Burza. Opowieść z czasów rzymskich


            luno spojrzała na niego z wyrzutem i szepnęła coś, a jej słowa były jak ukąszenie żmii. Albinus zamilkł. 
            Szczęściem odezwał się wyzwoleniec.
            - Może przypominacie sobie walkę Centaurów z kotami?  Lwy, tygrysy i lamparty nie mogły im przywalić kamulcem, chociaż poszarpały niejednego. Nie mogły też ich tratować kopytami. Siły były zatem nierówne. -
            - I jak to się skończyło? - spytał Albinus.
            - Jeszcze nie doczytałem. - odpowiedział Grek. 
            Postanowili przenocować w grocie. Zapalili pochodnie, które rozświetlały mrok migotliwym światłem i ułożyli się do snu. Iuno uwiła sobie gniazdko w nogach Albinusa, a Grek spał z ręką na rękojeściu sztyletu na wypadek pojawienia się ludzi albo lemurów i tak dotrwali do świtu. 
             - Nie powinnaś tego robić! - skarcił ją Albinus. 
             - Chciałam ci sprawić przyjemność. - powiedziała skruszona. 
            -  Aż trzy razy?  Wyssałaś ze mnie wszystkie soki!  Jestem jak stare drzewo w smutnej porze zimy.  Już raz ci tego zabroniłem! -
            - Dwa razy zabraniałeś Panie. Mam to w swoich zapiskach. Pierwszy raz pod datą pierwszego grudnia przeszłego roku jeszcze za życia i panowania Boga Hadriana. - 
            - Choćbym sto razy mówił tej dziwce nie pojmie tego! Nigdy nie trzymała w ręku broni. - 
            - Chciałam cię udobruchać, mój ukochany bracie.  Przecież mówiłeś, że mężczyzna jest wojownikiem, a kobieta powinna mu umilać 
czas, w którym odpoczywa po trudach. - 
            - A gdyby przyszli tu zbóje, kto by cię obronił?  Przysięgnij, że więcej tego nie zrobisz dopóki nie dam Ci znaku! - 
            - Przysięgam na imię boskiej Izydy!  Ale odłóż ten miecz, przemęczysz się! - 
           Mieli już wyjść z jaskini na światło dnia, ale potężne błyskawice przecięły niebo a ulewa spłynęła potokiem. 
           - Boję się! - powiedziała nagle dziewczyna. 
           Czekali aż nawałnica przeminie, ale szalała jeszcze przez pół dnia i zdecydowali udać się w dalszą drogę bez względu na okoliczności.  Grek, a był on filozofem, prowadził ze sobą objuczonego osiołka. Chociaż burza niepokoiła ich a deszcz chłostał niemiłosiernie - byli już całkiem przemoczeni - dawała im schronienie przed zbójami. Najgorsze było to, że sandały tonęły w błocie.
          Nagle ciemności rozstąpiły się, nawałnica ustała i jeszcze przed wieczorem ujrzeli słońce.
Ale wtedy drogę zastąpił im zbój.  
         - Pobieram opłatę za przejście tą drogą. 
Odrobinę złota od was dwóch, a dziewczyna może zapłacić w naturze. -
         Albinus dobył miecza. 
         - Nie myślisz chyba naiwnie, że jestem tu sam?  - rzekł na to zbój. 
         I istotnie po chwili zza drzew wyszło ich chyba ze stu. 
        Albinus położył miecz przed sobą a wyzwoleniec zaczął mówić:
        - Nie sądzisz chyba, że mamy ze sobą coś cennego.  - 
        Ale zbój roześmiał się. 
        - Poza własnym życiem i tą kobieciną. Daruję je wam, jeśli mi ją zostawicie.  Moi ludzie są głodni. Od trzech dni nic nie jedliśmy. Ma delikatne ciało.  - 
        - Kanibalizm jako zjawisko obce jest ludziom naszej szlachetnej i prastarej kultury.  Mamy ze sobą trochę suszonych fig i inne dobre rzeczy. Możecie też spożyć tego osła. Kobieta nie waży więcej od niego, a może wam dostarczyć trochę przyjemności. - 
        Ale słowa jego były nieco gołosłowne, ponieważ osioł zdążył już uciec.  
       -  Chyba będziemy musieli zjeść i ciebie mędrku, chociaż na pewno jesteś trochę łykowaty. - 
       - Upolujcie lepiej coś w tym lesie. - 
       - Nie ma tu żadnego zwierzęcia. 
Wszystkośmy już zjedli, nawet grzyby. Ma tędy przejeżdżać cesarski dostojnik, niejaki Albinus. Czyhamy już na niego od wiosny. - 
       - No to nie musicie już czekać. Ten tutaj to Albinus. - 
       - Nie wygląda mi. To jakiś tchórz! -
       - Ale szlachetnie urodzony.  Albinusie, przyznaj się, że to Ty, a będziemy uratowani. - 
       - To ja. - wyznał rycerz. 
       -  A gdzie twój koń? -
        - Wędrujemy z tym osłem chcąc zachować incognito. - 
        - Łżesz! -
        - Przysięgam na Jowisza!  To tajna misja. 
Sam Cesarz mi ją powierzył. - 
        - Hadrian, ten okrutnik? - 
        - Nie. Ten, co teraz nastał. - 
        - Udowodnij, że jesteś tym, za kogo się podajesz. -
        - To Albinus, brat mój!  Zobacz, jaki do mnie podobny, a ja jestem Iuno, siostra jego. - 
        Na te słowa zbój zatrząsł się od śmiechu a wraz z nim stu innych zbójów. 
        - Możesz ty i jego siostra, ale żaden z niego Albinus. Albinus był weteranem walk w Brytanii, a ten czci i honoru nie ma. To jakiś gnojek!  A ty boginię obrażasz swym imieniem. - 
        - Pokaż mu! - wykrzyknął Grek.
        Iuno uniosła do góry suknię i odsłoniła uda.
A potem wyjęła opatrzony pieczęcią cesarską list i podała go wyzwoleńcowi,  a ten podał go zbójowi. 
        - Nie umiem czytać. - rzekł zbój. -Ale pieczęć wygląda na prawdziwą.  - Mam rozkaz poddać się twemu dowództwu cny Albinusie. 
Powiedz zatem, co zarządzasz. - 
       Albinus łapał przez chwilę powietrze jak wyrzucona na brzeg ryba. 
      - A zatem ruszamy! - wysapał. - Dać mi konia!  A z nią możecie zrobić co chcecie. 
Uważam jednak, że można lepiej wykorzystać jej ciało niż przeznaczając je do konsumpcji.  A rozum nakazuje wybierać zawsze to, co lepsze. -
      - Kiedy nie mamy konia Panie...Jesteśmy tu incognito. Koń byłby wyraźnym znakiem rozpoznawczym...Zjemy Greka a dziewczynę co najwyżej sam dziabnę a oni sobie popatrzą.-
      - Co to to nie! - sprzeciwił się Grek. 
      - Jesteśmy głodni!  Nie możesz być takim egoistą. -
      - Słusznie! - rzekł Albinus - Niech nam przedstawi argumenty, że jego życie jest ważniejsze niż wasze! - 
     - Jestem filozofem! - oznajmił Grek. - A jak uczy filozofia racje niezgodne ze sobą mogą być równie słuszne. - 
     - A co to ma do rzeczy? - 
     - Słuchałeś moich rad, Albinusie. Słowa mądrości przynosiły ci ukojenie. - 
     - Mówiłeś chyba, że śmierć nie jest straszna i nie należy się jej obawiać. A kiedy nadejdzie pora umierania umrzeć z godnością. -
     - Ale to była zupełnie inna sytuacja!  Zjadłbyś mnie, Albinusie? 
     - Przenigdy!  Jesteś łykowaty!  Ponadto nie jem ludziny. Ale oni są zdesperowani! - 
     - Jestem człowiekiem... -
     - A to już trochę lepiej brzmi. I wolisz, żeby zjedli damę? - 
     - Albinusie, służyłem Ci całym sercem... - 
     - Żądam od Ciebie ostatecznego potwierdzenia twej lojalności. - 
     Nie wiadomo, jak długo jeszcze toczyłaby się ta dysputa, gdyby zbój nieoczekiwanie się w nią nie wmieszał. 
      - Widzę, że udajesz Greka i obudziłeś we mnie litość.  Wolę już pościć niż zadać ci gwałt. 
A kobiety też nie wyrucham. Znaj moje serce!
I opisz to w swych memuarach dla potomności. 
Mam na imię Lucjusz. Zbój Lucjusz! ...Zgadzacie się ze mną, moi ludzie! 
      - ZGADZAMY SIĘ! - wyrwało się ze stu gardeł, a potężny głos długo wybrzmiewał w leśnej głuszy powtarzany przez echo. 
      - Zaraz, zaraz! - rzekł na to Albinus - Chyba
 ja tu dowodzę!  
      Przepraszam - zapomniałem, na śmierć zapomniałem, jak kończy się ta historia...Zdarza mi się zapominać. Zjadają mnie z tego powodu wyrzuty sumienia. 
      

       

Komentarze

  1. Opowieść ucieszna, nawet trochę rubaszna, ale smutne rzeczy przywodzi mi na myśl, szczególnie teraz...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty