Post mortem...
Przed pierwszą w nocy otrzymałem od Znajomej taką wiadomość: "Dokument ARTE nt fotografii post mortem, czasem była to jedyna fotografia zmarłego. Nabijano go na statyw i podpinano powieki w kadrze w towarzystwie żywych. Osoba mniej ostra na zdjęciu na ogół jest żywa🙂 Proszę zgadnąć, która z nich jest żywa."
Mimo poczucia, że pewnie ta siedząca (na fotografii mniej ostra) była w chwili robienia zdjęcia żywa, odpowiedziałem, że to ta stojąca. Może bardziej chciałem, żeby żyła... Nie dawało mi to jednak spokoju i zajrzałem do tekstu o fotografii post mortem w epoce wiktoriańskiej. Autorka, historyk sztuki z Krakowa, kwestionuje wszystkie podstawowe fakty ( nabijanie na statyw, itp.), ale zamieszcza zdjęcie młodej kobiety z rodzicami, które może być fotografią zmarłej, ponieważ rodzice są na niej mocno "prześwietleni", a jej sylwetka bardzo ostra, co znaczy, że w odróżnieniu od nich nie poruszała się. Podczas robienia fotografii, co trwało dość długo, trudno się było nie poruszyć, używano więc statywów, aby unieruchomić ciało osoby fotografowanej. Z relacji fotografów epoki wiktoriańskiej wynika, że niezwykle rzadko, ale robiono też zdjęcia zmarłych, upozowane na osoby żyjące. Autorka wyjaśnia to innym niż obecnie stosunkiem do śmierci i proponuje, by nie szukać w tym sensacji, ani się nie gorszyć.
Zastanawiałem się, czy to nie przesada. Ale realna śmierć bliskich spychana jest obecnie na margines świadomości, wszechwładna jest za to śmierć wirtualna - w relacjach z działań wojennych (gdzie zabijanie jest anonimowe i bezosobowe), albo w filmach z aktorami. Na powitanie Nowego Roku uszczęśliwiono mnie pokazywanym ostatnio na Netflixie koreańskim serialem, w którym okrutna gra kończyła się rozstrzeliwaniem uczestników i co jakiś czas wjeżdżała maszyna zmywająca krew z posadzki, której pojawienie się anonsował kobiecy głos z megafonu: "Przerwa na sprzątanie". Udział w grze był dobrowolny, ponieważ uczestnicy mieli do spłacenia ogromne długi. Okrucieństwo jest zatem na porządku dziennym, służy rozrywce i nikogo już nie szokuje. Zażartowałem, że skoro południowi Koreańczycy mają takie kłopoty ze spłacaniem długów, to może Kim i ci z północy powinni im w tym pomóc. W Seulu zresztą niezłe "jaja", bo policja nie może aresztować prezydenta, który dokonał zamachu stanu z zamiarem wymordowania opozycji. Świat na naszych oczach pogrąża się w chaosie i niebezpieczeństwo wojny nigdy nie było tak bliskie. Czy nie wynika to z postępującej infantylizacji kultury w jakiej żyjemy? Oczywiście z postępu techniki, skoro zabijają na przykład drony - wystarczy nimi odpowiednio pokierować i jeszcze wszystko przy okazji sfilmują.
W moim pokoju jest zimno i nie dziwię się wcale, że nie mogę wyjść z ciężkiego przeziębienia. Słucham sporo muzyki barokowej - Albinoniego, Handla, Marcella, Bacha, która jest znacznie bardziej relaksująca od współczesnej (poprzednie dwa dni). Nie gardzę przy tym transkrypcjami. Kiedy harfista Xavier de Maistre gra z orkiestrą "Zimę" z "Czterech pór roku" Vivaldiego, to przechodzą mnie dreszcze, jakbym czuł sople lodu. Urocza jest też "Lucrezia" Handla z jedną z moich ulubionych sopranistek Robertą Invernizzi, nagrana na włoskim"Stradivariusie" w 1997 r. Roberta była wtedy po prostu piękna. Płyty dobrze się słucha, bo są tu też sonaty fletowe i koncert Mistrza. Cudowna jest jego kantata "Non sospirar, non piangere" (HWV 141). Handel, jak wiadomo, w młodości działał w słonecznej Italii i wzorując się na Alessandro Scarlattim skomponował sporo takich kantat - jest zresztą wiele bardzo dobrych ich wykonań, np. z Emmą Kirkby. Są też nagrania wszystkich (kompletu). To pocieszająca i dość delikatna muzyka, ponieważ śpiew jest tu wolny od popisów wokalnych i skoncentrowany na poetyckich tekstach. Muzyki tej słuchali w niewielkim gronie arystokraci o ambicjach artystycznych, kulturalnych. Płyta jest "zabytkowa", nikt o nią nie pyta, nikt jej nie szuka, a nie straciła na wartości. Jedyną jej wadą jest to, że te świeckie kantaty nagrane zostały w kościele, w przestrzeni, która daje pewien pogłos. Tak więc i to, co zapomniane, warto sobie czasem przypomnieć...
Chociaż owa Znajoma mieszka w Paryżu, jest nocami obecna w moim życiu i jest jedną z niewielu osób, które nie opuściły mnie w przeszłości w trudnych dla mnie chwilach. Tak więc wirtualne kontakty są czasem kontaktami z osobami żywymi, a niekoniecznie z ich martwymi wizerunkami. Ze względu na sporą różnicę wieku jest całkiem możliwe, że niedługo pozostanie już po mnie jedynie jakaś fotografia... Perspektywa być może rozjaśni się, kiedy będę już mógł wyjść z domu i mniej obcować z duchami. Chociaż to nie ich się lękam, a spotykanych w życiu szaleńców, gotowych innym szkodzić dla poczucia fałszywej satysfakcji z dokonanej zemsty. Zdecydowanie wolę dobre duchy, niż istoty demoniczne, udające czułość i nieobliczalne...
Al powiększył jak zwykle część liter w tekście...
OdpowiedzUsuńJest sporo angielskojęzycznych tekstów na temat tego rodzaju fotografii zmarłych osób i nie mam wcale pewności, że wszystkie z nich poszukują sensacji...
OdpowiedzUsuńJako Filozof nie wątpię, ze poznałeś przepowiednię jak będzie wyglądać przyszłość tej doczesnej cywilizacji więc dziwi mnie, ze dziwujesz się w jakim miejscu obecnie się znajdujemy.
OdpowiedzUsuńBedzie jeszcze gorzej, wiec można powiedzieć, ze jeszcze jest bardzo dobrze :)
Dlatego nie Ty jesteś filozofem, tylko Nazumi, bo On się nie dziwi. 😀
Usuń"Filozof to ktoś, kogo świat zwykle nie akceptuje, ponieważ, jak się sądzi, nie przysparza on społeczeństwu ani przyjemności, ani pożytku."
David Hume
Piotrze, masz wypaczone postrzeganie kim powinien być Filozof.
UsuńPitagoras czy Arystoteles czy Platon byli niezwykle potrzebni w ówczesnym społeczeństwie.
Przytoczony przez Ciebie David Hume prostytuuje Filozofię.
Jest oczywiste, ze jeśli coś nie jest pożyteczne nie powinno mieć miejsca w społeczeństwie.
Nezumi w swoim wpisie dziwi się w tym sensie ze bulwersuje Go stan rzeczy w dzisiejszym świecie:
"Świat na naszych oczach pogrąża się w chaosie i niebezpieczeństwo wojny nigdy nie było tak bliskie. Czy nie wynika to z postępującej infantylizacji kultury w jakiej żyjemy? "
Niestety Nezumi pomimo poświecenia całego swojego życia na pracy w polskiej Nauce teraz nawet nie angażuje się w jakakolwiek dyskusję.
Mam nadzieje, ze kiedyś aktywnie dyskutował ze studentami.
Dzisiejszy świat jest jeszcze na etapie beztroski.
Wkrótce będzie tak ciężko tutaj żyć, że Niebo zabierze swoje dzieci ( czyli Zbawionych)
Pozostaniecie sami wobec rozwydrzenia szatana, ciężkie czasy jeszcze przed nami.
Danek
UsuńObyś Ty tak się prostytuował intelektualnie jak Hume. 🙂Byłby z tego jakiś pożytek. Trudno dyskutować z kimś napastliwym, jeśli w dodatku osoba ta nie ma pojęcia o tym, czym jest argumentacja. To, że tak opisuję obecną sytuację nie znaczy wcale, że się jej dziwię...
Danek, masz wypaczone postrzeganie świata przez pryzmat tego co było setki czy tysiące lat temu. Poza tym mało rozumiesz z tego co czytasz, ja nie pisałem jaki powinien być filozof tylko jak JEST postrzegany. A Nazumi nie pisze, że się dziwi, tylko stwierdził fakty i wyraził to, że mu się te fakty nie podobają. To jedynie Ty się dziwisz, że Nazumi o tym pisze, a za przyczynę swojego zdziwienia podajesz proroctwo. No wybacz, ale proroctwo to nie jest to na czym opierają swoje pojmowanie świata ludzie, którzy myślą samodzielnie, bez religijnych nakazów jak należy myśleć, a jednym z działów filozofii jest logika, czyli zasady poprawnego myślenia.
UsuńObecnie też robi się zdjęcia zmarłym (za zgodą rodziny), tyle że już nie takie pozowane na osobę żywą. W tamtych czasach zdjęcia były rzadkością, tak że często zmarła osoba nie była uwieczniona na żadnych zdjęciach za życia, to jest zrozumiałe, że rodzina chciała takie zdjęcie uzyskać, chociaż po śmierci. Zdjęcia znakomicie pomagają zachować obraz osoby zmarłej, o wiele dłużej niż tylko w zawodnej przecież pamięci ludzkiej. Czas wprawdzie też potrafi się źle obejść ze zdjęciami, szczególnie tymi z tamtych czasów, ale jednak…
OdpowiedzUsuńŚmierć na ekranie czy to kina czy telewizora, jako rozrywka istnieje tak długo jak istnieją te media, raz że normalnie w życiu tego ludzie zazwyczaj nie oglądają, więc ich ciągnie aby obejrzeć choć tak, a dwa śmierć na ekranie jest jednak inna dla świadomości niż taka w rzeczywistości. Chociaż jej oglądanie również w takiej postaci też powoduje jakiś stopień zobojętnienia. Infantylizacja kultury jest niezaprzeczalnym faktem, ale ona nie jest winna niczemu, kultura jest tu ofiarą, a jej infantylizacja to tylko narzędzie, winni są zawsze ludzie i to nie jakaś ludzkość, tylko ludzie konkretni.