Cuda natury


                             Zdjęcia owych cudów natury nie są oczywiście moje...
      (Pierwsza wersja tego tekstu rozpłynęła się

we mgle wczoraj o szóstej rano.  Próbowałem ją

odtworzyć pisząc od nowa, co zajęło mi następne trzy 

godziny, ale tekst utracił poprzednią lekkość i zmienił

nieco charakter - wiele rzeczy, które może powinny 

zostać niedookreślone, dopowiada... 

Jego początek był zresztą zupełnie inny i odnosił

się przede wszystkim do słów Zhuangzi. Nie mam

siły poprawiać go dalej i przywrócić mu pierwotną

jedność myśli i przeżyć oraz prostotę). 

                  

       W świecie jest tyle naturalnego, zmysłowego 

i pozazmysłowego piękna, a także rzeczy tajemniczych

i dziwnych, że skłania to co wrażliwsze dusze - nie 

tylko idealistów - do podziwu lub zachwytu.  

I nie zmienia tego poczucia i pragnienia afirmacji istnienia

nawet to, że jak ktoś słusznie napisał, życie jest straszliwe  

i cudowne zarazem...A czasem już tylko przerażające lub 

nawet upiorne, jak w okrucieństwach wojny i totalitaryzmu,

w nieuleczalnej chorobie, albo w mroku osamotnienia i że 

samo istnienie bywa odczuwane jako niedogodność.  

      Ale właśnie na skutek poczucia bezsilności wobec 

cierpienia jakie niesie życie, sama afirmacja jest czasem 

postrzegana jako rodzaj nieszczerości.  Tak ją widział na 

przykład Cioran. "I s t n i e ć    to stan równie mało 

zrozumiały jak jego przeciwieństwo; co ja mówię! - 

jeszcze mniej zrozumiały." 

       Jednak afirmacja życia ma do pewnego stopnia 

spontaniczny charakter i często jest wyrazem nie

tyle rozumienia, co raczej głębokiego i nie do końca

określonego przeżycia. Tak jest na przykład w

przypadku mistycznej afirmacji istnienia związanej

z przeświadczeniem o istnieniu Boga.  Jej źródłem

ma być nieskończona miłość i dobroć Boga i piękno

stworzenia.  Wprawdzie św. Franciszek nie był turkawką, 

ani górskim fiołkiem i jego istnienie nie było równie 

niewinnie, ale cieszył się życiem w sposób bezpośredni 

i nie przeszkadzało mu w tym ubóstwo, słabe zdrowie i 

upokorzenia jakich doznawał od ludzi, trwając w 

mistycznej ekstazie.  A intelektualista Olivier Messiaen 

"zaludnił" swe utwory ptakami, tworząc muzykę na chwałę

Bożą, chociaż jego organowa agonia (walka życia ze śmiercią), 

jest utworem przejmującym. Istnienie nie musi mieć za 

sobą żadnej racji poza tą, że jest darem Bożym, albo 

nawet, że w ogóle zaistniało, albo było "od zawsze."

     Dość banalna wydaje się konstatacja, że nie 

dostrzegamy często wartości życia, a jego pozytywne 

czy cudowne przejawy umykają naszej uwadze,  podobnie 

jak niedogodności  i tragiczne ograniczenia egzystencji. 

Niedostrzeganie jednych, albo drugich, jest często

uwarunkowane pewną sytuacją życia i charakterem 

doświadczenia życiowego osoby, albo deformowane przez 

nastroje i stany psychiczne takie jak np. depresja. 

Czasem też przez charakter człowieka, jego światopogląd

i skłonność do popadania w nadmierny pesymizm lub 

w złudną euforię optymizmu. 

      To, że ich nie zauważamy, ma jednak najczęściej źródło 

w niedostatkach naszej wyobraźni, niezdolnej nie tylko do 

kontemplacji i marzenia o czymś innym, niż o rzeczach 

materialnych, ale czasem nawet do najprostszego wydawałoby 

się skupienia na czymś  i postrzegania.  

    Jednak istniej poważniejszy powód tego braku 

"uważności." Jest nim niedostateczne odróżnianie wartości

istnienia i różnych jego przejawów od wartości tego, 

co bezpośrednio użyteczne.  Radość życia trudno sprowadzić 

do korzystania z życia i używania. Jej źródłem jest 

kontemplacja piękna świata lub innych jego metafizycznych 

jakości. W przeżyciu tym jest coś zarazem głęboko 

bezinteresownego, ponieważ  kontemplacja jest

wygaszeniem pragnień. Dlatego afirmację życia wiąże 

się często słusznie z miłością, a nie z wygodą, komfortem 

życiowym, poczuciem władzy, albo z intensywnością 

przyjemnych wrażeń lub brakiem cierpienia.

      W kontemplacji odsłania się przed nami wartość tego, 

co pozornie nieużyteczne, jak wielkie drzewo, które nie 

tylko daje cień i schronienie tysiącom istot żywych, 

ptakom i nam ludziom, i dokonuje w atmosferze przemiany 

korzystnej dla naszego oddychania, ale może też być 

samo w sobie piękne, tajemnicze, albo przedziwnie 

powikłane. Nie jest ono jedynie drewnem, materiałem, 

z którego można coś zrobić, albo przeznaczyć je na opał.

      Jest to zatem powód, który ma swoje 

źródło nie tylko w ograniczoności samych przeżyć

i odczuć,  ale w czymś, co nazywa się czasem nazbyt 

ograniczonym i opartym na iluzji czuciem wartości.

Ktoś mógłby znacznie głębiej i pełniej żyć, gdyby 

uświadomił sobie istnienie wartości nie związanych jedynie z łatwo zauważalną użytecznością. 

      Jest to o tyle trudne, że cała pragmatyczna i miejska

cywilizacja oparta jest na dążeniu do korzyści i zysku,

na rabunku,  zniewoleniu i przemocy.  Starożytni 

Chińczycy, Hindusi, Indianie, czy nawet Grecy, mieli jeszcze 

jakiś kontakt z ogromem natury, z nieogarnioną całością 

istnienia.  Ale nasza cywilizacja, w której własność jest

czymś ważniejszym od człowieka, ten kontakt niemal zupełnie 

zatraciła.  

     Co nas może obchodzić żółw, "który żyje pięćset wiosen 

i tyleż jesieni", albo "jednodniowy grzyb, który nie wie, 

co to nów, a co pełnia."  Nie mamy świadomości krótkości 

naszego życia, ani ograniczoności własnej wiedzy.  Tę

deformację naszego postrzegania, dla którego istnieje jedynie 

zysk, opisał w  wierszu o odzieraniu kory z drzewa 

cynamonowego Thomas Merton.  Ten sugestywny w swym 

pięknie utwór jest właściwie przekładem - jego treść 

zaczerpnął bowiem wprost ze słów księgi Zhuangzi.     

     Nie zamierzam tu rozwodzić się nad ułomnościami 

naszej świadomości ekologicznej, ani żalić się, że niszczymy 

naturę i że na naszych oczach ginie większość gatunków 

zwierząt i roślin,  podczas gdy my wpatrujemy się

w magiczne ekrany telefonów i laptopów, cedując naszą 

wrażliwość na kapłanów, myślicieli, mistyków i poetów, i 

innych dziwaków.  W żaden sposób nie chroni nas to

jednak przed fanatyzmem i manipulacją, a nawet staje się

dla nich, jak wszelki brak krytycyzmu, najlepszą pożywką. 

      Żyjemy w coraz większym pośpiechu, co z niepokojem 

zauważał już Goethe.  Wystarczy pójść do miejskiego parku, 

żeby zauważyć, jak mało ludzie interesują się tym, co ich 

otacza.  Sprawia to dość przykre wrażenie. Jedni spoceni 

uprawiają jogging i z trudem łapiąc powietrze 

gadają z kimś, kto z nimi biegnie, rozmawiają przez telefon, 

albo słuchają czegoś przez słuchawki rozdeptując

wszystko po drodze.  Inni, w parach lub w hałaśliwym stadzie, 

odgrywają swe role, albo kłócą się ze sobą, fotografując w 

pędzie, co się da.  Dzieci wrzeszczą goniąc wiewiórki i pawie, 

a staruszki stukają w ziemię kijkami norweskimi.  Z pobliskiego 

koncertu dociera ogłuszająca muzyka, ale osoby samotne 

nawet na chwilę nie wyłączają  "wewnętrznego radia"  (jak 

ktoś słusznie nazwał gonitwę myśli), ponieważ bycie 

świadomym siebie przeraża je...I dopiero przed zmierzchem, 

kiedy park pustoszeje, można usłyszeć ciszę i zobaczyć ukryte 

życie i piękno natury.

      Nie chcę jednak wskazywać na "innych." Wszelką zmianę

świata należy zaczynać od siebie i to nie bez zastanowienia,

czemu miałaby ona służyć. Krishnamurti nazywał słusznie 

taką wewnętrzną przemianę życia poprzez kontemplację 

"jedyną rewolucją."

     Kiedyś ogromne wrażenie wywarły na mnie dzienniki

Krishnamurtiego, który myśli swe konfrontował nie 

z jakimś obrazem natury, ale z tym, co zauważał z głębi

własnej samotności jako uważny i wnikliwy obserwator

tego, co się w danej chwili dzieje. Nazywał to bierną

odbiorczością i rejestrowaniem przejawów życia. 

Dzienniki te to prawdziwe arcydzieło życia duchowego.  

      Jednak  Krishnamurti, który z pasją zwalczał wszelkie

pozorne autorytety, nie ustrzegł się pewnej retoryki, czy

nawet świadomej agitacji, która miała w jego poczuciu 

przyczyniać się do pogłębienia samoświadomości innych.  

Gdyby ograniczył się do naturalnego wpływu na psychikę 

czytelnika, uniknąłby być może niezamierzonych skutków 

swej duchowej misji. 

     Skąd możemy wiedzieć, czy zawsze są one dobre?

Kiedyś poznałem pewną starszą kobietę, wyjątkowo

wrażliwą i obdarzoną twórczą wyobraźnią

i inteligencją.  Miała niezwykły dar zauważania rzeczy, 

których inni nie dostrzegali i wczuwania się w innych 

ludzi, co znalazło żywy wyraz nie tylko w jej twórczości, 

ale i w czymś, co można nazwać mądrością życia.  Jednak,

mimo to, co pewien czas dopadały ją bolesne wspomnienia 

z przeszłości, które nawet w późnej starości  nie przestawały 

być w niej żywe, chociaż psychicznie była osobą bardzo 

młodą. 

     Byłem od niej dramatycznie młodszy i miałem w tym 

czasie bliską osobę, nie widziała jednak większej różnicy 

między sobą a mną i mówiła "My to jesteśmy ludzie przeżyci 

i dlatego nie tylko patrzymy, ale i widzimy."  To "widzenie", 

czy raczej poczucie "bycia widzącym", pomagało jej z 

heroizmem znosić samotność, kiedy żyła już praktycznie 

niemal poza społecznym światem. 

      Podczas swego pobytu w Paryżu poznała pewnego 

intelektualistę, z którym była szczęśliwa przez długie lata

i który odwzajemniał jej uczucia, był nią zafascynowany 

i dzielił z nią podobny styl życia.  Później jednak pod 

wpływem nagłej decyzji porzuciła go. Powodów mogło być 

oczywiście wiele, jednak ona sama wskazywała na przemożny 

wpływ myśli Krishnamurtiego i doznane jakoby oświecenie.  

Nie mam powodu, aby, znając trochę jej życie, kwestionować 

to jej przekonanie. Dokonała wyboru wartości życia, który 

okazał się dla niej po latach źródłem smutku graniczącego 

z rozpaczą. Często powtarzała, że żyje w pustce. Próbowała 

jeszcze jakoś potem swój błąd naprawić, ale było już za późno. 

      Mistrz nie byłby z jej decyzji zadowolony.  Chodziło mu 

przecież nie o naginanie ludzi do własnych przekonań, a o 

budzenie w nich samoświadomości, która w tym przypadku 

okazała się niepełna i stała się źródłem bolesnego rozdarcia 

i cierpienia.  

     Problemu tego nie zauważają zwykle zwolennicy 

psychoterapii mindfulnes, którzy poprzez ukazywanie 

możliwości czysto technicznego treningu psychicznego

pogłębiającego samoświadomość, chcieliby leczyć depresję

i ograniczenia psychiczne niejako "w ciemno."  Do książek

dołączają czasem szczegółowe instrukcje, które sugestywnym

głosem wmawia słuchaczom znany aktor. Są przekonani,

że skutki treningu muszą być dobre, skoro kryje się za nimi

praktycznie sprawdzona psychologiczna wiedza i 

wielowiekowa mądrość medytacji.  A przecież indywidualne 

potrzeby rozwoju osoby mogą być z nimi w danej chwili życia 

niezgodne. 

      Czy należy w ogóle ingerować w życie psychiczne innych

ludzi - pomijając oczywiście przypadki, w których jest to

absolutnie konieczne z psychologicznego, czy medycznego

punktu widzenia, dostarczając im jakiejś praktycznej 

filozofii życia w formie psychoterapii?   Ja sam staram się

tego nie robić nie tylko dlatego, że nie mam wystarczającej

wiedzy.  Być może, gdyby moja córeczka żyła, 

chciałbym ochronić jej psychiczny wzrost, nie mając

jednak do końca pewności, czy nie jest to wyrazem jakiejś 

mojej zaborczości.  

     Miłość do dziecka, czy innej osoby postrzeganej 

przez nas jako zależna i słabsza, może być niestety neurotyczna,

a nawet mieć w sobie coś z sado-masochistycznej potrzeby

kontrolowania (co w sposób sugestywny opisał Fromm).  

Jednak mimo tych zastrzeżeń, wydaje mi się dość oczywiste, 

że kiedy kogoś kochamy, to chcemy w jakiś sposób chronić

go przed destruktywnością życia lub nauczyć tego, aby

sam się przed nią chronił.  Dlatego zgadzam się z Maslowem, 

że naturalną granicą stosowania taoistycznej zasady 

nieingerowania w psychikę i życie bliskich (wyrażaną

czasem słowami "Let it be!"), jest miłość. Ale taka ingerencja

w duchu miłości nie może być niszczeniem...

    


 

      

Komentarze

  1. Bardzo ciekawy opis stanu swiadomosci Filozofow zagubionych w zdefiniowaniu czym jest zycie, po co w ogole zyjemy, rola cierpienia oraz afirmacji zycia w postrzeganiu sensu zycia.
    Praktycznie same zapytania, zadnej zdecydowanej odpowiedzi na nurtujace tzw myslacego czlowieka pytania o sens zycia.
    W komentarzu moge tylko w prosty sposob powiedziec -
    Robicie ludziom młyn w glowie.
    Nie ma nic gorszego niz debatujacy nad sensem zycia intelektualista.
    Nawet potrafi zdołowac cieszacego sie zyciem czlowieka, nazywajac radosc z zycia czyms negatywnym.
    Jest bardzo interesujace, ze dla Filozofa w ogole nie istnieje siła supernaturalna.
    Przytoczony przez Ciebie Filozof Cioran jest kwintesencja stanu umysłu Filozofii.
    Nie zdawałem sobie sprawy, ze jest az tak źle z umyslem czlowieka.
    przytoczyles Ciorana:
    "na skutek poczucia bezsilności wobec cierpienia jakie niesie życie, sama afirmacja jest czasem
    postrzegana jako rodzaj nieszczerości. Tak ją widział na przykład Cioran. "I s t n i e ć to stan równie mało zrozumiały jak jego przeciwieństwo; co ja mówię! - jeszcze mniej zrozumiały."
    Nezumi - toż to bełkot intelektualisty.
    Czemu nawet jeden Filozof nie powie ludziom, ze nie ma zadnej bezsilności.
    Poczucie bezsilności wobec cierpienia jakie niesie życie jest złudzeniem.
    szatan zaciera rece, gdy czyta takie intelektualne twory wmawiajace ludziom, ze sa bezsilni wobec tego co niesie nam życie.
    Nezumi, w kazdym czlowieku, ktory przymuje Jezusa za swojego Zbawce -
    w kazdym Zbawionym czlowieku zamieszkuje Duch Święty.
    W tym momencie otrzymujemy te sama supernaturalna siłę, jaka mial Jezus gdy chodzil po Ziemi a nawet jeszcze wiecej -
    zapowiada Jezus poprzez Słowo na stronach Biblii.
    Ludzie nawet nie zdaja sobie sprawy jak sa potezni.
    Nic dziwnego, gdy mamy takich Filozofow - dołujacych ludzi zamiast pozwolic kazdemu człowiekowi rozwinąć skrzydła.
    Ten swiat wygladalby zupelnie inaczej gdybysmy mieli naprawde madrych Filozofow wskazujacych ludziom jak zyc aby radowac sie kazdym dniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Danek

    Gdybyś nieco uważniej czytał to, co napisałem, to zauważyłbyś, jak bardzo afirmatywny jest mój tekst. Niestety przeoczyłeś to, jakbyś uprawiał jogging zamiast przystanąć na chwilę.
    Nigdzie nie napisałem, że zgadzam się z Cioranem w kwestii afirmacji...Czy nie potrafisz odróżnić myśli autora od poglądów, jakie przytacza? Istotą myślenia jest to, że się poszukuje odpowiedzi, a nie w sposób dogmatyczny ją zakłada...A jeśli chodzi o to, co nazywasz dołowaniem, to mnie najbardziej dołuje bezrefleksyjne przyjmowanie czegoś po to tylko, żeby sobie coś wmówić i lepiej się poczuć. Poglądów na życie jest wiele i Twój też ktoś może nazwać bełkotem, ale niewiele z tego wynika.
    ...Jest czasem bezsilność, od której czczą gadaniną nie odwrócisz uwagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nezumi -
      moj poglad na zycie sprawdza sie za kazdym razem, kazdego dnia bez wyjątku.
      Jesli cos dziala jak w szwajcarskim zegarku poprzez logiczne rozumowanie moge stwierdzic, ze jesli to dziala w 100% za kazdym razem to jest prawdziwe.
      Bog jest żywy.
      Bog jest ten sam kim byl wczoraj oraz dzisiaj, tym samym bedzie jutro oraz po wsze czasy.
      Wszystko co ja deklaruje, kazde przyrzeczenie, ktore dla osoby wierzącej obiecal Bog dziala w moim przypadku.
      Zawiodlem sie na Filozofach.
      Nigdy nie zawiode sie ma moim Bogu. Zawsze na Nim moge polegac.
      Takie terminy jak bezsilność to jest bełkot intelektualisty.
      Osoba ktora otrzymała Zbawienie ma w sobie moc Ducha Świętego.
      Mam wiec do dyspozycji moc nadprzyrodzoną, z czego korzystam kazdego dnia.

      Usuń
    2. Nezumi, bardzo uwaznie czytam Twoje posty.
      Nawet nie zdajesz sobie sprawy co czynisz.
      Zastanow sie co powyzej napisales w tym fragmencie:
      "ponieważ kontemplacja jest wygaszeniem pragnień"
      Nasz Bog chce abysmy pragneli.
      Abysmy mieli marzenia.'
      Ba, Bog chce abysmy mierzyli tak wysoko w naszych pragnieniach, ze bedziemy potrzebowali supernadprzyrodzonej mocy.
      Do czego Ty namawiasz swoich czytelnikow?
      Do kontemplacji rozumianej jako wygaszanie pragnień.
      Aby ludzie jak najmniej pragneli.
      Nie musze Tobie powtarzac, kto za tym podszeptem stoi.
      Praktycznie wszystko, co powyzej napisales nie jest afirmacja zycia lecz zaprzeczeniem afirmacji zycia.
      O zgrozo nawet nie zdajesz sobie sprawy co czynisz.

      Usuń
  3. Nigdzie nie nazwałem radości życia czymś negatywnym, ani tego nie sugerowałem. Miałeś chyba jakieś przywidzenie...Podobne do tego, że rozumiesz, co mówi do Ciebie Jezus.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. starasz sie mnie oceniac podpierajac sie Jezusem.
      Zadales mnie kiedys prace domowa, zapoznanie sie z przeslaniem jakie wyglosil na Wzgórzu Jezus.
      Napisalem Tobie wtedy, ze nie bylo tam zadnej afirmacji kłaniania sie biednym czy niedorobionym.
      Ja bardzo lubie dyskutowac a sposob merytoryczny.
      Ty dajesz mnie łajanie z pozycji intelektualisty, tego co najlepiej wszystko wie bez wskazywanie na dane źródłowe.
      Gdy w sposob merytoryczny dyskutuje z Toba, czasem bowiem wskazujesz vers z Biblii, kończysz dyskusje zanim jeszcze sie ona zacznie.

      Usuń
    2. Niedorobiony...To chyba jednak Twoje słowa a nie Boże 😀

      Usuń
  4. ...Spojrz tylko jak mój skromny utwór pozwolił Ci rozwinąć skrzydła 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nezumi, spotkanie Ciebie spowodowalo, ze rozwijam moje skrzydła :)

      Usuń
  5. logika ludzka to zart

    1500 lat wstecz - lira - piesn nad piesniami
    milosc bywala utozsamiana z uczuciami boskimi
    obecnie - ameryka | danek dudnienie sprzetu zmechanizowanego w formie glosnik(ow) z basami za 1000 dolcow - oraz wniosek iz to milosc rowna sie umilowaniu forsy, albo w najlepszym wypadku siebie

    to degeneracja czy rozwoj?

    pomijam ze herosi amerykanscy ( z odniesieniami ku zdowskiej mitologii ) nie mieli nigdy nic wspolnego z |tam)tymi ziemiami, zas myslenie iz patriarchalny bog, przeradzajacy sie z czasem w bezosobowego, by stac sie podobnie jak greccy, czy rzymscy uwiklanymi w ludzka prymitywna semantyke, ma dac zbawienie, w sytuacji kiedy dany osobnik czci dorocznie diabla, oraz kpi z innych narodow, ktore takiej fajansiarskiej groteski nie czyniac, izolowaly sie od nurtu samozaglady jest tylko jedna z oblednych ideologii, ktore uniemozliwialy progres filozoficzny.

    czy milosc wsrod ludzi w ogole istnieje ?
    uwazam ze naprawdopodobniej nie

    jeden zabujawszy sie w kasie, nigdy nie dostrzeze biednego wybranka z tlumu
    druga z osob kocha blichtr, za nic majac cichego prostego jej wielbiciela
    dzieci wykoslawione przez reklamy, kochaja klocki wiadomej firmy, miast szanowac starszych, oraz kochac najblizszych

    proste; zmienia sie w coraz bardziej prostackie
    prymitywizm juz nawet nie stara sie kryc w przasnej sieni intelektualnej zbrodni,
    ktora to jeszcze w ubieglym wieku purpurowiala
    na sam dzwiek slowa; wybitna, czy niepodrabialny

    jakie traktowanie wychowania, czy sztubackie gmeranie przy de(formowaniu) oswiaty, taki bedzie swiat ludzki w przyszlosci

    plus dzis nie zaistnieje

    za to i tak edukacja przetrwa
    mniejsza ilosc mieszkancow polskich, oznaczac bedzie to ze z uwagi na niewielki koszt edukacji coraz wiecej z cudzoziemcow wybierac bedzie tutejszy system ( ktory przez zachod bedzie utozsamiany z archaicznym ) z jego wielowymiarowoscia oraz usystematyzowana minimalna jakoscia

    czy ktos bedzie tworzyl poematy?
    jak z(rozumiec) iz wiosna to nie pora zakochanych, lecz chemicznych reakcji towarzyszacych przyrodzie wracajacej ku wzrostowi oraz plennosci gatunkow?

    ludzie byc moze zauwaza, iz nie sa centrum ewolucji gatunkow, a tylko finalnie dewastuja po wielokroc cuda natury

    piekno to nie peany o milosci, lecz czynienie z wartosci empirycznej, wymiernych aspektow,
    ktore moga estymatycznie ewoluowac
    w wyjatkowe, bezpretensjonalne cnoty


    z zoltej galezi rozmyslania
    nad przekorna Melodia zYcia
    piaty takt wspomnien - zastygajacych u zbocza gejzeru staromodnej Nadziei

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy, jestes wychowany w świecie bez Boga wiec nie rozumiesz czym jest akt Zbawienia.
      Bog dopuszcza wszystko co dzieje sie na calej Ziemi.
      Ja mam sie radowac moim wlasnym zyciem a nie wtracac sie do świata, ktory stworzyl Bog.
      Ty celujesz w ocenianiu innych.
      Ja biore świat takim jaki jest.
      Bog siedzi na Tronie, śmieje sie gdy ludzie chca byc lepsi od Boga.
      Daruj wiec sobie ocenianie innych.
      Psalm 2:4
      The One enthroned in heaven laughs; the Lord taunts them. 5Then He rebukes them in His anger, and terrifies them in His fury
      po polsku
      Ten, który jest na tronie w niebie, śmieje się; Pan szydzi z nich. Następnie karci ich w swoim gniewie i przeraża ich w swoim gniewie

      Usuń
    2. danek
      byles w 4d w prl - sam zdegradowales sie do trzyd
      stad z poziomu wyznawcy, jestes obecnie czcicielem diabla co kazde amerykanskie swieto diabla
      cieszysz sie kazdym dzieckiem ktorego traktujesz rytualami opeania, zas wszystko tlumaczysz miloscia do forsy

      grauluje ci glupoty oraz efektow wlasnej ignorancji
      zamiast 5d bedziesz sie bujal coraz nizej az wibracje twojego ducha zanikna

      mnie to lotto, zas cala odpowiedzialnosc spadnie na wychowanie przez twoja rodzine
      dla mnie amerykanskie dzialania to samobojstwo, zas to ze niszczycie przy okazji innym mozliwosc rozwoju, ukazuje tylko to jak postrzegani sa jankesi na calym ludzkim swiecie
      wszak co 2 lata idzie z dymem wasza ambasada, ostatnio spadl caly samolocik z kasta CIA, - to ze odrobine jestescie ponad ruskie standardy, zas akumulujac dlug wobec skosnoookich, macie takie same podejscie do zycia - czyli niszczenie oraz na 46 prezydentur - slownie jedna ktora miala szasne byc utozsamiana z droga zycia, zas w efekcie zakonczyla sie zdemolowaniem kapitolu, ukazuje jak idiotyczna demokracja jestescie
      dyktat kapitalizmu oraz bezczelne stwierdzenia ( nawet twoje ze dlugow nie nalezy oddawac - wide przykazanie nie kradnij ( w zywe oczy w tym przypadku ), prowadzi was ku autoeliminacji

      mnie w ludzkiej glupocie nie uswiadczysz i nigdy nie tylko sie nie spotakmy, ale nawet nie zamierzam wspominac czasu wsrod ludzi ( otumanionych mamona )
      to ze wycierasz zady wyznawcom diabla made in usa w tym kurorcie, tylko ukazuje gdzie jestes oraz gdzie skonczysz

      takze co 30 lat minus 1d i za trzydziesci bedzie po grze

      brawo wy

      dla ulatwienia z 15d nie ma znaczenia ilu idiotow zniknie wraz z ich toksyczna ideologia


      takze -
      niebo jest w rejonie basenu morza srodziemnego ( z ktorym nie masz nic wspolnego poza obludnymi deklaracjami ), zas w usa jest konglomerat wyznawcow satanizmu

      udanego samozaorania

      ps. sprawdz sobie jakie jeszcze kulty tam sobie wychodowliscie


      znikam

      (( https://www.youtube.com/watch?v=9-wYM306DVs ))

      Usuń
    3. Rzeczywiscie Anonimowy - zapewne masz racje, te niebo znajduje sie w basenie morza srodziemnego - jednak jest to niebo tylko dla wybranego narodu.
      Jeruzalem znajduje sie w basenie morza srodziemnego.

      Usuń
    4. Anonimowy - moja świadomość istnieje w 5D jest bowiem poza swiatem materialnym 3D.
      Kawałek materii nie jest w stanie nigdy posiąść świadomości.
      Twoja wiec logika spadania w coraz nizsza przestrzeń nijak sie ma do naukowych badań prowadzonych przez quantum physics czy jak poprawnie sie mowi quantum mechanics.
      Materialne cialo zawsze pozostaje w swiecie 3D
      Świadomość zawsze istnieje w 5D
      Jak widzisz z przyjemnoscia dziele sie z Toba wiedzą aby nie bylo, ze to jakas wiedza tajemna.

      Usuń
  6. Jesteśmy dzisiaj dość ubodzy w nadzieję...Ale może jakoś i ona przetrwa🥀

    OdpowiedzUsuń
  7. Piotrze, trafiłeś w dziesiatke.
    Kazde zycie jest niepowtarzalne, próba wiec kreowania jakiejś ogolnej definicji jest skazana na niepowodzenie.
    Co do leczenia ludzkiej psychiki -
    Bóg - (Jezus) pokazal, przynajmniej dwukrotnie na stronach Biblii, że schizofrenie leczy sie poprzez wyrzucenie demonów z ciala takiej osoby. Sytuacja ze schizofrenia jest wiec jasna, żadne leczenie nie pomaga pomimo niezliczonych prób przez tzw lekarzy.
    Co do leczenia depresji -
    sytuacja tez jest jasna.
    Zadne medykamenty nie lecza, lekarz wiec jest bezradny.
    Na szczescie istnieje wiedza spoza wiedzy medycznej.
    Za depresje odpowiedzialna jest energia trzeciej czakry, solar plexus (splot słoneczny).
    Leczymy wiec usuwajac wszelkiego rodzaju energetyczne blokady zapobiegajace swobodny przeplyw energii Qi
    Energia Qi odbija sie od tych blokad, wraca skąd przyszla, w efekcie czlowiek ma niedomiar energii, deficyt.
    Ujawnia sie ten deficyt zyciodajnej energii słabością takiego czlowieka, nie potrafiącego emanowac mocą swojego ducha.
    Wiedza ta jest powszechnie dostepna, trzeba jednak chciec nauczyc sie przydatnych w zyciu rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Aż wstyd się przyznać , że tydzień cały tu nie zaglądałam . Dziękuję za wszystko dobro jakie tu otrzymałam . Cudownego sobotniego popołudnia życzę :) Bardzo serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja Piotrze mialem w sobie demona, zaplacilem $100 -
    urodzony we Francji Antoine Chevalier potrzebowal ok 15 minut aby wyciagnac wszystko ze mnie. Widzialem pot na jego czole podczas zabiegu.
    Zapytalem go co takiego ze mnie wyciagnal - odpowiedzial ze mnie nie powie bo nie chce abym o tym myślał.
    Zamiast tego chce abym koncentrował sie na relaksie, aby uzdrowienie sie w pełni przyjęło.
    Jednym z bezposrednich obserwacji we mnie - zauwazylem, ze jade autem znacznie wolniej teraz.
    Zapewne byl t5o jais demon szybkości :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Piotrze - świat bez Boga oczywiscie probuja tworzyc ludzie.
    Jak im sie to udaje widzimy w Sowieckiej Rosji czy w North Korea, na Kubie.
    Anonimowy jest w polowie 80-tki wiec mlodosc przezyl gdy mlodzi w Polsce fascynowali sie komunistyczną wizją dla kraju.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty