Ilu nas jest ;-)

 


     Słuchanie muzyki dawnej obfituje nie tylko we 

wrażenia natury czysto muzycznej, ale także w

we wrażenia poznawcze innego rodzaju. Coraz

więcej na temat owej muzyki dowiadujemy się, 

uzyskując jej pełniejszy obraz. Jest to efekt poszukiwań 

i pracy nie tylko jej interpretatorów, ale także, a może

nawet przede wszystkim, historyków muzyki i muzykologów. 

Bywa, że efekty tej pracy są dość zaskakujące. 

Nie przeszkadza to jednak w percepcji samej muzyki, 

w której wciąż największą rolę odgrywa głębia i bogactwo 

przeżyć, jakich muzyka dostarcza. 

    Jednym z moich ulubionych kompozytorów epoki baroku

jest Louis Couperin, stryj Francois'a Couperina, zwanego 

wielkim.  Gęstość brzmienia i mroczna melancholia jego

utworów wywarły na mnie ze trzydzieści lat temu niezatarte

wrażenie, które utrzymuje się do dzisiaj.  Louis Couperin

cieszy się zresztą również zasłużoną sławą wielkiego 

kompozytora, co zawdzięcza swym utworom klawesynowym. 

     Wpadł mi wtedy w ręce w sklepie "Vivart", prowadzonym

przez pewnego Francuza, piękny box z nagraniami jego 

utworów dokonanymi przez Blandine Verlet dla wytwórni 

"Astree. Auvidis"  (5 CD). Nagrań dokonano w latach 

1987-1993, ale wciąż brzmią bardzo dobrze. Verlet

gra je na oryginalnym klawesynie Rukcersa z 1624 r.  

Już wtedy była ona w pełni dojrzałą i wybitną artystką. 

    Słuchałem później większości tych utworów także w kilku 

innych świetnych, choć może nie tak cudownych (za wyjątkiem

nagrań Leonhardta), wykonaniach (Rousset, van Asperen, 

Eggar), a ostatnio transkrypcje niektórych z nich na fortepian 

nagrał wybitny młody rosyjski pianista Kolesnikow. Przedtem 

w repertuarze pianistów była przede wszystkim jego piękna 

Pawana fis-moll.  

    Oczywiście zawsze pozostaje pytanie, czy granie utworów 

klawesynowych na współczesnym fortepianie ma sens, skoro 

nie może być imitowaniem bardziej wycieniowanego i 

finezyjnego, ale nie mającego równie pełnego brzmienia, 

klawesynu.  Jednak przecież robi się to z powodzeniem w 

przypadku utworów Bacha, Scarlattiego, Handla i 

Francois'a Couperina.

     Utwory Louisa Couperina nie mają może lekkości 

i wdzięku utworów jego bratanka, ani ich poetyckich 

walorów, ale mają wyjątkową gravitas  (szlachetną powagę), 

którą zawdzięczają po części wpływowi kontemplacyjnych 

utworów Frobergera, a po części wybitnych francuskich 

lutnistów pierwszej połowy XVII wieku (klawesyn jak 

wiadomo zaczął wypierać lutnię i stał się w muzyce francuskiej 

najważniejszym solowym instrumentem).   Szczególnie

piękne i pełne niepowtarzalnej ekspresji są wzburzone 

chaconne i passacaille, w których jego twórcza fantazja 

przejawia się najpełniej (do tej formy nawiązywali później

między innymi Lully, Francois Couperin i Purcell), a

także preludia.  Ich melancholia jest niezrównana. Uwielbiam 

je...

     Powierzchowne choćby spojrzenie na tamte czasy 

ujawnia przyczyny owej melancholii, widocznej także

w muzyce lutniowej i w utworach na violę da gamba.

W tamtych czasach ludzie żyli krócej, nie potrafiono

leczyć wielu chorób, dzieci często umierały przy porodzie,

a przy tej kruchości życia, religia sprzyjała poczuciu 

lęku i smutku, z którego jedynym ratunkiem była łaska 

nadzieja łaski Bożej.  Jednak w melancholii tej wyczuwa 

się coś więcej, czy też coś innego i wyraża ona afekty 

i przeżycia tak różne od lęku, a często nieuchwytne i 

niedookreślone, podobnie jak niedookreślona pozostaje treść 

preludium Chopina nazywanego deszczowym, czy Clair de 

Lune (żeby odwołać się do przykładów najbardziej 

banalnych).  

    Oczywiście Chopin i Debussy mieli przed oczami raczej 

twórczość Francois'a niż Louisa Couperina.  Istnienie

takiego wpływu nie ulega wątpliwości jeśli chodzi o 

twórczość Debussy'ego.  W przypadku Chopina można

go jedynie domniemywać, jak czyniła to między innymi 

Wanda Landowska. W interesującej książce "Świat 

muzyczny Chopina" Eigeldingera (przetłumaczonej 

na polski w 2010 r) jest jednak niemniej ciekawy rozdział 

"Chopin i Couperin wybrane podobieństwa" oraz 

rozważania, ile Chopin zawdzięcza muzyce epoki baroku. 

     Ale żyjemy w czasach usilnego poszukiwania prawdy

historycznej i okazuje się, że nie ma dowodu na to, że

Louis Couperin jest autorem większości przypisywanych mu 

utworów. Utwory przypisywane Mr Couperinowi mogły 

być dziełem któregoś z jego dwóch braci.  Zdolniejszy z

nich, Charles Couperin, ojciec Francois'a Couperina

"les Grand", mógł je skomponować równie dobrze.  

Trzeci z braci miał na imię Francois.

    Hipoteza ta jest tak kusząca, że ktoś napisał nawet, 

że to Charles Couperin skomponował słynną Pawanę

przypisywaną do tej pory Louisowi i będącą 

najpopularniejszym jego utworem, tak jakby istniał

jakikolwiek dowód, że tak istotnie było.  Utwór ten

miał być wzorowany na lutniowym Tombeau pour

Mr Ennemond Gaultier i Tombeau pour Mlle Gaultier,

skomponowanych również w tonacji fis-moll. 

     Podobno znany kompozytor epoki baroku i wybitny 

znawca muzyki francuskiej Brossard nie pozostawił 

żadnej wzmianki rozstrzygającej czyjego autorstwa są 

utwory przypisywane później Louisowi.  Jako zupełnie 

zabawną należy jednak przyjąć hipotezę, że bracia 

współpracowali ze sobą w produkcji tych utworów na 

różnych etapach ich powstawania. 

    Trochę dziwią mnie te przypuszczenia i spekulacje,

ponieważ nie ulega dla mnie wątpliwości, że za tą

twórczością ukrywa się wybitna, wyrazista osobowość.

Wprawdzie w przypadku muzycznych rodów,

czy "dynastii", jak Bachowie, czy Couperinowie,

jest oczywiste, że wszyscy ich członkowie mieli 

odpowiednią znajomość muzycznego rzemiosła albo

sztuki, jaką uprawiali, jednak z wyjątkiem dość 

niewielu utworów o pochodzeniu "spornym", w

większości przypadków potrafimy odróżnić utwory

Jana Sebastiana Bacha od utworów innych Bachów,

albo wielkiego Couperina od pozostałych, zupełnie

tak samo jak odróżniam utwory Purcella, od utworów

jego brata o imieniu Daniel. 

     O życiu Louisa Couperina (1626-1661) nie tak

wiele wiemy.  Był organistą w kościele St-Gervais 

w Paryżu i muzykiem nadwornym Ludwika XIV.  

Królowi przedstawił go sławny klawesynista 

Chambonnieres, jednak niedługo cieszył się tym

uznaniem, ponieważ jego żywot przedwcześnie 

zakończył się.

   Jego twórczość, która uczyniła go sławnym po śmierci, 

przetrwała w trzech manuskryptach, z których najstarszy 

obejmował 130 utworów klawesynowych, 70 organowych 

i trzy krótkie symfonie na różne instrumenty (te ostatnie 

w licznych odpisach).  Manuskrypt z Bayun uchodzi za 

najstarszy z trzech odnalezionych i jest najbliższy daty 

śmierci kompozytora. (Autograf utworów klawesynowych 

nie ocalał). O ile dobrze pamiętam pierwotnie były w nim

jedynie poszczególne utwory, a nie suity, które układano 

z poszczególnych utworów skomponowanych w tej samej 

tonacji.  

     Utwory organowe przypisywane Louisowi Couperinowi 

nieudane nie są, ale sprawiają wrażenie nieco archaicznych 

(postrzegane z perspektywy późniejszej twórczości Bacha), 

czego nie mógłbym powiedzieć o jego (czy nie jego) utworach 

klawesynowych.  Ale to raczej kwestia mego odczucia niż wiedzy. 

     Ponieważ pochodzę z klanu rodzinnego ekonomistów,

nie grozi mi los Luisa Couperina także i z tego prostego

powodu.  Wszyscy członkowie mej rodziny dobrze 

urządzili się w życiu poza mną, co jest zapewne wynikiem

mego braku praktycyzmu i niechęci do wiązania się z

jakąkolwiek partią czy opcją polityczną, a nie jedynie

zainteresowania filozofią.   

     Pamiętam jakie wrażenie zrobiło na mnie kiedyś

dowiedzenie się, że ślepy Homer nie istniał, a utwory

Szekspira napisał ktoś inny, albo, że Laozi to byt 

mitologiczny. Jest bodajże tylko kilka wzmianek w 

dziełach starożytnych niechrześcijańskich autorów, 

które mogłyby świadczyć o istnieniu Jezusa. 

    Myślę, że w większości nam podobne pośmiertne 

perypetie jednak nie grożą... 




      

Komentarze

  1. Generalnie "nie opłaca się" pisać o muzyce klasycznej, bo czytelnicy zniechęcają się i odpływają, a osoby,
    które tę muzykę wykonują lub studiują jej historię, nie czytają tekstów pisanych przez tych, którzy
    jej tylko słuchają. Ale ja mam zawsze jakiś powód, żeby o niej pisać. Jest bardzo związana z moim życiem...I tak piszę o niej bardzo niewiele proporcjonalnie do zainteresowań. Jeszcze mniej piszę o filozofii...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia, dlaczego moje równiutko wpisane komentarze są tak kiereszowane (:

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty