Wlademar i Eleonora
Czas nie zawsze płynie tak samo i dla nas żyjących w XX wieku
wiek XIX wydawał się być zamierzchłą przeszłością. Oddzielały
nas od niego dwie wojny światowe, dwie rewolucje - niemiecka
i rosyjska, dwa holocausty - Ormian i Żydów, Korea i Wietnam,
Hiroshima i Nagasaki, żelazna kurtyna i Zatoka Świń, upadek
kolonializmu i narodziny neokolonializmu, upadek imperium
sowieckiego i rzezie etniczne w Jugosławii...Nie da się tego, co
się zdarzyło poukładać w pary, ani wyliczyć, a o historii naszej
nie ma co już nawet wspominać, bo najwięcej mówią o niej
cmentarze i kominy krematoriów w obozach zagłady, do których
prowadza się wycieczki szkolne, Ziemie Odzyskane, które nigdy
nie były nasze i ziemie utracone, o których należało milczeć. I
gdzieś ta nasza krwią i cudem odzyskana niepodległość zatraciła
się w wyniku nowego podziału świata dokonanego przez trzech
zwycięzców w wojnie z "hitlerowską bestią." W Polsce
znajdującej się w sowieckiej (kiedyś mówiło się radzieckiej)
niewoli, dokonały się jednak, kosztem ukrywanej wojny
domowej, także konieczne zmiany socjalne i odbudowano
kraj ze straszliwych zniszczeń wojennych.
Waldemar urodził się gdzieś w połowie zeszłego wieku.
Jego starszy brat Zygmunt, jak reszta rodziny, był z zawodu
ekonomistą i to wyznaczało bez reszty jego stosunek do życia.
Nie przeszkadzało mu w tym nawet to, że studiował głównie
ekonomię czegoś, co nigdy realnie nie istniało, czyli
socjalizmu, wszak uczono też tzw. ekonomii kapitalizmu.
Waldemar zaś rzucił się ku filozofii, nie całkiem jednak
zdominowanej przez tzw. marksistów. W programie
uniwersyteckim były jedynie trzy przedmioty ideologiczne:
materializm dialektyczny i historyczny oraz historia ruchu
robotniczego. Była to niewielka cząstka tego, czego studentów
uczono, a całej reszty nie udało się marksistom (tak zwanym)
zawłaszczyć ani spacyfikować. Studiowano więc głównie
historię filozofii, a biblioteka zapewniała dość szeroki dostęp do
światowej literatury. Co więcej, w sąsiedniej PAN odbywało się
seminarium, w którym uczestniczyli profesorowie uniwersyteccy,
poświęcone zagadnieniu, jak obalić realny socjalizm w Polsce.
Zapewne agenci sporządzali z tych spotkań jakieś notatki, ale
rozważania te były tak owocne, że socjalizm w końcu obalono.
Teraz podobne dyskusje nie są możliwe, bo uczeni zamiast
dywagować na temat wolności, muszą walczyć o byt. To jedno
z dobrodziejstw wszechwładnej ekonomii i jej bożka Czystego
Zysku. Kiedy się człowieka trochę podtopi, to potem
wdzięczny jest za to, że żyje.
Całą resztę życia Zygmunta i Waldemara dyskretnie
przemilczę, ponieważ moja krótka opowieść nie ma
realistycznego charakteru. Jest na to zbyt krótka i, że tak
powiem, zbyt mocno związana z zaświatami.
Którejś nocy Waldemar długo nie mógł zasnąć, ale
późną nocą opadły go jakieś sny. Przebudził się z nich
z uczuciem lęku i smutku, i leżał teraz na łóżku z przymkniętymi
powiekami. Zapewniało mu to niejaką błogość - wspomnienie
wód płodowych, w jakich przebywał w brzuchu matki przed
traumą narodzin. I być może trwałby w tym błogosławionym
stanie długo, gdyby nie poczuł nagle czyjejś obecności w pokoju.
A w chwilę potem nagle ogarnęła go i przytłoczyła fala
ciepła. Sprawiało to wrażenie przeżycia erotycznego, które
jednak obezwładniało go i przerażało. Czuł, że jest wysysany z
esencji życia i nagle jak palacz opium, który budzi się z
sennego marzenia na jawie, zaczął odczuwać wstręt do tej
przemożnej, zniewalającej siły. Wtedy właśnie ujrzał twarz
swej zmarłej już dawno babki Eleonory, która klęczała
przy jego łóżku. Kiedy wyssała już z niego wszystkie siły
żywotne beztrosko wyfrunęła przez zamknięte okno, a on
zapadł ponownie w drzemkę.
Eleonora miała wybuchowego ojca, który bił córki
żelaznym prętem, kiedy budziły go w nocy po całym dniu
pracy. Poza tym niemal całe życie spędziła na gotowaniu
i opiece nad tymi ze swych dzieci, które, jak jej pierwszy
syn Walduś, nie umarły. Zakupy robiła na targu przed domem,
gdzie przyjeżdżały wiejskie baby. Kiedyś kupując gęś o mało
nie została pobita, bowiem spytała chłopkę: "Ile chcecie za
tę gęś, dobra kobieto?"
Ale Waldemarowi przypomniało się jeszcze jedno zdarzenie.
Pojechali z rodzicami w góry, ale ojciec gdzieś się
oddalił (podobno był z kochanką w innej wsi), za to była z nimi
potem obok matki, babcia. Biegał z dziećmi przez cały dzień,
a pod wieczór spotkał babcię przed domem, w który mieszkali.
Zamyśliła się i powiedziała:
- Jaka ta Natura jest piękna o zmierzchu! -
Walduś nie rozumiał słowa Natura, ale słyszał
słowo matura i zaczął niegrzecznie poprawiać babcię.
- Ty tego nie zrozumiesz, bo jesteś za mały. -
odpowiedziała.
- Tata tata! Babcia się omyliła i nie chce się do
tego przyznać! - wykrzyknął zgorszony. - Nie mówi
się Natura, tylko matura. W kartach też babcia
oszukuje! -
- Kiedy byłam małą dziewczynką, byłam blisko
Natury. Chodziłyśmy do lasu i na łąki. Zrywałyśmy
kwiaty. A ile wtedy było w lesie grzybów! Dorodne
borowiki i kozaki. Nie to, co teraz - same kurki! -
- Nieprawda! Babcia zmyśla. Nigdy nie była babcia
małą dziewczynką! -
- Co ty możesz o tym wiedzieć, ty mały skrzacie? -
- A w lesie były same muchomory... -
Niczego więcej nie mógł sobie przypomnieć. Ale,
czy to dlatego babka przyszła teraz do niego w nocy
i wyssała go z jego cudownej esencji? Byłaby to straszliwa
zemsta.
Dla Eleonory XIX wiek był czymś zarazem realnym
i tajemniczym. Nie było jeszcze wtedy kinematografu,
Pata i Pataszona. Ale arystokraci podziwiali Naturę
albo upadali na kolana przed Bogiem w obłędnym lęku,
że ukarze ich po śmierci za ich grzechy. A jak się kochali
i zajeżdżali konie! Przeżyła wojnę i hiszpankę i jeszcze
jedną wojnę. A teraz jej genialny syn budował nowe
społeczeństwo. A drugi, młodszy z odłamkiem kulki w
głowie, chodził do lasu po grzyby i sprzedawał je potem
matce, żeby ugotowała mu obiad.
Dla Waldemara XIX wiek, to były ponure kamienice,
w których gwałcono, a może pożerano dziewczynki, jak
pan Mniam Mniam...Zola i Balzac. Ich książki znalazł w
dzieciństwie na półce biblioteki ojca w dużym pokoju,
który był jego gabinetem. Dzieci miały osobną bibliotekę,
w której królowali Andersen i La Fontaine z ilustracjami
Grandville' a. Ojciec i tak czytał głównie Erenburga.
Po tej straszliwej nocy Waldemar stracił jakąkolwiek
chęć życia. Nie mówiąc nic swej przyszłej żonie wymykał
się z domu na całe noce i wracał nad ranem, a jego ulubionym
dniem w roku był Dzień Zaduszny. Uwielbiał tłum stłoczonych
ludzi przeciskających się przez bramę z kwiatami i doniczkami
uniesionymi w górę. Szczególnie kiedy listopadowy deszcz
lub śnieg sprawiały, że buty tonęły w błocie. Cmentarz
był mały, ale było na nim tak wiele grobów, że przez te
dwa dni tylko tak można było przez tę bramę przepłynąć.
Za to przez cały rok nie było na nim prawie nikogo...
I te cudowne światełka, które jak robaczki świętojańskie
rozświetlały potem mrok...Ale jeszcze bardziej tych dni
nienawidził.
Nie potrafił znaleźć sposobu, jak pozbyć się tego
XIX wieku - cholery Mickiewicza i smrodliwego naturalizmu
Zoli, i tej całej drapieżnej atmosfery akumulacji kapitału
kosztem dziewczynek z zapałkami, suchot i tęsknoty za
ojczyzną, która zastępowała kochankę i "Sonaty rzekomo
księżycowej", która była przecież tylko utworem żałobnym.
Gdyby Lola (jak mówiono na Eleonorę) jakimś cudem ożyła,
to na pewno przeprosiłby ją za to, co jej podczas wakacji
wykrzyczał. Tak, Natura zaczęła dla niego znaczyć bardzo
wiele! A ludzie wydawali mu się w swych schematycznych
zachowaniach nierealni, prawie jak automaty, o których
wspominał w "Medytacjach" Kartezjusz.
Adolf Hitler urządzał kulturalne spotkania
w jakiś wybrany dzień tygodnia, podczas których śmiertelnikom
było dane porozmawiać z nim o niezdegenerowanej sztuce,
architekturze i literaturze, a może nawet i o Naturze, Historii,
Bogu i Losie, i o planach obrony cywilizacji przed żydostwem i
bolszewizmem. Poświęcił przecież swe szczęście osobiste dla
Narodu. Podobno Hitler miał obłędny wzrok i panie się
w nim łatwo zakochiwały.
Waldemar nie miał obłędnego wzroku, a jedynym jego
pragnieniem było schodzić ludziom z oczu. Rana po ukąszeniu
przez Eleonorę wciąż się bowiem odnawiała. Rousseau pisał,
że w miejscach samotności, jak niektóre miejsca w wysokich
górach, nic nie jest tak przykre, jak nieoczekiwane pojawienie
się człowieka, które jednak zawsze musi nastąpić. Młody
myśliciel nie lubił jednak górskich szczytów. Po latach
napisał w swym dzienniku: "Gdybym dzieckiem w kolebce
łeb urwał Hydrze, to z pewnością w młodości zdusiłbym
Centaury, ale nie urwałem i dlatego nie zdusiłem Centaurów.
Wyrzucam sobie zawsze tę słabość ducha." Oto, do czego
prowadzi czasem logiczna myśl!
Kiedyś przyjaciel zapytał go: "Dlaczego kurwa kurwie łba
nie urwie?" Wprawiło go to w wielkie zakłopotanie, niemal
jak problemat profesora Czelawy. "Bo go nie ma!" - oznajmił
tamten pokładając się ze śmiechu. Ale oni oczywiście mieli łby,
choć czasem były one zakute, albo puste.
Podczas studiów uważano go za kujona, prawie tak, jakby
był dziewczyną.
- I co, przygotowywałeś się do egzaminu? -
- Trochę czytałem. - odpowiadał skromnie.
- Jak mnie spyta z Kanta, albo z Hegla, to nie odpowiem.
Walduś powiedz mi parę słów, wiesz tak w skrócie, co mam
powiedzieć, bo nie chcę mieć we wrześniu poprawki. -
Egzamin kończył się, a pytający wychodził z niego z piątką,
a Waldemar nierzadko z tróją. Nigdy nie uśmiechał się do
wykładowcy, a podczas egzaminu czasem sprawiał mu kłopot
mówiąc coś, o czym wykładowca pojęcia nie miał.
- O co cię pytali? - pytał po wyjściu kolegi z sali.
- Z Kanta i z Hegla. - odpowiadał świeżo edukowany. -
Dobrze, że mi Walduś powiedziałeś, co to jest ta
jebana transcendentalna jedność apercepcji i negacja negacji.
Dla mnie to czarna magia. A ty, co dostałeś? -
- Chyba nie umiałem...Tróję. -
- No widzisz! A skrwawiłeś już tę cipkę? -
- Ja ją kocham. -
- Ech... -
Żarty żartami, ale sytuacja stawała się poważna i
Waldemar od dawna myślał już o samobójstwie.
Tęsknił za imponderabiliami, za czystym światem
i za szlachetnymi ludźmi, za prawdziwą miłością, która
rozpłomienia i zmienia duszę, a nie jest jedynie
namiętnością, która jak duch znika o świcie.
Ale tego świata już nie było, a może nawet nigdy nie
istniał, jak nie istnieli greccy bogowie. Nie
potrafiłby go jednak popełnić sam. Potrzebował
partnerki. Nigdy jednak nie zdradziłby jej swych
ukrytych pragnień i tęsknot i nie namawiał jej
do tego, aby "uciec stąd", ani do zabicia się z
miłości. Tak samo jak ona pragnął żyć, ale w starciu
z obłędnym cynizmem życia nie miał już nadziei.
Mimo to uważał, że rozpacz, która jest jedynie
Chimerą, nie może porywać go w mrok zaświatów
- jego, rozumnego i pełnego współczucia człowieka,
który nie chce innych krzywdzić. I że świetlisty mrok
platońskiej filozofii i poezji należy uznać raczej za
ograniczenie ducha, niż za właściwą drogę przez
mgły i zawieruchy życia, za właściwe błądzenie...
Dlatego śmierć Waldemara zaskoczyła mnie.
W miejscu, w którym mieszkam umarły
dwie stosunkowo młode osoby. Kiedy fetor na
klatce schodowej spowodował, że zaczęto wymiotować,
odkryto ich zwłoki. Jedną z tych osób, młodą
jeszcze kobietę, spotykałem czasem na ulicy i
zawsze mówiła mi coś serdecznego. Zakrztusiła
się herbatą i pobiegła do łazienki, potknęła się o
coś i uderzyła głową w podłogę...Zawsze była trochę
nieuważna. Chociaż miała tylu znajomych, nikt
nie zainteresował się tym, dlaczego nagle znikła
i jej telefon milczy. Ale żeby samemu szukać śmierci?
To dobre dla japońskich pisarzy...
Chociaż ten utwór mówi o pragnieniu śmierci, to nie sięga głębią podobnych dylematów i jest jedynie próbą jakiegoś opisu młodzieńczego zainfekowania idealizmem, które, jak się okazuje, z wiekiem czasem wcale nie przechodzi...Idealista mówi swej ukochanej: Ucieknijmy stąd do jakiegoś lepszego świata i bardziej szczęśliwego i czystego życia. Ale Wyspy Szczęśliwe nie istnieją i nie ma dokąd.
OdpowiedzUsuńTo zainfekowanie idealizmem jest zarazem zainfekowaniem romantyzmem. Dlatego zjawia się tu zjawa, która wieku XIX prawie nie pamięta, ale nim żyje. 😀
OdpowiedzUsuńCarpe diem, kiedy nie ma już czego chwytać, bo dni płyną bez piękna, prawdy i miłości, to dla udręczonej duszy Waldemara zgoda na ekonomię użyteczności rządzącą światem i na radość wątpliwą. Dlatego to tak ciężki przypadek...
Przy okazji trochę tu żartów z tego kto i dlaczego studiuje filozofię...
OdpowiedzUsuńNezumi, zapomniales wyliczyc ze uczono Ciebie jeszcze jednego przedmiotu ideologicznego, czyli logiki.
OdpowiedzUsuńTa logika odcisnęła piętno na Twojej psychice, do dzisiaj pozostajesz w okowach logicznego postrzegania swiata.
Nawet nie jestes w stanie zrozumiec, ze gdy czlowiek jest uduchowiony wtedy materializuje wszystko, co chce w zyciu osiagnac.
Logika przeszkadza Tobie pojąć rzeczy oczywiste dla Mystika.
Powiadasz powyzej, ze nie ma wolnosci.
Tymczasem mamy pelna wolnosc.
Jesli czegokolwiek w zyciu jeszcze potrzebujesz ludzie tego nie sa w stanie Tobie zapewnic.
Trzeba sie zwrocic w strone supernaturalną.
Tego jednak nie rozumiesz nauczony tej nieszczesnej logiki na tym Uniwersytecie.
Nawet nie wiesz, ze nauczono Ciebie ideologii, czyli logiki.
Do dzisiaj logicy sa Twoimi idolami.
To jest tragedia Twojego zycia ale tego nie dostrzegasz.
Pozostajesz w szponach logiki.
Danek
UsuńLogika sama w sobie nie jest elementem żadnej ideologii. A czy się wpadło w szpony, to nie tylko Mysz, ale i człowiek dowiaduje się często po fakcie. Z pozoru coś wygląda nieszkodliwie i bezbronnie...
ja myśłę, ze ta logika to jednak w praktyce staje sie ideologią, np dla Piotra logika jest wszystkim.
UsuńAlma
OdpowiedzUsuńPatrzę czasami w swoją przeszłość i próbuję ocenić swoje życie: czy dokonywałam słusznych wyborów. I, oczywiście, nie mam pojęcia czy były one słuszne, bo skąd mam wiedzieć, jakby potoczyło się moje życie gdybym wybrała co innego?
Życie człowieka to nie teoria, nie ma na nie przepisu. Sądzę, że idealizm i romantyzm to takie przepisy. Można za nimi podążać ale i tak okażą się nieprzystające do skomplikowanej ludzkiej rzeczywistości. Rzeczywistość pojedynczego człowieka komplikuje bowiem już obecność drugiego człowieka, a gromada ludzi to ogromna mnogość sytuacji, zachowań i kłębek zależności. Chyba, że wybierze się życie pustelnika… Czy ludzie postępują cynicznie? Pewnie nie wszyscy i nie zawsze - tak mi się przynajmniej wydaje...
Śmierci nie szukam, gdyż ona sama mnie znajdzie, kiedy będzie chciała. Ale myśl o możliwości wybrania śmierci przywróciła mnie kiedyś do życia!! Tak właśnie skomplikowane jest to życie...😀
Nie ma pewnie idealnej samotności i nigdy nie było i zwykle jacyś ludzie są w naszym życiu obecni, co dobrze wyraża metafora Mertona - Nikt nie jest samotna wyspą.
Usuń...To jak szybko śmierć się o nas upomni statystycznie wiąże się z wiekiem. Ale to niestety, czy na szczęście, jedynie statystyka.
A życie bardzo czasem potrafi być skomplikowane...
Alma
OdpowiedzUsuńKiedyś (co nie ma żadnego związku z Twoim tekstem, Nezumi), podpisywałam się "Eleonora Rita"😁
Ale nie wysysałam niczego z nikogo!😀
😀
UsuńAlma
OdpowiedzUsuńDla mnie Wyspy Szczęśliwe to stan równowagi, poczucie świadomości istnienia w pewnym zawieszeniu pośród zdarzeń, które się dzieją.
To stan akceptacji tego, co jest z oczekiwaniem na nieodgadnioną przyszłość, na którą spoglądam z przymrużeniem oka.
To ciekawe określenie🙂. Bo najczęściej szuka się ich poza nami, gdzieś pośród oceanu zdarzeń, albo nawet poza tym światem (jak w greckiej mitologii). Ale szczęście to oczywiście wewnętny stan duszy. Na ile wiąże się z akceptacją tego, co się przydarza, to inne pytanie...
UsuńAlma
Usuń...akceptacja tego, co jest we mnie i co prawdopodobnie powoduje, że nie mam tego, czego bym chciała. Nie miałam na myśli świata zewnętrznego. Moje Wyspy Szczęśliwe dotyczą tylko mojego wewnętrznego ja.
Tak właśnie zrozumiałem to, co piszesz...Chociaż nie zawsze jest tak, że nie mamy tego, czego chcemy dlatego, że jesteśmy tacy a nie inni.
UsuńAlma
OdpowiedzUsuńNamiętność to siła destrukcyjna. A zakochanie to niewolnictwo. Staram się unikać ich obu.
Alma
UsuńZdecydowanie destrukcyjna najczęściej...A zakochanie bywa czasem początkiem miłości, ale nią nie jest...
Almo - piszesz: "nie mam pojęcia czy były one (Twoje wybory w zyciu) słuszne, bo skąd mam wiedzieć, jakby potoczyło się moje życie gdybym wybrała co innego?"
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze Nezumi nie wtrąca tutaj swoich 5 centów.
Napisal bowiem Nezumi swego czasu, ze obawia sie, ze wszystko w zyciu czlowieka jest wyreżyserowane.
Zanim jeszcze nasza dusza inkarnuje sie w nowe fizyczne życie - wszytko co jest istotne, zostaje ustalone pomiedzy naszą duszą a naszymi aniołami stróżami.
Oni bedą nas tak kierowac przez zycie, ze wypełnimy nasz cel zycia.
Twoj mąż Almo zostal z Tobą ustalony kim bedzie zanim jeszcze sie urodziłaś.
Twoje dziecko tez urodzilo sie wtedy, kiedy mialo sie urodzic.
Twoje najlepsze kolezanki tez z Toba ustalily, ze bedziecie razem szły przez przyszłe zycie.
Jest wielka szkoda, ze Filozofia nie naucza tych faktow, zamiast tego uczy jakiejs logikim ktora to logika utrzymuje tylko Naród w niewiedzy czy w wyscigu szczurów.
Jakie zycie byloby bez stresu, gdyby kazdy wiedzial, ze w jego czy jej zyciu wszystko zostalo ustalone zanim sie urodzili z fizycznym ciele.
Jak najbardziej ta wiedza jest zawarta w Biblii.
Isaiah 46:10
I declare the end from the beginning, and ancient times from what is still to come. I say, ‘My purpose will stand, and all My good pleasure I will accomplish.’
Ja nie jestem Lechu wiec troche wytłumaczę o co tutaj chodzi aby nie bylo, ze rzucam perełkami.
Ogłaszam koniec od początku i czasy starożytne z tego, co ma dopiero nadejść. Mówię: Mój cel się ostoi i spełnię wszelkie moje upodobania.
Tak jak sztukę dla Teatru pisze sie od końca do poczatku tak i Bog planuje nasze zycie od końca az do naszego poczatku.
Amen?
no i czym tu sie Almo przejmowac?
osoba wierząca zawsze kończy swoje zycie zwycięsko.
w spokoju Pana idźmy przez życie a wszystko, nie troche - wszystko bedzie dobrze z naszym życiem.
Alma
UsuńTak, czasami rzeczywiscie czuję się jak w teatrze lalek 😀
Dziękuję, Danku. I niech wszystko będzie dobrze z naszym życiem!
Alma
UsuńTo mówisz, że mąż dla mnie też ustalony? 😃
zapewne teraz odbedziesz rozmowe ze swoja własną duszą, co ta Twoja duszyczka sobie wymyśliła, na co sie zgodziła.
UsuńAlma
UsuńMoja dusza to bezdusznica jakaś - nic mi nie chciała powiedzieć!! Będę więc dalej rwała te jabłka z drzewa i zobaczę, co będzie...
danek
OdpowiedzUsuńty ustaliles z amerykanskim diablem
stad . masz co chciales zas nie masz juz duszy
tylko pseudodusze, ktora tez utracisz
z 4d jestes na trzyd, pozniej II i wreszcie koniec prostackiej egzystencji
zone poslales do piachu i tak bedzie z kazdym w amerykanskiej rzeczywistosci
czcicie diabla i nie ma was, w kolejnej czesci opowiesci
( przeciez z usmiechem czcisz diabla )
z mojego poziomu
ludzie to najglupsza cywilizacja w calej galaktyce
kochacie demonioczne byty
dajecie sie zwodzic prostackim politycznym szumowinom
ponadto nie znacie pojecia rozum
nie posiadacie logiki
brak wam umiaru ( w calej anglosaskiej spolecznosci )
trujecie planete
zabijacie truchlopojazdami zycie
oraz do kontaktu z boska iskra
korzystacie z oplacanych posrednikow
pomijam ze zydzi mierza w dzieci arabskie
oraz buduja mury aby nie zauwazyc biedy i glodu
ty zas wolisz postawic mur na granicy
zamiast forse z podatkow ktora na owy juz poszla ( do kieszeni wiadomo kogo )
oddac dla umierajacych z braku srodkow do ezystencji
ponadto jako socjalistyczny student,
nie masz nic wspolnego z rozumnym kapitalizmem
lecz z krwiozerczym i sadystycznym,
narcystycznym egoizmem
plus jest taki
iz kiedys tam narodza sie myslace istoty
ktore nie beda juz ani ludzmi
ani tym bardziej amerykanskimi glupcami zapatrzonymi we wlasne puste
odbicia pelne egoistycznych, bezwartosciowych
wytworzonych przez propagande mamidel
dematerialuzuje sie
zamiast zwyczajowej dozy ps
( https://www.youtube.com/watch?v=_uoKY8LuxJg )
- ( https://www.youtube.com/watch?v=zivXa6cEGC4 ) -
Anonimowy - logika sie klania.
UsuńDusza jest albo duszy nie ma. Nie moze byc cos takiego jak pseudodusza.
Co do tych nieszczesnych Zydow zamieszkujacych Ziemię Obiecana -
nie zazdroszcze im.
Opiekują sie Ziemią Świętą, sa wiec Narodem wybranym.
Jednak ja im nie zazdroszczę.