Tragiczna heroina i obecność elementu demonicznego

          "Remember me, but ach! 

            forget my fate." 


     Męczy  mnie upał i hałas z pobliskiej budowy. Ostatnio nawet w nocy. Napisali kartkę, że będą betonować po nocy fundamenty pod budynek w miejsce tego, który przed rokiem rozwalili, ale ze względu na dobro mieszkańców starają się to robić cicho. ;-)  Robota na tej budowie trwa bez przerwy od zeszłej wiosny w godzinach 6-18 ta (z wyjątkiem niedziel), nawet podczas burzy, ale ze względu na upał betonują też w nocy. Pracują głównie Ukraińcy. Słychać ich głośne rozmowy i nawoływania...Jest w tym coś demonicznego. Rujnują, żeby zbudować  coś bardziej jeszcze monstrualnego. 

     Muzyka raczej tego hałasu nie zagłusza, bo też nie mogę jej włączać za głośno, ale wysłuchałem z dodatkowymi efektami dźwiękowymi, utworu Purcella. "Dido and Aeneas" to jak wiadomo przesławna i pierwsza w historii angielska opera, a lament Dydony (jak się po polsku mówi) jest, żeby użyć szkaradnego określenia, "prawdziwym hitem klasyki." Uważa się ją czasem za wzór doskonałości, ale Westrup w znanej książce o muzyce i życiu Purcella wypunktował ją celnie.  Jest zbyt zwięzła, żeby mogła być czymś więcej niż psychologicznym szkicem postaci (jak na operę barokową jest bardzo krótka, nie trwa nawet godziny), a ukazane w niej moce demoniczne, które bezlitośnie szydzą z kochanków i cieszą się z ruiny ich związku, przedstawione są w sposób stereotypowy. Późniejsze utwory brytyjskiego Orfeusza (jak go nazywano), np. "Indian Queen" są bogatsze i pełniejsze w użyciu środków muzycznych, które młody kompozytor lepiej opanował i swobodniej stosował, przejmując je z tradycji muzyki włoskiej i francuskiej. 

     Ja lubię i  głęboko podziwiam "Dydonę", jak ją nazywam, bo Eneasz pojawia się w niej jedynie incydentalnie. Nie tylko lament i końcowy chór są niezwykle poruszające, ale jest tu mimo krótkości utworu tak wiele pięknej muzyki, a Dido i nawet (w jakimś sensie Belinda) to urocze, choć tragiczne postacie.  Oczywiście, niewiele się tu dzieje, ale ten brak akcji i możliwości psychologicznej penetracji charakterów nie ujmuje im głębi, a nawet przeciwnie, przydaje pewnej tajemnicy, czyniąc je zarazem bardziej uniwersalnymi. To poetycka wizja losu porzuconej kobiety.  Jedynie Monteverdi ukazał go w muzyce równie pięknie i bez fałszywego patosu. 

     Ostatnio słucham "Dydony" w nagraniu argentyńskiego dyrygenta Leonardo Garcii Alarcona, o którym jakiś Anglik słusznie napisał, że mimo swych niedoskonałości jest pełne młodzieńczego entuzjazmu, a Pani Dido głęboko przeżywa interpretowany tekst. To akurat mnie nie dziwi, bo przeżywają wszystkie Dydony, jakie znam, a jest ich kilkanaście.  TA Dydona (Solenn Lavant Linke), ma podobno sopran "metaliczny", czego jakoś nie zauważyłem. Jej głos ma ciemną barwę i  artystka nie nadużywa wibrata, ale to akurat doskonale pasuje do tragicznej roli.  Anglicy mają własną tradycję wykonawczą i pod pewnymi względami wykonują tę muzykę w sposób bardziej zniuansowany (Hogwood, Gardiner, Parrott), ukazując w całej pełni Purcellowską ulotność i wdzięk. Alarcon koncentruje się na jej psychologicznym, dramatycznym wyrazie. I oczywiście końcowy chór nie ma tu tej niezwykłej, żałobnej, przywodzącej na myśl stare londyńskie cmentarze, atmosfery, jak w cudownej interpretacji Gardinera. Nie słychać też instrumentów strunowych, które nadają muzyce dodatkową delikatność. 

       




    Znając zakusy tego zdolnego dyrygenta, widać, że koncentrował się on na tym, co uznał za istotę utworu, podobnie jak postąpił z "Requiem" Mozarta, z którego wyrzucił fragmenty mniej dramatyczne i prawdę mówiąc nudnawe (opierając się na jakiejś istniejącej wersji innej).  Tam jednak rezultat był bardziej jednostronny, bo być może Mozart ( tego nie wiemy, ponieważ utworu swego sam nie dokończył), chciał żebyśmy się trochę wynudzili.  Tu jednak muzyczny przekaz nie traci tak wiele. Może dlatego, że Alarcon pozostaje w tradycji muzyki epoki baroku a "Requiem" tak dalece poza nią wykracza. 

      Przyznam się, że kiedy byłem młodszy traktowałem słuchanie muzyki równie bezkompromisowo, wybierając z jakiegoś dramatycznego utworu tylko fragmenty o największej intensywności albo, choćby ukrytym, potencjale przeżycia. A z "Dydony" chętnie przegoniłbym wiedźmy i po usunięciu elementów groteskowych pozostałaby czysta i piękna, ale nieco odrealniona tragedia, tak, jakby nie było przedtem Szekspira.  

     W realnym życiu miłość spotyka się często z zawiścią i z zazdrością, uruchamiając siły demoniczne, które źle jej życzą lub nawet chcą ją zniszczyć, wszystkie te złe języki, które miłość dodatkowo traumatyzują. Ta destrukcja sama w sobie jest już czymś tragicznym, niezależnie od wszelkich niszczących działań. Mam wrażenie, że dla Purcella i dla autora libretta mogło to być o wiele ważniejsze niż fakt, że Eneasz porzucił królową Kartaginy z obowiązku służenia Ojczyźnie.  Eneasz, inaczej niż u Wergiliusza, prawie ich nie obchodzi, a jedynie los i przeżycia pięknej Samobójczyni. Bo czy jest coś piękniejszego niż umrzeć z miłości? Pewnie żyć dla niej, ale kogo stać na taki komfort..

     Większość opiewanych w muzyce tragicznych kobiecych postaci wywodzi się ze starożytności i można byłoby o nich być może powiedzieć to samo, co św. Augustyn mówił o wzruszeniach i łzach, jakie wywołują przedstawienia teatralne.  Odwodzą nas, jak mu się wydawało, od miłości rozumianej i przeżywanej w pełniejszy sposób, którą slusznie, czy niefortunnie, nazywa miłością do Boga.  A w pytaniu, czy jest coś piękniejszego niż umrzeć z miłości, jest być może ukryty sarkazm. Ale mnie trudno byłoby mierzyć ludzkie uczucia taką ostateczną miarą, a tym mniej przeżycia jakie wywołuje muzyka. 




Komentarze

  1. Ciekawe pytanie dlaczego w naszej kulturze są raczej heroiny, a ruina mężczyzn nie jest tak często przedstawiana...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jest to esej, jak mógłby sugerować tytuł, więc przepraszam, jeśli moim tekstem sprawiłem komuś zawód. To jedynie dość luźne i trochę osobiste impresje...

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez pewien czas go tu nie było ponieważ musiałem zmienić nieco zakończenie na bardziej zgodne z moimi intencjami.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty