Jak kochać samego siebie?
starszym bratem...
Nie potrafiłbym odpowiedzieć na to pytanie. Uważa się, że trzeba dbać o własne szczęście, o sukces i życiową karierę, i eliminować wszystkie przeszkody na tej drodze, gromadząc potrzebne do życia zasoby. Kłopotliwe wydaje się pytanie, czy można kochać samego siebie nie kochając innych i większość ludzie przed nim ucieka. Ludzie bardziej świadomi rzeczywistej wartości życia mówią o potrzebie samotności, kontemplacji i wolności, o umiejętności opiekowania się sobą i bycia dla siebie przyjacielem, o życzliwości wobec innych i o miłości do najbliższych, o potrzebie regeneracji własnej wrażliwości, i przezwyciężania rutyny, o dążeniu do psychicznego wzrastania. Ktoś taki nie jest zapobiegliwy i nie troszczy się o jutro, jak ptaki, które "nie sieją i nie orzą." Istnieje też jednak motywacja altruistyczna, wyrażająca się we współczuciu dla sytuacji życiowej i cierpienia innych oraz chęci niesienia im pomocy. Wobec ogromu cierpienia wiąże się z nią pewne ryzyko, bowiem kiedy bodhisattwa współczucia Awalokiteśwara "spojrzał na cierpienie świata, w sensie dosłownym pękła mu głowa z bólu." (Budda Amithaba ją według legendy poskładał). A nie każdy posiada tak cudowną moc niesienia innym pomocy. "Pragnienie przyjścia z pomocą wszystkim istotom sprawiło, że Awalokiteśwarze wzrosło tysiąc rąk..."
Podczas mych uniwersyteckich studiów czytałem "Jak kochać dziecko" Janusza Korczaka. Napisał tam "Medycyna pokazała mi cuda terapii i cuda wysiłków podpatrywania natury. Dzięki niej widziałem powielekroć jak człowiek umiera i z jaką bezlitosną siłą, rwąc łono matki, przedziera się do życia na świat płód, dojrzały owoc, by stać się człowiekiem." Pochłanialiśmy wtedy w ciągu tygodnia zbyt wiele tekstów, ale były i takie, które pozostawały w pamięci. Niektóre z jego przemyśleń, czego na ogół się nie zauważa, mogą też być odpowiedzią na pytanie, jak kochać dorosłego człowieka, który czasem przypomina dziecko. Ale nie o tym chciałbym tutaj wspomnieć. Autorka cennej biografii Korczaka - Hanna Mortkowicz-Olczakowa przywołuje też jego pesymizm i skłonność do pewnej przekory, przytaczając myśli "wyraźnie kolidujące z jego działalnością."
"Nie ma większego nieszczęścia niż urodzić się człowiekiem."
"Przewrotem, tragedią, jest nie śmierć, lecz narodzenie."
"Wesz nie człowiek, całej krwi nie wypije."
Podobno chciał też napisać apologię pluskwy. Mnie w pamięci pozostało zdanie z o wiele późniejszego okresu jego życia, napisane na krótko przed śmiercią:
"Rozdałem wszystko innym i nie mam już nic."
Stary Doktor był już wtedy poważnie chory i z trudem wystukiwał na maszynie swój dziennik. Miał też świadomość, co stanie się z nim samym i z dziećmi, którymi się opiekował. Mówi się czasem, co trochę mnie irytuje, że nagrodą za poświęcenie był dla niego "uśmiech dziecka." Nie często go zapewne widział. Opiekował się w sierocińcu dziećmi "trudnymi", które niekoniecznie poczuwały się do wdzięczności, w przerażających czasach, kiedy nie były często uważane za ludzi. Udzielało im się apatyczne zobojętnienie, które wywoływać może uczucie grozy i bezgranicznego współczucia. Kiedy chłopcy grali w piłkę, a jeden z nich umarł, inni nie przestawali grać dalej. Oddał życie prowadząc dzieci na śmierć, chociaż w chwilach zwątpienia myślał, że może oprawcy będą działać w sposób racjonalny i wystarczy tylko nie okazywać buntu. Byli racjonalni, ale w zupełnie inny sposób, dokonując zaplanowanej eksterminacji.
Korczak, podobnie jak Czechow, był lekarzem i pisarzem - obaj sprawiają wrażenie melancholików o wyostrzonym, niezwykle żywym poczuciu humoru i tragizmu życia. Jego postacie literackie - Król Maciuś Pierwszy i Kajtuś Czarodziej były mi w dzieciństwie bardzo bliskie. Maciuś był delikatny i subtelny, a Kajtuś taki nie był. Lubił też żartować, jak kiedy spytał panią w pralni "Czy można uprasować kota?", czy też (nie pamiętam już dokładnie) wyraził takie życzenie. W "Sam na sam z Bogiem" pisarz parodiuje styl Księgi Hioba pisząc poniższe słowa modlitwy:
"Dzięki Ci, Stwórco, że stworzyłeś świnię i słonia z długim nosem, żeś postrzępił liście i serca. Żeś dał czarne mordy murzynom a burakom słodycz. Dzięki ci za słowika i pluskwę. Za to, że dziewczyna ma piersi, że rybę dusi powietrze, że są błyskawice i wiśnie. Żeś arcyudacko kazał się nam rodzić, że dałeś myśl kamieniom, morzu i ludziom..."
Ale i to pięknie Autorka przytacza:
"Smaruję maścią wszystkie psy parszywe."
Ktoś może zapyta, po co o tym piszę. Wydaje mi się to warte przypomnienia niejako samo w sobie ze względu na Osobę tego tak ludzkiego Człowieka, wobec którego i ja mam dług wdzięczności...Ale jest też inny powód. Są nim niezmienne oskarżenia wobec piszących o pesymizm, wypowiadane w sposób butny i arogancki, z poczuciem wyższości przez ludzi, którzy nie robią nic dla innych, poza prezentowaniem sztucznego uśmiechu przylepionego do twarzy i wyrażaniem oburzenia...Nie piszę tego z intencją zaczepną, a jedynie po to, aby przypomnieć, że pesymizm nie musi być nihilizmem, a pisarz, który go wyraża, malkontentem. Nie wspominam tu geniuszy takich jak Dostojewski, czy Heine, ani wybitnych japońskich pisarzy-samobójców, choć, jak wiadomo, nie byli to ludzie słabego ducha. Myślę raczej o ludziach gotowych do poniesienia ofiary z własnego życia nie poprzez oddanie go, czy nawet wydanie na pastwę twórczości, ale o tych, którzy oddali je w akcie samopoświęcenia, jak japońscy studenci-kamikadze, przepełnieni pięknymi, idealistycznymi myślami, które ich zwiodły. Korczak nie dał się zwieść i jego ofiara nie była niepotrzebnym poświęceniem. Przedtem, jak pisze Autorka biografii "Psuł sam sobie świetnie zapowiadającą się praktykę, omijał bogatych pacjentów, uciekał między biedaków."
Jak kochać samego siebie… hmm… Trudno jest właściwie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy kocham samego siebie, co wiąże się pewnie z brakiem wiedzy “jak”. Są ludzie, którzy mają problemy już nawet z zaakceptowaniem siebie i od tego chyba trzeba zacząć, od akceptacji. Pomaga tutaj moim zdaniem zrozumienie tego co, jak i dlaczego czynisz, oraz co jak i dlaczego przeżywasz, czyli mówiąc inaczej chodzi o introspekcję. Mnie się wydaje, że ludzie tego zazwyczaj nie robią, działając jedynie spontanicznie w odpowiedzi na potrzeby i wyzwania otoczenia, które obserwują, nie czując potrzeby samoobserwacji. Czas gdy w otoczeniu tym źle się dzieje, tworzy dużo ludzi silnych i niezłomnych, gotowych do poświęceń, oni zaś tworzą lepsze czasy, które są z kolei wylęgarnią dużej ilości ludzi słabych i podłych, a ci tworzą znowu ciężkie czasy i tak koło się zamyka. Korczak żył w ciężkich czasach i jego pokolenie potrafiło się poświęcać, w zależności od sytuacji w której się znalazło, a teraz rośnie pokolenie lepszych czasów, które otrzymuje od rodziców wszystko bez większego wysiłku ze swojej strony, wierząc, że świat powinien dać im co tylko chcą, bez ograniczeń, a od nich światu nic się nie należy. Kochają wyłącznie sami siebie, czują się silni, bo mają, a kto nie ma to słaby, słabość zaś to wina słabego, więc niech sam sobie pomaga. Czyli odpowiedź na pytanie, czy można kochać samego siebie, nie kochając innych, brzmi: tak można. Inna sprawa czy ludzie ci znają wartość życia jako takiego, bo wartość swojego zapewne cenią. Zgodnie z tym co napisałem wyżej, jest bardzo prawdopodobne, że to pokolenie, prędzej czy później, stworzy innym ciężkie czasy.
OdpowiedzUsuńSamoakceptacja z psychologicznego punktu widzenia wydaje się być początkiem uzyskiwania większej samoświadomości i dla wielu ludzi, także i dla mnie, nie zawsze jest czymś łatwym...
UsuńJa nie przez całe życie się akceptowałem i nie mam pojęcia kiedy zacząłem, ani co to spowodowało. Teraz już nie mam żadnego problemu z samoakceptacją.
UsuńW jakimś elementarnym sensie i ja siebie akceptuję, ale mam czasami poczucie niedorastania do bliskich mi wartości...
UsuńNie wspinam się jednak na palcach, żeby wyglądało, że do nich dorastam.
UsuńNie musisz, nikt nie musi wszystkie swoje wartości wcielić w życie. Swoje wartości trzeba mieć, ale wiele z nich pozostanie w swerze marzeń i tak jest chyba też dobrze.
UsuńYou are my masterpiece - jesteś moim arcydziełem powiada o każdym z nas Bóg.
OdpowiedzUsuńBóg nie miał złego dnia gdy kogoś tworzył.
Każdy z nas jest taki, jaki miał być aby realizować swoja misje dla której przyszliśmy na ten świat.
Gdy jesteśmy wyposażeni w taka wiedze - idziemy nasza ścieżka życia.
Nie zazdrościmy komuś, kto ma piękna zone czy piękne auto.
Kochamy siebie takim, jakim jesteśmy stworzeni.
Gdy patrzy się na życie poprzez duchowe postrzeganie otaczającego nas świata wszystko jest proste.
Kochaj bliźniego swego jak siebie samego wtedy nabiera normalnego znaczenia.
Wykreowane ludzkie poczwary przez naszych ludzkich filozofów biorą się za wyścig szczurów.
Zycie proponowane przez Katedrę Filozofii nie ma żadnego sensu.
To co Nezumi powyżej napisałeś jest bardzo smutnym obrazem doczesnego człowieka.
Tylko tyle potraficie - narzekać na wytworzonego przez was samych człowieka.
Gdyby nauczano ludzi duchowości - ten świat byłby piękny.
Co ciekawe filozoficznie oświadczasz "Nie potrafiłbym odpowiedzieć na to pytanie"
Jak kochać samego siebie?
Tymczasem aby prawidłowo rozumieć naukę Jezusa każda osoba powinna znać odpowiedz na takie zapytanie
Zawiedliście zwykłego człowieka głosząc taką filozofię jaką głosicie.
Danek
UsuńNikt nie narzeka, ani nie zazdrości Tobie żony ani samochodu, a już najmniej twojej duchowości. Nie zrozumiałeś chyba ani jednego słowa z tego, co napisałem i wszystko wykrzywiasz tak, aby móc przejrzeć się w zwierciadle samozadowolenia...
Gdzie w moim tekście o Korczaku wypatrzyłeś zachętę do wyścigu szczurów? 😀
UsuńTworzysz sobie obraz jakiegoś wyimaginowanego wroga, mędrka, który niby chce zastąpić Pana Boga w tworzeniu człowieka...Być może tacy ludzie istnieją, ale ja do nich nie należę.
UsuńDanek
UsuńOd zawsze wiadomo, że promuje się brak wiedzy i myślenia samodzielnego, bo pożyteczny głupek się nie buntuje i nie podskakuje możnym tego świata. Każda religia służy temu celowi, dlatego filozofów i logików nienawidzi. A Ty jesteś idealnym przykładem takiego pożytecznego i jedynie taki jest sens twojego życia. Nie martw się o zwykłego człowieka, był on już na tym świecie, zanim Żydzi wymyślili swojego Boga i dalej na nim będzie, gdy już nikt o tym Bogu nie będzie pamiętać. Ta twoja sekta to około 200 tyś ludzi w USA i około 350 tyś na całym świecie, czyli żałosny margines, mający takie samo znaczenie dla ludzkości jak ucho świętego Antoniego. A te twoje kazania tutaj mają taki sam oddźwięk w umysłach ludzi myślących, jak miałczenie od kota na dachu w księżycowa noc. Dopóki tego nie zrozumiesz, to ja tu razem z szatanem będę miał powód do śmiechu. 😈
Alma
UsuńPowinno się kochać bliźniego swego jak siebie samego. Czyli, nie kochając siebie, nie wiemy nawet jak należy żyć 😃
👀 diabeł nie śpi. Zwykle licho go przynosi. A stajenka była licha...
UsuńCoś z mózgiem mi się chyba stało 🥵
Alma-Wiedźma to była
Usuń🙂
Usuń