Zjadacz parasoli

                                 Zdjęcie nazumi13


    Nie wiem, czy historia ta zasmuci cię, czy raczej 

rozbawi, ale na pewno jest prawdziwa.  Podczas

ulewy i w trudny do wytrzymania skwar, kiedy 

weźmiesz do ręki parasol, przypomnij ją sobie

i pomyśl przez chwilę o tym, jak wyglądać może 

życie.  Od czasu, kiedy się wydarzyła, świat nie

tak wiele się zmienił - ludzie nadal pożądają

przeważnie jedynie dwóch rzeczy, tego, co jest

użyteczne, albo służy ich wygodzie i tego, co 

dostarcza im rozrywki, albo przyjemności. 

I nadal, tak ja kiedyś, jeden bierze za dużo,

a drugi umiera. 

     Dawno temu  w Chinach żył pewien człowiek, 

który nieoczekiwanie stał się sławny.   A stało się

to tak: We wsi, w której  mieszkał, prawie wszyscy 

byli głodni z powodu klęski nieurodzaju.  Nie 

chciał jednak jechać do stolicy i sprzedać  swych 

córek.  Niewiele by zresztą za nie otrzymał, choć 

były piękne, bo wszystkie okulały pomniejszając 

sobie stopy i nadawałyby się jedynie na służące   

i popychadła dla panów, a kiedy podupadłyby na 

zdrowiu wyrzucono by je jak zużyte rzeczy.    

      Wieśniak wiedział, że prawie każdy na jego 

miejscu by tak zrobił, żeby ratować życie własne, 

żony i pozostałych dzieci.  Kochał jednak swe córki 

i nie chciał do tego dopuścić, choć sąsiedzi go za to 

potępiali - narażał bowiem na śmierć pozostałych 

członków rodziny.  Była to w ich oczach jego słabość.

        Pojechał jednak do miasta licząc, że ktoś 

pożyczy mu pieniędzy, gdy najmie się do pracy. 

Kupiłby za to żywność a potem odpracował swoje. 

Ale nikt na to nie przystał. Chodził więc po mieście

i patrzył jak ludzie na ulicy zarabiają, a robili

wszystko, żeby tylko zdobyć pieniądze.  Był już

całkiem przygnębiony, gdy podeszła do niego

jakaś przygarbiona staruszka i powiedziała:

      - Widzę, że szukasz jakiegoś zajęcia, a 

zorientowałeś  się, że nie ma takiego, którego

inni by nie wykonywali.  Nie chcę, żebyś umarł

z rozpaczy myśląc o losie rodziny. Mam dla

ciebie dobrą radę, ale nie chodzi tu o coś tak

pospolitego, jak połykanie ognia, czy wywożenie

na taczkach nieczystości.  Musisz czymś 

zainteresować gawiedź.  Teraz nikogo nie dziwi

widok tańczącego na jednej nodze garbusa, ani

dziewczynki obsługującej po kolei stu klientów. -

     Chłop przypomniał sobie, co mu powiedział

pewien literat, który kiedyś dotarł w swej wędrówce

do jego wsi: "Prostaka i kobietę trzymaj na dystans!"

Słowa te wypowiedział niegdyś do swych uczniów 

Konfucjusz.  Ale myślał teraz tylko o ocaleniu

najbliższych -  a przecież gęś, która nie gęga, pierwsza

zostanie zarżnięta!   Poza tym, Konfucjusz nie był 

żadnym z bóstw, w które wierzył.

     - Zrobię wszystko! - zgodził się.

     A wtedy staruszka rozpostarła parasol, który

trzymała w ręku i rzekła:

     - Nie wystarczy, że będziesz go połykał, musisz

nauczyć się go zjadać.  Kiedy zjesz pierwszy, kupisz

sobie następny i tak będziesz ciągnął. Jak zauważyłeś,

tego jeszcze nikt nie robi.  Zostaniesz Mistrzem,

a kiedy wrócisz do domu, przynajmniej część twej

rodziny pozostanie przy życiu. -

     - Ale skąd mam wziąć parasol i jak mam się tego

nauczyć bez długotrwałego treningu? - zmartwił się.

     - Chodź ze mną - nauczę cię tej sztuczki w 

piętnaście minut.  Ale musisz mi coś obiecać. 

Kiedy już uratujesz tych, którzy pozostali przy życiu,

wydasz za mnie swego najstarszego syna. - 

     - Przenigdy!   Kto będzie głową rodziny po mej

śmierci, kto będzie mi składał ofiary i doglądał 

żałoby?  Poza tym jesteś brzydka jak ropucha. -

    - Mylisz się bardzo, jestem piękną kobietą, ale 

złe czary nadały mi taką postać. Skorzystałam na tym 

i nauczyłam się wielu pożytecznych rzeczy.  Wiedźma

powiedziała mi, że powrócę do swej postaci, kiedy

nauczę kogoś zjadać parasole.  Pamiętaj - nie możesz

połykać od razu, w całości, drzesz je, łamiesz i 

miażdżysz, jak ci pokażę  i po kawału zjadasz, 

ale bardzo powoli, krwawisz sobie wargi a z przełyku 

cieknie ci przez dziurki krew.  W ten sposób 

zgromadzisz spory tłum, a ktoś na pewno

zechce wykorzystać twe umiejętności. -

      Po tych słowach starucha, która naprawdę  

nie była wcale stara, wręczyła mu parasol i znikła. 

Wieśniak nie wiedział, co ma z nim zrobić i popadł

w zwątpienie.  Szedł przed siebie nie widząc nikogo,

aż nagle wpadł na jakąś przygarbioną postać.  

     - Ładnie to tak wpadać na ludzi? To ja - starucha!   

Przy bagnie za miastem mam swoją chatkę i nauczę

cię tego co ci obiecałam, o ile się namyśliłeś. -

     Co miał chłopina robić - zgodził się.  Nadeszła noc

zanim tam dotarli, a mgły opadały coraz cięższe,

przesłaniając światło księżyca.  Przestraszył się,

że wiedźma może go czymś zdzielić i ugotować

w kotle, albo nakarmić nim świnie.  Jednak 

uspokoił się, kiedy po wejściu do izby ujrzał 

kilka porzuconych parasoli.  Staruszka  poczęstowała

go potrawką z karpia, napoiła herbatą, po czym

w mgnieniu oka zjadła jeden z parasoli.  Potem 

pokazała to po raz drugi i wręczając trzeci 

parasol kazała mu powtórzyć.  Nie szło mu jednak

najlepiej i prawie nie postradał życia, a wtedy 

puszczając do niego oko, oznajmiła:

    - Mam dla ciebie specjalną miksturę silniejszą niż

rtęć. Wypijesz ją przed występem i zjesz wszystko

bez trudu, a potem wyliżesz się z ran.  Dam ci też 

kotkę, żeby cię lizała.  Oczywiście spotkasz mnie 

tam między ludźmi - muszę bowiem zobaczyć, czy 

dotrzymałeś umowy. -  

      Wszystko stało się tak jak mówiła. Człowiek ten

zjadł na placu w ciągu kolejnych dni dwanaście 

parasoli, a wtedy jeden z wysokich urzędników i

dwóch kupców zaproponowali mu zabawianie

publiczności.  

     Zgodził się, ale  najpierw pośpieszył z uciułanymi 

pieniędzmi oraz tymi, które otrzymał jako zaliczkę, 

na wieś.  Miał dla krewnych jedzenie i dobre wieści.  

Nie będą już nigdy więcej cierpieć głodu. Jakie to 

będzie szczęście!   

     Jednak z miasta na wieś było daleko, a po drodze 

napadli go i uwięzili słudzy jednego z kupców. Zdołał 

wprawdzie uciec z klatki, ale minęło trochę czasu. 

Kiedy dotarł do chaty powitała go pustka i głuche 

milczenie.  Z całej rodziny przeżyła tylko bezzębna 

babka.  Nie potrafiła mówić, ale pokazała mu miejsce, 

w którym ich pochowano. 

     Nie wiadomo dlaczego nie umarł z rozpaczy, ani

się nie zabił.  Wrócił do miasta i do końca swych dni

zjadał parasole. Wiedźma wybaczyła mu, że nie

przyprowadził syna.  Pojęła bowiem, co się wydarzyło. 

Zanim udał się do krainy zmarłych, zgromadził 

wokół siebie wielu uczniów, którzy przekazywali tę

umiejętność następnym pokoleniom, ale nikt tak jak 

on tego nie robił...

     

 

     

 

Komentarze

  1. To bardzo ciekawe doświadczenie. Ja Cyganów widywałem tylko nad Dunajcem, gdzie mieli "obóz", ale nie miałem z nimi bliższego kontaktu...Początkowo swą opowieść chciałem umieścić w Indiach, bo u Hindusów widoczne są też podobne cechy.

    OdpowiedzUsuń
  2. niesamowitą historię opowiedziałeś Nezumi.
    Czytalem do konca z zapartym tchem :)
    szkoda tylko ze wszystkich uśmierciłeś.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty