Zapiski myszy polnej. Okrutny Neko...


        Miałem już właściwie zakończyć pisanie "Zapisków myszy polnej", ponieważ chciałbym dokończyć kilka innych, poważniejszych utworów, a ze względu na opresję, w jakiej się znalazłem, nie było mi to dane, ale Mysz zjawiła się przede mną jako duch i jęła lamentować. Powiedziała nawet, że gotowa jest popełnić samobójstwo, ale nawet tego zrobić nie mogła, bo przecież już nie żyła, poza tym nie leży to w zwyczajach stworzeń jej gatunku. Obiecałem więc jej napisać coś na jej błagalną prośbę o jej odwiecznym wrogu Neko, kocie, który ją przerażał i najwyrażniej się nią bawił, ku przestrodze innym myszkom. Chcąc jednak zachować pewien obiektywizm, gdy przypomniała mi, że pochodzi z Japonii, nadmienię, że węże są nawet większymi wrogami myszy. Poza tym, nie zamierzam wracać do dawnych opowieści o kotach z epoki Edo i wcześniejszych, pragnę bowiem jak zawsze odwołać się raczej do mej wyobraźni. W końcu koty i myszy istnieją wszędzie, a ich antagonizm ma charakter uniwersalny.  Mysz prosiła mnie jedynie, abym wspomniał o niegodziwych mnichach buddyjskich, którzy sprowadzili plagę kotów do Japonii w VI w naszej ery dla ochrony cennych ksiąg, które zabrali ze sobą.  Nazwała ich nawet hipokrytami. Jest mi, jako wielbicielowi kotów, niezwykle trudno świadczyć przeciw jednemu z nich, ale moja nieodżałowana Przyjaciółka przekazała mi kilka notatek, które miały mi ułatwić sprawiedliwy osąd.  Przytoczę je jedynie w ogromnym skrócie. 

    Kiedy tylko przyszła na świat i z radością wybiegła z norki Neko rzucił się na nią i chciał ją pożreć. W starej księdze przeczytała potem, kiedy już nauczyła się czytać, że koty pożerają też czasem ludzi. Odtąd nie było dnia, aby nie przychodził tam i jej nie straszył, a jej siostrze wyrwał dla zabawy przednie łapki. Doczołgała się do mieszkania i tam skonała w kałuży krwi. Mysz polna zwróciła mi uwagę na znamienną okoliczność. Neko nigdy nie był głodny, ponieważ jego Panią była bogata konkubina, urywał się jednak spod jej opieki, żeby dręczyć słabsze i mniejsze istoty.  Ileż to razy życzyła mu śmierci w pojedynkach z innymi samcami, jednak nie miała szczęścia.  Na szczęście pewnej nocy kochanek jego Pani usłyszał  syczenie i przekonany, że kot chce się na niego rzucić, odciął mu głowę.  Pani była w rozpaczy, ponieważ Neko stanął w jej obronie i zabił żmiję, a ofiarą stał się przez przypadek.  Długo nie mogła dojść do siebie, a może nawet odebrała sobie życie. 

     Jako człowiek nauki niczego nie przyjmuję bezkrytycznie. Zwróciłem więc uwagę na dwa istotne szczegóły.  Po pierwsze, myszy raczej pochłaniają manuskrypty niż je czytają, a myszy polne, w przeciwieństwie być może do domowych, nigdy ich nawet nie widzą. Po drugie, opowieść o kocie konkubiny nie jest oryginalna. Ponieważ Myszka zjawiła się ponownie pragnąc śledzić postęp moich prac, powiedziałem jej wprost o mych watpliwościach.  "Nie, nie, nie!" - zaprzeczyła - "To nie tak! Kiedyś na polu w okolicach mej norki położył się na chwilę możny Pan i w roztargnieniu pozostawił drogocenny wolumin. Postanowiłam więć nauczyć się czytać, aby przyswoić sobie jego treść. Tam zaś przeczytałam ową opowieść nie przypuszczając nawet, że opisana w niej historia miała wkrótce się powtórzyć. Była to więc jak gdyby przepowiednia. "Zawsze można obalić sąd, ale nigdy przesąd." Przesądem jest prostackie wyobrażenie, że myszy pożerają księgi nie zaznajamiając się z ich treścią. Wybaczę to jednak Panu biorąc pod uwagę pańskie dobre intencje. Czy nie uderza Pana brak logiki w pańskim wywodzie?  Skąd znałabym ową historię, gdybym jej skądś nie wyczytała? Od kogo mogłabym ją usłyszeć? Wiatr w polu nie snuje takich opowieści. To, drogi Panie, kwestia pewnej nabytej kultury." 

      Zgodziłem się z jej argumentacją, wyrażając konieczne zastrzeżenie. "Nie mogę zamieścić twej opowieści, bo zarzucą mi plagiat. Poza tym,  zbyt ogranicza ona mą wyobraźnię. Miałem o wiele ciekawszy pomysł."  Mysz, mimo, że była już tylko duchem, gwałtownie zaprotestowała. "Przecież tak było!  Niczego nie zmyślam! Nie możemy poświęcać prawdy dla dobrej opinii, ani dla pańskiej fantazji." Zdecydowałem się więc opowiedzieć wszystko tak, jak to czynię. "Dziwi mnie jednak to podnoszenie zasług kota. - powiedziałem - Ktoś jeszcze pomyśli, że był szlachetną istotą." "Faktycznie... - zmartwiła się Mysz - To odbiera sens naszemu przedsięwzięciu. Kot nie może być dobry. Jest zbyt okrutny!  Wyrzuć żmiję i napisz, że Neko rzucił się kochankowi swej Pani do gardła, za co został słusznie skarcony. Będzie to twój oryginalny pomysł!" Nie przystałem na to. Kto, jeśli nie autor, będzie dawał świadectwo prawdzie? Niedługo już moje życie się zakończy...Rozejrzałem się po pokoju, żeby jej to zakomunikować. Nie było jednak żywego ducha...

Komentarze

  1. No cóż, jak to mówią "żywego ducha" to trudno spotkać, choć martwego też nie łatwo. Jedyny duch, którego ja widziałem onegdaj późnym wieczorem przy cmentarzu, okazał się targanym przez wiatr, plastikowym workiem po nawozie, który zaczepił się w krzakach. 😀 No ale rozmawiać ze zmarłymi może jedynie poeta, dlatego to co piszesz ma jakiś sens i czyta się to z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
  2. Alma
    Muszę się chyba spytać Ryśka jak było naprawdę. O snuje swoje kocie opowieści 😃

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty