Kto kocha wojnę?


               
              Warto posłuchać tego pełnego ekspresji
           i tak wiele mówiącego utworu z L' ottavo
           libro de madrigali (1638) Monteverdiego. 


       Ciekawa książka psychologa Hillmana "Miłość do wojny" przeszła u nas prawie niezauważona.  Żyjemy ostatnio w zimnowojennej psychozie nie zauważając, czym się to w historii kończyło. A wojny obecne to najczęściej rzezie ludności cywilnej.  Było tak zawsze od podbojów Aleksandra i Wojny galijskiej Cezara po kampanie napoleońskie. Wojny wiązały się często z eksterminacją, niszczeniem i rabunkiem, ale w XX wieku, mimo rzekomego postępu moralnego, były w skali globalnej dwie takie wojenne rzezie (nie licząc innych zbrodni ludobójstwa jak holocaust Ormian i stopniowej, starannie zaplanowanej, eksterminacji stalinowskiej i hitlerowskiej oraz brutalnych wojen domowych). Zaczęto z powodzeniem masowo uśmiercać wroga przy pomocy tak zwanych gazów bojowych (Bolimowo 1915), a kobietom i dzieciom nie szczędzono bomb, włącznie z bombami nuklearnymi (Hiroszima i Nagasaki 1945). Bezsens tych wojen jest oczywisty i zarazem przeraża- "Kiedy rozum śpi, budzą się upiory."  Czy nie dość już tego bezmyślnego okrucieństwa? - mógłby spytać nie tylko jakiś moralista. Okazuje się, że nigdy dość!  Działa tu nieubłagany mechanizm. Jacyś wpływowi ludzie i organizacje mają swe ciemne interesy i nie ustają w ogłupianiu ludzi cyniczną i nienawistną propagandą, która odczłowiecza przeciwnika (wykorzystując iluzję  wyższości rasowej lub kulturowej). 

      Walkę zbrojną z jej poświęceniem i bohaterstwem, i ze szlachetnymi zasadami, uświęcał niejako arystokratyczny etos rycerski, chociaż jak zauważył już Hezjod, arystokraci żyli i bogacili się z rabunku. Poeta porównywał ich do jastrzębi. Etos rycerski istniał w Europie jeszcze w epoce odrodzenia i później, jednak w praktyce mało kto go przestrzegał i równano z ziemią całe miasta. Jednak był zbiorem pewnego rodzaju zasad, które czasem traktowano bardzo poważnie. Zdarzało się nawet, że widząc nierówność szans w walce, dowódca odstępował od niej lub starał się te szanse wyrównać. Była to kwestia honoru. A teraz dowódca wojskowy może powiedzieć, że nie będzie się stosował do żadnych zasad i nie uznaje nad sobą żadnej jurysdykcji. Honor i miłosierdzie zastąpiono cyniczną kalkulacją a ludzie skłonni są uwierzyć we wszystko. Zabijanie stało się mechaniczne, a nawet elektroniczne i ludzi zabija się bez jakiejkolwiek świadomości, że są to ludzie. "Zatopimy ich w tych tunelach", jak topi się prusaki, oświadcza jakiś generał, nie dodając - "Zrównamy z ziemią ich miasta, ich kobiety i dzieci wytępimy, albo przesiedlimy, a sami zajmiemy ich skrawek ziemi." Oczywiście w sposób "humanitarny."  Ten humaniaryzm to zwykla drwina. Dwa dni, albo dwie godziny na ewakuację szpitala bez gwarancji, że po drodze nie będą ostrzeliwać. Tak więc nic już nawet z pozoru nie chroni biorących udział w walce ani ludzi, którzy nie biorą w niej żadnego udziału i są jedynie niewinnymi ofiarami. Przyzwyczajamy się do masowej zagłady, bo sami nie padamy jej ofiarą. Obłęd wojny opiera się na politycznej kalkulacji. Można posyłać tysiące ludzi na śmierć wmawiając im, że są bohaterami a nie jedynie mięsem armatnim. Sprzyja temu tworzenie wojennej mitologii, jak w przypadku Wyspy Węży, porównywanej przez dzienikarzy z Termopilami, której obrońcy spokojnie wrócili potem do domu. Ukraina straciła już jednak podobno (straty są przemilczane) około miliona żołnierzy, a porównywalne są zapewne straty po stronie Rosji. (Trudno się dziwić, że z Ukrainy uciekło 600 tysięcy mężczyzn w wieku poborowym i że organizuje się uliczne łapanki na tych, którym nie udało się wyjechać). Wolno zabijać "nie-ludzi" i "podludzi", a zresztą dla naciskającego przycisk nikt już nie jest człowiekiem. Nie trzeba się nawet wysilać, żeby kogoś zarżnąć. Masakrowanie przestaje być przyjemne, a oprawcy nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za wydawanie i wykonywanie rozkazów. Pewien mój znajomy,  historyk sztuki, potępiający terroryzm, wywodzi, że kiedy ludzie palą się żywcem lub giną przyciśnięci gruzami w wyniku bombardowań, to ich śmierć nie jest okrutna. Następuje bowiem niejako przy okazji. Poza tym okrasza się to wszystko opowieściami weteranów walk w Iraku, czy w Afganistanie o trzyletnich dzieciach opasanych pasami Szachida i o żywych tarczach. Takie dziecko, czy nawet niemowlę, kiedy dorośnie, będzie terrorystą. A także o ukrywaniu się terrorystów lub członków pułku Azow w szpitalach, obozach dla uchodzców i domach dziecka, albo w teatrach, co ma usprawiedliwiać ich bombardowania. Nawet bez takiego pretekstu Izrael wypalił  budynek uniwersytetu w Gazie i zniszczył w niej doszczętnie połowę domów mieszkalnych. 

      Zgadzam się z poglądem, że wojna światowa właściwie po 45 roku nie skończyła się, tli się przez cały czas i w pewnych okresach i miejscach świata wybucha z wielką siłą. (Oprócz tego są też niezależne od niej i krwawe, ludobójcze konflikty lokalne). Przy czym antagonistami są przede wszystkim  dawni wojenni sojusznicy. Obecnie mamy okres najbardziej niebezpieczny od tych prawie osiemdziesięciu lat. Wkraczamy w epokę niczym nie osłoniętego militaryzmu, ryzykującego światowy konflikt o znamionach zagłady gatunku. A ludzie, zanim pójdą na rzeź, wydają się mocno przysypiać, rojąc o demokracji...

      "Ludzie zatroskani o ten świat są jak sowy..." - napisał poeta S. T. Coleridge.  Taki jest los samotników, a wśród członków stada dominuje myślenie stadne i głęboko ahistoryczne. Ekscytują ich obrazy, a nie fakty, czy argumenty. Wystarczy zatem jedne rzeczy im pokazywać z odpowiednim komentarzem a inne ukrywać lub bagatelizować, albo zbrodnie nazywać koniecznością. W ten sposób stymuluje się selektywne współczucie i empatię.  Taka jest rola zniewolonych mediów. ...A nawet jeśli są, to nie mają wpływu na poczynania szubrawców i szaleńców, którzy światem rządzą.  Pomaga im w tym poprawność polityczna, podwójna moralność (izraelskich pilotów niosących masową śmierć nie nazywa się "orkami" i nikt prawie u nas nie apeluje o "czyste niebo" nad Gazą) oraz poczuwanie się do obowiązku nienawiści wobec innych ludzi...

       A co z prawem do obrony? Czy jakieś pokojowo nastawione państwo, którego przywódcy pełni byliby współczucia, mogłoby przetrwać wśród otaczających je wrogów?  Takie prawo w sposób oczywisty istnieje kiedy wyczerpano wszystkie możliwości pokojowego porozumienia i nie należy go mylić z prawem do agresji.  Jest to trudne pytanie  godzące prosto w serce dobrotliwego pacyfizmu.  Warto jednak zapytać, kogo lub czego bronimy i za jaką cenę i czy naprawdę tego bronimy...Czy bronimy naszych kobiet i dzieci zabijając obce kobiety i dzieci, i narażając własne na śmierć? Czy bronimy wolności niewoląc innych, albo wywierając na nich zemstę? Czy warto poświęcać życie milionów ludzi dla spornego skrawka terytorium? 

     


      Jednym z najbardziej humanitarnych władców w dziejach był Aśwaghosza, który ustanowił prawo chroniące przed krzywdzeniem wszystkie czujące istoty. Zrobił to podobno po nawróceniu się na buddyzm, po krwawych i okrutnych wojnach, dzięki którym zjednoczył znaczną część obszaru Półwyspu indyjskiego. Był, jak głosi historyczny przekaz, tak poruszony okrucieństwem wojny, w której sam brał udział. Mimo woli nasuwa się pytanie, którego chyba nikt z historyków nie stawia, czy nie mógł być równie humanitarny zanim doszło do rzezi? Jest to pytanie bardziej doniosłe niż z pozoru się wydaje. Miłośnicy wojny, najbardziej zawzięte i okrutne jastrzębie, przekonują bowiem: "Bronimy sprawiedliwego porządku świata lub chcemy go ustanowić, bronimy wolności. Dlatego nie możemy liczyć się z ofiarami, dzięki którym świat stanie się lepszy i piękniejszy, albo nie padnie ofiarą złych ludzi, pragnących go zniszczyć."  Żaden z nich nie powie, że chodzi o złoto, ropę i diamenty, albo o dominację i wyzysk. Chodzi tylko o sprawiedliwy pokój. A co się może do niego lepiej przyczynić niż wojna? 

      Na Kołymie był wśród zesłanców pewien człowiek skazany za odmowę służby wojskowej. Należał on do wspólnoty prawosławnych pacyfistów. Nie chciał też pracować "dla Stalina" i podczas wycinki drzew przy temperaturze minus 40 stopni kładł się na skutej lodem ziemi. Przed śmiercią (wyniku wymarznięcia lub przez rozstrzelanie) uratował go pewien Polak, któremu udało się go przekonać, że pracując w kuchni pomagałby więźniom, nie zaś służył Stalinowi.  To zdarzenie pokazuje, że jest coś silniejszego niż instynkt życia, przetrwania, ale że to przetrwanie nawet w warunkach ekstremalnych może mieć sens...Niszczenie życia ludzi nie mogących się bronić nie ma sensu żadnego. 

Komentarze

  1. Dziękuję Ci za ciekawy komentarz. Dodałem Aleksandra...który jednak swoimi podbojami ustanowił podobno nową epokę w dziejach. To mi przypomina filozofię dziejów Hegla,
    usprawiedliwiającego Aleksandrów, Cezarów i Napoleonów, ponieważ posługuje się nimi swoista chytrość rozumu, która przyczynia się do rozwoju ludzkości. Wprawdzie tych wielkich ludzi spotyka tragiczny los, ale taka jest cena postępu w historii, czego zdaniem Hegla nie rozumieją ludzie zawistni i pełni lęku przed niewinnymi ofiarami wojen i rewolucji...Hitler byłby zapewne według Hegla innym przypadkiem, a hitleryzm jakąś boczną i ślepą odnogą nie prowadzącą do jakiegokolwiek postępu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tu w moim nieco prostodusznym tekście całkowicie pominąłem tego rodzaju refleksję nad historią. Jeśli na tym ma polegać postęp w realizacji idei wolności, to może lepiej, aby ludzkość się nie rozwijała. Poza tym w naszych czasach uzurpować sobie prawo przyczyniania się do postępu lub do obrony zagrożonych wartości przypisywać mogą sobie różne światowe mocarstwa i nie wiadomo, co jest tu uzurpacją, a co nią nie jest...I czy na przykład upadek różnych imperiów, albo zagłada kultur jest czymś istotnym na drodze do postępu.

    OdpowiedzUsuń
  3. ...Nie akceptuję przekonania Hegla, że "wielki człowiek ma prawo zdeptać na swej drodze niejeden niewinny kwiat."
    Nie rozumiem też dialektyki wolności opartej na przemocy i cierpieniu niewinnych ofiar...Wśród wrogów Bonapartego byli też zbrodniarze jak królowa królestwa Neapolu. Oglądałem film o niej. Po wymordowaniu kilkuset tysięcy ludzi wiodła podobno spokojne życie, chociaż w czymś w rodzaju aresztu domowego, a w ogóle była bardzo kulturalna i tak dalej...To jest to, o czym pisałeś. Jakaś mgła zapomnienia opada na ponure uczynki takich postaci.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie w pewien sposób jednostka i jej los jest ważniejsza niż historia...Życie jest krótkie, pojawiamy się tu na chwilę i niech ta chwila będzie wolna od niezawinionego cierpienia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świadomość historyczna jest dla mnie czymś bardzo ważnym, ale nie może usprawiedliwiać przemocy, zniewolenia i cierpienia, które mają miejsce tu i teraz...

      Usuń
    2. Może pomóc zrozumieć jego przyczyny...

      Usuń
    3. Ale historia nie uczy wszystkiego. Kto by przypuszczał, że amerykańscy demokraci będą parli do trzeciej wojny światowej i że zwycięstwo uważanego często za idiotę Trumpa może okazać się zbawienne dla świata - przynajmniej na pewien czas...

      Usuń
    4. Trudno się z tym nie zgodzić niestety...

      Usuń
  5. Brainwashing...Ciekawe, że tylu inteligentnych ludzi ma naturę filistrów i jest podatnych na to pranie.

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest Twój manifest wskazujący jak być przyjacielem tego świata.
    Filozofia, którą ja się kieruję wymaga aby interesować się sprawami ducha.
    Tylko wtedy mamy zapewnione, ze nic nam na tym doczesnym świecie nie zaszkodzi.
    Ja jestem chodzącym przykładem, ze to dokładnie tak działa.
    Zamiast zawracać sobie głowę co dzieje się na tych teatrach ludzkiego ludobójstwa ja rozwijam się duchowo.
    Jest to mój Filozoficzny wybór.
    Postęp nie leży w ulepszaniu tego fizycznego świata poprzez Filozofie.
    Postęp to rozwijanie się duchowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz niestety mieć za chwilę taki teatr u siebie...Rozwój duchowy jest zawsze indywidualny, a postęp społeczny zależy od wielu różnych uwarunkowań.

      Usuń
  7. Piotrze, Biblii czytanej wielokrotnie nie zrozumiałeś.
    Teraz nie rozumiesz co w tym materiale napisał Nezumi włączając w to komentarze.
    Z filozoficznego opisu stanu świata anno domini 2023 wyłania się u Nezumiego upadek wszelkiej moralności, cofanie się cywilizacji 4,000 lat wstecz.
    Logizm szatana zasłonił Tobie zrozumienie czegokolwiek co czytasz.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty