Lisa i Sara
Lord Hastings uwielbiał spędzać wieczory w swej
skromnej bibliotece. Zapach przykurzonych woluminów,
szlachetność myśli i przewrotność dawnych opowieści
wprowadzały go w nastrój ekscytacji. Szkoda tylko, że
wzrok zaczął mu nieco odmawiać posłuszeństwa. Nie czuł
się molem książkowym, lecz raczej kapitanem okrętu,
który odkrywa coraz to nowe światy, lecz aby płynąć
dalej, musiał coś widzieć. Któregoś wieczoru, wspinając się
po oprawny egzemplarz "Wojny Galijskiej" Cezara,
zachwiał się nagle i spadł z drabiny. Przykuło go to do
łoża i wprawiło w melancholię. Na szczęście nie połamał
się zbytnio. Od tej chwili w sypialni odwiedzały go
regularnie tylko trzy osoby:
doktor Jonathan Peacock,
młodziutka służąca Lisa
i starszy wiekiem lokaj Ghost.
Od czasu do czasu raport składał mu zarządca majątku
Overlock. Okoliczność ta jest o tyle ważna, że zacieśnia
krąg osób podejrzewanych o pozbawienie go życia.
Rankiem najpierw zjawiał się Peacock, wypytywał
go o samopoczucie, udostępniając leki i maści, i od czasu
do czasu puszczając krew. Potem Lisa wylizywała jego
rany i wprawiała go w dobre samopoczucie pieszczotami
i poranną kawą. Po tych rozkoszach pozostawał przez
pewien czas w uśpieniu i miłym odrętwieniu. Ghost
zaglądał do niego, czekając aż się przebudzi i przynosił
śniadanie, a w miarę upływu dnia obiad, filiżankę z
herbatą i kolację z winem, a także korespondencję. Po
nim, około szóstej zjawiał się ponownie Peacock,
wypytywał go o samopoczucie, sprawdzał tętno,
udostępniając leki i maści. A przed snem przychodziła
Lisa i kołysała go do snu takimi samymi pieszczotami,
jakich nie szczędziła mu rano, zapewniając obfitość
wrażeń i życząc dobrej nocy. Ten codzienny rytuał
relaksował Lorda i w sposób widoczny porządkował jego
życie, a jedyną kontrolą, jakiej wymagał, było patrzenie
od czasu do czasu na ścienny zegar. Z wybiciem północy
lokaj zjawiał się jeszcze raz i opróżniał złoty urynał
i nocnik swego Pana.
Po kilku dniach Lord zaczął się jednak śmiertelnie
nudzić. Brakowało mu bowiem ksiąg. Chciał już
nawet sprowadzić chłopca do wieczornego czytania,
ale Lisa powiedziała mu, że przyjaciel nauczył już ją
czytać literki i że chętnie będzie mu przynosiła księgi
i odczytywała wybrane fragmenty. Dukała strasznie,
ale w miarę czytania Hastings stawał się coraz
bardziej podekscytowany i jej czułość sprawiała mu
tym większą rozkosz.
Któregoś wieczoru nie wytrzymał oczekiwania
na nią, wstał na równe nogi, zapominając o cierpieniu,
schwycił swą laskę, kazał się jej nadstawić i sprawił
lanie. Lisa wiedziała, że odtąd należeć będzie to do jej
obowiązków i znosiła to z pokorą, chociaż chłopak,
z którym była zaręczona nie był temu rad. Musiała
być jednak grzeczną dziewczynką.
Ale nic nie trwa wiecznie. Starzec w końcu tak się
podochocił, że któregoś wieczoru połamał na niej laskę
i nieszczęsna służąca nie miała już, jak to się mówi, na
czym usiąść, co mogło popchnąć ją do popełnienia
zbrodni, za którą groził jej stryczek.
- Jesteś Aniołem, Liso! Jeszcze nigdy nie było mi
tak przyjemnie. Obudziłaś we mnie zwierzę. Czuję
się jak Zeus, kiedy podduszał Ledę. -
- Ach...Cieszę się Panie, że mogłam ci udostępnić
moje siedzenie do tak przemiłej zabawy! -
- Tak, jesteś moją zabaweczką, szmacianą laleczką!
Czy pozwolisz, że wyjmę ci oczko? -
Niestety Hastings, który pół życia spędził w
wojsku i na polowaniach i był niezwykle zręczny,
uprzedził jej odpowiedź i odtąd musiała nosić na
prawym oku czarną przepaskę. Łyżkę, którą to
zrobił, trzymał potem na biurku. Już wtedy kochanek
Lisy pragnął go zabić, ale dowiedział się, że Pan
podwyższył jej o połowę uposażenie, a przy okazji
jemu o jedną czwartą. Zacisnął więc zęby znosząc
doznane upokorzenie tak mocno, że odgryzł sobie
język i nie mógł już jej czynić wyrzutów. Zresztą Lisa
nie straciła wiele na wdzięku i trafiała do celu,
ponieważ i tak wszystko spełniała machinalnie.
Hastings wstał już na dobre, miewał się znakomicie,
kiedy nagle przewrócił się na prostej drodze i musiał
znowu leżeć. Okazało się, że tym razem złamał sobie
membra virilis i był już niezdolny do tego, co w postaci
nienaruszonej ono zapewnia. W tej sytuacji za radą
doktora wezwał wielebnego Holmesa i zwierzył mu się
ze wszystkiego, co uważał za swój grzech, pomijając
to, czego za grzech nie uważał i upewniając się, czy
owo złamanie nie jest przypadkiem karą Bożą.
Oczywiście nie była to żadna spowiedź, a jedynie
przyjacielska rozmowa.
- Wiem, że połamanie laski było lekkomyślne.
Była gustowna, dobrej jakości i posługiwał się nią
jeszcze mój dziad. Podobną musiał mieć Mojżesz.
Kto wiedział, że ta ta dupa wołowa jest tak twarda.
To karygodne marnotrawstwo! Ale czy to dlatego
Pan Bóg podstawił mi nogę? -
Holmes szczerze nienawidził tej libertyńskiej
francy i bardzo mu się nie podobał sposób, w
jaki Lord wypowiada się o Najwyższym. Nie
tracił jednak czasu na niepotrzebne napomnienia
i przeszedł od razu do rzeczy.
- Bóg widzi, że nie zamierzałeś tego uczynić
i ów uszczerbek powstał w wyniku koincydencji
pewnych zdarzeń. Wybacz dziewczynie jej małostkowe
łzy. Nie nauczyła się jeszcze cierpieć z rozkoszą, ale
potrafi już dobrze inwestować swe uczucia...A propos...
Dach świątyni nieco przecieka. Czy nie poratowałbyś
nas jakimś datkiem? -
- Oczywiście! Wiele nie mam, ale chętnie poratuję. -
- Pamiętaj Synu, że Pan Bóg widzi wszystko.
Zamów w mieście jakieś ciasteczka dla tej biednej
dziewczyny i przyślij ją do mnie, bo chciałbym ją
pocieszyć w strapieniu...I pamiętaj, nie wolno ci w tę
niewiastę rzucać kamieniem, bo to tak jakbyś rzucił
nim w Niego. -
- Daruj sobie to kazanie, Holmes! Znam Pismo
lepiej od ciebie...Ale to nie wszystkie moje grzechy... -
- Uczyniłeś coś strasznego? -
- Opętał mnie szatan i jej pieszczoty przestały
mi sprawiać przyjemność. Nigdy nie rozmawiałem
z tobą o metafizyce. Podobno żyjemy na świecie,
od którego nie można nawet pomyśleć doskonalszego,
a ja za diabła nie mogę... -
- Jako Złamaniec, musisz stanowczo pogłębić swe
życie duchowe...Zapomniałem ci powiedzieć, że dzwon
też wymaga niewielkiej naprawy. Będę się za
ciebie modlił w skrytości ducha. -
- Ależ oczywiście! Nie jesteśmy przecież Żydami. -
Peacock był flegmatykiem , za to Ghost zachowywał
się dziwnie. Zjawiał się w sypialni z kamienną twarzą,
uporczywie milczał, co trąciło nieuprzejmością i
śledził uważnie każdy szczegół w okolicy łóżka, jak
tygrys czający się do skoku. Jego twarz była
nielitościwie blada. Hastings początkowo nie zwracał
na to uwagi, ale stopniowo narastała w nim perwersyjna
myśl. Polecił sporządzenie idealnej kopii połamanej
laski, odprawił dziewczynę, zmniejszył jej gratyfikację
o połowę, przywracając poprzedni stan i poprosił
lokaja aby go wybił tą lagą. Ghost odniósł się do tego
niechętnie, wymawiając się tym, że już nie żyje i nie
ma odpowiedniej siły w rękach, jednak może to robić,
jeśli Pan podniesie mu pensję.
- Nie miej nawet co do tego wątpliwości! Tylko
musisz ją na mnie kiedyś połamać. Chcę przeżyć
rozkosz, jaką ona przeżywała. -
- Weź Panie pod uwagę różnicę wieku. Poza tym,
twoje siedzenie jest jeszcze twardsze, laska zbyt
szybko się połamie i nie będziesz zadowolony. A wtedy,
kto wie, może zechcesz mnie zwolnić? -
- Podpiszę zaraz cyrograf, że zatrudniam cię
dożywotnio. -
Lokaj trochę się z tym ociągał, ale w końcu wdrożył
się do służby i któregoś dnia połamał laskę na tyle
swego Pana. Hastings nie był jednak szczęśliwy.
- Jestem rozczarowany. - rzekł - Czułem wprawdzie
dojmujący fizyczny ból, ale nie przykładałeś się do tego
dobrze, zapewne przez respekt przed majestatem mojej
skromnej osoby i jestem pewien, że nie poczułem nawet
połowy tego, co ona. -
Lokaj ukląkł na posadce i zaskomlał
- Proszę, nie zabijaj mnie! -
- Ależ, skąd ci to przyszło do głowy. Nie żyjemy w
średniowieczu. Moje cierpienie sprawia mi najwyższą
rozkosz. Pięknie to sfuszerowałeś! Sprowadź mi ją,
chcę, żeby obejrzała moje rany i wylizała je. Jej ślina
działa na mnie kojąco. A przy okazji powie mi, czy me
przeżycia były aby szczere. -
Ghost zrobił ponura minę.
- Powinieneś Panie lubić ślimaki, one są zawsze
oślizłe...Niestety, panienka Lisa nie żyje. Nasz stajenny,
z którym miała romans, powiesił ją na suchej gałęzi,
a następnie odebrał sobie życie zjadając beczkę soli. -
- Piękna przyjaźń! Na pewno ją dobrze poznał...
Czy chciałbyś, abym wykupił dla ciebie szlachectwo? -
- Przez całe życie, a nawet już po śmierci, czekałem
na ten uroczysty moment. Będę ci, Panie, dozgonnie
wdzięczny! -
- To zawezwij Peacocka. Musi mnie opatrzyć. -
- Przykro mi, ale doktor zeszłej zimy wpadł do
przerębla. -
- Jak to, a więc wy wszyscy nie żyjecie, a ty dopiero
teraz mnie o tym informujesz? -
- Chciałem, abyś trwał w błogim złudzeniu. -
- A więc sugerujesz, że byłem nekrofilem? ...Jestem
pewien, że Holmes obciąży mnie teraz dodatkową
kwotą. Nie udźwignę tego! -
- Wybacz Panie, ale myślisz jak dziecko. Ciało
Lisy było jak najbardziej realne i wolne od rozkładu,
a tylko dusza - martwa. Zresztą coś ci się chyba
pomieszało. Zauważ, że stajenny zabił ją dopiero teraz.
Wiedział, że sprawiła ci zawód i chciał być wobec
ciebie lojalny. Ale potem żal mu się jej zrobiło i
nieszczęśnik targnął się na swe życie. -
- Faktycznie, zauważam od dawna, że czas dla mnie
nie istnieje. Tracę jego rachubę. -
- Wszyscy się starzejemy. Ja już teraz oczywiście
przestałem...I nie martw się Panie, zamówiłem już u
Żyda lalkę, która wygląda zupełnie jak Lisa, a jest
o wiele trwalsza i pozbawiona kaprysów psyche.
Poza tym nie trzeba jej podnosić pensji. Zapłacisz za
nią tylko raz, a w razie głębokiego uszkodzenia
sprzedawca udostępni jej duplikat. Nazywa się
Sara i będzie miała wyjmowane oczka. Jak któreś
jej wydłubiesz, będziesz mógł włożyć w oczodół i
żadna zmiana nie będzie gołym okiem widoczna.
Jej grzbiet i tył wykonane będą ze stopu metali
o najwyższej twardości. Szybko złamiesz na niej
każdą laskę. -
- Doprawdy, jestem szczęśliwy! Od tej chwili
nazywasz się baron Ghost! Zawsze uważałem cię
za arystokratę ducha, ale musisz zadowolić się
na razie tym skromnym tytułem. -
Z pozoru - idealna harmonia! A jednak ktoś
zamordował Lorda Hastingsa... Podejrzewam
Peacocka. Po pierwsze, jest najmniej podejrzany.
Po drugie, jakoś zagadkowo znikł. Ale najważniejsze
jest chyba to: Jako osoba operująca na ciele
swych ofiar, nie mógł pogodzić się z tym, że
jakaś lalka pozbawiła go możliwości stosowania
innych terapii. Dopóki Lord wyżywał się na
tyle Lisy - rozumiał to, była to ludzka słabość,
swego rodzaju atawizm, jednak Sara była tylko
martwym mechanizmem, pozbawionym życia i
wyposażonym w najprostsze, nader prymitywne
funkcje oraz mechanizm wywołujący stękanie,
płacz i zgrzytanie zębów. Łamanie laski na
istocie, która nie potrafi nawet odczuwać było
zatem nieludzkie. Co będzie, kiedy wszyscy
zamiast Lisy wybiorą Sarę? Jak jako gatunek
będziemy się rozmnażać? Wielebny Holmes
powiedziałby, że to Sodoma i Gomora...
Chciałem początkowo napisać jedną z tychch opowieści, które pobudzały wcześniej mą wyobraźnię, ale z jakichś powodów wybrałem groteskę...Może dlatego, że księgozbiór pewnego Lorda, który widywałem w Kenwood House, był conajmnej dziesięciokrotnie większy.
OdpowiedzUsuńA może nawet i sto razy większy...Wrażenia się zacierają.
OdpowiedzUsuńNapisałem ją pod urokiem tego obrazu. Oczywiście osoba na nim nie ma nic wspólnego z tym arystokratą ducha, ale z wieloma innymi arystokratami sporo ma. A w moim poczuciu jest niestety jak najbardziej współczesna. Kupić i sprzedać można wszystko i każdego i nie nazywa się tego przemocą ani okrucieństwem...
OdpowiedzUsuńJest też pewien inny problem calkiem realny. Co czwarty Japończyk nie potrzebuje już partnerki, bo zaspokaja swe potrzeby wirtualnie...Czesto jest to dobre dla kobiet, których nie zamęcza płatnym pożądaniem...
OdpowiedzUsuńCo czwarty młody Japończyk...
OdpowiedzUsuń