Kilka myśli o muzyce przed zmierzchem

       Słuchałem różnych folii, barokowych i 

wcześniejszych, ze znanej płyty Mistrza Savalla.  

(Później nagrał jeszcze drugą - "Altre Follie").

Niewiele w nich szaleństwa.  Raczej chłodna

pasja...

    Jednak upał tak mnie rozleniwił, że włączyłem 

potem "A Baroque Feast" z Tafelmusik Baroque

Orchestra.  Znane zespoły barokowe nagrywały

sporo takich płyt, ale ta jest wyjątkowo dobrze

pomyślana.  Zaczyna się od "Arrival of the Queen

of Sheba" z "Solomona" Haendla. Po tym utworze

i konstatacji, że nie grają dość ekspresyjnie, 

zmorzył  mnie głęboki sen.  

     Przespałem koncert na harfę Haendla, Suitę z 

"Abdelazera" Purcella, Koncert g-moll na dwie 

wiolonczele Vivaldiego, Symfonię z kantaty Bacha 

"Am Abend aber desselbigen Sabbatas", Concerto 

Grosso f-moll Locatellego, Koncert obojowy d-moll 

Marcella i obudziłem się z przerażeniem w ostatniej 

części Koncertu na dwoje skrzypiec a-moll, op.3, 

no. 8.  Vivaldiego.

     Każdy, kto chociaż trochę słuchał muzyki epoki 

baroku wie, jakie to są rodzynki, czy perełki. A ja 

zawsze lubiłem orkiestrę Jeanne Lamon.  Poza tym

są tu całe utwory instrumentalne i może dlatego 

nie ma słynnej arii g-moll Bacha z III Suity 

orkiestrowej.  (Koncepcja w moim poczuciu 

słuszna).

       To nagłe przebudzenie podsunęło mi jednak 

natarczywą myśl, że już teraz śmierć zabiera mi 

cząstkę życia i postanowiłem walczyć.  Nie było

sensu wracać do całości rzeczy tak dobrze mi

znanych, więc wziąłem sobie za cel koncert

Locatellego.  Postanowiłem poprzedzić go jednak

symfonią Bacha, żeby móc się potem na nim 

skoncentrować.  

     To pierwsze udało się, jednak sen wyprzedził 

mnie i ogłuszył zanim zdołałem usłyszeć początek 

koncertu.  A kiedy się obudziłem muzyki już nie 

było.  Usłyszałem tylko jej chichot.  Tak więc 

sen, jak pisał mistrz z Czarnolasu, uczy 

nas umierać.  Nie była to jednak błoga senność

zbliżająca do pogody ducha. 

       Ale po co się tym przejmować?  Starość, późna,

zna większe opresje muzyczne. Przybylski pisał,

że utracił muzykę, którą kochał.  Z powodów

zapewne po części fizjologicznych nie docierała 

ona do niego. 

    "Jedną z najgorszych niedoli podeszłego wieku

jest odlot muzyki z serca gdzieś w pustkę. 

Oczywiście, że słyszysz muzykę, ale już nic z niej 

nie masz. Doznajesz dźwięków, ale już nie 

przeżywasz muzyki. Pozbawiono cię nagle 

tajemnicy, która odkrywała piękno świata

i tłumaczyła znaczenie egzystencji. Ukradziono

ci zadomowioną w tobie czułość dla istnienia."

    W głębokiej depresji czy w długotrwałej żałobie 

czasem w ogóle nie można jej słuchać.  Jak 

skonstatował kiedyś Spinoza, muzyka jest dobra 

dla melancholika, obojętna dla głuchego, a zła 

dla kogoś będącego w żałobie. (Filozofia to 

rozróżnianie i dlatego nie pytam już czym jest 

muzyka dla głuchego melancholika w żałobie :-). 

      Oczywiście wyjątkiem są same pożegnania

czy ceremonie żałobne, na które pisano często 

poruszającą i bardzo piękną muzykę. Haydn na 

przykład wybrał jeden ze swych wczesnych 

utworów do zagrania podczas własnego pogrzebu.  

Całe lata wcześniej dotarła do niego z zagranicy 

wiadomość o tym, że nie żyje, co zdziwiło go 

niepomiernie i odpowiedział z właściwym sobie 

humorem, że jest ona przedwczesna. 

       Faktem jest jednak, że obserwuję wyraźnie

kurczenie się mego życia i świata, i gdybym nie

powiększał go o obszar nocy, niewiele by go 

pozostało.  Oczywiście jest coś, co chętnie nazwałbym

mistyką zmierzchu.  Wystarczy pójść na spacer

wśród drzew, aby poczuć, że życie będzie istniało

kiedy nas nie będzie i kiedy umrą wszystkie

ptaki (co niesłusznie nazywamy zdychaniem).  

Dla ludzi metafizycznego ducha stanowi to czasem

jakieś pocieszenie, wskazując na transcendowanie

życia, przekraczanie horyzontu śmierci.  Muzyka,

jak wiadomo, również wyraża takie poczucia.  

      Postawieni wobec tego nieuchronnego faktu

możemy chcieć w pośpiechu używać życia, albo

pragnąć je lepiej zrozumieć i głębiej przeżyć,  ale

najczęściej ulegamy psychicznemu bezwładowi.  

Rozrywki rozpraszają melancholię i pozwalają 

zapomnieć o kruchości życia, ale jak zauważono już 

dawno, jest to raczej złudzenie, które kończy się 

kiedy tracimy kogoś bliskiego, albo sami trafiamy 

do szpitala.  Możemy oczywiście powrócić do 

tego złudzenia...Jest to jakaś forma ucieczki przed 

egzystencjalnym lękiem lub żalem.

      W XVII i XVIII wieku, kiedy z powodu 

niskiego poziomu wiedzy medycznej znacznie 

łatwiej było przedwcześnie odejść niż teraz, była 

to jedna z myśli nie tylko wyrażanych przez 

filozofów, czy religijne duchy, ale także przez 

samą muzykę.  

     Praca również nie przynosi najczęściej 

spodziewanego ukojenia, chociaż nie 

pozostawia czasu, aby o tym myśleć.  Dla wielu

starszych ludzi koniecznością staje się dewocja,

która przypomina chwytanie się brzytwy przez 

tonącego, albo pogrążanie się w ciepłym 

złudzeniu, że "Wszystko, co jest, jest dobre" i

że "Wszystko będzie dobrze." 

     Wspominam o tym nie z powodu jakiegoś 

nastroju, który mnie ogarnia, albo niechęci do 

tych czy innych poglądów na życie. Jest to raczej

reminiscencja tego wszystkiego, co wyraża 

uważna obserwacja życia, muzyka i filozofia. 

Ze czterdzieści lat temu, a nawet nieco wcześniej,

pisałem o tym, ale teraz znam to lepiej z

własnego doświadczenia.

     Spokój duszy to coś innego niż psychiczna 

ucieczka przed przeżywaniem sytuacji 

granicznych.  Z Bogiem, czy bez niego, 

chcielibyśmy istnieć wiecznie, albo nigdy nie 

istnieć, ale jesteśmy "syntezą skończoności i 

nieskończoności."  

    Czasem skłania to  nas do zapomnienia o tym,

że istniejemy jako organizm i fizyczna istota, a

często do zapomnienia o tym, że nasze istnienie 

jest formą istnienia świadomego, które 

metaforycznie nazywamy duszą.  

     Ta dusza to nie jakaś osobna substancja, 

a forma istnienia w kulturze, której cząstką 

jesteśmy jako istoty posługujące się językiem.  

Starzejący się ludzie miewają skłonność do 

poniżania ciała. Czasem nawet nie mogą na 

siebie patrzeć. Religia i metafizyka schlebiają ich 

marzeniu o wewnętrznym, duchowym pięknu, 

dla którego czas nie ma znaczenia i o tym, że ich 

najlepsza cząstka ocaleje.  Jest to czysty idealizm, 

a nawet platonizm w jego wersji schyłkowej (jak u 

Plotyna).  Obca jest mu wszelka radość życia,

a charakterystyczna pogarda dla zmysłowości, 

którą ułatwia często zwykłe otępienie i świadomość,

że szaleństwa życia mamy już poza sobą. 

Buddyjska medytacja rozprasza idealizm, pokazując,

że świadomość jest jeszcze bardziej kurczliwa i

nietrwała i uwarunkowana chwilą, niż to, co 

nazywamy ciałem. 

       Cenię buddyzm za jego destrukcję 

potocznej świadomości, ale przeważnie nie 

znoszę buddystów, jakich spotykam.  Kiedy zadać 

im jakieś sensowne pytanie odpowiadają 

paradoksami, nadęci i przekonani o własnym 

oświeceniu. Piętnują przy tym pytającego. W 

potoku bzdur zdarza się, że ktoś ujmie mnie swą 

szczerością i na pytanie, czy Budda istnieje,

odpowiada "Pewka!"  (To znaczy, że jego zdaniem

jest to oczywiste, pewne :-)  Nie jest to nic innego

jak wyznanie wiary, o wiele bardziej prostoduszne

od odpowiedzi: "Spojrzyj w lustro!" Reszta to często 

zwykły bełkot zapożyczony oczywiście od mistrzów, 

dla których bełkotem nie był, bo wyrażał ich

duchową praktykę.  Tyle ile trzeba, aby zachować

poczucie własnej wyższości nad ignorantami,

którzy nie wiedzą, że życie jest cierpieniem.

Przypomina to trochę zabawę dzieci, którym

wydaje się, że jak się przebiorą za kogoś to

nim są.  Kto z nich jest naprawdę zdolny do

głębokiego współczucia i praktycznej 

życzliwości.

      Poza wszelkimi koturnami kultury jest 

zwykłe życie.  Starzy, kurczący się fizycznie

ludzie, często poniewierani przez innych i

materialne warunki życia i samotni. Muzyka

rzadko ma dla nich jakieś realne znaczenie,

podobnie jak poezja, czy refleksje o życiu,

wykraczające poza przysłowia. Byliby 

zdziwieni, że przywiązuje się do tego jakąś 

wagę. Żyją aż do śmierci, chociaż powinni już 

przecież, jak to się natarczywie głosi,  zwolnić 

miejsce innym. Znękani przez choroby i bóle 

czasem ledwo co dyszą, a myśl o śmierci może 

im się wydawać ukojeniem wbrew instynktowi, 

który trzyma ich przy życiu.  Mam na myśli późną

starość, która rzadko bywa pogodna i dobrotliwa, 

a czasem przychodzi  przedwcześnie.  

      Psycholog Hillman pisał, że męczą

go ataki agresji, jaką czuje widząc bezmyślnych 

ludzi na ulicy.  A jest już jakaś niemal perwersja 

w jego opisie psyche wielkiego poety, którego

ciało fizycznie rozpada się, a duch pogrąża

w fantazjach i wyobrażeniach erotycznej ekstazy. 

Oczywiście o wartości życia decyduje jego zdaniem

siła charakteru.  Uważa za niedostatek psychologii

i współczesnej kultury porzucenie tego pojęcia

i refleksji nad nim.W tym sensie o tym, jak będziemy

znosić niedogodności starości decyduje całe nasze

życie.

      Lęk przed nieistnieniem nie przez wszystkich 

jest tak samo silnie odczuwany.  Wielokrotnie 

słyszałem od kogoś, że ze śmierci sobie nic nie robi, 

albo nawet jej pragnie, albo żyje w błogim 

poczuciu istnienia życia po życiu.  Niezależnie 

od stanu ducha i przeżyć konkretnej osoby są 

to jedynie pewnie poglądy na życie...i śmierć,

jak na przykład pogląd Epikura, że nic śmierci

do nas, bo nigdy jej nie spotkamy.   

    Nie znaczy to, że niczego sensownego nie można

na ten temat powiedzieć. Trzeźwa wydaje mi się 

na przykład myśl Bacona, że nie ma takiej 

namiętności, która nie byłaby czasem silniejsza 

od lęku przed śmiercią i myśl La Bruyera, iż śmierć ma 

tę dobrą stronę, że kładzie kres starości.  

     Moja matka na krótko przed śmiercią mówiła: 

"Jestem tak zmęczona, tak potwornie 

zmęczona, że chciałabym już do Halinki." To była 

jej koleżanka szkolna, która odeszła trochę 

wcześniej.  

    Ale opowiadała też o pewnym swym kuzynie,

młodym człowieku, którego jako dziecko lubiła.   

Jeszcze przed Powstaniem nie wytrzymał i na 

widok niemieckiego patrolu na ulicy wyjął z 

kieszeni broń i zaczął do nich strzelać.  Zastrzelili

go jak psa...

 

 

             Taki obraz starości jest rzadki.  Jest to kwestia charakteru, ale i do pewnego

         stopnia szczęścia.  Uśmiech starego człowieka jest czasem pogodny jak tutaj

         ("Wesołe jest życie staruszka"), ale częściej bywa wyrazem bezradności, 

         wdzięczeniem się do tych, którym życia pozostało trochę więcej w oczekiwaniu na

         to, że będą mniej okrutni...

         




 

       

 


   

Komentarze

  1. Piszesz Nezumi bardzo jednostronny opis swojej obserwacji zycia, ktore nazywasz późną starością.
    Nie wiadomo o co chodzi, czy ja tez kwalifikuje sie do tego wózka z napisem późna starość.
    Jest to Twoja osobista deklaracja jak ten okres w Twoim życiu bedzie wygladal.
    Moj raport jest odmienny.
    Bede zdrowy, bede zawsze mial umysl mlodego czlowieka, bede zawsze mial wiecej niż potrzebuje.
    Co sie stalo ze złotym wiekiem, o ktorym w przedwojennej Warszawie spiewano piosenki.
    Ja dopiero teraz jestem prawdziwie szczesliwy.
    Nie mam zadnych długów poza pożyczką na auto,
    Mam naprawde wiecej niż mnie potrzeba.

    OdpowiedzUsuń
  2. Danek

    Ja niczego nie raportuję, a wiek ten być może mnie ominie, więc nie jest to przedmiotem mej szczególnej troski. Cieszę się, że Jesteś "perfectly happy", ale czy Twoje spojrzenie na życie nie jest więcej niż jednostronne? Przypomnij sobie jak uciekało z Ciebie życie, kiedy byłeś chory. Ja nie mam nic do Twojego szczęścia. Bądź szczęśliwy zawsze. 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam nadzieje, ze spotkałeś sie ze staropolska mądrością,
      jak sobie Jaś pościele tak Jan sie wyśpi.
      Ja od malego wiedzialem, ze musze byc w tej grupie 70% spoleczenstwa, ktora ma zapewnione dobre zycie.
      Aby nie bac sie starosci trzeba sobie zapewnic podstawowe rzeczy jak np:
      splacony, bez dlugu dom czy mieszkanie
      splacone wszystkie inne pozyczki.
      Powyzsze to jest absolutne minimum.
      Jesli ktos przechodzi na emeryture majac dlug za mieszkanie -
      ta osoba automatycznie spada do tej grupy co sobie nie poradzili w zyciu.
      Nezumi -
      piszesz z pozycji tych 20 czy 30% spoleczenstwa, ktorzy nie zapewnili sobie godnej starości.
      Jest to ich wina.
      W tym czasie mogli chociaz raz wyjechac na tzw saksy, aby zarobic na spłatę mieszkania.
      Nie moje tu miejsce aby ich oceniac.
      Po prostu ludzie poprzez swoje zycie podejmuja decyzje.
      Na starość zbieraja owoce tych decyzji.
      Prawdziwa mądrość czlowieka to zachowanie dobrego zdrowia do późnej starości.
      Pamietam tak to swego czasu ujęła na Twoim blogu - Centrumperspektywa.
      Żadna z opisanych przez Ciebie sytuacji nie jest opisem zyciowej mądrości.

      Usuń
    2. Spotkałem, bo poza wysyłaniem mnie do piekła nic innego nie mówisz a w dodatku wypowiadasz się zupełnie nie na temat.😀 Ja tu w ogóle nie piszę o moim statusie materialnym. I nie nazywaj godnym życiem pławienia się w luksusie. A Centrumperspektywa, pojawiająca się też u mnie jako Bossanova i Jesienna dziewczyna (jeśli dobrze pamiętam) pisała u mnie sporo komentarzy o różnej wartości.

      Usuń
    3. Jak zwykle obwiniasz o wszystko biednych...Nie mam Ci tego za złe, ale Twoje pastwienie się nad nimi jest dla mnie niezrozumiałe...

      Usuń
    4. ...A może Kwitnąca Wiśnia- już nie pamiętam. Napisała kiedyś, że jak przyjedzie do Warszawy to uklęknie przede mną pod największym pomnikiem i...😀

      Usuń
    5. Ja mam marzenia Piotrze,
      zobaczyc cala Ameryke jeszcze raz, parki narodowe,
      Grand Canyon ostatni raz widzialem w 1993 roku
      Potrzbuje nowy camper czyli auto w ktorym sie śpi - juz sam ten camper to ok $70,000
      Mam przed sobą ogromne wydatki.
      Jednak absolutnie najwazniejsze jest zdrowie.
      Tak wiec co wychodzi Tobie logicznie w zaden sposob nie ma to znaczenia dla mnie :)

      Usuń
  3. Nie słuchasz muzyki więc rozterki Pana Przybylskiego niewiele Ci mówią...Nie masz kontaktu z rzeczywistością i nie widzisz udręczonych życiem starszych ludzi, których spotykam. Jest Ci dobrze i odczucia innych ludzi nie interesują Cię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja gram moją muzykę na instrumentach, ktore posiadam w domu, czyli na misach.
      Podobnej muzyki slucham z przyjemnością.
      Jest to muzyka posiadajaca walory uzdrawiajace.
      Połączenie przyjemności z pożytecznym.

      Usuń
    2. Na misach tybetańskich to ja też umiem grać 🙂

      Usuń
  4. Nezumi - oczywiście pamiętam jak uciekało ze mnie życie, gdy byłem chory na kowid.
    Pamiętam tez, dzieki komu zapewnilem sobie, ze moja dusza wrocila z powrotem do mojego fizycznego ciala.
    Dziekuje za cud uzdrowienia mojemu Ojcu prawie codziennie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Logicznie Tobie wychodzi Piotrze, ze "będziesz umierał ze starości, tak jak każdy i wtedy dopiero będziesz wiedział co to jest późna starość."
      dla mnie -
      umre jak Moses, w pelni sil.
      Gdy bedzie juz czas na mnie,
      czyli wg mojego Ojca przyrzeczenia -
      gdy juz bede w pelni usatysfakcjonowany zyciem w tym swiecie 3D
      po prostu powiem do mojego Ojca -
      juz jest czas abym wrócił do domu do ducha.
      Twoja deklaracja jest o chorobach starości -
      moja deklaracja jest -
      jestem zawsze w pelni zdrowia, tak jak zdrowy byl Mojżesz.

      Usuń
    2. Piotrze, a ilu znasz ludzi poza mna ktorzy testują Slowo,
      ja naprawdę wierzę, ze Bog jest ten sam ktorym byl 2,000 lat temu gdy uzdrawial chorych.
      Ten sam bedzie Bog nawet za milion czy bilion lat.
      Dlatego wierzę.

      Usuń
    3. Co do domow oraz ulic ze zlota oraz perel, ja rozumiem ze tak bedzie dopiero w przyszlym swiecie dla Zbawionych,
      ale kto wie, moze takie juz sa dzisiaj.
      Ja wiem, ze miejsce w tym pięknym świecie mam juz zapewnione.

      Usuń
    4. Piotrze,
      doświadczyłem osobiście jak wyglada uzdrawianie poprzez oficjalną medycyne. Nafaszerowali moja żonę koktajlem trucizny, ktory mial zabić raka w płucach. Po jednej rundzie tej chemioterapii praktycznie zabili moją żonę.
      Natychmiast musiała mieć transfuzje krwii, po ktorej to transfuzji wylądowała na odddziale intensywnej terapii.
      Już stamtąd żywa nie wyszla.
      Prosze, daruj sobie pisanie jak fantastyczna jest opieka medyczna.
      Bylem najbardziej rozczarowany w moim zyciu, gdy dowiedzialem sie, ze wiecej zrobić nie moga.
      Ale zaraz, zaraz.
      Zanim lekarz Hindus zakończył zdanie, ze wiecej juz zrobić medycyna nie potrafi, zakończył zdanie, ze teraz juz wszystko jest w rekach Boga!
      Jednocześnie wzmiósł obie swoje dłonie w kierunku Nieba.
      Czy dostrzegasz tutaj mądrość?
      Ja natychmiast otrzymalem olśnienie mądrością.
      Skoro Bóg jest tak mocny, ze umierającą osobe jest w stanie uratować to ja juz teraz zwracam sie ku Bogu.
      Taka to byla moja Piotrze droga do Boga.
      Tak to sie wszystko u mnie zaczęło 9 lat temu.
      Niestety nie wiedzialem, jak to zrobić aby Bog uratowal moja zone.
      To jest tez wiedza jak korzystać z mocy Boga.
      Dzisiaj nie mozna nawet mnie zabić,
      zostaje bowiem wskrzeszony tą samą mocą, jaka to moc wyniosla Jezusa z grobu.
      Złosliwie piszesz, ze ja sie wywyższam.
      Robisz to samo, co kiedys, gdy biłeś w klasie slabszych kolegow.
      Zamiast dyskutować merytorycznie, uderzasz ponizej pasa.
      Ja zapraszam wszystkich aby byli juz z Bogiem teraz gdy jeszcze jest czas.
      Filozofia, niby najmądrzejsza z ludzkich Nauk, wpadła w pełni w szpony szatana.
      Wiedzy jak zyc nie znajdziesz praktycznie nigdzie.
      Nawet w Kosciele nie nauczą, tak potężny jest szatan.
      Dwie Niedziele wstecz poszedlem na mszę do polskiego Kosciola.
      Akurat byl temat o Trójcy.
      Ksiadz, jak najbardziej wyksztalcony powiedzial, ze jego nauczyciel na kazaniu o Trójcy powiedzial tylko jedno zdanie i zakonczyl kazanie.
      Mianowicie powiedzial, ze temat Trójcy jest owinięnty tajemnica.
      i tyle.
      Kazanie zakonczylo sie zanim ludzie zorientowali sie, ze zaczął swoje kazanie.
      Mój ksiądz tutaj - powiedzial, ze caly semestr podczas swoich studiow Teologicznych mial na temat Trójcy jednak nie ujawnil nic ale to nic z tej wiedzy.
      Mowil na kazaniu o wszystkim tylko nie na temat czym jest Trójca.
      Tak to Piotrze wyglada swiat kontrolowany przez księcia.
      Ani w Kosciele ani na Filozofii tego co czlowiek rzeczywiscie potrzebuje aby swiadomie zyc, tego sie nie nauczysz.
      Czy chociaz tyle zrozumiałeś, ze pozostaje tylko alternatywny sposob na zdobywanie Wiedzy?
      Ze wszystkiego czlowiek na tym swiecie jest w stanie sie uzdrowic.
      Trzeba jednak wiedzieć jak to zrobić.

      Usuń
    5. Mam dla Ciebie Piotrze bardzo dobra wiadomość.
      Gdy p. Jezus stworzy nowa Ziemie, czyli jak kiedys po Potopie, ta nasza Ziemia zostanie oczyszczona aby wszyscy Zbawieni mieli tutaj miejsce do zycia -
      ciało człowieka nie zazna wtedy zadnej choroby.
      Czyli w ten sposob mozna powiedzieć, ze Bóg uzdrowi wszystkich ludzi.
      Dzisiaj nie zapominaj, ze Zbawienie oznacza tylko i wyłącznie Zbawienie duszy.
      Nie jest to akt uzdrowienia fizycznego ciała.
      Mam nadzieje, ze to jest oczywiste oraz zrozumiałe.

      Usuń
    6. Szkoda Piotrze, ze nie rozumiesz, ze ja sie nie wywyższam.
      Ja jestem w Rodzinie Boga,
      z tego tytułu mam prawa.
      Mam prawo do zycia w pełnym zdrowiu,
      Mam prawo do posiadania wiecej, niz potrzebuje,
      Mam prawo aby moje jutro bylo bez porównania lepsze, niz to co mam w dniu dzisiejszym
      Mam prawo do zycia w Bożej łasce pomyślności
      Twarz mojego Ojca jest zawsze zwrócona w moim kierunku,
      moje imie jest wygrawerowane na Jego dłoni
      lista praw z tytułu bycia w Rodzinie Boga jest bardzo długa.
      Ty to nazywasz wywyższaniem sie.
      Ja to nazywam, byciem w Rodzinie Najwyższego.
      Takie życie jest dla kazdej osoby wierzącej.

      Usuń
    7. Piotrze do Twojej rodziny trzeba sie urodzić albo wżenić.
      Nie jest to wiec w zaden sposob podobne do Rodziny Boga, ktore jest swego rodzaju kontraktem.

      Usuń
    8. co do poruszonych przez Ciebie Piotrze wielości "wcieleń" ja mam nadzieje, ze teraz ta moja inkarnacja jest ostatnią, ze bede sobie spokojnie żył w Niebie do czasu, az Bog zlikwiduje Niebo oraz Ziemie, do czasu az nastapi ostateczna inkarnacja w przyszle, wiecznie zdrowe ciało.
      Dzisiaj swoją Świadomością reprezentujesz wszystkie swoje dotychczasowe wcielenia.
      Jestes po prostu bardziej zawansowany, jestes sobie w stanie poradzic z zyciowymi problemami w sposob swiadomy o wiele bardziej od prymitywnego wcielenia, ktore ma za soba tylko kilka inkarnacji.
      Gdy ktos reaguje w sposob wyważony na trudne sytuacje, wiesz wtedy, ze masz do czynienia z wyżej zaawansowanym duchowo czlowiekiem.

      Usuń
    9. co do Nauki Jezusa,
      jedyne czym powinnismy sie kierowac w zyciu to jest miłość do drugiego czlowieka.
      Narzucanie przez Ciebie stereotypu kto ma prawdziwie chrześcijański styl życia jest domena kosciolow.
      Ja po prostu kocham ludzi.

      Usuń
    10. Ludzie Piotrze prawdziwie cierpią, szatan codziennie odnosi sukcesy.
      Prawda jest taka,
      ze zyjemy w swiecie ksiestwa szatana.
      Bieda, wyzysk, cierpienie sa wiec wszechobecne.
      Jest tylko jedna droga, ktora zapewnia pelne uwolnienie sie od szatana.
      To jest Prawda Prawd.
      Tylko z Bogiem czlowiek moze pokonać w swoim zyciu szatana.
      Współczucie mam taką samą wartość jak papier toaletowy.
      Nezumi tutaj współczuje,
      nie pamietam czy Ty Piotrze komukolwiek współczujesz.
      Papier z napisem współczucie jest szorstki wiec jest nie dla mnie.

      Usuń
    11. Danek

      Jak zwykle mówisz o tym, o czym nie masz najmniejszego pojęcia i jeszcze spuszczasz to w kiblu...

      Usuń
    12. Alma
      Ja mam kłopoty ze współczuciem. Gdy taka emocja się u mnie pojawia, to angażuję wszystkie swoje siły, umiejętności i środki, żeby dźwignać cierpiąca osobę. I w tych wysiłkach, które pochłaniają mnie całą, zapominam czasem zapytać, czy ten człowiek życzy sobie tych moich wysiłków.

      Usuń
    13. Alma
      Bo, w pewnym sensie, współczucie jest dla mnie niewiele warte - tylko działanie się liczy (niezbędna wydaje mi się bowiem zmiana). Znam jednak osobę, która przez samą rozmowę potrafi "leczyć" - obserwując te osobę właśnie zdałam sobie sprawę z tej mojej ułomności dotyczącej współczucia/pomagania.

      Usuń
    14. Współczucie daje motywację do działania.

      Usuń
    15. Alma
      Wydaje mi się, że raczej niezgoda na zastanawiam stan rzeczy.

      Usuń
    16. Niezgoda to może bardziej w przypadku walki.

      Usuń
    17. Alma
      Ja walczę o tego człowieka. Z całych sił. Taka jestem. Byłam 🙂

      Usuń
    18. Tylko Bog moze zmienic czlowieka Almo.
      nic dodac, nic ująć w poniższym
      Biblia to prawdziwy skarbiec madrosci.
      Isaiah 64:8
      But now, O Lord, You are our Father,
      We are the clay, and You our potter;
      And all of us are the work of Your hand.
      czyli
      u Izajasza 64:8
      Ale teraz, Panie, jesteś naszym Ojcem,
      a my jesteśmy gliną, a Ty naszym garncarzem;
      A my wszyscy jesteśmy dziełem Twojej ręki.

      Usuń
    19. U nas, na takich niby zrobionych na kole garncarskim,
      mówi się dzban:)
      Takie nieforemne naczynie, niereformowalne, puste w środku,
      z którego to i Salomon nie naleje:)
      Słowo młodzieżowe roku 2018:)

      Usuń
    20. Jeżeli powyższe odzwierciedla światopogląd polskiej młodzieży to kolejne pokolenie mlodych jest stracone.
      U Boga na kole garncarskim czlowiek znajduje sie przez cale swoje zycie.
      To jest akurat dobra wiadomosc, kazdy ma szanse do konca.
      Szkoda, ze tej Prawdy Filozofia nie naucza.

      Usuń
    21. Nad miejscem Hitlera czy Stalina niech lepiej wypowiedza sie z 1,000 lat.
      Dzisiaj mamy spaczony obraz tego okresu ogromem cierpienia.
      Pelny obraz dlaczego dopuszczono do tej tragedii bedziemy mieli dopiero w dalekiej przyszlosci albo dopiero wtedy, gdy Bog odsloni welon, ktorym zaslania przed nami pewne rzeczy.

      Usuń
    22. Diabły też garnki lepią.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty