Rozpraszanie melancholii
To dla odmiany zdjęcie w pogodnej,
słonecznej tonacji.
Jedna z najlepszych sonat C.P.E.Bacha Sonata f-moll (Wq 63,6)
kończy się słynną Fantazją c-moll, utworem który wielce
podziwiano. Jest ona, jak sam kompozytor zauważył, mroczna.
Pisarz Gerstenberg był nią tak poruszony, że ze względu na jej
deklamacyjny charakter dopisał do niej w r 1767 różne teksty -
jeden z nich był parafrazą monologu Hamleta medytującego nad
życiem i śmiercią, a inny dialogu Sokratesa przed wypiciem
trucizny. Choć trudno to traktować całkiem poważnie, mówi
sporo o charakterze samej muzyki. Ten Bach zresztą pisał
niezwykle piękne czasem utwory wokalne na głosy solowe.
Współczesny badacz Schleuning i kilku innych historyków
muzyki widziało w tej fantazji Tombeau Jana Sebastiana Bacha.
Mimo tego tak szczególnego charakteru i oryginalności, sama
ta sonata (której pierwsza część jest również poruszająca) nie
jest niestety zbyt często nagrywana, w przeciwieństwie do
późniejszej, niezwykle pięknej Fantazji fis-moll (Wq 67).
Wczoraj miałem okazję posłuchać jej w dość udanym nagraniu
na klawikord (instrument, na który zapewne została
skomponowana). Przywiodła mi na myśl trio sonatę c-moll
(Wq 161, 1) nazwaną "Rozmową między sangwinikiem
a melancholikiem", jednak nie zdążyłem jej już posłuchać.
Sangwinik (pierwsze skrzypce) toczy w niej dialog, a nawet
spór z melancholikiem (drugie skrzypce) - towarzyszy im
basso continuo. Ta sonata triowa jest mi jednak znana od
bardzo dawna i słuchałem jej wielokrotnie. O obu tych
utworach wspomina zresztą obszernie w tym samym
miejscu Marc Vignal w książce poświęconej życiu i twórczości
synów Bacha i choć znam też inne teksty im poświęcone, ten
akurat czytałem stosunkowo niedawno i właściwie go tutaj
(w ogromnym skrócie) streszczam z niewielkimi
dopowiedzeniami.
Sonaty Bacha z tego okresu jego twórczości utrzymane w
stylu Empfindsamkeit, wyrażały często głębokie
i czułe, ale zarazem w jakimś sensie, jak podkreśla Vidal,
intymne uczucia, a także ich zmienność (co naruszało dogmat
o jedności afektu w danym utworze charakterystyczny dla muzyki
epoki baroku). Jednak, w moim poczuciu, samo to określenie
jest o tyle mylące, że nie oddaje eksperymentalnego charakteru
ani rewolucyjnego ducha poszukiwań muzycznych tego
kompozytora.
Nic tak nie rozprasza melancholii jak melancholijna
muzyka. Słuchanie takiej muzyki, a nawet poświęcanie jakiejś
uwagi zdobywaniu wiedzy o niej, działa na mnie uspokajająco
w tym ponurym, mimo przebudzonej już w pełni wiosny,
czasie, w którym można stracić wiarę w człowieka. Angażuje
moje uczucia i przeżycia, ale ma też wymiar intelektualny i
abstrakcyjny i pozwala nie myśleć o czekającej mnie już
być może niedługo bezdomności, a może nawet i nazbyt
pośpiesznej przeprowadzce na tamten świat...
Oczywiście podczas mych przechadzek robię zwykle sporo
zdjęć, ale skazany jestem wciąż na te same miejsca, co jednak
pozwala mi je lepiej poznać i uwolnić moje spojrzenie od
poczucia pewnej banalności. Zdjęcia te są od strony technicznej
dość mizerne i ubogie w stosowanie różnych filtrów i technik,
co jednak przeważnie wychodzi im na dobre. Moje możliwości
w tym względzie (przeciętny aparat w telefonie i prosty program
edycji zdjęć) wydają się i tak bajeczne w porównaniu z tymi
sprzed kilku lat. Jest to dla mnie nie tyle jakiś sposób notowania
wrażeń, ile raczej zauważania czegoś, czego inaczej bym nie
zauważył i cieszy mnie ogromna ilość takich drobnych odkryć
i zaskoczeń.
Czasem mam okazję zobaczyć, że ktoś w tym samym, zwykle
jakimś barwnym i uroczym, miejscu, zrobił piękniejsze ujęcia,
ale zwykle na tym się kończy, ponieważ nie każdy ma silną
potrzebę poszukiwania czegoś, co w mniej oczywisty sposób
narzuca się wyobraźni.
Wiele moich zdjęć to być może "porażka", ale zwykle
powiększająca jakoś moją wiedzę. Jednak widzę też zdjęcia
osób, które mając możliwość przemieszczania się i szukania
ciekawych tematów, a także nieskończenie lepsze wyposażenie
w "sprzęt", dają często jedynie upust własnej ambicji. Nie
mówię, rzecz jasna, o zawodowych fotografach, ale o amatorach
trochę ciekawszego fotografowania.
Miałem szczęście w przeszłości poznać kilka osób, które miały
autentyczny talent i intuicję fotograficzną (choć jedna z nich
zajmowała się później zawodowo fotografią komputerową), i
chociaż niewiele się od nich nauczyłem, zauważyłem, że
fotografowanie było dla nich bardziej obserwacją niż
kreacją i że istotny był w niej często moment spontaniczności.
Cała poezja w ich fotografii pojawiała się niejako wtórnie.
Ja sam podzieliłem mą twórczość na realistyczną i
fantastyczną i staram się w miarę świadomie trzymać tych
rozróżnień. A to znaczy, że czasem coś mogłoby wyglądać
o wiele ładniej, ale nie byłoby prawdziwe, a w innych sytuacjach
może być prawdziwe tylko na skutek pewnej ingerencji
i przetworzeń...
Zdarza się, że widzę zdjęcia tak wycyzelowane i sterylne, że
nie ma w nich ani ułamka autentycznego piękna i ciepła - za to
mogą się podobać, choć są nafaszerowane fotograficzną
"chemią", która ma podnosić ich jakość, jak kurczaki z
McDonalda. Często robią je zawodowi fotografowie. Ale nie ci,
którzy potrafią, fotografując wildlife, w nieskończoność czekać
aż drzemiący lampart łaskawie zeskoczy z drzewa i w
odpowiedniej chwili, nie spóźniając się nawet o ułamek sekundy
uruchomić karabin maszynowy migawek, bo to jednak wymaga
jakiejś pasji...niemal jak (bezkrwawe) polowanie.
Ja lubie rejestrowac moje pamiątki na video.
OdpowiedzUsuńZostaje w ten sposob zarejestrowany moment naszego zycia, moment przezywania emocji w ruchu, jak to sie dzialo.
Bardzo lubie ogladac moje pamiatki sprzed 30 kilku lat.
Wyjazd z moim ojcem nad Wodospad Niagara w 1989 roku
Pierwszy pobyt w Polsce gdy odwiedzilem kraj na Boze Narodzenie 1989 roku
Pierwsza wycieczka dookola Ameryki w 1993 roku.
Cudowne pamiatki z mojego zycia.
Zadna fotografia tego nie odda.