Urwana opowieść
Trudno o smutniejszy moment mego życia. Ale właśnie w takich smutnych chwilach przypominają mi się rzeczy, których źródła mogę tylko szukać w otchłaniach zapomnienia - jak jedna z mych londyńskich opowieści. Próżno byłoby szukać jej początku a jeszcze trudniej oczekiwać, że nie urwie się nagle w pół słowa. Jest jak wezbrany jesienią strumień, który porywa ze sobą wszystko, a w którym w upalne lato następnego roku trudno nawet zamoczyć kostki.
Lord Shaftesbury dawno już utracił jakiklwiek kontakt z własnym szacownym rodem, którego członkowie nie tylko nie przyznawali się do niego, ale nawet nie wiedzieli o jego istnieniu. On sam, po tym jak postradał zmysły, również nie przywiązywał do tego najmniejszej wagi. Nawet policja, która wielokrotnie zatrzymywała go za włóczenie się po podejrzanych miejscach w środku nocy, uważała, że uroił sobie swe szlachetne pochodzenie. Nie chodził całkiem obdarty i musiał mieć w domu jakąś łazienkę, jednak nie można było ustalić, gdzie właściwie mieszka, ani z czego się utrzymuje. Trafiał więc od czasu do czasu do aresztu, jednak jakoś nie pasował do pozostałych jego bywalców i szybko go z niego zwalniano, żeby nie robić sobie kłopotu. Jego język był przy tym dość wyszukany, jakby odebrał niegdyś staranne wykształcenie, co tak irytowało współosadzonych, że gotowi byliby go zabić, gdyby nie to, że nie można go było traktować poważnie.
Spotkałem go przypadkiem w parku, który lubiłem odwiedzać uciekając od zgiełku miasta. Przechadzał się nad jeziorkiem i karmił ptactwo wodne. Kiedy po tym jak się przedstawił, nawiązałem z nim rozmowę zmierzył mnie wzrokiem i z pewnym niedowierzaniem skonstatował, że muszę być do niego podobny. Jakież było moje zdumienie, gdy okazało się, że zna nie tylko "List o entuzjazmie", ale również pisma Butlera i Hutchesona, które cytował z pamięci, przedkładając jednak ponad nie Traktat i Badania Hume'a, co jednak w żaden sposób nie mogło mnie już dziwić. Ceniłem Hume'a, ponieważ był dokładnie takim człowiekiem, jakiego wzór przedstawił, chociaż jasność jego myśli wydawała mi się czasem zwodnicza.
- "When good is certain and probable, it produced joy. When evil is in the same situation there arises GRIEF OR SORROW. When either good or evil is uncertain, it gives rice to FEAR OR HOPE". Czy zawsze tak jest? Uczucia nie poddają się prawom kojarzenia i bywają całkiem do siebie niepodobne. -
- Owszem, Owszem... - kiwał głową.
Po śmierci drugiej żony popadłem w melancholię i wydawało mi się, że w samotności nie odnajdę bliskiego sobie ducha. Atoli stało się inaczej. Wprawdzie Lord mógł może uważać mnie za prostaka, jednak wzbudzałem jego sympatię i nigdy mi tego nie okazał. Myliłby się jednak ten, kto myślałby, że rozmawialiśmy wiele o sprawach ducha i o naturze ludzkiej. Snuliśmy raczej wspomnienia, choć przeżyłem tylko połowę jego lat. Trudno na tym świecie żyć bez tęsknoty.
Któregoś przedpołudnia przyniósł ze sobą niewielki tobołek, z którego wydobył szachownicę. Usiedliśmy na ławce i graliśmy do samego wieczora jakby świat poza tym nie istniał. Po wylosowaniu czarnych, zacząłem pierwszą partię od obrony sycylijskiej, ale rozglądałem się wokół siebie, podziwiając obłoki na niebie, rozkoszując się widokiem spłowiałych sierpniowych traw, albo podglądając konwersujące ze sobą damy. Z tej drzemki wyrwał mnie jego tubalny głos:
- Przegrywający błąd! Musisz biedaku poddać partię.
- Ach, rzeczywiście! Zupełnie nie zauważyłem.
- Wierzaj mi, ale niepotrzebnie połasiłeś się na mą wieżę, gdy tymczasem śmiertelny cios...
- No tak. Obawiam się, że nie będziesz miał we mnie godnego przeciwnika.
- Ta z lewej, to hrabina L* , nie zdziw się, kiedy w powrotnej drodze odezwie się do Ciebie.
- Ależ to niemożliwe. - powiedziałem - Zobacz, jak wyglądam...
- To więcej niż pewne! Jednak ostrzegam Cię - nie trać dla niej głowy.
Czas mijał szybko i byliśmy już w trakcie trzeciej partii (drugą Lord poddał jedynie po to, aby sprawić mi przyjemność), kiedy damy powracały. Nie mogę sobie przypmnieć jak zaczęła się rozmowa z Hrabiną, ale było to istne arcydzieło sztuczności. Robiłem poważną minę, ale kiedy powiedziała:
- Głębia moich pragnień zapewne nie ustępuje głębi morza. - Nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem.
- Jutro o tej porze, w tym samym miejscu, ale musisz być sam. - powiedziała. Na co, z kolei, jej towarzyszka nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
- Chętnie usunę się. - oznajmił Lord - Albo może spotkam się w innym miejscu z twą przyjaciółką.
Byłem w euforii. Ale na ziemię sprowadził mnie jej nagły sztych:
- I kto wygrał?
Długo po jej odejściu nie mogłem się podnieść jakby w przeczuciu tego, co miało nastąpić. Trudno jest czasem rozproszyć melancholię i odzyskać pogodę ducha.
- Dobrze, że to powiedziała. Rzuciła ci koło ratunkowe. Niedługo zacząłbyś recytować Szekspira.
Zacząłem już myśleć, że oto spotkałem prawdziwego przyjaciela, dobrodusznego i serdecznego, który myślał o mnie z troską, kiedy Lord zafrasował się nagle i rzekł:
- Wybacz, ale widzimy się po raz ostatni. Jutro wracam do mego grobowca, aby cieszyć się mym nieistnieniem. I pamiętaj, ona wyłoniła się z mroku i będzie chciała Cię pociągnąć w mrok. W rzeczywistości nazywa się Prozerpina Gloom. Jeśli nie stawisz jej oporu po miesiącu będziesz już w Hadesie.
Nawet nie zdążyłem poddać partii:
- Szach i mat! - powiedział - Żegnaj!
I oczywiście znikł. Zawsze zastanawiało mnie, w jaki sposób zjawy nagle znikają. Mam na ten temat pewną teorię, ale jej przedstawienie zajęłoby zbyt wiele czasu.
Następnego dnia przyszedłem w to samo miejsce w nadziei, że ją spotkam. Jednak ona nie przyszła. W przypływie rozpaczy postanowiłem odebrać sobie życie i powlokłem się smętny nad Tamizę. Już byłem bliski skoku, kiedy ktoś schwycił mnie za rękę, a potem nagle pocałował w rozwarte ze zdumienia usta. Otrząsnąłem się jakby był to sam diabeł.
- Chciałabym wszystko o sobie powiedzieć, ale lustro nie odbija samego siebie. -
Następny miesiąc spędziłem w jej domostwie i w ogrodzie, ciesząc wzrok widokiem egzotycznych roślin, a noce upływały nam w świetle księżyca lub w oparach opium. Powoli zacząłem zatracać poczucie własnego ja. Uciekałem przed jej zgubnym wpływem do szklarni, gdzie wpatrywałem się w mimozę, albo podziwiałem jak krwiożercza orchidea poluje na zwabione owady. To jednak budziło we mnie lęk. Prozerpina przyłapywała mnie tam i mówiła:
- Chciałeś przede mną uciec szukając odsobnienia. Wierz mi kochany, że nie ma już dla Ciebie ratunku.
- Przed czym?
- Przede mną...I przed zaświatami. Urodziłeś się, więc musisz umrzeć.
- Jakże duszna jest atmosfera w twej cieplarni. Brakuje mi oddechu angielskiej mgły, chłodu poranków, pustkowia cmentarza. Całej tej brzydkiej prowincjonalnej scenerii, w której kruk jest Kimś, a gęsi przechadzają się pozostawiając ślady w błocie.
- Gdybym była ptakiem wzniosłabym się w górę, ale nie jestem nim, więc trzymam się ziemi. Może chciałbyś jeszcze, żeby spadł śnieg? Tam nie ma śniegu, ani słońca. Wszystko ma swą porę. Ja też muszę tam wracać.
Jak słusznie przypuszczasz, słowa Lorda sprawdziły się. Nie wiem jak znalazłem się nad rzeką we mgle. Nie wiedziałem tylko, czy to mgła poranna, czy wieczorna. Wdzierała się w me oczy i usta. Po drodze mijałem jakieś upiorne postacie, ale nie zwracałem na nie uwagi. Wierzyłem, że w ostatniej chwili moja ukochana zjawi się, żeby mnie uratować. Jednak nie zjawiła się...
Za daleko byłeś Miły... 💔
OdpowiedzUsuńJednak zakończyłeś swoją opowieść angielską.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem naprawde z zapartym tchem.
Jestes prawdziwym mistrzem pióra Nezumi.
Mam nadzieję, że już zaczynasz czuć się lepiej.
Najczęściej nic nie jest pewne, również dobro i zło, dlatego ludzie mają tyle strachu i nadziei. I to ta nadzieja najczęściej ich zawodzi, a nie bieg wydarzeń, który jest idealne obojętny i na ludzkie oczekiwania nieczuły.
OdpowiedzUsuńTo inna opowieść niż ta, o której wspominałem. Tamta pozostaje niedokończona.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy utwór. Autor pięknie oddał atmosferę grozy, niepewności jutra.
OdpowiedzUsuńZaplątany wśród bohaterów, nie wiadomo żywych czy umarłych, przeżywa niezwykłe przygody wśród niezwykłych zjawisk.
Idźcie sobie zjawy, jesteście tylko pionkami na szachwnicy życia, a czas waszej gry minął.
Nezumi wracaj do świata żywych.