Wlademar i Eleonora

     Czas nie zawsze płynie tak samo i dla nas żyjących w XX wieku

wiek XIX wydawał się być zamierzchłą przeszłością. Oddzielały

nas od niego dwie wojny światowe, dwie rewolucje - niemiecka

i rosyjska, dwa holocausty - Ormian i Żydów, Korea i Wietnam, 

Hiroshima i Nagasaki, żelazna kurtyna i Zatoka Świń, upadek

kolonializmu i narodziny neokolonializmu, upadek imperium

sowieckiego i rzezie etniczne w Jugosławii...Nie da się tego, co

się zdarzyło poukładać w pary, ani wyliczyć, a o historii naszej

nie ma co już nawet wspominać, bo najwięcej mówią o niej 

cmentarze i kominy krematoriów w obozach zagłady, do których 

prowadza się wycieczki szkolne, Ziemie Odzyskane, które nigdy

nie były nasze i ziemie utracone, o których należało milczeć. I

gdzieś ta nasza krwią i cudem odzyskana niepodległość zatraciła

się w wyniku nowego podziału świata dokonanego przez trzech

zwycięzców w wojnie z "hitlerowską bestią."  W Polsce 

znajdującej się w sowieckiej (kiedyś mówiło się radzieckiej) 

niewoli, dokonały się jednak, kosztem ukrywanej wojny

domowej, także konieczne zmiany socjalne i odbudowano 

kraj ze straszliwych zniszczeń wojennych.

      Waldemar urodził się gdzieś w połowie zeszłego wieku. 

Jego starszy brat Zygmunt, jak reszta rodziny, był z zawodu

ekonomistą i to wyznaczało bez reszty jego stosunek do życia. 

Nie przeszkadzało mu w tym nawet to, że studiował głównie

ekonomię czegoś, co nigdy realnie nie istniało, czyli

socjalizmu, wszak uczono też tzw. ekonomii kapitalizmu.   

Waldemar zaś rzucił się ku filozofii, nie całkiem jednak 

zdominowanej przez tzw. marksistów.  W programie

uniwersyteckim były jedynie trzy przedmioty ideologiczne:

materializm dialektyczny i historyczny oraz historia ruchu

robotniczego.  Była to niewielka cząstka tego, czego studentów

uczono, a całej reszty nie udało się marksistom (tak zwanym)

zawłaszczyć ani spacyfikować.  Studiowano więc głównie 

historię filozofii, a biblioteka zapewniała dość szeroki dostęp do 

światowej literatury.  Co więcej, w sąsiedniej PAN odbywało się 

seminarium, w którym uczestniczyli profesorowie uniwersyteccy,

poświęcone zagadnieniu, jak obalić realny socjalizm w Polsce. 

Zapewne agenci sporządzali z tych spotkań jakieś notatki, ale 

rozważania te były tak owocne, że socjalizm w końcu obalono.  

Teraz podobne dyskusje nie są możliwe, bo uczeni zamiast 

dywagować na temat wolności, muszą walczyć o byt.  To jedno 

z dobrodziejstw wszechwładnej ekonomii i jej bożka Czystego

Zysku.  Kiedy się człowieka trochę podtopi, to potem 

wdzięczny jest za to, że żyje.

     Całą resztę życia Zygmunta i Waldemara dyskretnie 

przemilczę, ponieważ moja krótka opowieść nie ma 

realistycznego charakteru.  Jest na to zbyt krótka i, że tak 

powiem, zbyt mocno związana z zaświatami. 

     Którejś nocy Waldemar długo nie mógł zasnąć, ale

późną nocą opadły go jakieś sny. Przebudził się z nich

z uczuciem lęku i smutku, i leżał teraz na łóżku z przymkniętymi

powiekami.  Zapewniało mu to niejaką błogość - wspomnienie

wód płodowych, w jakich przebywał w brzuchu matki przed

traumą narodzin.  I być może trwałby w tym błogosławionym

stanie długo, gdyby nie poczuł nagle czyjejś obecności w pokoju.  

A w chwilę potem nagle ogarnęła go i przytłoczyła fala

ciepła.  Sprawiało to wrażenie przeżycia erotycznego, które 

jednak obezwładniało go i przerażało.  Czuł, że jest wysysany z 

esencji życia i nagle jak palacz opium, który budzi się z

sennego marzenia na jawie, zaczął odczuwać wstręt do tej

przemożnej, zniewalającej siły.  Wtedy właśnie ujrzał twarz 

swej zmarłej już dawno babki Eleonory, która klęczała 

przy jego łóżku.  Kiedy wyssała już z niego wszystkie siły 

żywotne beztrosko wyfrunęła przez zamknięte okno, a on 

zapadł ponownie w drzemkę.

      Eleonora miała wybuchowego ojca, który bił córki

żelaznym prętem, kiedy budziły go w nocy po całym dniu 

pracy.  Poza tym niemal całe życie spędziła na gotowaniu 

i opiece nad tymi ze swych dzieci, które, jak jej pierwszy

syn Walduś, nie umarły.  Zakupy robiła na targu przed domem, 

gdzie przyjeżdżały wiejskie baby.  Kiedyś kupując gęś o mało 

nie została pobita, bowiem spytała chłopkę: "Ile chcecie za 

tę gęś, dobra kobieto?"

    Ale Waldemarowi przypomniało się jeszcze jedno zdarzenie.  

Pojechali z rodzicami w góry, ale ojciec gdzieś się

oddalił (podobno był z kochanką w innej wsi), za to była z nimi 

potem obok matki, babcia.  Biegał z dziećmi przez cały dzień, 

a pod wieczór spotkał babcię przed domem, w który mieszkali.  

Zamyśliła się i powiedziała:

      - Jaka ta Natura jest piękna o zmierzchu!  - 

      Walduś nie rozumiał słowa Natura, ale słyszał 

słowo matura i zaczął niegrzecznie poprawiać babcię.   

      - Ty tego nie zrozumiesz, bo jesteś za mały. - 

odpowiedziała. 

      - Tata tata!  Babcia się omyliła i nie chce się do 

tego przyznać!  - wykrzyknął zgorszony.  - Nie mówi 

się Natura, tylko matura.  W kartach też babcia 

oszukuje! -  

     - Kiedy byłam małą dziewczynką, byłam blisko

Natury.  Chodziłyśmy do lasu i na łąki. Zrywałyśmy

kwiaty.  A ile wtedy było w lesie grzybów! Dorodne 

borowiki i kozaki. Nie to, co teraz - same kurki! -

     - Nieprawda!  Babcia zmyśla. Nigdy nie była babcia

małą dziewczynką! - 

     - Co ty możesz o tym wiedzieć, ty mały skrzacie? -

     - A w lesie były same muchomory... -

      Niczego więcej nie mógł sobie przypomnieć. Ale,

czy to dlatego babka przyszła teraz do niego w nocy 

i wyssała go z jego cudownej esencji?  Byłaby to straszliwa

zemsta.  

      Dla Eleonory XIX wiek był czymś zarazem realnym

i tajemniczym. Nie było jeszcze wtedy kinematografu,

Pata i Pataszona.  Ale arystokraci podziwiali Naturę

albo upadali na kolana przed Bogiem w obłędnym lęku,

że ukarze ich po śmierci za ich grzechy. A jak się kochali 

i zajeżdżali konie!  Przeżyła wojnę i hiszpankę i jeszcze 

jedną wojnę. A teraz jej genialny syn budował nowe 

społeczeństwo.  A drugi, młodszy z odłamkiem kulki w

głowie, chodził do lasu po grzyby i sprzedawał je potem 

matce, żeby ugotowała mu obiad.  

     Dla Waldemara XIX wiek, to były ponure kamienice,

w których gwałcono, a może pożerano dziewczynki, jak

pan Mniam Mniam...Zola i Balzac.  Ich książki znalazł w 

dzieciństwie na półce biblioteki ojca w dużym pokoju, 

który był jego gabinetem.  Dzieci miały osobną bibliotekę, 

w której królowali  Andersen i La Fontaine z ilustracjami 

Grandville' a.  Ojciec i tak czytał głównie Erenburga.  

      Po tej straszliwej nocy Waldemar stracił jakąkolwiek

chęć życia.  Nie mówiąc nic swej przyszłej  żonie wymykał 

się z domu na całe noce i wracał nad ranem, a jego ulubionym 

dniem w roku był Dzień Zaduszny.  Uwielbiał tłum stłoczonych 

ludzi przeciskających się przez bramę z kwiatami i doniczkami

uniesionymi w górę. Szczególnie kiedy listopadowy deszcz

lub śnieg sprawiały, że buty tonęły w błocie.  Cmentarz

był mały, ale było na nim tak wiele grobów, że przez te

dwa dni tylko tak można było przez tę bramę przepłynąć. 

Za to przez cały rok nie było na nim prawie nikogo...

I te cudowne światełka, które jak robaczki świętojańskie

rozświetlały potem mrok...Ale jeszcze bardziej tych dni

nienawidził. 

      Nie potrafił znaleźć sposobu, jak pozbyć się tego

XIX wieku - cholery Mickiewicza i smrodliwego naturalizmu

Zoli, i tej całej drapieżnej atmosfery akumulacji kapitału

kosztem dziewczynek z zapałkami,  suchot i tęsknoty za 

ojczyzną, która zastępowała kochankę i "Sonaty rzekomo 

księżycowej", która była przecież tylko utworem żałobnym.  

Gdyby Lola (jak mówiono na Eleonorę) jakimś cudem ożyła, 

to na pewno przeprosiłby ją za to, co jej podczas wakacji 

wykrzyczał.  Tak, Natura zaczęła dla niego znaczyć bardzo 

wiele!   A ludzie wydawali mu się w swych schematycznych 

zachowaniach nierealni, prawie jak automaty, o których 

wspominał w "Medytacjach" Kartezjusz. 

      Adolf Hitler urządzał kulturalne spotkania

w jakiś wybrany dzień tygodnia, podczas których śmiertelnikom 

było dane porozmawiać z nim o niezdegenerowanej sztuce, 

architekturze i literaturze, a może nawet i o Naturze, Historii, 

Bogu i Losie, i o planach obrony cywilizacji przed żydostwem i 

bolszewizmem.  Poświęcił przecież swe szczęście osobiste dla 

Narodu. Podobno Hitler miał obłędny wzrok i panie się 

w nim łatwo zakochiwały. 

      Waldemar nie miał obłędnego wzroku, a jedynym jego

pragnieniem było schodzić ludziom z oczu.  Rana po ukąszeniu

przez Eleonorę wciąż się bowiem odnawiała.  Rousseau pisał, 

że w miejscach samotności, jak niektóre miejsca w wysokich

górach, nic nie jest tak przykre, jak nieoczekiwane pojawienie 

się człowieka, które jednak zawsze musi nastąpić. Młody

myśliciel nie lubił jednak górskich szczytów.  Po latach

napisał w swym dzienniku: "Gdybym dzieckiem w kolebce 

łeb urwał Hydrze, to z pewnością w młodości zdusiłbym

Centaury, ale nie urwałem i dlatego nie zdusiłem Centaurów. 

Wyrzucam sobie zawsze tę słabość ducha."  Oto, do czego

prowadzi czasem logiczna myśl!

     Kiedyś przyjaciel zapytał go: "Dlaczego kurwa kurwie łba 

nie urwie?" Wprawiło go to w wielkie zakłopotanie, niemal

jak problemat profesora Czelawy.  "Bo go nie ma!" - oznajmił 

tamten pokładając się ze śmiechu.  Ale oni oczywiście mieli łby, 

choć czasem były one zakute, albo puste.  

     Podczas studiów uważano go za kujona, prawie tak, jakby

był dziewczyną.  

     - I co, przygotowywałeś się do egzaminu? -

     - Trochę czytałem. - odpowiadał skromnie. 

     - Jak mnie spyta z Kanta, albo z Hegla, to nie odpowiem. 

Walduś powiedz mi parę słów, wiesz tak w skrócie, co mam

powiedzieć, bo nie chcę mieć we wrześniu poprawki. - 

     Egzamin kończył się, a pytający wychodził z niego z piątką,

a Waldemar nierzadko z tróją.  Nigdy nie uśmiechał się do 

wykładowcy, a podczas egzaminu czasem sprawiał mu kłopot 

mówiąc coś, o czym wykładowca pojęcia nie miał.  

    - O co cię pytali? - pytał po wyjściu kolegi z sali. 

    - Z Kanta i z Hegla. - odpowiadał świeżo edukowany. -

Dobrze, że mi Walduś powiedziałeś, co to jest ta 

jebana transcendentalna jedność apercepcji i negacja negacji. 

Dla mnie to czarna magia. A ty, co dostałeś? -

    -  Chyba nie umiałem...Tróję. -

    -  No widzisz!   A skrwawiłeś już tę cipkę? -

    -  Ja ją kocham. -

    -  Ech... - 

     Żarty żartami, ale sytuacja stawała się poważna i 

Waldemar od dawna myślał już o samobójstwie.  

Tęsknił za imponderabiliami, za czystym światem 

i za szlachetnymi ludźmi, za prawdziwą miłością, która

rozpłomienia i zmienia duszę, a nie jest jedynie

namiętnością, która jak duch znika o świcie.   

Ale tego świata już nie było, a może nawet nigdy nie

istniał, jak nie istnieli greccy bogowie.  Nie

potrafiłby go jednak popełnić sam. Potrzebował 

partnerki.  Nigdy jednak nie zdradziłby jej swych

ukrytych pragnień i tęsknot i nie namawiał jej

do tego, aby "uciec stąd", ani do zabicia się z

miłości.  Tak samo jak ona pragnął żyć, ale w starciu 

z obłędnym cynizmem życia nie miał już nadziei.  

Mimo to uważał, że rozpacz, która jest jedynie

Chimerą,  nie może porywać go w mrok zaświatów 

- jego, rozumnego i pełnego współczucia człowieka,

który nie chce innych krzywdzić. I że świetlisty mrok

platońskiej filozofii i poezji należy uznać raczej za

ograniczenie ducha, niż  za właściwą drogę przez

mgły i zawieruchy życia, za właściwe błądzenie... 

     Dlatego śmierć Waldemara zaskoczyła mnie.

W miejscu, w którym mieszkam umarły

dwie stosunkowo młode osoby.  Kiedy fetor na 

klatce schodowej spowodował, że zaczęto wymiotować,

odkryto ich zwłoki.  Jedną z tych osób, młodą

jeszcze kobietę, spotykałem czasem na ulicy i 

zawsze mówiła mi coś serdecznego.  Zakrztusiła

się herbatą i pobiegła do łazienki, potknęła się o

coś i uderzyła głową w podłogę...Zawsze była trochę

nieuważna.  Chociaż miała tylu znajomych, nikt

nie zainteresował się tym, dlaczego nagle znikła

i jej telefon milczy. Ale żeby samemu szukać śmierci?

To dobre dla japońskich pisarzy... 

      




      


       

      

 


  

Komentarze

  1. Chociaż ten utwór mówi o pragnieniu śmierci, to nie sięga głębią podobnych dylematów i jest jedynie próbą jakiegoś opisu młodzieńczego zainfekowania idealizmem, które, jak się okazuje, z wiekiem czasem wcale nie przechodzi...Idealista mówi swej ukochanej: Ucieknijmy stąd do jakiegoś lepszego świata i bardziej szczęśliwego i czystego życia. Ale Wyspy Szczęśliwe nie istnieją i nie ma dokąd.

    OdpowiedzUsuń
  2. To zainfekowanie idealizmem jest zarazem zainfekowaniem romantyzmem. Dlatego zjawia się tu zjawa, która wieku XIX prawie nie pamięta, ale nim żyje. 😀

    Carpe diem, kiedy nie ma już czego chwytać, bo dni płyną bez piękna, prawdy i miłości, to dla udręczonej duszy Waldemara zgoda na ekonomię użyteczności rządzącą światem i na radość wątpliwą. Dlatego to tak ciężki przypadek...

    OdpowiedzUsuń
  3. Przy okazji trochę tu żartów z tego kto i dlaczego studiuje filozofię...

    OdpowiedzUsuń
  4. Nezumi, zapomniales wyliczyc ze uczono Ciebie jeszcze jednego przedmiotu ideologicznego, czyli logiki.
    Ta logika odcisnęła piętno na Twojej psychice, do dzisiaj pozostajesz w okowach logicznego postrzegania swiata.
    Nawet nie jestes w stanie zrozumiec, ze gdy czlowiek jest uduchowiony wtedy materializuje wszystko, co chce w zyciu osiagnac.
    Logika przeszkadza Tobie pojąć rzeczy oczywiste dla Mystika.
    Powiadasz powyzej, ze nie ma wolnosci.
    Tymczasem mamy pelna wolnosc.
    Jesli czegokolwiek w zyciu jeszcze potrzebujesz ludzie tego nie sa w stanie Tobie zapewnic.
    Trzeba sie zwrocic w strone supernaturalną.
    Tego jednak nie rozumiesz nauczony tej nieszczesnej logiki na tym Uniwersytecie.
    Nawet nie wiesz, ze nauczono Ciebie ideologii, czyli logiki.
    Do dzisiaj logicy sa Twoimi idolami.
    To jest tragedia Twojego zycia ale tego nie dostrzegasz.
    Pozostajesz w szponach logiki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danek

      Logika sama w sobie nie jest elementem żadnej ideologii. A czy się wpadło w szpony, to nie tylko Mysz, ale i człowiek dowiaduje się często po fakcie. Z pozoru coś wygląda nieszkodliwie i bezbronnie...

      Usuń
    2. ja myśłę, ze ta logika to jednak w praktyce staje sie ideologią, np dla Piotra logika jest wszystkim.

      Usuń
  5. Alma
    Patrzę czasami w swoją przeszłość i próbuję ocenić swoje życie: czy dokonywałam słusznych wyborów. I, oczywiście, nie mam pojęcia czy były one słuszne, bo skąd mam wiedzieć, jakby potoczyło się moje życie gdybym wybrała co innego?

    Życie człowieka to nie teoria, nie ma na nie przepisu. Sądzę, że idealizm i romantyzm to takie przepisy. Można za nimi podążać ale i tak okażą się nieprzystające do skomplikowanej ludzkiej rzeczywistości. Rzeczywistość pojedynczego człowieka komplikuje bowiem już obecność drugiego człowieka, a gromada ludzi to ogromna mnogość sytuacji, zachowań i kłębek zależności. Chyba, że wybierze się życie pustelnika… Czy ludzie postępują cynicznie? Pewnie nie wszyscy i nie zawsze - tak mi się przynajmniej wydaje...

    Śmierci nie szukam, gdyż ona sama mnie znajdzie, kiedy będzie chciała. Ale myśl o możliwości wybrania śmierci przywróciła mnie kiedyś do życia!! Tak właśnie skomplikowane jest to życie...😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma pewnie idealnej samotności i nigdy nie było i zwykle jacyś ludzie są w naszym życiu obecni, co dobrze wyraża metafora Mertona - Nikt nie jest samotna wyspą.
      ...To jak szybko śmierć się o nas upomni statystycznie wiąże się z wiekiem. Ale to niestety, czy na szczęście, jedynie statystyka.
      A życie bardzo czasem potrafi być skomplikowane...

      Usuń
  6. Alma
    Kiedyś (co nie ma żadnego związku z Twoim tekstem, Nezumi), podpisywałam się "Eleonora Rita"😁
    Ale nie wysysałam niczego z nikogo!😀

    OdpowiedzUsuń
  7. Alma
    Dla mnie Wyspy Szczęśliwe to stan równowagi, poczucie świadomości istnienia w pewnym zawieszeniu pośród zdarzeń, które się dzieją.
    To stan akceptacji tego, co jest z oczekiwaniem na nieodgadnioną przyszłość, na którą spoglądam z przymrużeniem oka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawe określenie🙂. Bo najczęściej szuka się ich poza nami, gdzieś pośród oceanu zdarzeń, albo nawet poza tym światem (jak w greckiej mitologii). Ale szczęście to oczywiście wewnętny stan duszy. Na ile wiąże się z akceptacją tego, co się przydarza, to inne pytanie...

      Usuń
    2. Alma
      ...akceptacja tego, co jest we mnie i co prawdopodobnie powoduje, że nie mam tego, czego bym chciała. Nie miałam na myśli świata zewnętrznego. Moje Wyspy Szczęśliwe dotyczą tylko mojego wewnętrznego ja.

      Usuń
    3. Tak właśnie zrozumiałem to, co piszesz...Chociaż nie zawsze jest tak, że nie mamy tego, czego chcemy dlatego, że jesteśmy tacy a nie inni.

      Usuń
  8. Alma
    Namiętność to siła destrukcyjna. A zakochanie to niewolnictwo. Staram się unikać ich obu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alma

      Zdecydowanie destrukcyjna najczęściej...A zakochanie bywa czasem początkiem miłości, ale nią nie jest...

      Usuń
  9. Almo - piszesz: "nie mam pojęcia czy były one (Twoje wybory w zyciu) słuszne, bo skąd mam wiedzieć, jakby potoczyło się moje życie gdybym wybrała co innego?"
    Szkoda, ze Nezumi nie wtrąca tutaj swoich 5 centów.
    Napisal bowiem Nezumi swego czasu, ze obawia sie, ze wszystko w zyciu czlowieka jest wyreżyserowane.
    Zanim jeszcze nasza dusza inkarnuje sie w nowe fizyczne życie - wszytko co jest istotne, zostaje ustalone pomiedzy naszą duszą a naszymi aniołami stróżami.
    Oni bedą nas tak kierowac przez zycie, ze wypełnimy nasz cel zycia.
    Twoj mąż Almo zostal z Tobą ustalony kim bedzie zanim jeszcze sie urodziłaś.
    Twoje dziecko tez urodzilo sie wtedy, kiedy mialo sie urodzic.
    Twoje najlepsze kolezanki tez z Toba ustalily, ze bedziecie razem szły przez przyszłe zycie.
    Jest wielka szkoda, ze Filozofia nie naucza tych faktow, zamiast tego uczy jakiejs logikim ktora to logika utrzymuje tylko Naród w niewiedzy czy w wyscigu szczurów.
    Jakie zycie byloby bez stresu, gdyby kazdy wiedzial, ze w jego czy jej zyciu wszystko zostalo ustalone zanim sie urodzili z fizycznym ciele.
    Jak najbardziej ta wiedza jest zawarta w Biblii.
    Isaiah 46:10
    I declare the end from the beginning, and ancient times from what is still to come. I say, ‘My purpose will stand, and all My good pleasure I will accomplish.’
    Ja nie jestem Lechu wiec troche wytłumaczę o co tutaj chodzi aby nie bylo, ze rzucam perełkami.
    Ogłaszam koniec od początku i czasy starożytne z tego, co ma dopiero nadejść. Mówię: Mój cel się ostoi i spełnię wszelkie moje upodobania.
    Tak jak sztukę dla Teatru pisze sie od końca do poczatku tak i Bog planuje nasze zycie od końca az do naszego poczatku.
    Amen?
    no i czym tu sie Almo przejmowac?
    osoba wierząca zawsze kończy swoje zycie zwycięsko.
    w spokoju Pana idźmy przez życie a wszystko, nie troche - wszystko bedzie dobrze z naszym życiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alma
      Tak, czasami rzeczywiscie czuję się jak w teatrze lalek 😀
      Dziękuję, Danku. I niech wszystko będzie dobrze z naszym życiem!

      Usuń
    2. Alma
      To mówisz, że mąż dla mnie też ustalony? 😃

      Usuń
    3. zapewne teraz odbedziesz rozmowe ze swoja własną duszą, co ta Twoja duszyczka sobie wymyśliła, na co sie zgodziła.

      Usuń
    4. Alma
      Moja dusza to bezdusznica jakaś - nic mi nie chciała powiedzieć!! Będę więc dalej rwała te jabłka z drzewa i zobaczę, co będzie...

      Usuń
  10. danek

    ty ustaliles z amerykanskim diablem
    stad . masz co chciales zas nie masz juz duszy
    tylko pseudodusze, ktora tez utracisz

    z 4d jestes na trzyd, pozniej II i wreszcie koniec prostackiej egzystencji
    zone poslales do piachu i tak bedzie z kazdym w amerykanskiej rzeczywistosci
    czcicie diabla i nie ma was, w kolejnej czesci opowiesci
    ( przeciez z usmiechem czcisz diabla )

    z mojego poziomu
    ludzie to najglupsza cywilizacja w calej galaktyce
    kochacie demonioczne byty
    dajecie sie zwodzic prostackim politycznym szumowinom
    ponadto nie znacie pojecia rozum
    nie posiadacie logiki
    brak wam umiaru ( w calej anglosaskiej spolecznosci )
    trujecie planete
    zabijacie truchlopojazdami zycie
    oraz do kontaktu z boska iskra
    korzystacie z oplacanych posrednikow

    pomijam ze zydzi mierza w dzieci arabskie
    oraz buduja mury aby nie zauwazyc biedy i glodu
    ty zas wolisz postawic mur na granicy
    zamiast forse z podatkow ktora na owy juz poszla ( do kieszeni wiadomo kogo )
    oddac dla umierajacych z braku srodkow do ezystencji

    ponadto jako socjalistyczny student,
    nie masz nic wspolnego z rozumnym kapitalizmem
    lecz z krwiozerczym i sadystycznym,
    narcystycznym egoizmem

    plus jest taki

    iz kiedys tam narodza sie myslace istoty
    ktore nie beda juz ani ludzmi
    ani tym bardziej amerykanskimi glupcami zapatrzonymi we wlasne puste
    odbicia pelne egoistycznych, bezwartosciowych
    wytworzonych przez propagande mamidel

    dematerialuzuje sie


    zamiast zwyczajowej dozy ps

    ( https://www.youtube.com/watch?v=_uoKY8LuxJg )

    - ( https://www.youtube.com/watch?v=zivXa6cEGC4 ) -

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy - logika sie klania.
      Dusza jest albo duszy nie ma. Nie moze byc cos takiego jak pseudodusza.
      Co do tych nieszczesnych Zydow zamieszkujacych Ziemię Obiecana -
      nie zazdroszcze im.
      Opiekują sie Ziemią Świętą, sa wiec Narodem wybranym.
      Jednak ja im nie zazdroszczę.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty