Langsamkeit

                                       Rembrandt, Adam i Ewa


    Przeraźliwy głos lelka

 

    Dość realistyczny i znacznie dłuższy, pozbawiony

wszelkiej drapieżności utwór o tym tytule napisałem 

jakieś dziesięć lat temu, ale gdzieś zaginął.  Chciałem 

jakoś nawiązać do tamtej opowieści, jednak jej szczegóły 

zatarły się w mej pamięci.  Dlatego w końcu porzuciłem 

ten zamiar i tylko niektóre jej zawirowania wydają się 

być podobne w tej krótkiej fantazji.  

     

   Trudno sobie dzisiaj wyobrazić nadmorskie pustkowia

i ruiny zwrócone twarzą do morza nad urwiskiem i wpatrzone 

w nicość, powykręcane konary sosen śmiejące się do

wędrowca  i ścieżki, które prowadzą donikąd.  Nawet 

księżyc świeci chyba inaczej.  A może też i ludzie mają inne 

dusze niż kiedyś. Jedynie mgła bywa równie nieprzenikniona. 

    Późną jesienią, albo na początku zimy pustkowia te

wypełniał szum wiatru i żałobne, miarowe uderzenia 

kropel deszczu. Nic dziwnego, że okolicznym mieszkańcom, 

o ile nie byli oni rybakami, albo zbieraczami bursztynów, 

w co bardziej smętne dni i wieczory nie chciało się zaglądać

na plaże.  Nocą zaś błądziły tam tylko najbardziej oszalałe 

duchy. 

    Bywa jednak, że coś dzieje się całkiem nieoczekiwanie i

jakaś siła porywa nas ku zdarzeniom, na które nie mamy

wpływu. 

    Aurelio grał melancholijną melodię na klawikordzie,

który stał przy oknie jego sypialni, kiedy ogarnęła go

przemożna chęć zobaczenia morza.  Nawet nie starał

się sobie tego wytłumaczyć.

    Było już sporo po północy i w korytarzu łatwo można 

się było natknąć na jakiegoś upiora - lokaja trzymającego 

w dłoniach przygasły świecznik i mroczącego sobie drogę, 

ale z tym widokiem był oswojony.  Czuł się tak, jakby nie 

obudził się z drzemki, w półmroku wyjął z szuflady 

biurka pistolet, a wychodząc z domu spojrzał jeszcze 

na śpiącą Amalię.  A potem znikł i tylko wiatr, deszcz

i mgła mogły wiedzieć, gdzie się zapodział. 

      W chwilę potem Amalia obudziła się, ponieważ

wydawało jej się, że słyszy terkotanie lelka.  Wyjrzała

prze okno. Ten niepozorny ptak, który ledwie potrafił 

przejść kilka kroków na drżących łapkach, szybował w 

powietrzu jak jastrząb.  Ogarnął ją lęk, ponieważ słyszała, 

że jest on zwiastunem śmierci.  Zajrzała do sypialni brata 

i z przerażeniem zobaczyła, że go tam nie ma, a szuflada, 

w której trzymał pistolet, była wysunięta.  Poczuła, że to nie 

do niej przyleciał ów wysłannik mroku.  Nałożyła na nocną

koszulę płaszcz i wybiegła na dwór.  Przebiegła przez cały 

park i ogród, ale nigdzie nie widziała Aurelia.  Myślała,

że znajdzie go przy fontannie, w Świątyni Dumania, albo

nad wodą, ale słyszała tylko własny oddech i głośne bicie

serca przebudzonego na chwilę z martwoty. Była późna 

jesień, a ona nie założyła nawet butów i dlatego w końcu

rozsądek kazał jej wrócić do domu.  Padła na łóżko 

w przekonaniu, że przeleży na nim w niepokoju do rana,

a może do tego czasu Aurelio powróci, ale prawie od

razu zasnęła. 

     A oto jak wyobrażam sobie jeden z jej snów. Wchodzi

do sypialni Aurelia i kładzie dłoń na jego ramieniu. 

Aurelio odwraca się i przerażony, jakby zobaczył śmierć,

porzuca na biurku zapisaną kartkę.  "Dlaczego nie masz

twarzy?" - pyta.  "Bo jestem Lenorą!"  Amalia pochyla 

się i próbuje przeczytać to, co napisał, ale jest to dla niej 

zupełnie niezrozumiałe i nawet znawca hieroglifów niczego 

by się w tych znakach nie dopatrzył.  A może to ślady 

pazurków Lelka?  

     Aurelio od dzieciństwa zapisywał coś na karteczkach,

a rodzice przyglądali się temu z troską. Były to jakieś

tajemnicze zapiski, albo rzędy arabskich i rzymskich cyfr. 

A ponieważ nie mogli się w tym dopatrzyć żadnego sensu, 

nie posłali syna na uniwersytet, gdzie miał studiować prawo 

i filozofię, a wkrótce zrezygnowali też z opłacania dla niego 

nauczycieli.  Zauważyli jednak ze zdumieniem, że ich syn jest 

dociekliwy i spragniony wiedzy.  Wprost nie można było go 

wyciągnąć z biblioteki.  Wspinał się po drabinie do jej 

najwyższych półek i ściągał stamtąd przykurzone księgi, a 

nawet wycinał z nich jakieś ilustracje.  A z Lenorą i z Amalią,

ani z Fryderykiem, synem zarządcy, nie chciał się bawić.

Znajdował też ogromne upodobanie w muzyce i ojciec, 

dopóki jeszcze żył, uczył go gry na różnych instrumentach. 

Udało mu się też zmusić dziewczynki do tego, aby wspólnie 

z nim i z synem muzykowały, co wprawiało w zakłopotanie 

ich matkę, która nie lubiła pruskiego drylu.  Ale po śmierci 

ojca Aurelio interesował się jedynie klawikordem.  Spędzał

przy nim grając całe noce, chociaż nie potrafił sam

skomponować żadnego, nawet żartobliwego utworu. 

     Amalia oprzytomniała dopiero po południu i miała zamiar  

szukać brata na plaży, ale ponownie ogarnęła ją senność i 

dopiero w nocy obudził ją szelest klawikordu. Stojąc przed 

otwartymi drzwiami sypialni rozpoznała dźwięki  jego ulubionej 

Fantazji Emanuela Bacha, ale niemal natychmiast zorientowała 

się, że to nie on gra. Grający niewielkie miał pojęcie o sztuce gry 

na instrumentach klawiszowych i trudno byłoby go nawet

nazwać amatorem.  Mógł to być więc tylko jeden z upiorów,

które nocą nie wiedzą co ze sobą zrobić, ponieważ nikt już

ich się nie boi.  Nie są one zbyt pojętne. Amalia zawrzała 

gniewem na tę profanację i stanowczym krokiem wkroczyła 

do sypialni chcąc skarcić upiora, ale na taborecie nikt już 

nie siedział, a muzyka nagle umilkła. Miała ochotę pobiec na 

plażę, ale zamiast to zrobić, położyła się na łóżku brata i 

postanowiła zaczekać.  

      Z drzemki, która była jak opium, wyrwała ją dopiero 

Sylwia. 

      - Nie można tak cały czas spać!  Nic pani nie jadła

od wczoraj.  Przyniosłam słodkie bułeczki i wodę. -

      - A pan wrócił?  -   

      - Nie ma go. - 

      - Mam przeczucie, że już go więcej nie zobaczę. -

      - Jeśli utonął w morzu, to jego ciało znajdą za kilka

dni.  - 

      - Nie znamy własnego losu.  Jak mawiał król Salomon,

Bóg stworzył ten i tamten dzień, aby człowiek nie mógł

dociec, co będzie jutro.  Ale co ty możesz z tego rozumieć?

Czasami wydaje mi się, że jesteś do mnie podobna, ale

kiedy ci się bliżej przyglądam, widzę, że tylko z postury

przypominasz istoty podobne do mnie.  Niemal w całości

przynależysz do ziemi, która kiedyś cię pochłonie.  Jak

możesz rozumieć te nieziemskie duchy, które unoszą się

w powietrzu?  -

      Czas płynął powoli, a właściwie zatrzymał się.  

Po śmierci Lenory Amalia popadła w jakiś bezwład

i była na ogół nieobecna, zamknięta w świecie bez nadziei 

i marzeń, ale i bez cienia realności. Całymi wieczorami 

potrafiła przyglądać się skrzydełkom ćmy, dopóki nie 

upolował jej kot, albo nie spłonęła w płomieniu lampki. 

Albo przeglądała w szafie suknie Lenory i ubierała się

w którąś z nich, błąkając się bezwiednie po parku. 

Dzień stał się dla niej tym, czym dla większości ludzi jest 

noc. Starała się go przespać, albo przynajmniej jakoś 

przeczekać jego udręki.  Przez cały czas ktoś czegoś od

niej chciał, co było naprawdę nieznośne dla osoby

czekającej już tylko na śmierć.

     Sylwia, która miała w sobie coś z ruchliwej wiewiórki, 

była pełna życia i nie mogła czekać. Pobiegła do

wsi, żeby się czegoś dowiedzieć, ale przyniosła tylko

stamtąd kosz jajek i bańkę mleka, zawstydzona nieco 

natarczywymi spojrzeniami mężczyzn. Nie mogła nikomu

powiedzieć, że jej pan nie wrócił, ale nikt też jej nie

powiedział, że go odnaleziono - zresztą gdyby tak było z 

pewnością ktoś pojawiłby się we dworze i to 

zakomunikował.  

      Amalia miała migrenę, a potem atak histerii. (Jak

sama o nich mówiła).  Pytała służącą, co to wszystko znaczy 

i dlaczego Bóg ją opuścił.  Zwróciła też uwagę na to, że 

zarządca ich majątku gdzieś zniknął i nie pojawia się od 

kilku dni.  A potem wyrzucała Sylwii, że to stało się przez 

nią i że nie ukryje przed nią prawdy - była kochanką jej 

brata.  Sylwia wyśmiała ją i powiedziała, że nie wie, czy była 

jego kochanką, ale domyśla się, że dla Amalii nie był on 

jedynie bratem.  

     - Nie ma sensu dłużej tu tkwić. Musimy iść nad morze -

zauważyła. - Z pomocą Bożą lub diabelską odnajdziemy go,

albo przynajmniej będziemy miały dobry spacer. -

     - Idź sama!  Ja nie mam na to siły.  Ale uważaj, bo jest

noc. - 

     - Niech się pani nie obawia. Wezmę ze sobą jakiegoś

zmarłego lokaja. -

     - Chyba, że tak..."Słabość jest jedyną wadą, której 

nie da się poprawić."  Kto to powiedział?  -

    -  Nie mam pojęcia. Przecież pani wie, że nie umiem

czytać.  -

     - Ale może mój kochany Aurelio cię tego nauczył?  

Zdaje mi się, że nauczyłaś się od niego kłamać. I nie myśl, 

że on czuje coś do ciebie. Rozmawiałam z nim o tobie i 

nazwał cię dorodną samicą.  Wróć bezpiecznie!  Mam 

nadzieję, że nie będziesz śmierdzieć rybami, a twoje łzy

nie będą słone jak morze.  Spiję je z twych policzków. -

     Jedynie zazdrość łączyła jeszcze Amalię, która 

umarła razem z Lenorą, z codziennym życiem. Jednak Sylwia 

już nie wróciła, a samotność w tak wielkim domu wydawała 

się Amalii Lenorze nie do zniesienia.  "On się na pewno zabił. - 

jęczała - To trup! A wystarczyło przecież, żeby pomyślał o mnie...

Chociaż mógł też wpaść do wody i utonąć. Albo potajemnie 

gdzieś wyjechać.  Ale przecież jego dorodna samica była tu.

     Nie jadła.  Miała tylko potrzebę picia wody.  Okopała się 

na łóżku Aurelia jak w obozie wojskowym i czekała na 

pojawienie się Cezara, jakby nawet jej apatia była jedynie 

złudzeniem, śledzona przez uważny koci wzrok.  Zrzucała kota 

z siebie jak pająka, a mimo to nie przestawał czatować, 

wyczekując chwili, kiedy z powodu braku należytej czujności 

pozwoli mu do siebie przylgnąć.

     Kiedy Aurelio powrócił, znalazł ją martwą na pościeli. 

A następnego dnia odnalazła się Sylwia.  Aurelio opowiedział

jej, co go spotkało.  Szedł plażą w stronę księżyca i nie mógł

się zatrzymać.  Nie pamięta już dobrze, gdzie doszedł, kiedy

nastąpiło przebudzenie i zdał sobie sprawę z tego, że siostra

na niego czeka.  Uspokajała go jednak myśl, że przecież 

Lenora nie jest sama, lecz ze swą służącą, przyjaciółką, a

a może nawet kochanką.  Sylwia słuchała go w milczeniu,

a kiedy domagał się od niej jakiegoś potwierdzenia dla tego,

co mówił,  robiła to tak, jakby jej to w ogóle nie interesowało

i Aurelio czuł, że coś przed nim ukrywa.  Zjawisko somnambulii

nie wydawało jej się czymś wartym chwili uwagi.

      - Będę miała dzidziusia. -  powiedziała. 

     Aurelio nabrał powietrza jak wieloryb, który wynurzył

się z morza rozmyślań i wyrecytował swą kwestię.

      - Szczęsny ten ojciec!   Ale musisz wiedzieć, że owoc

żywota niewiasty krótkich jest dni i nie ostaje się.  Jesteśmy

śmiertelni.  Byle nimfa leśna, nadwodna lub przydrożna,

którą dla rozrywki gwałcił Zeus, a kałuża była jej 

zwierciadłem, żyła w dawnych czasach dłużej niż my - ludzie.  

A co ty zrobisz z takim panieńskim dzieckiem?  "Czemuż 

mroczymy życie zamętem pragnień"?  -

     - To twoje dziecko, mój kochany. -

     - Tak każda mówi...Ale nie w tym rzecz.  Przecież ono

kiedyś umrze!  A ile przedtem będzie musiało wycierpieć,

wie tylko jeden Bóg.  Przygarnę je, ale nie miej złudzeń. 

Nic nie uratuje mu życia, kiedy nadejdzie jego kres. 

Wszystkich śmiertelnie poparzy meduza.   Wyliczyłem ile dni 

i nocy żyje przeciętnie człowiek, a następnie pomnożyłem to 

przez dwadzieścia cztery godziny, a później przez sześćdziesiąt.  

Otrzymałem wynik w minutach. Ale, czy nie uważasz, że

należałoby przejść do sekund?  Przychodzimy na świat o

zmierzchu i śmierć pochyla się przy naszej kołysce. Uważasz

życie za jakiś dar?  Żyjemy w cieniu śmierci. -      

      Nieprzekonany, czy go rozumie,  mówił dalej, że cały 

majątek i dom zarządca na jego polecenie zastawił u 

Mendelssohna.  Mendelssohn to życzliwy człowiek i 

przyjaciel rodziny, znał jego matkę, ale kiedyś i on powie: 

"Nie mogę już dłużej czekać!"  Nawet na pogrzeb 

Amalii będzie musiał się zapożyczyć. 

     Dziewczyna jednak nie słuchała go.  Uśmiechała

się tylko rozpromieniona, jakby słowo Dzidziuś napełniło

jej duszę niebiańską słodyczą. Wydawała mu się piękna. 

Ale to ogromnie go irytowało.  Bo czym jest piękno

pozbawione prawdy i myśli?  Jest jak surowy w słowach

i rozwiązły Katon. 

      Po tej rozmowie Sylwia gdzieś znikła, a zjawił się 

zarządca i doniósł mu, że znaleziono ją powieszoną na 

drzewie.  Opisał w sposób rzeczowy gatunek drzewa

i okolicę, w której to nastąpiło oraz pośmiertny 

wygląd kobiety, a także czynności funkcjonariuszy, a 

nawet pokusił się o przypuszczenie, jakie powody mogły 

pchnąć ją do tego czynu.  Dość długo zatrzymał się

na kwestii, dlaczego jej ciężar  nie przeważył i

gałąź nie złamała się.  Widział w tym wyraźne 

zrządzenie Opatrzności, które musiało służyć jakiemuś

ukrytemu celowi.  Ale też nie doradza nikomu wieszania

się na wierzbie, której gałęzie są z natury elastyczne

i nie mogą się złamać.  Ta wierzba długo jeszcze będzie

opłakiwać tak słodkie stworzenie.  Po prawdzie lepiej

czasem się utopić i oszczędzić innym cierpień.  Znał

dziewczynę, bo przychodziła pożyczyć od niego

jakiś grosz.  To straszna niemota!    

     Tępota zarządcy była niezwykle przekonująca.

Aurelio wybiegł z domu i nad morzem zastrzelił się.  

Jednak okazało się, że zarządca mylnie rozpoznał sprawę 

i od sznura odcięto inną dziewczynę.  Los nie był jednak

dla Sylwii zbyt okrutny i nie musiała opłakiwać śmierci

kochanka, bowiem w tym samym czasie, kiedy przechodziła 

przez las, napadł ją zbój, który po zaspokojeniu swej żądzy 

litościwie ją udusił, choć mógł też poderżnąć jej gardło.

Zanim to nastąpiło odebrał od niej płód i przygarnął go

w nadziei,  że wychowa go na poczciwą istotę.  I  w tym 

miejscu dopiero zaczyna się moja opowieść... 

     

 

Komentarze

  1. Alma
    Każdy człowiek to inna historia. Chyba będziesz miał co opowiadać, Nezumi 🙂
    Opuszczam swoją Świątynię Dumania. 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie zamierzam tej opowieści opowiadać. 🙂

      Usuń
    2. Alma
      Jaka szkoda!😐

      Usuń
    3. 😀 Myślę, że ta już była dostatecznie
      ciekawa, choć nie przez wszystkich może doceniona.

      Usuń
  2. Nie wiem, czy jest sens pisać takie krótkie opowieści, w których wszystko musi pozostać niedopowiedziane a pod koniec jest już niemal tylko samo następstwo faktów.
    W przypowieści, która nie ma zasadniczo treści psychologicznej, wszystko jest dopowiedziane i służy jakiemuś przesłaniu, do którego zostaje nagięte. I taki tekst może być niemal dowolnie krótki, a narrator wszechwiedzący. Ale cel mojej mini opowieści psychologicznej byl całkiem inny.
    ...Ktoś powiedział mi, że ten tekst jest nijaki, płaski, bezpłciowy, a jego postaci niczego nie czują i stosunki między nimi są niejasne i że czytelnik nie może wiedzieć tego, czego wyraźnie nie napisał autor. Nie ma się tu też czego przestraszyć.
    Próbowałem jakoś wyjaśnić, że ten tekst jest o apatii, pod którą skrywają się uczucia i o niejasności stosunków między ludźmi i działaniu w psychice sił irracjonalnych, a także o pewnym okrucieństwie i wyobcowaniu ludzi (stosunków spolecznych) i losu. I że świadomie sprowadza tragiczną sytuację do absurdu...przez śmierć wszystkich tych postaci za wyjątkiem najmniej znaczącej. Nie mówiąc już o samym jego zakończeniu.
    Krytyka ta oparta była na milczącym założeniu, że autorowi może wydaje się, że coś wyraża, ale w tekście nie ma na to żadnych dowodów. Oczywiście z założeniem takim można dyskutować jedynie wskazując miejsca, które coś sugerują. Ale takie argumenty łatwo zbyć stwierdzeniem, że sugerują za mało, albo w niewłaściwy sposób.
    Jedno z pytań dotyczyło tego, dlaczego Amalia zmarła w swym łóżku...Że niby według autora melancholia w kilka dni zabija.
    Przecież niczego nie czuła do swego brata.
    Biorę taką krytykę "na klatę" I nie zamierzam nikomu z jej powodu wyrywać włosów.
    Jest czymś o wiele ciekawszym niż byłaby odpowiedź: Interesujący...przeczytam jeszcze raz!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie to miałem na myśli z tym czytaniem jeszcze raz (że jest aż tak zajmujący)😀... To po prostu rodzaj delikatności wobec autora, którego nie chce się urazić...

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwykle taki jest odbiór tego, co się czyta. Albo wywołuje jakieś nasze myśli (czy uczucia), albo pozostawia obojętnym...lub czasem budzi niedisyt lub niesmak. Jedynie krytycy literaccy analizują wątki twórczości autorów naprawdę wybitnych lub za takich uznawanych.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale czy przestraszyłeś się Czegoś?😀 W końcu to niby opowieść niesamowita, a nawet duchy zdominowane przez kobiety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieustraszeni rzadko bywają przerażeni. Co innego słabe kobiety...😀

      Usuń
  6. Moje utwory to często stylizacje literackie, choć nie usiłuję naśladować stylu żadnego konkretnego autora, np. w opowieściach rosyjskich nie naśladuję Dostojewskiego czy Czechowa... Być może trudno jest w nich czasem zobaczyć coś więcej i niejaką (ale nie nijaką) orginalność autora...

    OdpowiedzUsuń
  7. Piszę dla przyjemności (rzadziej dla męki) pisania, ale nie wyłącznie, czy nawet przede wszystkim z tego powodu, a odbiór mej skromnej aż nadto twórczości nie jest mi całkiem obojętny...🙂

    OdpowiedzUsuń
  8. Alma
    Milczę jak grób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisy na grobach, czyli epigramaty bywają niekiedy bardzo wymowne. Np. epigramat na grobie Mizantropa🙂
      A i w samych grobach sporo się dzieje. Wystarczy poczytać trochę rosyjskiej literatury. Nawet w karty grają...Chyba domyślam się, co myślisz o moim utworze🙃

      Usuń
    2. Alma
      Nie sprowokujesz mnie.

      Usuń
    3. Odziu też by już drugi raz nie przeczytał 🙂 Ja musiałem kilka razy pisząc go😥...I oczywiście wiem, co w nim napisałem, a czego nie. Powiem więc tylko od siebie, że w życiu tak jest - po uruchomieniu pewnego ciągu zdarzeń akcja gwałtownie przyśpiesza. I nie ma już czasu na subtelną psychologię, a jedynie na fakty.

      Usuń
    4. Nawet nie próbuję. Milczę jak złoto 🙂

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty