O pragnieniu bycia życzliwym


         Autorowi "padł" laptop, dlatego 

         zdjęcie tekstu z jego strony jest 

         trochę niewyraźne. Mam jednak

         nadzieję, że nie odstraszy to

         miłych czytelników. 🥀  Tekścik 

         ten napisałem w połowie stycznia.

         Trochę przeleżał, bo chciałem go

         poprawić, ale ostatecznie niczego

         w nim nie zmieniłem...

         


        


           Laozi wyraża chyba istotę tego, co

   zwykliśmy określać mianem życzliwości,

   choć słowo to bywa zwodnicze.  Jego

   właściwym sensem jest bowiem dobroć,

   a nie życzenie komuś dobrze jedynie w

   słowach, które niewiele kosztują,  albo

   maskują destruktywne emocje. 

   Laozi nie pragnie być życzliwym.  Jest

   takim niejako przy okazji, w sposób 

   całkiem naturalny, a nie dlatego, że 

   pragnie być dobrym.  W pragnieniu 

   bycia dobrym jest element destrukcji,

   dlatego tak trudno w nim wytrwać. 

   Jeśli chcę być dobry, to skupiam uwagę 

   na sobie i własnym dążeniu do bycia

   kimś innym niż jestem, a czuję głęboką 

   niechęć do tego, co w tym przeszkadza,

   także wobec ludzi, których oceniam,

   zamiast rozumieć. Moralny perfekcjonizm

   jest jedynie, nie zawsze nawet bardziej

   subtelną, formą egoizmu.  Stara się 

   narzucić sobie i innym pewne wyobrażenia 

   moralne. Dobroć jest naturalna i 

   skupiona na tym, co rzeczywiste, a

   nie na oburzaniu się i potępianiu. 

         Moja matka, kiedy ktoś mnie mocno w jej

   poczuciu krzywdził, zwykła dodawać 

   po wyrażeniu oburzenia "Ja mu śmierci 

   nie życzę." 😃   Zwykle więc nieżyczliwym,

   którzy swej nieżyczliwości nie skrywają,

   nie życzymy dobrze. Nie znaczy to jednak, 

   że dobroć jest czymś nienaturalnym, albo 

   nieszczerym, hipokryzją lub przejawem

   słabości.  Możemy też współczuć temu, 

   kto kogoś krzywdzi, życząc mu, aby 

   się zmienił.  (Jest to nie tylko doniosła 

   idea). Istnieją też osoby, pelne pokory, 

   które jak żartował Chesterton, pisząc o 

   św. Franciszku, gotowe są przepraszać 

   nawet własnego kota.  

          Matka, mimo zdobytego 

   wykształcenia pod niejednym względem 

   osoba podobnie jak ja prosta, mówiła 

   o nienawiści dwie mądre rzeczy.  Kiedy

   tłukliśmy się ze starszym bratem do krwi,

   karciła nas słowami "Nie ważne, kto

   zaczął."  A kiedy na kogoś pomstowaliśmy  

   pytała "Dlaczego go nienawidzisz, jakby

   ci spalił wieś?"  

         Poza pragnieniem odpłaty, odwetu,

   i gniewem, który często uważamy za

   słuszny, istnieją jeszcze dwie przeszkody

   w byciu życzliwym : nienawiść i zawiść, 

   również ta bezinteresowna, nazywana 

   resentymentem, a wynikająca jedynie

   z tego, że nie możemy być tacy, jak 

   inna osoba i dlatego staramy się ją 

   w swych oczach poniżyć i "wykryć 

   na jej duszy plamy." 

        Nie każdy oczywiście, jak te rzymskie

   niewiasty (zapewne), zranione czymś, 

   posuwa się aż do zaklęć.  Ale widać tu

   wyraźnie jak nienawiść wypływa z

   poczucia zranienia i smutku, które 

   mogą być przezwyciężone przez miłość.

   Według ewangelii, Jezus w ogrodzie

   Getsemani, miał powiedzieć "Smutny

   (w innych przekładach - zraniony) 

   jestem aż do śmierci."  Wydaje się, 

   że kochał Judasza bardziej nawet niż

   innych swych towarzyszy.  Nie użalał 

   się nad sobą, gotów wypić kielich

   goryczy,  ani nie chował w

   sercu urazy wiedząc, co się stanie, ale 

   współczuł przyjacielowi, który się zatracił. 

   A jednak było to zranienie, choć Judasz 

  "nie wiedział, co czyni." 

         Inny nauczyciel życia duchowego

   - Budda, w ogóle nie poczułby się 

   byc może zraniony, czy smutny, choć 

   to uczucia bardzo ludzkie.  Wszystko

   bowiem, także i zdrada, ma swą 

   przyczynę (wiele przyczyn).  Albo, 

   jak sobie perswadował mądry Marek

   Aureliusz, jest "tak samo naturalne,

   jak róża na wiosnę i owoc w jesieni." 

   Czymś takim jest i zdrada, i niewdzięczność,

   i "wszystko to, co głupców cieszy, albo

   smuci."  

          Czy może naprawdę istnieć taka

   niewzruszoność?   Jest czymś tak 

   rzadkim, że prawdziwa jest chyba

   konstatacja: "Mądrość mędrców,

   to jedynie sztuka zamykania burz

   we własnym sercu."  

         Poza tym, według stoickiej

   mądrości, realne jest jedynie poczucie

   krzywdy, a nie sama krzywda, a nasze

   szczęście nie zależy od tego, co dzieje

   się w duszy innego człowieka.  Dlatego 

   bycie życzliwym ma być czymś łatwym. 

   Cierpienie i śmierć nie są przecież 

   złem  - to tylko my je za takie uważamy. 

   Pewien buddyjski komentarz do "Sutry 

   serca", która jest sercem buddyzmu 

   (późnego i uważanego często za najbardziej

   dojrzały i autentyczny jego wyraz) nosi

   tytuł "Nie ma cierpienia." Można więc

   iść jeszcze dalej...

        Istnieje dobroć, która jest siłą, a nie

   dobrotliwą słabością i pokora,

   która nie jest uniżonością.  Możliwa jest

   nawet walka bez ingerencji i stosowania 

   przemocy i wolna od resentymentu

   miłość bez pragnienia zemsty i 

   wyczekiwania na stosowny moment. 

   I sprawiedliwość wolna od mściwości. 

   Nawet jeśli sceptyk "włoży to między 

   bajki"...

   

        

         [ Tu mój tekst się urywa. Nie chcę 

  dopowiadać wszystkiego do końca...ani 

  zastępować namysłu wyznaniem wiary.]

   

    


   

        



   

   

   

   

   

   

Komentarze

  1. Dodałem teraz dwa zdania na początku, żeby rozjaśnić nieco myśl.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piotr Ratynski14 lutego 2024 09:25

    Dla mnie jest jasne, że być naprawdę życzliwym można jedynie spontanicznie, bo każde myślenie typu "będę życzliwym bo" robi z życzliwości celowe działanie, co mi zupełnie tu nie pasuje, przecież życzliwość jest bezinteresowna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, temu, co naturalne, nie jest potrzebne celowe działanie, ani manipulacja świadomością...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty