Kilka myśli o muzyce przed zmierzchem
Słuchałem różnych folii, barokowych i
wcześniejszych, ze znanej płyty Mistrza Savalla.
(Później nagrał jeszcze drugą - "Altre Follie").
Niewiele w nich szaleństwa. Raczej chłodna
pasja...
Jednak upał tak mnie rozleniwił, że włączyłem
potem "A Baroque Feast" z Tafelmusik Baroque
Orchestra. Znane zespoły barokowe nagrywały
sporo takich płyt, ale ta jest wyjątkowo dobrze
pomyślana. Zaczyna się od "Arrival of the Queen
of Sheba" z "Solomona" Haendla. Po tym utworze
i konstatacji, że nie grają dość ekspresyjnie,
zmorzył mnie głęboki sen.
Przespałem koncert na harfę Haendla, Suitę z
"Abdelazera" Purcella, Koncert g-moll na dwie
wiolonczele Vivaldiego, Symfonię z kantaty Bacha
"Am Abend aber desselbigen Sabbatas", Concerto
Grosso f-moll Locatellego, Koncert obojowy d-moll
Marcella i obudziłem się z przerażeniem w ostatniej
części Koncertu na dwoje skrzypiec a-moll, op.3,
no. 8. Vivaldiego.
Każdy, kto chociaż trochę słuchał muzyki epoki
baroku wie, jakie to są rodzynki, czy perełki. A ja
zawsze lubiłem orkiestrę Jeanne Lamon. Poza tym
są tu całe utwory instrumentalne i może dlatego
nie ma słynnej arii g-moll Bacha z III Suity
orkiestrowej. (Koncepcja w moim poczuciu
słuszna).
To nagłe przebudzenie podsunęło mi jednak
natarczywą myśl, że już teraz śmierć zabiera mi
cząstkę życia i postanowiłem walczyć. Nie było
sensu wracać do całości rzeczy tak dobrze mi
znanych, więc wziąłem sobie za cel koncert
Locatellego. Postanowiłem poprzedzić go jednak
symfonią Bacha, żeby móc się potem na nim
skoncentrować.
To pierwsze udało się, jednak sen wyprzedził
mnie i ogłuszył zanim zdołałem usłyszeć początek
koncertu. A kiedy się obudziłem muzyki już nie
było. Usłyszałem tylko jej chichot. Tak więc
sen, jak pisał mistrz z Czarnolasu, uczy
nas umierać. Nie była to jednak błoga senność
zbliżająca do pogody ducha.
Ale po co się tym przejmować? Starość, późna,
zna większe opresje muzyczne. Przybylski pisał,
że utracił muzykę, którą kochał. Z powodów
zapewne po części fizjologicznych nie docierała
ona do niego.
"Jedną z najgorszych niedoli podeszłego wieku
jest odlot muzyki z serca gdzieś w pustkę.
Oczywiście, że słyszysz muzykę, ale już nic z niej
nie masz. Doznajesz dźwięków, ale już nie
przeżywasz muzyki. Pozbawiono cię nagle
tajemnicy, która odkrywała piękno świata
i tłumaczyła znaczenie egzystencji. Ukradziono
ci zadomowioną w tobie czułość dla istnienia."
W głębokiej depresji czy w długotrwałej żałobie
czasem w ogóle nie można jej słuchać. Jak
skonstatował kiedyś Spinoza, muzyka jest dobra
dla melancholika, obojętna dla głuchego, a zła
dla kogoś będącego w żałobie. (Filozofia to
rozróżnianie i dlatego nie pytam już czym jest
muzyka dla głuchego melancholika w żałobie :-).
Oczywiście wyjątkiem są same pożegnania
czy ceremonie żałobne, na które pisano często
poruszającą i bardzo piękną muzykę. Haydn na
przykład wybrał jeden ze swych wczesnych
utworów do zagrania podczas własnego pogrzebu.
Całe lata wcześniej dotarła do niego z zagranicy
wiadomość o tym, że nie żyje, co zdziwiło go
niepomiernie i odpowiedział z właściwym sobie
humorem, że jest ona przedwczesna.
Faktem jest jednak, że obserwuję wyraźnie
kurczenie się mego życia i świata, i gdybym nie
powiększał go o obszar nocy, niewiele by go
pozostało. Oczywiście jest coś, co chętnie nazwałbym
mistyką zmierzchu. Wystarczy pójść na spacer
wśród drzew, aby poczuć, że życie będzie istniało
kiedy nas nie będzie i kiedy umrą wszystkie
ptaki (co niesłusznie nazywamy zdychaniem).
Dla ludzi metafizycznego ducha stanowi to czasem
jakieś pocieszenie, wskazując na transcendowanie
życia, przekraczanie horyzontu śmierci. Muzyka,
jak wiadomo, również wyraża takie poczucia.
Postawieni wobec tego nieuchronnego faktu
możemy chcieć w pośpiechu używać życia, albo
pragnąć je lepiej zrozumieć i głębiej przeżyć, ale
najczęściej ulegamy psychicznemu bezwładowi.
Rozrywki rozpraszają melancholię i pozwalają
zapomnieć o kruchości życia, ale jak zauważono już
dawno, jest to raczej złudzenie, które kończy się
kiedy tracimy kogoś bliskiego, albo sami trafiamy
do szpitala. Możemy oczywiście powrócić do
tego złudzenia...Jest to jakaś forma ucieczki przed
egzystencjalnym lękiem lub żalem.
W XVII i XVIII wieku, kiedy z powodu
niskiego poziomu wiedzy medycznej znacznie
łatwiej było przedwcześnie odejść niż teraz, była
to jedna z myśli nie tylko wyrażanych przez
filozofów, czy religijne duchy, ale także przez
samą muzykę.
Praca również nie przynosi najczęściej
spodziewanego ukojenia, chociaż nie
pozostawia czasu, aby o tym myśleć. Dla wielu
starszych ludzi koniecznością staje się dewocja,
która przypomina chwytanie się brzytwy przez
tonącego, albo pogrążanie się w ciepłym
złudzeniu, że "Wszystko, co jest, jest dobre" i
że "Wszystko będzie dobrze."
Wspominam o tym nie z powodu jakiegoś
nastroju, który mnie ogarnia, albo niechęci do
tych czy innych poglądów na życie. Jest to raczej
reminiscencja tego wszystkiego, co wyraża
uważna obserwacja życia, muzyka i filozofia.
Ze czterdzieści lat temu, a nawet nieco wcześniej,
pisałem o tym, ale teraz znam to lepiej z
własnego doświadczenia.
Spokój duszy to coś innego niż psychiczna
ucieczka przed przeżywaniem sytuacji
granicznych. Z Bogiem, czy bez niego,
chcielibyśmy istnieć wiecznie, albo nigdy nie
istnieć, ale jesteśmy "syntezą skończoności i
nieskończoności."
Czasem skłania to nas do zapomnienia o tym,
że istniejemy jako organizm i fizyczna istota, a
często do zapomnienia o tym, że nasze istnienie
jest formą istnienia świadomego, które
metaforycznie nazywamy duszą.
Ta dusza to nie jakaś osobna substancja,
a forma istnienia w kulturze, której cząstką
jesteśmy jako istoty posługujące się językiem.
Starzejący się ludzie miewają skłonność do
poniżania ciała. Czasem nawet nie mogą na
siebie patrzeć. Religia i metafizyka schlebiają ich
marzeniu o wewnętrznym, duchowym pięknu,
dla którego czas nie ma znaczenia i o tym, że ich
najlepsza cząstka ocaleje. Jest to czysty idealizm,
a nawet platonizm w jego wersji schyłkowej (jak u
Plotyna). Obca jest mu wszelka radość życia,
a charakterystyczna pogarda dla zmysłowości,
którą ułatwia często zwykłe otępienie i świadomość,
że szaleństwa życia mamy już poza sobą.
Buddyjska medytacja rozprasza idealizm, pokazując,
że świadomość jest jeszcze bardziej kurczliwa i
nietrwała i uwarunkowana chwilą, niż to, co
nazywamy ciałem.
Cenię buddyzm za jego destrukcję
potocznej świadomości, ale przeważnie nie
znoszę buddystów, jakich spotykam. Kiedy zadać
im jakieś sensowne pytanie odpowiadają
paradoksami, nadęci i przekonani o własnym
oświeceniu. Piętnują przy tym pytającego. W
potoku bzdur zdarza się, że ktoś ujmie mnie swą
szczerością i na pytanie, czy Budda istnieje,
odpowiada "Pewka!" (To znaczy, że jego zdaniem
jest to oczywiste, pewne :-) Nie jest to nic innego
jak wyznanie wiary, o wiele bardziej prostoduszne
od odpowiedzi: "Spojrzyj w lustro!" Reszta to często
zwykły bełkot zapożyczony oczywiście od mistrzów,
dla których bełkotem nie był, bo wyrażał ich
duchową praktykę. Tyle ile trzeba, aby zachować
poczucie własnej wyższości nad ignorantami,
którzy nie wiedzą, że życie jest cierpieniem.
Przypomina to trochę zabawę dzieci, którym
wydaje się, że jak się przebiorą za kogoś to
nim są. Kto z nich jest naprawdę zdolny do
głębokiego współczucia i praktycznej
życzliwości.
Poza wszelkimi koturnami kultury jest
zwykłe życie. Starzy, kurczący się fizycznie
ludzie, często poniewierani przez innych i
materialne warunki życia i samotni. Muzyka
rzadko ma dla nich jakieś realne znaczenie,
podobnie jak poezja, czy refleksje o życiu,
wykraczające poza przysłowia. Byliby
zdziwieni, że przywiązuje się do tego jakąś
wagę. Żyją aż do śmierci, chociaż powinni już
przecież, jak to się natarczywie głosi, zwolnić
miejsce innym. Znękani przez choroby i bóle
czasem ledwo co dyszą, a myśl o śmierci może
im się wydawać ukojeniem wbrew instynktowi,
który trzyma ich przy życiu. Mam na myśli późną
starość, która rzadko bywa pogodna i dobrotliwa,
a czasem przychodzi przedwcześnie.
Psycholog Hillman pisał, że męczą
go ataki agresji, jaką czuje widząc bezmyślnych
ludzi na ulicy. A jest już jakaś niemal perwersja
w jego opisie psyche wielkiego poety, którego
ciało fizycznie rozpada się, a duch pogrąża
w fantazjach i wyobrażeniach erotycznej ekstazy.
Oczywiście o wartości życia decyduje jego zdaniem
siła charakteru. Uważa za niedostatek psychologii
i współczesnej kultury porzucenie tego pojęcia
i refleksji nad nim.W tym sensie o tym, jak będziemy
znosić niedogodności starości decyduje całe nasze
życie.
Lęk przed nieistnieniem nie przez wszystkich
jest tak samo silnie odczuwany. Wielokrotnie
słyszałem od kogoś, że ze śmierci sobie nic nie robi,
albo nawet jej pragnie, albo żyje w błogim
poczuciu istnienia życia po życiu. Niezależnie
od stanu ducha i przeżyć konkretnej osoby są
to jedynie pewnie poglądy na życie...i śmierć,
jak na przykład pogląd Epikura, że nic śmierci
do nas, bo nigdy jej nie spotkamy.
Nie znaczy to, że niczego sensownego nie można
na ten temat powiedzieć. Trzeźwa wydaje mi się
na przykład myśl Bacona, że nie ma takiej
namiętności, która nie byłaby czasem silniejsza
od lęku przed śmiercią i myśl La Bruyera, iż śmierć ma
tę dobrą stronę, że kładzie kres starości.
Moja matka na krótko przed śmiercią mówiła:
"Jestem tak zmęczona, tak potwornie
zmęczona, że chciałabym już do Halinki." To była
jej koleżanka szkolna, która odeszła trochę
wcześniej.
Ale opowiadała też o pewnym swym kuzynie,
młodym człowieku, którego jako dziecko lubiła.
Jeszcze przed Powstaniem nie wytrzymał i na
widok niemieckiego patrolu na ulicy wyjął z
kieszeni broń i zaczął do nich strzelać. Zastrzelili
go jak psa...
Taki obraz starości jest rzadki. Jest to kwestia charakteru, ale i do pewnego
stopnia szczęścia. Uśmiech starego człowieka jest czasem pogodny jak tutaj
("Wesołe jest życie staruszka"), ale częściej bywa wyrazem bezradności,
wdzięczeniem się do tych, którym życia pozostało trochę więcej w oczekiwaniu na
to, że będą mniej okrutni...
Piszesz Nezumi bardzo jednostronny opis swojej obserwacji zycia, ktore nazywasz późną starością.
OdpowiedzUsuńNie wiadomo o co chodzi, czy ja tez kwalifikuje sie do tego wózka z napisem późna starość.
Jest to Twoja osobista deklaracja jak ten okres w Twoim życiu bedzie wygladal.
Moj raport jest odmienny.
Bede zdrowy, bede zawsze mial umysl mlodego czlowieka, bede zawsze mial wiecej niż potrzebuje.
Co sie stalo ze złotym wiekiem, o ktorym w przedwojennej Warszawie spiewano piosenki.
Ja dopiero teraz jestem prawdziwie szczesliwy.
Nie mam zadnych długów poza pożyczką na auto,
Mam naprawde wiecej niż mnie potrzeba.
Danek
OdpowiedzUsuńJa niczego nie raportuję, a wiek ten być może mnie ominie, więc nie jest to przedmiotem mej szczególnej troski. Cieszę się, że Jesteś "perfectly happy", ale czy Twoje spojrzenie na życie nie jest więcej niż jednostronne? Przypomnij sobie jak uciekało z Ciebie życie, kiedy byłeś chory. Ja nie mam nic do Twojego szczęścia. Bądź szczęśliwy zawsze. 🙂
mam nadzieje, ze spotkałeś sie ze staropolska mądrością,
Usuńjak sobie Jaś pościele tak Jan sie wyśpi.
Ja od malego wiedzialem, ze musze byc w tej grupie 70% spoleczenstwa, ktora ma zapewnione dobre zycie.
Aby nie bac sie starosci trzeba sobie zapewnic podstawowe rzeczy jak np:
splacony, bez dlugu dom czy mieszkanie
splacone wszystkie inne pozyczki.
Powyzsze to jest absolutne minimum.
Jesli ktos przechodzi na emeryture majac dlug za mieszkanie -
ta osoba automatycznie spada do tej grupy co sobie nie poradzili w zyciu.
Nezumi -
piszesz z pozycji tych 20 czy 30% spoleczenstwa, ktorzy nie zapewnili sobie godnej starości.
Jest to ich wina.
W tym czasie mogli chociaz raz wyjechac na tzw saksy, aby zarobic na spłatę mieszkania.
Nie moje tu miejsce aby ich oceniac.
Po prostu ludzie poprzez swoje zycie podejmuja decyzje.
Na starość zbieraja owoce tych decyzji.
Prawdziwa mądrość czlowieka to zachowanie dobrego zdrowia do późnej starości.
Pamietam tak to swego czasu ujęła na Twoim blogu - Centrumperspektywa.
Żadna z opisanych przez Ciebie sytuacji nie jest opisem zyciowej mądrości.
Spotkałem, bo poza wysyłaniem mnie do piekła nic innego nie mówisz a w dodatku wypowiadasz się zupełnie nie na temat.😀 Ja tu w ogóle nie piszę o moim statusie materialnym. I nie nazywaj godnym życiem pławienia się w luksusie. A Centrumperspektywa, pojawiająca się też u mnie jako Bossanova i Jesienna dziewczyna (jeśli dobrze pamiętam) pisała u mnie sporo komentarzy o różnej wartości.
UsuńJak zwykle obwiniasz o wszystko biednych...Nie mam Ci tego za złe, ale Twoje pastwienie się nad nimi jest dla mnie niezrozumiałe...
Usuń...A może Kwitnąca Wiśnia- już nie pamiętam. Napisała kiedyś, że jak przyjedzie do Warszawy to uklęknie przede mną pod największym pomnikiem i...😀
UsuńJa mam marzenia Piotrze,
Usuńzobaczyc cala Ameryke jeszcze raz, parki narodowe,
Grand Canyon ostatni raz widzialem w 1993 roku
Potrzbuje nowy camper czyli auto w ktorym sie śpi - juz sam ten camper to ok $70,000
Mam przed sobą ogromne wydatki.
Jednak absolutnie najwazniejsze jest zdrowie.
Tak wiec co wychodzi Tobie logicznie w zaden sposob nie ma to znaczenia dla mnie :)
Nie słuchasz muzyki więc rozterki Pana Przybylskiego niewiele Ci mówią...Nie masz kontaktu z rzeczywistością i nie widzisz udręczonych życiem starszych ludzi, których spotykam. Jest Ci dobrze i odczucia innych ludzi nie interesują Cię...
OdpowiedzUsuńJa gram moją muzykę na instrumentach, ktore posiadam w domu, czyli na misach.
UsuńPodobnej muzyki slucham z przyjemnością.
Jest to muzyka posiadajaca walory uzdrawiajace.
Połączenie przyjemności z pożytecznym.
😀
UsuńNa misach tybetańskich to ja też umiem grać 🙂
UsuńNezumi - oczywiście pamiętam jak uciekało ze mnie życie, gdy byłem chory na kowid.
OdpowiedzUsuńPamiętam tez, dzieki komu zapewnilem sobie, ze moja dusza wrocila z powrotem do mojego fizycznego ciala.
Dziekuje za cud uzdrowienia mojemu Ojcu prawie codziennie.
Logicznie Tobie wychodzi Piotrze, ze "będziesz umierał ze starości, tak jak każdy i wtedy dopiero będziesz wiedział co to jest późna starość."
Usuńdla mnie -
umre jak Moses, w pelni sil.
Gdy bedzie juz czas na mnie,
czyli wg mojego Ojca przyrzeczenia -
gdy juz bede w pelni usatysfakcjonowany zyciem w tym swiecie 3D
po prostu powiem do mojego Ojca -
juz jest czas abym wrócił do domu do ducha.
Twoja deklaracja jest o chorobach starości -
moja deklaracja jest -
jestem zawsze w pelni zdrowia, tak jak zdrowy byl Mojżesz.
Piotrze, a ilu znasz ludzi poza mna ktorzy testują Slowo,
Usuńja naprawdę wierzę, ze Bog jest ten sam ktorym byl 2,000 lat temu gdy uzdrawial chorych.
Ten sam bedzie Bog nawet za milion czy bilion lat.
Dlatego wierzę.
Co do domow oraz ulic ze zlota oraz perel, ja rozumiem ze tak bedzie dopiero w przyszlym swiecie dla Zbawionych,
Usuńale kto wie, moze takie juz sa dzisiaj.
Ja wiem, ze miejsce w tym pięknym świecie mam juz zapewnione.
Piotrze,
Usuńdoświadczyłem osobiście jak wyglada uzdrawianie poprzez oficjalną medycyne. Nafaszerowali moja żonę koktajlem trucizny, ktory mial zabić raka w płucach. Po jednej rundzie tej chemioterapii praktycznie zabili moją żonę.
Natychmiast musiała mieć transfuzje krwii, po ktorej to transfuzji wylądowała na odddziale intensywnej terapii.
Już stamtąd żywa nie wyszla.
Prosze, daruj sobie pisanie jak fantastyczna jest opieka medyczna.
Bylem najbardziej rozczarowany w moim zyciu, gdy dowiedzialem sie, ze wiecej zrobić nie moga.
Ale zaraz, zaraz.
Zanim lekarz Hindus zakończył zdanie, ze wiecej juz zrobić medycyna nie potrafi, zakończył zdanie, ze teraz juz wszystko jest w rekach Boga!
Jednocześnie wzmiósł obie swoje dłonie w kierunku Nieba.
Czy dostrzegasz tutaj mądrość?
Ja natychmiast otrzymalem olśnienie mądrością.
Skoro Bóg jest tak mocny, ze umierającą osobe jest w stanie uratować to ja juz teraz zwracam sie ku Bogu.
Taka to byla moja Piotrze droga do Boga.
Tak to sie wszystko u mnie zaczęło 9 lat temu.
Niestety nie wiedzialem, jak to zrobić aby Bog uratowal moja zone.
To jest tez wiedza jak korzystać z mocy Boga.
Dzisiaj nie mozna nawet mnie zabić,
zostaje bowiem wskrzeszony tą samą mocą, jaka to moc wyniosla Jezusa z grobu.
Złosliwie piszesz, ze ja sie wywyższam.
Robisz to samo, co kiedys, gdy biłeś w klasie slabszych kolegow.
Zamiast dyskutować merytorycznie, uderzasz ponizej pasa.
Ja zapraszam wszystkich aby byli juz z Bogiem teraz gdy jeszcze jest czas.
Filozofia, niby najmądrzejsza z ludzkich Nauk, wpadła w pełni w szpony szatana.
Wiedzy jak zyc nie znajdziesz praktycznie nigdzie.
Nawet w Kosciele nie nauczą, tak potężny jest szatan.
Dwie Niedziele wstecz poszedlem na mszę do polskiego Kosciola.
Akurat byl temat o Trójcy.
Ksiadz, jak najbardziej wyksztalcony powiedzial, ze jego nauczyciel na kazaniu o Trójcy powiedzial tylko jedno zdanie i zakonczyl kazanie.
Mianowicie powiedzial, ze temat Trójcy jest owinięnty tajemnica.
i tyle.
Kazanie zakonczylo sie zanim ludzie zorientowali sie, ze zaczął swoje kazanie.
Mój ksiądz tutaj - powiedzial, ze caly semestr podczas swoich studiow Teologicznych mial na temat Trójcy jednak nie ujawnil nic ale to nic z tej wiedzy.
Mowil na kazaniu o wszystkim tylko nie na temat czym jest Trójca.
Tak to Piotrze wyglada swiat kontrolowany przez księcia.
Ani w Kosciele ani na Filozofii tego co czlowiek rzeczywiscie potrzebuje aby swiadomie zyc, tego sie nie nauczysz.
Czy chociaz tyle zrozumiałeś, ze pozostaje tylko alternatywny sposob na zdobywanie Wiedzy?
Ze wszystkiego czlowiek na tym swiecie jest w stanie sie uzdrowic.
Trzeba jednak wiedzieć jak to zrobić.
Mam dla Ciebie Piotrze bardzo dobra wiadomość.
UsuńGdy p. Jezus stworzy nowa Ziemie, czyli jak kiedys po Potopie, ta nasza Ziemia zostanie oczyszczona aby wszyscy Zbawieni mieli tutaj miejsce do zycia -
ciało człowieka nie zazna wtedy zadnej choroby.
Czyli w ten sposob mozna powiedzieć, ze Bóg uzdrowi wszystkich ludzi.
Dzisiaj nie zapominaj, ze Zbawienie oznacza tylko i wyłącznie Zbawienie duszy.
Nie jest to akt uzdrowienia fizycznego ciała.
Mam nadzieje, ze to jest oczywiste oraz zrozumiałe.
Szkoda Piotrze, ze nie rozumiesz, ze ja sie nie wywyższam.
UsuńJa jestem w Rodzinie Boga,
z tego tytułu mam prawa.
Mam prawo do zycia w pełnym zdrowiu,
Mam prawo do posiadania wiecej, niz potrzebuje,
Mam prawo aby moje jutro bylo bez porównania lepsze, niz to co mam w dniu dzisiejszym
Mam prawo do zycia w Bożej łasce pomyślności
Twarz mojego Ojca jest zawsze zwrócona w moim kierunku,
moje imie jest wygrawerowane na Jego dłoni
lista praw z tytułu bycia w Rodzinie Boga jest bardzo długa.
Ty to nazywasz wywyższaniem sie.
Ja to nazywam, byciem w Rodzinie Najwyższego.
Takie życie jest dla kazdej osoby wierzącej.
Piotrze do Twojej rodziny trzeba sie urodzić albo wżenić.
UsuńNie jest to wiec w zaden sposob podobne do Rodziny Boga, ktore jest swego rodzaju kontraktem.
co do poruszonych przez Ciebie Piotrze wielości "wcieleń" ja mam nadzieje, ze teraz ta moja inkarnacja jest ostatnią, ze bede sobie spokojnie żył w Niebie do czasu, az Bog zlikwiduje Niebo oraz Ziemie, do czasu az nastapi ostateczna inkarnacja w przyszle, wiecznie zdrowe ciało.
UsuńDzisiaj swoją Świadomością reprezentujesz wszystkie swoje dotychczasowe wcielenia.
Jestes po prostu bardziej zawansowany, jestes sobie w stanie poradzic z zyciowymi problemami w sposob swiadomy o wiele bardziej od prymitywnego wcielenia, ktore ma za soba tylko kilka inkarnacji.
Gdy ktos reaguje w sposob wyważony na trudne sytuacje, wiesz wtedy, ze masz do czynienia z wyżej zaawansowanym duchowo czlowiekiem.
co do Nauki Jezusa,
Usuńjedyne czym powinnismy sie kierowac w zyciu to jest miłość do drugiego czlowieka.
Narzucanie przez Ciebie stereotypu kto ma prawdziwie chrześcijański styl życia jest domena kosciolow.
Ja po prostu kocham ludzi.
Ludzie Piotrze prawdziwie cierpią, szatan codziennie odnosi sukcesy.
UsuńPrawda jest taka,
ze zyjemy w swiecie ksiestwa szatana.
Bieda, wyzysk, cierpienie sa wiec wszechobecne.
Jest tylko jedna droga, ktora zapewnia pelne uwolnienie sie od szatana.
To jest Prawda Prawd.
Tylko z Bogiem czlowiek moze pokonać w swoim zyciu szatana.
Współczucie mam taką samą wartość jak papier toaletowy.
Nezumi tutaj współczuje,
nie pamietam czy Ty Piotrze komukolwiek współczujesz.
Papier z napisem współczucie jest szorstki wiec jest nie dla mnie.
Danek
UsuńJak zwykle mówisz o tym, o czym nie masz najmniejszego pojęcia i jeszcze spuszczasz to w kiblu...
Alma
UsuńJa mam kłopoty ze współczuciem. Gdy taka emocja się u mnie pojawia, to angażuję wszystkie swoje siły, umiejętności i środki, żeby dźwignać cierpiąca osobę. I w tych wysiłkach, które pochłaniają mnie całą, zapominam czasem zapytać, czy ten człowiek życzy sobie tych moich wysiłków.
Alma
UsuńBo, w pewnym sensie, współczucie jest dla mnie niewiele warte - tylko działanie się liczy (niezbędna wydaje mi się bowiem zmiana). Znam jednak osobę, która przez samą rozmowę potrafi "leczyć" - obserwując te osobę właśnie zdałam sobie sprawę z tej mojej ułomności dotyczącej współczucia/pomagania.
Współczucie daje motywację do działania.
UsuńAlma
UsuńWydaje mi się, że raczej niezgoda na zastanawiam stan rzeczy.
Niezgoda to może bardziej w przypadku walki.
UsuńAlma
UsuńJa walczę o tego człowieka. Z całych sił. Taka jestem. Byłam 🙂
Tylko Bog moze zmienic czlowieka Almo.
Usuńnic dodac, nic ująć w poniższym
Biblia to prawdziwy skarbiec madrosci.
Isaiah 64:8
But now, O Lord, You are our Father,
We are the clay, and You our potter;
And all of us are the work of Your hand.
czyli
u Izajasza 64:8
Ale teraz, Panie, jesteś naszym Ojcem,
a my jesteśmy gliną, a Ty naszym garncarzem;
A my wszyscy jesteśmy dziełem Twojej ręki.
U nas, na takich niby zrobionych na kole garncarskim,
Usuńmówi się dzban:)
Takie nieforemne naczynie, niereformowalne, puste w środku,
z którego to i Salomon nie naleje:)
Słowo młodzieżowe roku 2018:)
Jeżeli powyższe odzwierciedla światopogląd polskiej młodzieży to kolejne pokolenie mlodych jest stracone.
UsuńU Boga na kole garncarskim czlowiek znajduje sie przez cale swoje zycie.
To jest akurat dobra wiadomosc, kazdy ma szanse do konca.
Szkoda, ze tej Prawdy Filozofia nie naucza.
Nad miejscem Hitlera czy Stalina niech lepiej wypowiedza sie z 1,000 lat.
UsuńDzisiaj mamy spaczony obraz tego okresu ogromem cierpienia.
Pelny obraz dlaczego dopuszczono do tej tragedii bedziemy mieli dopiero w dalekiej przyszlosci albo dopiero wtedy, gdy Bog odsloni welon, ktorym zaslania przed nami pewne rzeczy.
Diabły też garnki lepią.
Usuń