Droga życia według Tołstoja.

  


   Wertuję nocą "Drogę życia" Tołstoja, którą napisał w ostatnim roku swego długiego i owocnego żywota. Jestem od niego dużo młodszy, ale w punkcie życia dość dramatycznym, kiedy wydaje się, że wszystko w nim zostało utracone, najbliższych już nie ma i może się już tylko zakończyć. W takiej sytuacji mogłoby się wydawać, że nie potrzebuję nauczyciela i mógłbym czytać coś jedynie z jakiejś intelektualnej ciekawości, jednak dopóki oddycham, nie straciłem całkiem zainteresowania życiem. Nie czytam jej systematycznie, ale wypełniona jest wieloma myślami, które ten mądry człowiek uważał za ważne w doświadczeniu innych i własnym, i poza ogólnym planem, refleksje te i aforyzmy zaczerpnięte od innych mądrych ludzi żyją po części własnym życiem. Nie chodzi o to, że Tołstoj jak ja, czytał Epikteta, Marka Aureliusza, Laozi, Thoreau, Pascala, czy Anioła Ślązaka, znał ewangelie i myśl buddyjską i hinduistyczną, ale o to, jak bardzo przetrawił to, co czytał i czego się od innych uczył przez całe życie, i kim był jako człowiek. Jest to więc coś w rodzaju jego filozoficznego wyznania wiary, a zarazem dość bezkompromisowy traktat moralny, którego slowa nie są puste, lecz wyrażają jego głębokie wewnętrzne doświadczenie.  A mógłby przecież jako wielki pisarz nie chcieć uczyć się od innych.  Chyba po raz pierwszy od bardzo dawna mam wrażenie, że czytając obcuję z żywym człowiekiem, tak jakby był na wyciągnięcie ręki. Wiele z tego, co do mnie mówi, budzi moje wątpliwości a nawet odruchowy sprzeciw (jak stosunek do cierpienia, chorób i pożądań, mgliste pojęcie Boga,  czy wyostrzone przeciwstawienie życia dla duszy temu, co "zwierzęce"), ale niewiele to znaczy w porównaniu z tym, jak czuję się obdarowany.  Szkoda, że mimo wszystko, nie mogę go o nic zapytać. Mogę tylko pytać samego siebie. Tołstoja zresztą bardziej znałem z jego dzienników, w których widać wielki wysiłek jaki wkładał w świadome i dobre życie, niż z utworów literackich, z których najbliższe są mi "Anna Karenina" i "Śmierć Iwana Iljicza", a może w nieco inny sposób także moralistyczne "Zmartwychwstanie." Był więc dla mnie zawsze, mimo literackiego geniuszu, przede wszystkim myślicielem, który chciał zmieniać świat bez przemocy, zaczynając od zmiany samego siebie ( od tego, co nazwał tu samowyrzeczeniem, a co Marian Przełęcki nazywał samozatratą). Młody Rilke, który go odwiedził w Jasnej Polanie, ale przede wszystkim czytał, przypisywał mu obsesję śmierci. Ale czy można nazwać obsesją to, co budzi w człowieku duchowe życie i twórczość tej miary?  

      Jest już późno, więc napiszę dzisiaj tylko o dwóch rzeczach, które wydają mi się na tej drodze szczególnie bliskie.  Niestety wiele innych myśli, które dostrzegłem przelotnie, a niektóre z nich bardzo piękne, chwilowo mi umknęło. Ale korzyść z zapoznawania się z tymi myślami i ich kontemplacją nie jest przede wszystkim natury estetycznej.  Pozwala ona spojrzeć na nasze życie oczami innego człowieka, który niekoniecznie widzi w nim powody do samozadowolenia. Jest to stary człowiek u kresu swych dni, który mimo życiowych niepowodzeń a nawet błędów, swego życia nie zmarnował. Jego życie osobiste zakończyło się właściwie niepowodzeniem. Żona nienawidziła go za nonkonformizm i uważała, że zamiast pisać te swoje zbawcze teksty, powinien okazywać jej więcej miłości. W dodatku niejaki Czertkow chciał wejść w posiadanie jego twórczości kosztem rodziny, a ten głupiec dla idei gotów był to zrobić. To oczywiście punkt widzenia dość ograniczony. Twierdziła przy tym, że kocha w nim to, co dobre...Brakuje tu może jedynie poczucia humoru, które odnaleźć można na kartach jego dziennika, np. kiedy opisuje chwilę, gdy opuszcza swój pokój z ideą miłości do wszystkich ludzi, a spotyka domowników, których właściwie nie ma za co kochać, bo ich egoizm budzi odruchową irytację (to przecież jego najbliżsi). 

      1. Miłość jest czymś dla człowieka najbardziej naturalnym, tak jak naturalne jest to, że woda spływa z góry w dół. "Kiedy spotykasz człowieka, myśl tylko o nim." (Albo się do niego nie zbliżaj). Zapewne nie w każdej sytuacji jest to możliwe, a nawet dla nas dobre. Jednak kiedy wyobrażamy sobie miłość, przyjaźń, czy chęć przyjścia komuś z pomocą, albo chcemy przynajmniej zrozumieć innego człowieka, zamiast go osądzać, nie może być inaczej...W tym samym duchu Tołstoj myśli o słowach ewangelii "Kochaj bliźniego jak siebie samego." Nie chodzi o to, jak to się często interpretuje, żeby kochać przede wszystkim samego siebie, żeby móc kochać innych.  Do miłości nie można się zmusić.  Trzeba kochać siebie  m n i e j, żeby móc kochać innych. Temu sprzyja wewnętrzna pokora (godzenie sie z tym, że możemy być niedoceniani, skłonność do widzenia w innych kogoś lepszego od siebie, nieprzeżywanie doznawanych upokorzeń), ale także poczucie, że nigdy nie poznamy tego, o czym jesteśmy przekonani, że z całą pewnością to znamy, a w szczególności innej osoby. (Tak powstają nienawiść, gniew, lekceważenie, przesądy i uprzedzenia).  Pisząc o potrzebie samodzielnego myślenia Tołstoj przytacza słowa Thoreau: "Tylko wtedy, kiedy całkowicie zapomnimy to, czego się uczyliśmy, zaczynamy prawdziwie poznawać. Nawet o włos nie przybliżę się do poznania przedmiotu, jeśli będę na niego patrzeć tak, jak nauczono mnie patrzeć. Żeby poznać przedmiot, powinienem podejść do niego jak do czegoś absolutnie nieznanego." 

     2. Czas nie istnieje.  Nie mogę teraz znaleźć miejsca, w którym to przytacza i nie pamiętam źródła tej metafory - Życie trwa tyle, co przelot jaskółki przez pokój. "Czasu nie ma, jest tylko mgnienie. A nim właśnie, tym mgnieniem, jest całe nasze życie. I dlatego w to jedno mgnienie trzeba wkładać wszystkie swoje siły." Nie można chcieć się zmienić jutro.  "Wiele zła uniknie człowiek, jeśli przywyknie do pamiętania, że ważna w życiu jest tylko teraźniejszość, że tylko ona jedna jest. Cała reszta to marzenie."  Realne są jedynie przemiany naszego życia, które powinniśmy uczyć się akceptować.  Myślenie o przeszłości i przyszłości nie jest wolne od smutku.  Jednak, mimo bliskości tej konstatacji, w moim przekonaniu nie należy rezygnować z pamięci i wyobraźni. 

      "Mówimy  że czas płynie. Niesłusznie. Poruszamy się my, a nie czas. Kiedy płyniemy po rzece wydaje się nam, że poruszają się brzegi, a nie łódź, którą płyniemy. Tak samo jest z czasem."  

      

      Historyk filozofii Dobieszewski, ten sam  który wyznał mi kiedyś w mailu, że nie czuje się wolnym człowiekiem, uważał, że pisarz zgłupiał na starość. Refleksja starego człowieka z daleko posuniętą skłonnością do ascezy i przekonaniem, że jedyny sens życia polega na rozwijaniu życia duchowego, z pewnością różni się od sposobu myślenia kogoś znacznie młodszego. Ale rad byłbym, żeby wszyscy tak zgłupieli...Tołstoj do końca swych dni był niespokojnym duchem. I z niejaką przyjemnością odnajduję u niego niepoprawne politycznie myśli, jak ta, że rewolucjonista musi koniecznie kogoś zabić...

     Tołstoj nie był dogmatykiem, a wiedza nie była dla niego abstrakcją. Jak chciał wiedzieć, ile trudu wymaga szycie butów, to to robił. Świadome życie wymaga w jego przekonaniu wysiłku i przezwyciężania rutyny, codziennego "odnawiania" samego siebie. Jeśli ktoś jest dobry, bo się przyzwyczaił postępować dobrze, to nie ma to wartości moralnej...

Komentarze

  1. Niewiele o tej drodze życia, wbrew temu, co zapowiada tytuł, napisałem i ma to oczywiście dość osobisty charakter...Mimo faktu, że przez niemal pół życia czytam Tołstoja, a czasem też to, co inni o nim pisali i miałem okazję rozmawiać o nim kiedyś z bliskimi mi osobami, nie mam na temat jego życia i twórczości żadnej wiedzy naukowej, a jedynie pewien dług wdzięczności...

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochać siebie... hmm... dla sporej ilości ludzi wystarczyło by, żeby siebie chociaż zaakceptowali. No, a zbyt wielka miłość do siebie, to też może być nieszczęście, albo dla kochającego, albo dla innych.

    Dobrze by było, aby wszyscy przyzwyczaili się go bycia dobrym. 🙂 Niestety dużo łatwiej jest przyzwyczaić do bycia złym.
    Tołstoj to ciekawa postać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Samoakceptacja jest psychologicznie niezmiernie ważna. Często o niej mówią i piszą psychoterapeuci. Ale istnieje pokusa rozumienia miłości bliźniego tak, jak ją rozumie Danek. To nic, że miłość ma być według tego nakazu uniwersalna. Ważne, abym kochał samego siebie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Niezwykle ciekawa postać. A w tym, co pisze o miłości widać radykalizm jego oczekiwań, które dla większości ludzi, z wyjątkiem nielicznych jednostek, trudne są do spełnienia. Być pokornym, nie klocic sie z nikim, unosić się gniewem, nie osądzać, walczyć bez przemocy, kochać każdego człowieka niezależnie od tego, czy jest dobry, czy zły...Nazwałbym to bezwarunkowym altruizmem, dzięki któremu można ocalić duszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam problem z samą duszą, a co tu mówić o jej ocaleniu. 😀
      Myślę też, że zrealizowanie tego wszystkiego przekracza możliwości człowieka, nawet jakiegoś wyjątkowego. Już sama walka bez przemocy jest utopią, takiej walki nie ma. Nawet jak nie stosujemy przy tym przemocy fizycznej, to przemocy psychicznej nie da się uniknąć.

      Usuń
    2. No tak...Z duszą jest problem 🙂

      Usuń
    3. Jak to pokazuje praktyka tzw. pokojowych rewolucji, pomarańczowych, kolorowych i innych...😉
      Ale utopia może być użyteczna.
      Niemal we wszystkim, co człowiek robi widoczny jest brak umiaru. Nienawidzimy kogoś jakby nam spalił wieś, chociaż jej nie spalił. Podejrzewamy ludzi o zle zamiary i podejmujemy walkę, która wcale nie była konieczna, sami dokonując agresji. Prawie już nie potrafimy rozmawiać, a co dopiero dyskutować, albo negocjować. Wojny odbierają życie milionom ludzi...

      Usuń
  5. Nie unosić się gniewem oczywiście...I przepraszam za literówki w ostatnim komentarzu. 🙂

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie pytam, czy miłość i współczucie są istotą wartości moralnej życia. W dyskusjach etycznych taki pogląd jest często kwestionowany. Kant i utylitaryści byli, jak wiadomo, innego zdania. Można by długo na ten temat dyskutować. Ale niedobór altruizmu jest dość oczywisty. Tołstoj pisał, że człowiek jest przepełniony miłością. Jednak w postępowaniu ludzi jakoś tego nie widać. Mnie osobiście bliski jest pogląd, że wartość moralną mają czyny motywowane współczuciem. Są one moralnie dobre...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczucie jest chyba bardziej pierwotne i wystarczy życzliwość żeby ta emocja wystąpiła. A miłość to już jest cały zasób bardziej skomplikowanych relacji międzyludzkich.

      Usuń
  7. Trafna wydaje mi się jednak uwaga Tołstoja, że ktoś, kto myśli, że wokół niego są sami źli ludzie, musi sam być bardzo niedobrym człowiekiem...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty