej muzyki) mogłaby to być muzyka z jakiegoś filmu płynącego sennie w pięknej i naturalnej scenerii dawnych czasów.
Moja duma doznała od tamtego czasu niejakiego uszczerbku. Okładka CD została najedzona przez ząb czasu i nie jest nieskazitelna. Mogę tylko rzucić tutaj jak zaklęcie wabi sabi... Elementy zachodnie w aranżacjach, choć użyte z umiarem, zaczęły mi przeszkadzać. W dodatku, wstyd powiedzieć, to "składanka" - grają różne zespoły i nie wszystkie interpretacje w takim samym stopniu mi odpowiadają, mimo subtelności całości i wrażenia, że brzmią podobnie.
Ale są też powody istotniejsze, niejako egzystencjalne - Osoby, która mi wtedy towarzyszyła już nie ma, a ja sam słucham muzyki japońskiej mniej niż kiedyś. Powodem tego, że jej rzadziej słucham, nie jest tęsknota za osobą, czy tamtym okresem mego życia. W klasycznej muzyce indyjskiej i ormiańskiej jest jeszcze więcej tęsknoty. Ostatnio również niewiele ich słucham, chociaż muzyka indyjska wywarła na mnie wrażenie ogromne i długotrwałe. Myślę, że osiągnąłem już ten stopień nasycenia tą muzyką, że chociaż jej nie otamowałem, chwilowo bez niej się obywam i zaczekam, aż sama utoruje sobie drogę do mego serca - co z pewnością nastąpi. Na razie, jak dzisiaj muzyki japońskiej, słucham jej incydentalnie. Nawet Takemitsu słucham mniej.
Klasyczna muzyka japońska jest kontemplacyjna i naznaczona melancholią przemijania. Bywa też przeraźliwie smutna i nigdy nie jest po prostu ilustracyjna. Kiedy opisuje wiatr wiejący przez szczeliny jakiegoś pomieszczenia, to człowieka przechodzą dreszcze, a wyobrażenie samotnej łódki w pustce niewzruszonego oceanu sprowadza na nas spokój. Estetyka zen przenikająca tę muzykę bywa zadziwiająca. Kiedy ostre brzmienie shamisenu ukazuje ruch budzących się na wiosnę do życia insektów, to prawie je widzimy.
Dwa wspomnienia ożywiła dzisiaj we mnie ta japońska muzyka. Pierwsze dotyczy pewnego fletowego utworu z tradycji zen. Słuchałem go przez słuchawki w jakimś sklepie, ale musiałem nagle wyjść coś załatwić. Kiedy wróciłem po pół godzinie, utwór, który ciągle się odtwarzał, był w tym samym miejscu, co na początku. Była to owa muzyka pustki oceanu. Z biegiem czasu nauczyłem się jej słuchać niemal bez udziału słuchu...Muzyka europejska od czasów baroku jest przeważnie dramatyczna i zmienia się w czasie, chociaż są w niej też kontemplacyjne adagia, a Wagner, czy Debussy, potrafili ją zatrzymać w ruchu.
Drugie wspomnienie dotyczy namiętności, jakie wyrażała muzyka japońska - szczególnie teatralna. Nie będę się nad tym rozwodził, bo już kiedyś o tym pisałem, dając wyraziste przykłady. Ale to wspomnienie "dotyka" mnie osobiście.
Kiedyś B. nabrała podejrzeń, że mogę ją zdradzać. Spałem jeszcze w swoim pokoju na górze - tym, który był pomalowany na czarno i w którym okno przesłonięte było czarną folią - kiedy rankiem obudziła mnie ponura muzyka, dobiegająca z sypialni na dole. Głos japońskiej śpiewaczki brzmiał surowo i groźnie. Opóźniło to jeszcze moje zejście na dół, bo czekałem kiedy muzyka się skończy (long play nie był długi). Ale ponieważ się ociągałem (po bezsennej nocy byłem dość wyczerpany), "leciała" jeszcze raz. Zainteresował mnie w końcu tekst owego utworu.
Była to opowieść o tym, jak dziewczyna, podejrzewając zdradę, po namiętnej nocy ucięła kochankowi przyrodzenie. To by wyjaśniało, dlaczego mniej teraz słucham tej "muzy". Lęk przed kastracją jest dość istotnym czynnikiem branym pod uwagę w terapii psychoanalitycznej.😀 Odkąd jednak jesień stała się porą mojego życia, można to chyba wyjaśniać inaczej...
Dobrze, że ja nie mam słuchu i w ten sposób ominął mnie lęk przed kastracją. 😀 Nic mądrego tu nie dopiszę, bo jest mi ta muzyka bliżej nieznaną. Podziwiam tylko Twoją wiedzę i zainteresowanie.
OdpowiedzUsuńPoza B. nikogo nie udało mi się do tej muzyki przekonać - może dlatego, że nie próbowałem. 😀 Niektórych melomanów bardzo irytuje dźwięk shakuhachi (bambusowego fletu), a nawet instrumentów strunowych (jak koto)...B. słuchała też Hindusów i uwielbiała nawet bajany i ragi wokalne Bimsena Joshiego. Nie lubiła jednak muzyki chińskiej...
OdpowiedzUsuńBhimsena
UsuńDobrze być nieustraszonym. 🙂
OdpowiedzUsuń...Na coś musiałem marnować to swoje życie 🙂
OdpowiedzUsuńEee tam. 🍀🙂
UsuńTo był oczywiście sarkazm. Wiedza wszelka jest niestety w opinii większości bezużyteczna dopóki nie ma z niej zysku...
UsuńTo byłby piękny film, z kojącą jesienią i taką tęskną muzyką w tle. Kiedyś takie bywały...
UsuńCo ty piszesz, wcale nie podejrzewałam cię o zdradę, to już przesadziłeś... Twoje imię Wierność...
Obawiam się, że gromadzenie wiedzy w głowie zastępują właśnie technologie. Dzieje się tak u mnie w pracy i na mój prywatny użytek. Wiedza jest potrzebna człowiekowi w pewnym zakresie - choćby po to, by umieć myśleć krytycznie i umieć wybrać potrzebne rzeczy. Ale gromadzenie w głowie wiadomosci o różnych rzeczach jest już raczej niepotrzebne. I ludzka głowa jest na to mało wydajna. Tak, wiedza jest istotna wtedy, gdy można ją do czegoś wykorzystać. Tak sobie myślę: czy zwykłemu człowiekowi potrzeba wiedzieć, że dany utwór skomponował dajmy na to Liszt? Jak będzie chciał znać kompozytora - to sobie sprawdzi. Oczywiście, fani Liszta będą chcieli to wiedzieć, ale inni ludzie? Po co im ta wiedza?
UsuńWiedza i zysk: Niekoniecznie dobre połączenie. Zależy jaka wiedza, jak ją wykorzystasz i czy w ogóle nadaje się do wykorzystania. Wiedza o tym jak pachną różne kwiaty mi raczej nie przyniesie zysków finansowych. Ale przyniesie zyski ludziom kreującym perfumy. Jest też inny rodzaj zysku - transfer wiedzy o tym, że kwiaty pachną (różnie). Np. do dziecka.
Nie ma po co gromadzić wiedzy, gdy się nią człowiek nie dzieli - dla zarobku, by nauczać, by przekazać,...
UsuńTak myślę.
Sarkazm nie sarkazm. Obawa o siebie, branie odpowiedzialności za swoje życie jest obowiązkiem dorosłego człowieka. Utrzymanie się przy życiu wymaga zasobów. Skąd zatem człowiek niezarabiajacy na koszty swego życia ma brać pieniądze na opłacenie tych kosztów?
UsuńWiedzę potrzebną do robienia zysków ma każdy, nawet złodziej i żul. Wystarczy wiedzieć jak zabrać zasoby komuś innemu.
UsuńA wiedzę o tym jak śpiewają różne ptaki, czy jak pachną różne kwiaty, zbiera się dla przyjemności, bo człowiek to nie tylko zbieracz zasobów.
Obecnie wiedzy nie potrzeba mieć, wystarczy wiedzieć gdzie potrzebną wiedzę można znaleźć, albo mieć jakąś apkę, która ja wyszukuje. Ale to prosta droga do wyjałowienia mózgu, a potem gdy nagle wyłączą prąd to będzie podobno koniec cywilizacji.
Moja nowa miotła 😃:
Usuńhttps://www.facebook.com/dariusz.ostrowski.961/videos/1223885942236973/?mibextid=rS40aB7S9Ucbxw6v