Nic nieznaczące impresje...
Podobno zdjęcie tego stojącego podczas wojny przed stosem pogrzebowym chłopca,
który czeka na kremację ciała swego brata, stało się dla Japończyków symbolem
siły i niezłomności. Chłopiec, żeby nie płakać, przygryzł do krwi wargi, a kiedy strażnik
poprosił go o ciało, słowami "Daj mi ładunek, który nosisz na plecach", miał odpowiedzieć,
"On nie waży, jest moim bratem."
Ze smutkiem przeczytałem gdzieś tekst o tym, że zen w Japonii ginie. Podobno 95% klasztorów jest w posiadaniu prywatnych rodzin. Jest nadzieja, że odrodzimy go w Polsce, napisał autor tekstu. W Japonii rzeczywiście nie dzieje się pod pewnymi względami dobrze, jak o tym świadczy likwidacja wydziałów filozofii na niektórych uniwersytetach. Nie znaczy to jednak, że życie duchowe zamiera. Cała tradycyjna kultura Japonii przeniknięta jest zenem i korporacjonizm ani kultura masowa tego nie zniszczą.
Odrodzenie zenu w Polsce nie nastąpi z wielu powodów. Przekonanie takie jest wyrazem typowego dla nas myślenia, że zbawimy świat przez religię, umiłowanie wolności albo zamordyzm. Warto tu jednak przypomnieć myśl Daisetza T. Suzukiego wyrażoną w dziele "Zen i kultura japońska": "Dopóki wolność jest czymś względnym, nie jest wolnością. Prawdziwa wolność płynie z oświecenia. Kiedy człowiek to sobie uświadomi, wówczas w jakiejkolwiek by się znalazł sytuacji zawsze jest wolny w swym wewnętrznym życiu..."
Nie jestem zwolennikiem wspólnot o charakterze mnisim, dlatego bliski mi jest taoizm z czasów, kiedy nie był jeszcze religią ani taoizmem magicznym, ale pewną filozofią życia. To, co jest wartościowe w zenie czerpie właśnie z tego pierwotnego źródła i jest wolnością kontemplacji.
O niezłomności ducha
Suzuki całkiem niesłusznie zakłada, że zen jest jedyną drogą, na której można osiągnąć to, co nazywa oświeceniem i wolnością, a co więcej, wolność w jej rozumieniu najpełniejszym jest zawsze względna, a oświecenie jako osiągnięty stan nie istnieje.
Oczywiście można mówić o użyteczności wewnętrznej wolności - o tym jak ważne dla kogoś i innych jest to, że ktoś ją zachował w sytuacji zewnętrznej opresji. Zwykle przywołuje się tutaj godność, której osoba taka nie traci i to, że w pewien sposób podtrzymuje to innych na duchu. Trudno temu zaprzeczyć. Psychiatra Kępiński pisząc o rzeczywistości obozowej zauważył, że jedni ludzie w niej poddawali się i tracili często życie, inni zachowywali życie przez cwaniactwo i bezwzględny egoizm, czasem kosztem czyjegoś istnienia, a jeszcze inni byli w stanie zachować poczucie wartości i pomagać innym. Kępiński sam był w obozie, czytał też opowiadania Borowskiego i to wzbudziło w nim taką refleksję.
Buddyzm oczywiście też zna podobne sytuacje ekstremalne. Pewien mnich buddyjski uwięziony w obozie przez Czerwonych Khmerów był przez nich przez pół roku sadystycznie torturowany w ten sposób, że każdego dnia przykładano mu nabity pistolet do czaszki i grożono śmiercią. Nie udało im się go jednak złamać, a nawet nie utracił pogody ducha. Podobno, kiedy potem linczowano Czerwonych Khmerów stawał w ich obronie i uważał, że najważniejszy jest pokój, negocjował z nimi i modlił się za nich. Czy ten dzielny człowiek w obozie był absolutnie wolny?
Cała jego wolność sprowadzała się do pewnego stanu świadomości i umysłu - poza tym nie mógł nic zrobić, ocalić ani jednego istnienia, pomóc realnie komukolwiek, zająć się czymkolwiek innym niż trwaniem w warunkach nieludzkiej opresji. Można to nazwać wewnętrzną wolnością, ale czy pozostaje ona nieuwarunkowana? I czy to, co nazywa się oświeceniem, co sugeruje jakiś moment olśnienia, nie wymagało nieustannego odnawiania w sytuacji próby?
Przypuszczam, że mało kto, myśląc o zenie, ma na względzie tak heroiczne przykłady wewnętrznej wolności. Ot, posiedzę sobie i pomedytuję, może jeszcze nie będę jadł jakichś produktów żywnościowych, a potem pogniewam się na kogoś, albo będę kultywował interesowność i zobojętnienie na los innych, a we wspólnocie tych, którzy przebrali się za ludzi wolnych nie będę czuł się osamotniony. Kto jest jak pierwszy uczeń Bodhidharmy, który na dowód, że jest godny towarzyszyć mu w medytacji, kiedy ten wpatrywał się w ścianę, uciął sobie ramię?
Mnie szczerze martwi odradzanie się japońskiego militaryzmu przytłumionego wojenną klęską i narzuconymi z zewnątrz ograniczeniami. Cesarz Hirohito po masakrze wojennej Japończyków powiedział podobno tylko, że jest zasmucony. Owszem, jacyś oficerowie zorganizowali na niego podczas wojny zamach, ale podobno zawstydzili się w trakcie i było im przykro, że podnieśli na niego rękę. Amerykanie wiedzieli, że nie mogą go unicestwić, choć przecież byli świadomi tego, że rządzący armią żołdacy wykorzystywali jego autorytet i że nie mógł on niczego nie wiedzieć o dokonywanych zbrodniach.
Hart ducha i odwaga nieskażone współczuciem, budzą we mnie jedynie grozę, ponieważ nazbyt często przejawiają się w czynach krwawych, bez litości...Oczywiście nie taki jest sens opowieści o chłopcu ze zdjęcia i o wielkodusznym mnichu. Ale ktoś zgotował im ten los...
Nie jestem oczywiście biegły w socjologicznych ani kulturowych analizach. Poza tym to mój brat, a nie ja, był dwukrotnie w Japonii. Te moje impresje mają więc nieco inny charakter...
OdpowiedzUsuńto rzeczywiscie wstrząsające zdjecie.
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze nie napisales co tak naprawde oznacza zen.
Ja wiem, ze osoba wierząca ma pozostawac w spokoju, ktory daje osobie wierzące Bóg.
Nie ma znaczenia co dzieje sie dookola -
podobnie jak lódź na Oceanie -
doputy dopuki nie nabierze wody nie zatonie -
tak i osoba wierząca ma nie brac do swojej duszy czegokolwiek co dzieje sie dookola.
Po prostu dziekujemy Ojcu, ze zapewnia nam w tej sytuacji calkowity spokój.
Nie ma Nezumi znaczenia czy 10,000 jest po naszej prawicy oraz 1,000 po naszej lewicy.
Nie ma znaczenia ile mamy przeciwko sobie wroga.
Z Bogiem zawsze jesteśmy w wiekszości.
Gdy idziemy w wierze, w spokoju nic osobie wierzacej stać sie nie moze.
Nie napisałem. Nie wiem...
OdpowiedzUsuńTo takie praktyczne rozumienie wolności, które łatwo sprawdzić...
OdpowiedzUsuńMedytacja ma też czasem skutki uboczne i warto przedtem skontaktować się z lekarką lub farmaceutką...