Jakże dawno musiała wydarzyć się ta historia, skoro nikt o niej nie pamięta.
Pominę tutaj nieistotne szczegóły, godne uwagi może jedynie dla archiwisty albo
sędziego i rozpocznę mą opowieść od chwili, kiedy jej bohater, choć trudno
byłoby go tak nazwać za jego zgodą, postanowił porzucić ten widzialny świat
zmęczony gonieniem za czymś czego dogonić się nie da.
Wrócił do domu jak zawsze przed wieczorem i zobaczył, że Mitsuko już
w nim nie ma. Na łóżku leżała jej spinka do włosów. Musiała wypaść,
kiedy pakowała rzeczy. W kącie leżała porzucona suknia, którą kiedyś nosiła
i potłuczone lusterko. Wydawało mu się, że w powietrzu unosi się jeszcze jej
zapach, ale musiało to być złudzenie. Neko miauczał jakby był spragniony
kropli wody. Usiadł na łóżku i objął dłońmi głowę. Powinien wymieść insekty,
które nie wiadomo jak dostawały się przez zamknięte okno, po to tylko, żeby
zasuszyć się gdzieś przed jesienią, ale zmorzył go sen, z którego obudził go
dopiero własny płacz. W pierwszej chwili słyszał ten płacz z oddali i był
przekonany, że to płacze ktoś inny, ale okazało się, że to on płacze już po
przebudzeniu, a jego twarz była mokra od łez. Szukał jej obok siebie na łóżku
i znalazł, ale teraz nigdzie jej nie było. Zawstydziło go to niezmiernie, ale
poczuł dawną czułość i uświadomił sobie, że odeszła już trzy lata temu.
W każdej takiej opowieści jest odrobina szaleństwa, ale czy człowiek
jest istotą racjonalną... Snucie opowieści przypomina wędrówkę lisa po
kruchym lodzie. Jeden nieostrzony krok i można znaleźć się w lodowym
potrzasku. A jednak tylko tak można się przedostać na drugi brzeg
bez konieczności krążenia i błądzenia we mgle. Takie historie
powinny być w miarę beznamiętne, tak aby raczej ten, kto ich słucha
sam wszystkiego się domyślił, jednak trudno czasem ukryć czyjeś łzy...
Rano wyszedł z domu i więcej już do niego nie wrócił. Przez wiele dni
błąkał się po dzikiej plaży, ale chłód jesieni sprawił, że zaczął
szukać jakiegoś ciepła. Wspiął się więc w niewysokie góry i tam znalazł
jakąś opuszczoną chatkę. Mieszkał w niej kiedyś samotny mnich, który
niedawno umarł. B. nie mógłby tu przeżyć bez jedzenia i dlatego wziął
miseczkę mnicha i poszedł do wsi żebrać, ale wszędzie go przeganiano.
Mógłby nająć się do jakiejś pracy, ale nikt go nie potrzebował. Żywił się
więc tylko tym, co znalazł w lesie i opadał z sił. Ale potrzebował ich coraz
mniej - tyle tylko, żeby zebrać chrust i ugotować wodę z kałuży, do której
dodawał dla smaku to, czego nazbierał. Raz ugotowała się w niej martwa
żaba.
Nie chciał zejść do wsi, żeby szukać ratunku, bo nie potrafiłby znieść
szyderstw i obawiał się psich kłów. Dopóki mógł zapisywał swe wrażenia,
małe radości z tego, że pada deszcz i śpiewa ptak, a martwa mucha zaczęła
się poruszać. Ale w końcu i na to zabrakło mu sił. Był już prawie duchem,
kiedy któregoś ranka ktoś zjawił się w jego chatce. Była to piękna
dziewczyna, ubrana jak osoby z dworu. Przetarł oczy i usłyszał, że coś do
niego mówi. Pierwszych jej słów dobrze nie rozpoznał, ale powiedziała po
chwili:
- Nie obawiaj się, nie jestem demonem. Mam jak najlepsze zamiary.
Dowiedziałam się o tobie od wiejskiej dziewczyny, która u mnie służy.
Chcę ci pomóc! -
Mówiąc to postawiła przed nim koszyk wypełniony brzoskwiniami i
opakowanie z ulepionymi przez siebie kruchymi ciasteczkami.
- Zjedz to, a staniesz się nieśmiertelny! To nie są zwykłe brzoskwinie.
Pochodzą z Gaju Nieśmiertelnych. Ukradła je dla mnie pewna małpa. Wiem,
że nauczyłeś się żyć powietrzem, ale miejsce poety jest w Zachodniej krainie
wiecznej szczęśliwości. -
Słysząc to i widząc jaka jasność emanuje z jej postaci, domyślił się, że nie
jest żadną damą dworu a samą Kannon, tak czułą i troskliwą w swej boskości.
A mimo to powiedział:
- Nie chcę być nieśmiertelny, ani nie potrafiłbym być wiecznie szczęśliwy,
spraw tylko, jeśli możesz, żeby mógł ją choć na chwilę zobaczyć, usłyszeć,
dotknąć jej dłoni i potrzymać w swojej. Za tę jedną chwilę oddałbym
wszystko. -
- Przykro mi, ale nie potrafię wskrzeszać zmarłych. -
- Skąd wiesz, że ona nie żyje? -
- Jakże mogłaby żyć bez ciebie. - roześmiała się dziewczyna.
Ale ponieważ był głodny, zjadł ciasteczka i brzoskwinie, a
dziewczyna co pewien czas odwiedzała go, choć nigdy nie wiedział, kiedy
to się stanie. Rozmawiali ze sobą przez całe wieczory, a potem odchodziła
gdzieś w poranną mgłę. Nie potrafię powiedzieć, czy było między nimi
coś więcej, czy coś innego. Nadeszła późna jesień a przez szczeliny jego
chatki mocno przewiewał wiatr. Polubił łagodne brzmienie jej głosu i
delikatność z jaką się poruszała. Odkąd ją zobaczył postanowił wszystko
czynić w ufności i nawet wycie wiatru nie wydawało mu się czymś
niepokojącym i upiornym. Zjednoczył się już prawie duchem z przyrodą,
kiedy jego ciało rozpaliła gwałtowna gorączka i poczuł, że umiera. Pragnął,
żeby była przy nim, jednak była gdzieś daleko. Ale chociaż był bardzo
wyczerpany jego duch nie opuszczał ciała i po jakimś czasie wyzdrowiał.
Chciał już tylko nie istnieć, lecz nawet to nie było możliwe. Wystarczy
bowiem zjeść jedną taką brzoskwinię, aby stać się nieśmiertelnym.
Była już zima, kiedy w samym środku zamieci, zjawiła się dama.
- Nie odwiedzałam cię, bo mój Pan zabronił nam opuszczać dwór
do wyjaśnienia pewnej sprawy. Ale teraz jestem! -
- Dlaczego nasączyłaś me ciało trucizną? - spytał B. - Nie mogłem
nawet spokojnie wyzionąć ducha. -
- Nie musiałeś jeść tych owoców. -
- Jeśli nie umrę, to nigdy więcej nie zobaczę już mej ukochanej. -
- Nie warto! Nie była dobrym człowiekiem. Opuściła cię, kiedy
najbardziej jej potrzebowałeś. Widziała tylko własną rozpacz i nie
miała dla ciebie litości. Nie potrafiła być nawet wierna samej
sobie. Powiadają, że kobiety są słabe duchem, ale to nie jest
prawda - tylko niektóre boją się tak i obwiniają, że zjadają własne
serce. Wewnątrz są słabe, a na zewnątrz twardnieją... -
To nie mogła być Kannon. Kannon jest uosobieniem dobroci
i czasem wystarczy samo jej spojrzenie, aby cierpienie przestało
istnieć. Ta piękna kobieta jest z pewnością demonem i ciągnie ze
sobą wóz pełen demonów, niskich namiętności - myślał B. - Albo
może opanowały ją demony? Jest taka niewinna! -
- Wiem, że miałaś najlepsze intencje i wierzę w twą dobroć, ale
pragnę pokochać samotność. Niestety, w pustce widzialnego
świata, nie mogę poczuć się samotny. Istnieje, jak wiesz, osiemnaście
rodzajów pustki, ale najważniejsza z nich jest ta, której niezgłębionej
pustości nie możemy zobaczyć ani wyrazić. Tylko ona jest prawdą! -
- Ach, nie chcę być przeszkodą na drodze do twego szczęścia. -
powiedziała ze smutkiem dziewczyna. - Zaraz się stąd usunę. -
- Nie musisz. Bądź przy mnie, tylko nie wypełniaj sobą
tej pustki. -
Mimo to dziewczyna odeszła. A wtedy B. zaczął za nią tęsknić.
Jaką przewrotną musi być osobą. - myślał - Obudziła we mnie
tęsknotę i znikła. Odebrała mi miłość do osoby, którą najbardziej
kochałem, ponad wszystko inne i dla której gotów byłem umrzeć.
A może to nie ona, tylko sama natura rzeczy jest przewrotna...
Po drodze do wsi była opuszczona, zamarznięta zimą studnia.
B. rzadko tamtędy chodził. Ale choć była wiosna, deszcz długo
nie padał i potrzebował wody. Pochylił się nad nią z czerpakiem
i zobaczył w niej promienną i zatroskaną twarz bogini Kanon.
Rzucił w głąb kamieniem i wtedy nagle zobaczył twarz dziewczyny.
Zaczerpnął więc trochę wody, ale kiedy tafla w studni przestała się
marszczyć zobaczył twarz ukochanej i nie wiedział już po kim
rozpaczać, za kim tęsknić...Żaden z tych trzech widoków nie był
bardziej realny od innego. Być może była to twarz pustki, tej
ostatecznej i jedynie prawdziwej. Ale jak tęsknić za tym, czego
twarz nie ma nawet jednej twarzy. Nawet twarz księżyca, chociaż
czasem jej nie widać, jest tylko jedna, choć możemy ją widzieć w
kałuży, w której pluska się żaba i w oknie pociągu...
Być może zabiłby się w tej chwili, ale tego jednego nie mógł
zrobić, bowiem brzoskwiniowy nektar działał i napełniał go
miłością do życia.
Ale, czy może istnieć miłość do czegoś o tak niepewnym statusie
ontologicznym, czego nie da się wyrazić w metajęzyku, ani
przy pomocy bezużytecznego aparatu pojęciowego psychologii,
która nie próbuje nawet odpowiedź na pytanie, dlaczego patrzymy
w gwiazdy, ani kim jesteśmy jako zwierzęta rozumne, do czegoś,
co nie jest nawet mglistym zarysem ani cieniem jakiejś idei
- do życia...
Naprawde jestes Mistrzem Nezumi.
OdpowiedzUsuńFantastyczna opowieść o pozytywnej sile energii do zycia jako potrzeby istnienia.
Przykro jest mnie, ze wciąż tesknisz za B
Pomedytuj, prosze.
Zrob samemu sobie przysluge.
W czasie gdy juz uspokoisz wszelkie swoje myśli - zapytaj sie tej energii tęsknoty w ktorym miejscu Twojego ciała ta energia sie znajduje.
Popros te energie tesknoty aby ujawnila sie, abys poczuł tej energii wibracje.
Porozkoszuj sie ta energią,jak czujesz tę energię w swojej swiadomosci poza odsunietym na bok analitycznym mózgiem.
Nastepnie pozwól tej emocji rozpłynąć sie w otaczajacy swiat.
Uwolnij sie od tej emocji tęsknoty.
Tak bedzie dla Ciebie korzystniej abyś mogl pójść do przodu.
Dążenie samozachowawcze jest czasem utożsamiane z miłością, jak u Spinozy. Jego zdaniem nikt dobrowolnie nie pozbawia się życia.
OdpowiedzUsuńTen imperatyw natury wyraża się więc w jakiejś miłości...
W zaawansowanym wieku tęsknota nie staje się większa niż była, ale nabiera ostatecznego charakteru. Nie znaczy to, że nie można kogoś kochać, albo czuć się kochanym, ale to, co utracone nie przestaje istnieć.
Te trzy twarze to też trzy źródła tęsknoty - za kimś, kogo kochamy, za dobrocią, jaka jest w człowieku i za życiem, którego istota pozostaje dla nas tajemnicą.
...Ale piszący nie zawsze jest najlepszym interpretatorem tego, co wyraża, a mnie też nie chodziło o jakiś schemat...
OdpowiedzUsuńAle tego rodzaju opowieści, czy przypowieści, nawet jeśli jest w nich jakaś poezja, nie są wyłącznie utworami lirycznymi i autor też coś o nich wie. Staram się unikać filozofowania, ale jakieś myśli przy pisaniu mam...
OdpowiedzUsuń😀
OdpowiedzUsuńMojej polonistki z liceum na pewno. Lubiłem ją zaskakiwać przewrotnymi interpretacjami znanych utworów. 😀 Ale polonistkę z podstawówki wzruszyłem wypracowaniem o "Ludzisch bezdomnych" Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że może mnie to dotyczyć...
OdpowiedzUsuńa
OdpowiedzUsuńRealnie grozić nie tyle sława, co raczej bezdomność...
OdpowiedzUsuńAlma
OdpowiedzUsuńNie chciałabym przeżywać w taki sposób jak bohater tej opowieści. Nie potrzeba aż tak.
Alma
OdpowiedzUsuńTak jak nie widzę potrzeby, żeby dla jakiegokolwiek faceta cierpieć z bólu z powodu przeprowadzania zabiegów medycyny estetycznej 😀
Bo pewnie nie masz nic do powiększenia 🙂
OdpowiedzUsuńAlma
UsuńNo nie....samo się powiększa 😂
Alma
UsuńU mnie tylko dodaje......;-D
...można powiedzieć, że w związku z aktualną sytuacją polityczno-gospodarczą zapobiegliwie zwiększam swoją indywidualną osłonę termiczną....
UsuńOj Almo, lepiej kup sobie kożuch u Górali.
UsuńAlma
UsuńZaradzilam już: pracuję teraz na 1,5 etatu, więc stres mnie zje...😅
Japończycy opowiadają sporo podobnych historii...
OdpowiedzUsuń