Podwójny sen

     


- Nie chciałbym cię zanudzać niestworzonymi opowieściami w stylu Pani Crowe, ale musisz wiedzieć, że to, co chcę ci teraz opowiedzieć nie jest wytworem mojej wyobraźni   -  jest całkiem r e a l n e.  - powiedział Lord Thunderstick.  - A wydarzyło się lata temu po moim powrocie z Indii, dokąd zabrał mnie mój szlachetny ojciec, który niestety dokonał tam żywota. Było to tak dawno, że pewnie bym o tym nie pamiętał, gdyby nie znaczenie tej historii dla całego mojego życia. 

     Jako chłopiec rzadko opuszczałem okolice domu i mieszałem się z hałaśliwym  tłumem. Nasz okazały dom położony był w pięknym ogrodzie oddzielonym od reszty miasta wysokim murem. Poza ten mur nie przedostawał się zamęt tego świata. Ojciec zapewnił mi w nim stosowną edukację, a bawiłem się z dziećmi maharadży. Tak więc żyłem tam we własnym świecie tęskniąc jedynie za mą zmarłą przedwcześnie matką.  Jednak czasem pod wpływem jakiegoś niepokoju i przyrodzonej ciekawości wymykałem się z tej wygodnej i spokojnej cieplarni...Ale ty mnie nie słuchasz! 

     - Ach, słucham cię bardzo uważnie, panie. Nie chciałbym Ci jednak przerywać niestosownymi pytaniami. Wspomnienia to przywilej twojego wieku. 

    - Widzę, że nie zapominasz o uprzejmości i grzeczności ...A więc błąkałem się wtedy po mieście i przyglądałem zwykłemu życiu tych dzikusów. Mój ojciec nigdy by ich tak nie nazwał, ponieważ obcował z osobami światłymi,  nieledwie mędrcami. Ale motłoch i gawiedź są chyba wszędzie takie same. Nędzne jest ludzkie mrowie. Hindusi są przebiegli i okrutni jak wszyscy niewolnicy i wyznają ponury zabobon. Jednak zapewne słyszałeś o tym sporo, zatem skupię się na mej opowieści. 

     - I podczas gdy się tak błąkałeś coś się wydarzyło? 

    - Nie inaczej!  Natknąłem się na Cygankę, która chciała mi wróżyć. Wtedy wydawała mi się strasznie stara, ale nie mogła mieć więcej niż ze trzydzieści lat. Nie potrafiłem się od niej uwolnić i  przepowiedziała mi, że będę miał kłopot z powrotem do Ojczyzny, że życie upłynie mi w niepokoju i że zostanę zabity. Szczerze śmiałem się z tego, ale było to jak bolesne użądlenie dzikiej pszczoły.  Musiałem być uczulony, bo moja dusza zaczęła puchnąć od jakiegoś nieznanego mi wcześniej niepokoju i lęku. Przestałem wychodzić na miasto i zamknąłem się w sobie. Ojciec chciał, żebym studiował prawo, jednak przypominałem mimozę i nawet jego gniew nie mógł sprawić, abym poważnie myślał o życiu. Zapraszał mnie do swego gabinetu, sadzał obok i mówił:

      - Widzę, że coś cię gnębi. Czy to dlatego, że mama jest teraz w niebie?  Wszyscy się tam spotkamy po naszej śmierci, jeśli dobry Bóg pozwoli. 

      Ale ja tylko milczałem. Ojciec był surowy, ale mój los nie był mu obojętny. Chcąc zapewnić mi godziwą rozrywkę zaprowadził mnie kiedyś na egzekucję kilku buntowników. Kładziono ich na ziemi a słoń miażdżył im nogą głowę, która pękała jak orzech. Każdego by ten widok poruszył, ja jednak pozostawałem apatyczny i smutny. Sprowadził mi nawet jakąś dziewczynę z naszej sfery, która wdzięczyła się do mnie, jednak nie wzbudziła mego entuzjazmu. A niedługo potem umarł. Maharadża zaopiekował się mną i wysłał na statek płynący do Anglii. Ten jednak porwali jacyś piraci, którzy więzili mnie przez trzy lata, zanim ów maharadża odnalazł mnie i wykupił z niewoli. Głodzili mnie, lżyli i torturowali, ale utrzymywali przy życiu licząc na okup. Nie o tym jednak pragnę ci opowiedzieć. 

       - Ależ to fascynujące...

       - Po powrocie do majątku, którym przez cały czas zarządzał wyznaczony przez ojca zarządca, żyłem wprawdzie raczej samotnie, ale wygodnie. Niczego w nim bowiem nie brakowało. Jednak zamiast studiować prawo, zainteresowałem się botaniką. Mimo moich dziwactw miałem zapewnione źródło utrzymania, a znajomi ojca przez wzgląd na jego pamięć okazywali mi szacunek. W końcu ożeniłem się z miłą osóbką z towarzystwa, dziewczyną cnotliwą i skromną. Jednak ojciec nie byłby z tego zadowolony. Uważał, że powinienem najpierw wyszumieć się z jakimiś kobietami lżejszych obyczajów, a dopiero potem szukać poważnej i skromnej żony. Tak robili wszyscy w naszej sferze. Młodość ma swoje prawa...Doczekaliśmy się trojga pociech, ale Lucinda zmarła wkrótce po urodzeniu trzeciej. To było bardzo smutne. Byłem trochę rozrzutny i po śmierci zarządcy musieliśmy przenieść się do mniejszego domu, bez parku i ogrodu,  i prawie bez służby. A co gorsza, bez biblioteki. I wtedy przyśnił mi się dziwny sen. Ale opowiem ci go jak się trochę zdrzemnę. Czy mój chart jest tutaj? Jeśli będzie chciał wyjść, to go wypuść. 

     Nie trwało to długo i po chwili już kontynuował. 

- W tym śnie przemówił do mnie Wisznu w jednej ze swych inkarnacji. Mówił coś do mnie potężnym jak piorun głosem. A potem przerażająca bogini Kali. Opowiedziałem o tym, gubiąc się w szczegółach Elizabeth, mojej małżonce, a ta aż wykrzyknęła, bo przyśnił jej się w nocy ten sam sen. Wypytywałem ją pod jaką postacią ukazał jej się Wisznu,  co mówił i czego chciała od nas ta budząca trwogę bogini, jednak wiedziała o tym tyle, co ja. W jednym tylko szczególe nasz sen się różnił. W moim śnie to ja umarłem, a w jej śnie - ona. Poza tym były to jednak te same sny. 

      - To zbyt ogólne jak na proroczy sen.  - zauważyłem. - Właściwie nie ma treści. 

      - Słusznie. A jednak ten sen mial fatalne skutki. Niedługo potem moja żona umarła na gorączkę poporodową. Ja zaś popadłem w przygnębienie, jednak ponieważ miałem znów troje dzieci, musiałem niedługo potem zapewnić im macierzyńską opiekę i poślubiłem córkę mego stryja. Było to możliwe ponieważ po śmierci stryja trafiła na pewien czas do przytułku, gdzie zmieniono jej nazwisko. Letycja była już dużą panienką, ponieważ skończyła właśnie trzynaście lat i doskonale wywiązywała się z małżeńskich obowiązków. Był to najszczęśliwszy okres mego życia. Lecz to, co nastąpiło potem, wstrząsnęło mną. Pewnej nocy przyśnił mi się ten sam sen, ale nim się urwał, zgasła w nim moja żona. Letycja miała wtedy piętnaście lat i urodziła Williama Christophera. Była szczęśliwa, a dziecko zdrowe. Jednak po kilku tygodniach służąca znalazła ją martwą w jej sypialni. Jej śmierć kryła w sobie sporo zagadek, a ja sam podejrzewałem, że mogłem z nią mieć coś wspólnego. Od pewnego czasu wychodziłem bowiem na nocne spacery po okolicy. Jakaś niezgłębiona siła wypychała mnie na nie z łóżka. Nie potrafiłbym nikomu powiedzieć, co wtedy robiłem...

     Lord na chwilę przerwał. Płakał, a potem spytał: 

     - Czy mogłem pozbawić ją życia? 

    Chociaż liczyłem na jego pomoc w załatwieniu uniwersyteckiego stypendium po chwili wahania odpowiedziałem: 

    - Biorąc pod uwagę okoliczności nie można chyba tego całkiem wykluczyć. Twój stan psychiczny musiał być dość osobliwy, skoro się o to podejrzewałeś. Mogło to się stać niezależnie od twej woli. Badania na temat somnambulizmu... 

    - Nonsens! - wykrzyknął Lord podnosząc się z fotela - Na zbyt wiele sobie pozwalasz, młokosie! Wszystko zawdzięczasz mnie! 

   Chciałem uniknąć dalszych upokorzeń, ale starzec zatrzymał mnie władczym gestem, a potem powiedział cicho. 

     - Tego się obawiałem. Nikt inny nie mógł tego uczynić. Pytaj mnie... 

    -  Musiałeś ją bardzo kochać, ale zwróciłem uwagę na pewien nieistotny być może szczegół. Dlaczego nie spała z tobą tylko w swojej sypialni? 

   - Nie umiem powiedzieć. 

   - Dlaczego nie spała z malutkim dzieckiem? Gdzie były pozostałe? 

   - Tak. To dziwne...

   - A pamiętasz może, czy przyśnił jej się ten sam sen? 

  - Nie pytałem jej o to. Chociaż czułem się z nią szczęśliwy, jakaś tęsknota kazała mi myśleć o mej pierwszej małżonce. I ten niepokój i melancholia towarzyszą mi do dzisiaj. A ponieważ jesteś synem przyjaciela mojego ojca nie znalazłem osoby godniejszej tego, aby poczynić jej to wyznanie. 

    Mówiąc to nieszczęśnik wręczył mi sztylet ze zdobioną brylantem rękojeścią, schwycił mą dłoń i wbił go sobie prosto w serce. I tak mimowolnie stałem się mordercą. Szekspir musiałby zubożyć swój geniusz, aby po pijanemu stworzyć podobną scenę. W ten sposób jednak dopełnił się jego los i sen. A ja trafiłem na kilka lat do azylu, gdzie podobno powtarzałem wciąż słowo "Wisznu", choć zdawałem się nie pojmować jego znaczenia. Ale, co ten hinduski bożek mógł mieć wspólnego ze śmiercią Lorda? Już raczej Sziwa...

    

    

     




Komentarze

  1. Bardzo zajmujące opowiadanie. Sny wieszczące śmierć mogą człowieka wystraszyć, ale to mija po wypiciu porannej kawy. 😉 Znałem bliżej kilka cyganek, żadna mi nic nie wywróżyła, natomiast jedna, całkiem nieznajoma próbowała mnie naciągnąć na wróżbę, ale to co mówiła było dla mnie tak oczywiste, że nie dałem jej nawet grosika. 🤓

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty