Klatka

   

    Oswojony ptak przebywał w klatce, wolny ptak przebywał w lesie.

   Przyszedł czas i spotkały się, takie było ich przeznaczenie. 

   Wolny ptak woła: "Pofruńmy do lasu, miłości moja!"

   Ptak w klatce szepcze:"Chodź do mnie, zamieszkajmy oboje w 

klatce."

   Wolny ptak rzecze: "Gdzie wśród prętów można rozwinąć 

skrzydła?"    

   "Niestety!" woła ptak w klatce "Nie wiem, jak w niebie usiąść

na grzędzie."

 

    Wolny ptak woła: "Zaśpiewaj kochanie, pieśni leśnej krainy."

    Ptak w klatce odpowiada "Siądź przy mnie, nauczę cię 

przemawiać uczenie!"

    Leśny ptak woła: "Nie, nigdy! Pieśni nie można się nauczyć."

    Ptak w klatce mówi: "Niestety nie znam leśnych piosenek."


   Ich miłość pełna jest pożądania, ale nigdy nie polecą skrzydło

przy skrzydle. 

   Spoglądają przez pręty klatki i daremne jest ich pragnienie,

aby się poznać. 

   Trzepoczą skrzydłami z tęsknoty i wyśpiewują: "Zbliż się, moja

miłości!"

    Wolny ptak woła: "To niemożliwe, boję się zamkniętych drzwi

klatki."

    Ptak w klatce szepcze: "Niestety skrzydła moje są bezsilne

i obumarłe."

    (Tagore, "Ogrodnik", 6; przekład Robert Stiller)

    Ten wiersz przypomniał mi, jak przed wiekami, a przecież

jakby przed chwilą, kiedy przytoczyłem tu (ale jeszcze na 

Bloxie) słowa Zhunagzi o bażancie błotnym, który musi się 

nadreptać, żeby zdobyć pokarm, jednak nie pragnie być 

żywiony w klatce i o morskim ptaku, który w niewoli u 

księcia Lu nie tknął wykwintnego jedzenia i po trzech 

dniach umarł i o ogromnym ptaku P'engu, który szybuje w 

przestworzach nad oceanem, ktoś bardzo mi wtedy bliski,

wyznał: "Jestem nielotem!"i we wzburzeniu pisał, że być 

może jest to winą jego matki, ale, że już inny nie będzie.

Pamiętam, jak trudno mi było na to odpowiedzieć, bo 

przecież P'eng nie unosił się dumą, choć stworzenia,

które nie potrafiły wzbić się w górę, wyśmiewały się z 

niego. Wobec tej osoby, którą szczerze kochałem, czułem

ogrom współczucia, ponieważ conajmniej kilka osób żerowało

na jej potrzebie bycia kochaną i akceptowaną, zamieniając

ją w niewolnika.  

   W innym miejscu Zhuangzi tak mądrze napisał, że 

szczęście małych i wielkich istot polega na tym samym - 

na spełnieniu ich pragnień, a jakie są te pragnienia,

z powodu których ktoś cieszy się życiem, nie podlega 

ocenie. Nie ma większego sensu rozważanie, kim się jest

po to, aby być z tego dumnym, ani różnicy między tym, 

co przyziemne a co wzniosłe. Człowiek mądry odnosi się

z pokorą do pragnień innych ludzi...

   Dla mnie ta "ptasia", spontaniczna wolność była zawsze 

wolnością kontemplacji i nawet w tragicznych warunkach 

życia nie chciałem być zamknięty w klatce. To, o czym

wspomnę za chwilę, można potraktować jako żart, jednak

miało spory wpływ na moje życie, którego staram się nie

mitologizować. 

   Kiedy mój znajomy filozof głosił marksizm "za kotlety 

schabowe w stołówce Komitetu Centralnego jedynie słusznej 

partii" (określenie innego mojego znajomego - nie jestem 

aż tak złośliwy),ja i inne bliskie mi osoby, żyliśmy "w 

nędzy" (jak Kołakowski napisał o pewnej znanej profesor 

etyki w jej nekrologu),a i później w "Wolnej Polsce" 

(sarkazm) trzymałem z dala od ludzi nadużywających władzy 

i wymagających ślepego posłuszeństwa i fałszywie rozumianej 

lojalności. Moja niechęć do robienia kariery akademickiej

za cenę takiego przystosowania nie może być uważana za

coś niewłaściwego. 

   Kiedyś spytałem pewnego profesora z PAN,z którym 

rozmawiałem o zatrudnieniu, jakie będą moje obowiązki, 

jeśli otrzymam pracę, a ten odrzekł gniewnie: "Bez 

przesady, nie musi pan nic robić, chodzi o to, aby był 

pan dyspozycyjny. Rozumie pan chyba?" Ale jakoś wolałem 

się w to nicnierobienie nie wdrażać. 

   Nie poddaję się też tyranii w życiu osobistym. A co 

więcej,bliski mi się wydawał zawsze rabbi Zusja, który 

intelektem może nie grzeszył, podobnie jak ja, ale był 

człowiekiem prostodusznym i uwalniał ptaki z klatek (taki 

był chyba między innymi sens mojej pracy akademickiej) 

za co czasem ich właściciel chciał go pobić. Pokorny Zusja 

uwalniał również ludzi z carskich więzień, co trudno

mi sobie nawet wyobrazić.  

   W przypadku ludzi mentalne klatki potrzebne są tym, 

którzy swe szczęście wiążą z niewoleniem innych dla własnej 

korzyści. W tym celu muszą kogoś zastraszyć, wzbudzić w

nim poczucie winy i przekonać,że takie jest życie i nie

można w nim oczekiwać niczego innego. Dlatego tak szczerze 

nienawidzą otwartości. Ale otwieranie klatek (oczywiście 

nie po to, aby kogoś uwięzić w innej) nie zawsze spotyka 

się z ufnością i z wdzięcznością i nie jestem pewien, czy 

rabbi nie był czasem przez jakiegoś ptaka podziobany, 

albo pokąsany. Ja próbowałem uszczęśliwić Mitsuko,

sadowiąc ją na jakimś wygodnym miejscu, z którego ona

po chwili uciekała, gryząc mnie czasem i kładła się gdzie

popadnie, czasem w miejscach z pozoru karkołomnych,ale

nie dla kota.

   Od dzieciństwa uwielbiam Mickiewicza za jego swobodny

i żartobliwy, cudowny przekład bajki La Fontaine'a "Pies

i wilk." Jak może ktoś pamięta, wilk już się rozmarzył 

słuchając opowieści psa o smacznych kąskach, kiedy nagle 

zobaczył coś na jego karku, a była to, drobiazg...obróżka. 

   "I cóż wilku, nie idziesz? 

                     - Co nie, to nie, bratku:

    Lepszy w wolności kęsek lada jaki

    Niźli w niewoli przysmaki." -

    Rzekł i drapnąwszy co miał skoku w łapie,

                       Aż dotąd drapie."

    A Brych Jegomość bernardyńskiego był karku i

sędziowskiego brzucha. ;-)     

    

    Nie jestem może głodny jak wilk i czasem pozwalam

się dokarmiać, ale ogólnie rzecz biorąc "myszkuję po

zamrozkach, kędy w łapy dmucha" i jak ptak u księcia

Lu, chciałbym być żywiony ptasim pokarmem, a nie tym,

który smakuje komuś innemu. Dlatego cenię samotność,

choć bywa ona czasem nazbyt ciężka...

    Zastanawiałem się, jak rozumieć utwór Tagore. Chciałem

zresztą przytoczyć tu całkiem inny, bardziej odpowiadający 

memu obecnemu nastrojowi (ale może zrobię to kiedy

indziej).  

    W pierwszej interpretacji, jaka mi się nasuwa, chodzi

tu o dwie różne osoby, które połączyła miłość, ale dzielą

pręty klatki. Zilustrowałem to nawet przed chwilą 

przykładem z własnego życia. Tagore mówi tu o potrzebie 

wolności i o potrzebie poczucia bezpieczeństwa. Rzecz nie 

jest jednak taka prosta i często nie zauważamy, co nas 

samych psychicznie niewoli.

   Mowa tu też o wzajemnym niedostosowaniu, braku harmonii 

w miłości dwojga osób, których potrzeby są różne. Piękno

tego wiersza polega na nieocenianiu, niepiętnowaniu, jakby

ten rozdźwięk był czymś obiektywnym i wynikał bardziej z 

losu niż z niedostatków woli.

   Ale nie wydaje mi się, aby Poeta, to jedynie chciał 

tu przekazać. Mam wrażenie, że pisze o rozdźwięku i o 

dysharmonii w nas samych. Chcielibyśmy czuć się wolni,

w sposób spontaniczny i bezpośredni, ale taka wolność

wyklucza poczucie bezpieczeństwa i budzi lęk. Dlatego

cofamy się przed nią, a lęk okazuje się często silniejszy

niż miłość. 

   Jest jeszcze trzecia możliwa interpretacja,odnosząca

się do relacji człowieka z Bogiem. Jednak pozostawię ją

bez żadnego komentarza i nie jestem pewien, czy ma ona

tu jakikolwiek sens. Bóg jest absolutnie wolny, a człowiek

zniewolony przez okoliczności,chciałby mu być

bezgranicznie oddany...Bardziej niż tego rodzaju mistycyzm 

przemawia do mnie jednak cierpka uwaga Stendhala: "Jedyną 

wymówką Boga jest to, że nie istnieje." Nie znaczy to,że

nie chcielibyśmy, aby Bóg istniał i że absolutne dobro,

wolność i miłość, nie budzą w nas tęsknoty...

    ----



    Na zakończenie chciałbym dać drobny przykład 

ubezwłasnowolniania jednostki przez obecny system 

społecznych stosunków. 

   Robię bardzo wiele zdjęć i kiedy Google postanowiło 

ściągać opłatę za miejsce w chmurze,zgodziłem się na to 

z entuzjazmem. Zdjęcia to bardzo dla mnie ważna cząstka 

życia. A ponieważ Google poradziło mi, żebym odciążył 

pamięć telefonu i usunął z niego część zdjęć zapewniając, 

że "teraz są już bezpiecznie przechowywane na koncie 

Google", zrobiłem to. Niestety ważność mojej karty 

wygasła, czego w porę nie zauważyłem i unieważniono mi 

subskrypcję. Oczywiście zaraz chciałem wprowadzić nową 

kartę, ale nie mogłem tego "za diabła" zrobić. Google 

zaś przysłało mi automatycznie wygenerowany komunikat, 

że jest im przykro, że zrezygnowałem z subskrypcji, 

którą mi unieważniono :-D  Dwa dni straciłem na 

wyjaśnianie tej sprawy z działem pomocy Google

(dostarczając im jakichś wymaganych przez nich opisów), 

który odesłał mnie do banku powiadamiając, że mam ocenić

na skali swój stopień zadowolenia z ich działań :-D Tu

zaś po prawie pół godzinie intensywnych działań niezwykle

sprawnego i kompetentnego urzędnika okazało się, że nie ma

on pojęcia dlaczego jego bank nie autoryzuje transakcji i

musi odwołać się do opinii jakiegoś bankowego eksperta, na

którą trzeba, choć nadał jej priorytet szczególnej ważności,

nieźle poczekać. Ale nie miesiąc, jak mówił mi wcześniej

pracownik innego oddziału banku.

  Niezależnie od tego, jak się ta sprawa zakończy (nie 

jestem niestety optymistą), obciążyła mnie psychicznie 

całkiem nieźle w oczekiwaniu na pogrzeb,na kontakt z 

lekarzem i możliwość podjęcia starań zmierzających do 

załatwienia sobie jakiegoś mieszkania. Z mieszkania Mamy, 

które przejął prywatny właściciel(odnalazł się po 65 

latach - do tego czasu było to mieszkanie komunalne) 

zabrałem jedynie płaszcz i marynarkę (zostawiłem je tam

wcześniej). Google i Bank działają w sposób określony 

przez procedury i sformalizowany, udzielając też 

automatycznie wygenerowanych odpowiedzi. Ma to swoje 

wielorakie uzasadnienie, tyle tylko, że człowiek się w 

tym wszystkim absolutnie nie liczy.   

   


    

    

   



      

 


 

Komentarze

  1. To nie Mitsuko, ale zdjęcie z mojego fotograficznego archiwum K.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nezumi, tutaj u mnie podłączenie nowej karty płatniczej zajmuje sekundy.
    Ta Twoja historia jest zapewne jak ta Polska, wszystko postawione na głowie aby utrudniac ludziom zycie.
    Nie do pomyślenia jest aby utracić konto w iCloud w firmie Apple.
    Ale to firma amerykanska.
    Google to zapewne Taiwan czy Korea.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobno, jeżeli kochasz, to pójdziesz za swoją miłością wszędzie: ubi tu Gaius, ibi ego Gaia...

    Kiedyś porywano dziewczyny od rodziców (a one tak były zakochane, że godziły się na taką niebyczajność). Wolność? No tak. Wolność kobiety z dziećmi :-D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty