Tajemna głębia. Ostatni spacer z Panią Ogawą



Zdjęcia nazumi13 




- To, co puste nie jest po prostu puste. - powiedziała Pani Ogawa - Nie jest niebytem. Tylko to, co puste, może być napełnione. Kiedy mówię, że coś jest puste, to znaczy, że nie ma żadnej istoty, bo jest zależne od innych zjawisk. Szkoła tendai wyróżnia osiemnaście rodzajów pustki, aż w końcu granica między istnieniem, a nieistnieniem zostaje przekroczona - w pojęciu ostatecznej pustki bytu i niebytu. - 
 
-  Mieliśmy nie rozmawiać o metafizyce. - zauważyłem. 
 
- To nie metafizyka, to doświadczenie. Wyczuwa Pan chyba, że to nie jest nihilizm...Nie będę już pana męczyła opowiadaniem o związkach między metafizyką, estetyką, a poezją, choć to dla mnie ciekawy temat.  W każdym razie sens poezji jest poza słowami, niejako w tle.  Ludzie potrzebują silnych wrażeń, dlatego jesienią zauważają czerwień klonu, albo postrzępiony kwiat chryzantemy, a nie porusza ich widok pozbawionego barw nieba. Ale nie na tym polega wrażliwość, która głęboko wzrusza.  - 
 
- To dokąd teraz idziemy? - spytałem.  - Rozumie chyba Pani, że się na tym zupełnie nie znam.  

- Sama nie wiem, czy czegoś nie przeinaczyłam. Wolę jak Pan coś opowiada. Mam ochotę na spacer po bezkresnej łące przed zmierzchem, ale obawiam się, że zaraz wyjdziemy na zatłoczoną ulicę. 

- To wyjdziemy! 

- Wie Pan, jakoś dziwnie mi się z Panem czasem rozmawia. Jest Pan chyba trochę nadwrażliwy. Matka Panu o tym nie mówiła? 

- Mówiła...Mówiła, że mam słuch absolutny. I że w dzieciństwie miała ze mną sporo kłopotu. Ale moja matka od swojej matki poznała pewien zasób prostych słownych reakcji, pochodzenia zapewne ludowego. Kiedy coś nabroiłem mówiła do mnie "Ty zarazo!", albo "Ty gadzino podła"!  A kiedy byłem zmęczony, albo nie potrafiłem zawiązać butów, mówiła "Jak nie mogę, to przez nogę i znowu mogę!"  Ojciec taki wyrozumiały nie był.

- To się z Panem miała. 
 
- I z moim bratem. Tłukliśmy się czasem do krwi. A wtedy wkraczała ze słowami: "Nie ważne, kto zaczął. Ma być spokój!" 
 
- Kochała was. 
 
- Bardzo! Przed śmiercią kilka razy tłumaczyła się, że bardziej kochała starszego brata niż mnie, bo miał kłopoty ze zdrowiem i musiała się o niego troszczyć. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego o tym mówi. Podobno z tego samego powodu jej matka bardziej kochała jej starszą siostrę.  Ale teraz, kiedy jej nie ma, jakie to może mieć znaczenie? Na Jej miejscu każdy by tak postępował.  Siostra mamy miała też dwóch synów i jej matka, a moja babcia, bardziej kochała tego, który był podobny do zamordowanego podczas wojny jej męża, niż tego drugiego, który nie był do niego podobny. Mówiąc to matka pokazała mi zdjęcie swego ojca - wyglądał jak ten wnuk babci, którego bardziej kochała - człowiek zresztą dość nieprzyjemny, bo dziadka przypominał tylko fizycznie. 
 
- No tak...Wiem, że nie traktuje Pan tego poważnie.  W każdym razie to nie charakter dziecka decydował o miłości matki, a zupełnie coś innego. Chociaż zdarza się, że rodzice chcieliby zadziobać własne dziecko, jak ptaki, którym wydaje się, że urodziło się inne, niż powinno być. 

- Kiedy zaczynamy mówić o takich rzeczach zaczynam tęsknić za poezją i metafizyką.  - powiedziałem. 

- No, ale obiecałam Pana nie męczyć. Dla mnie jest zrozumiałe, że ktoś taki jak Pan, a nawet, że każde dziecko i każdy, kto dojrzewa i wzrasta, ma własny świat, w którym znajduje schronienie. Życie poza tym światem może być nawet czasami piekłem, zwłaszcza kiedy miało się takiego ojca jak Pan, ale w tym świecie wszystko staje się możliwe. I nie ma znaczenia, czy to metafizyka, czy cokolwiek innego - jakiś własny świat - może być nawet warsztat samochodowy.  W dzieciństwie chłopcy bawią się wojnę, a dziewczynki w piaskownicy mieszają piasek z wodą i robią pączki, bawiąc się w sklep.  Mnie to czasem przypomina Nietzschego.  

- Mężczyźni mają ze sobą walczyć, a kobiety mają umilać im życie w przerwie między wojnami...Ale na pewno wie Pani, jaki uległy wobec kobiet był Nietzsche.   

- Dlatego pewnie powiedział, żeby do nich nie podchodzić bez bicza. - roześmiała się Pani Ogawa - Salome wiedziała, jak nim kręcić, ale naprawdę straszna była jego siostra, która wykorzystując jego chorobę zredagowała "Wolę mocy"...Ale to Pan filozofuje, a nie ja. -
 
- Ja już nie. 
 
- Tak, wiem, że nie zostało Panu wiele życia. Niech Pan jednak nie daje się istotom demonicznym wypchnąć z tego własnego świata.  -
 
- Musimy tak rozmawiać?  
 
- Mój syn był podobny do Pana.  A teraz go nie ma. Znacznie łatwiej jest stracić matkę niż dziecko.  Poza tym, mam poczucie winy. Gdybym go bardziej rozumiała, żyłby teraz. To było tak dawno, a wciąż mi go brakuje. Na starość bardziej niż kiedykolwiek przedtem. I nie chodzi o szklankę wody. Panu też nikt jej nie poda!  

- To bardzo smutne. Dlatego ze współczucia kilka razy już Panią uśmierciłem, ale wciąż Pani żyje w moich myślach. 

- Ach, "Ostatnie chwile Pani Ogawy"...Mnie się to zawsze wydawało bardzo śmieszne. Rozmawiam z Panem, a nagle znikam jak zjawa. Ale przypominam Panu, że uśmiercił Pan też swą kochankę. Jak to było? 
 
"W swym wytartym płaszczyku 
Leży martwa wśród mokrych liści
Nie otuli mnie już nigdy jasnymi włosami
Nikt już miłości przemocą jej nie wydrze." 
 
Streszczam tylko, bo nie pamiętam. Pan to  jakoś sugestywnie napisał i myślałam, że ona naprawdę nie żyje, a Pan ją zamordował. 

- To było podczas spaceru w lesie, późną jesienią. Zaskoczyła nas ulewa. Była pijana i udawała martwą, żeby mnie przestraszyć. Domyśla się chyba Pani, jak trudno było mi ją potem doholować do domu. Prawie każdy przechodzący facet chciał mnie posłać do diabła. - 
 
- Długo tak Pana przetrzymała?  
 
- Była doskonałą aktorką.  Kiedyś na spacerze po parku powiedziała, że musi na chwilę usiąść.  Zrobiła się strasznie blada i nie mogła się podnieść z ławeczki. Okazało się, że wieczorem, kiedy wyszedłem, podcięła sobie żyły.  I przez całą noc i następny dzień potrafiła to przede mną ukryć. Spacerowaliśmy jak gdyby nigdy nic. Owinęła sobie ranę jakąś ścierką. Była pełna wigoru, żartowała, przylgnęła tylko trochę bardziej do mnie...Wtedy w lesie zamarłem z przerażenia. I czuję je do dzisiaj.
 
-   Cięcie nie mogło być głębokie, ale dobrze, że nie doszło do zakażenia...Na szczęście ja tylko znikłam. 

- Tak mi się wydawało. Ale kiedyś przecież zobaczymy się po raz ostatni. 

- Przywilej naszego wieku, choć mogłabym być Pana matką. 

- Matka miała ciężkie życie. Wtedy nie było dosłownie nic. O piątej rano stawała w kolejkę po mleko dla nas, nie miała pieluch na zmianę i musiała je prać "w ręku". Po urodzeniu mojego brata wypadły jej zęby. Ze zmęczenia miała codziennie jakiś krwotok z nosa...Często przypominała mi, że jak poważnie zachorowała i czuła ból i lęk przed pójściem do szpitala, przyniosłem Jej ze swego pokoju wszystkie zabawki, żeby Ją pocieszyć. Bardzo ją to wspomnienie wzruszało...Teoretycznie, bo przecież Pani nie żyje. 

- Tak, rzeczywiście. Ale po co mi Pan o tym przypomina. 

- Tęsknię trochę. 

- Pustka jest formą, a forma - pustką.




 
 
 

 


 






 


Komentarze

  1. Myśli w formie dialogu. Chociaż tak z kimś porozmawiać.
    Gdzie jest granica między pustką taką, która może być jeszcze potencjalnie pełna, większą pustką, jeszcze głębszą pustką, a niebytem?
    Dlaczego niektórych kochamy bardziej? Jaka jest prawda? Przecież nawet niektóre zabawki były ulubione ukochane. Może nie chodzi o troskę, tylko o urodę lub bliski naszym uczuciom wygląd?

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocha się gdy w obiekcie naszej miłości jest to "coś"
    Piękna twarz czy figura, piękna zabawka wcale nie music być obiektem zauroczenia czy miłości.
    To co jest wewnątrz, dusza tej osoby czy przedmiotu wibruje z naszą duszą, w nauce nazywa się ten fenomen rezonansem.
    Rezonans jest nawet 1,000 razy mocniejszy tylko gdy wibracja jest akurat zgrana, wtedy dzieją się rzeczy poza naszym racjonalnym postrzeganiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nezumi,
    nie wiem czy tylko ja to zauważam, coraz niższe wibracje, coraz ciemniej robi się u Ciebie na blogu.
    Pustka już nie wystarcza, ma co najmniej 18 poziomów, jeden głębszy od drugiego, pustka już bez dna.
    Nie raczysz napisać czym jest ta pustka absolutna.
    Z fizyki wiemy, ze pustki nie ma.
    Czy to najmniejsze elementy, neutrino, emitowane przez słonce czy gwiazdy są wszędzie,
    promieniowanie elektromagnetyczne jest wszędzie, absolutnej pustki nie ma nawet w świecie nazwanym metafizycznym.
    Tylko u Ciebie jest pustka do której coraz głębiej toniesz.
    Bóg nie jest ciemnością lecz Światłem.
    Odsuwasz się wiec coraz dalej od Źródła wszystkiego.
    Jeszcze chwila, twoje wibracje duszy spadną na najniższy poziom, spotykany tylko w Hadesie.
    Tam już same dno, najniższe z możliwych wibracje.
    Zamiast żyć na Ziemi jak w Niebie zaczynasz żyć jak w Piekle na Ziemi.
    Widzisz na wschód od Bugu jak wygląda życie bez Boga.
    Można żyć w Świetle radosnych wibracji, trzeba tylko chcieć podnieść wysoko, jak najwyżej głowę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko na świecie składa się bardziej z pustki niż z czegoś. Aż 99,99999999% objętości każdego atomu stanowi pustka. A wszystko, każda rzecz składa się z atomów lub cząstek z nich zbudowanych. Czyli inaczej mówiąc człowiek to też jest bardziej pustka niż coś. 😀 A jednak istniejemy i na dodatek się różnimy. Dlaczego tak jest, wyjaśniają różne prawa fizyki, ale wyjaśnienia jak to się dzieje, że człowiek jest zsyntetyzowaną kompilacją cech, które ja uważam za popieprzone, to tam nie znalazłem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pewna Pedagog (kto wie czy nie godna następczyni Korczaka), która sama stanowi rodzinę zastępczą od kilku dekad (dla kilkudziesięciu już wychowankow) powiedziała mi kiedyś, że wszystkie dzieci kocha się tak samo, ale niektóre bardziej się lubi.

    OdpowiedzUsuń
  6. "... że każde dziecko i każdy, kto dojrzewa i wzrasta, ma własny świat, w którym znajduje schronienie".
    Umiejętność odizolowania się we własnym świecie gdy nadchodzi burza i błyskawice- jest bezcenna.
    Często taki schron przetrwania jest potrzebny nie tylko dziecku. Ale dziecko jest bezbronne.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty