Bóstwo, które umiera i smuci się

    Czytając mowy filozoficzne Maksymosa z Tyru (II wiek), retora raczej niż głębokiego filozofa, natknąłem się na fragment poświęcony religijności Egipcjan.  Religioznawstwo nie istniało wtedy jako nauka, stąd dość naiwny komentarz autora, który był przekonany, że Bóg stworzył świat według najlepszego projektu i że źródłem zła jest albo materia, albo ludzka swawola.  Autor nie był Chrześcijaniem, ale przynajmniej część tego, co mówi o wierzeniach Egipcjan, można byłoby odnieść do wierzeń Chrześcijan. 

      "Nie akceptuję też zwyczajów Egipcjan czczących byka, ptaka, kozła i śmiertelne stworzenia żyjące w Nilu, których istnienie jest nędzne, wzrok słaby, są zaniedbane i nie mają żadnego dostojeństwa. U Egipcjan Bóg umiera, smuci się, można oglądać jego sanktuarium i grób. Grecy natomiast oddają cześć ludziom dobrym, dla których są pełni uznania. Egipcjanie składają Bogu w ofierze na równi łzy i szacunek." 

     Dalej opowiada historię o chłopcu, który wychowywał się z udomowionym krokodylem, swym rówieśnikiem. Kiedy jednak krokodyl podrósł dała o sobie znać jego natura i pożarł dziecko.  

    "Nieszczęsna matka uznała, że śmierć ta była dla niej szczęściem, gdyż syn stał się darem złożonym domowemu bóstwu. Taka jest mentalność Egipcjan." 

    Pomijając tę opowieść, a podobno Egipcjanki najczęściej tak reagowały na śmierć pożartych przez krokodyle dzieci, warto zwrócić uwagę na słowa mówiące o Bogu, który umiera i smuci się.  Taki też jest Chrystus, Syn Boży, który jest z Bogiem tożsamy.  "Smutny (zraniony) jestem aż do śmierci" miał podobno powiedzieć przewidując zdradę Judasza.  Jego męczeńska śmierć jest kontemplowana przez Chrześcijan w misterium Wielkiego Tygodnia. Bóg wynędzniały i cierpiący, do którego odnosi się drwina mędrca Spinozy, że smutne musi być bóstwo, które pragnie, aby człowiek zalewał się łzami. 

      Być może jednak w samej naszej egzystencji istnieje coś, co skłania do poczucia tragizmu, a nie tylko do upajania się radością i mocą...

        


Komentarze

  1. Nezumi, bardzo smutne jest to doszukiwanie się tragizmu w ludzkim życiu przez tych Filozofów.
    Radość z życia to moja dewiza, nie widzę potrzeby pielęgnowania tragizmu, którego kontemplacja niepotrzebnie dołuje ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Źródłem tego poczucia tragizmu są miedzy innymi najważniejsze fragmenty Twojej Biblii, a nie
      filozofia. Mnie osobiście bardzo bliski jest Spinoza...

      Usuń
    2. Ale widzę też ograniczenia takiego sposobu rozumienia życia...

      Usuń
  2. Jezus uważany jest czasem przez ludzi, którzy nie wierzą w Boga, albo wyobrażają go sobie inaczej, za najdoskonalszego z ludzi. W Jego tragicznej śmierci widzą oni słusznie rodzaj bezinteresownej ofiary w obronie miłości do człowieka i życia.
    Wzmianka o ofierze złożonej krokodylowi jest rzeczywiście poruszająca i przywodzi niestety na myśl praktyki stosowane w kościele. Sam byłem świadkiem jak ksiądz kazał mówić dwunastoletniej dziewczynce, której rodzice zginęli w wypadku samochodowym, że jest szczęśliwa, bo są w niebie u Boga. Zniewolone dziecko mówiło to ze łzami w oczach, jakby czuło się psychicznie gwałcone.
    Tak właśnie jest, jak piszesz o smutnych i cierpiących bogach, a wiara religijna bywa "racjonalna pragmatycznie", budząc w kimś trzebę dobrego, po części altruistycznego, życia.

    OdpowiedzUsuń
  3. "po" zjadła sztuczna inteligencja 😀

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty