Dyskretny luksus, czyli o odejściu Szlachetnych
Wielu moich znajomych po skończeniu studiów w tym lub w
innym instytucie filozofii zajęło się biznesem. Jeden handluje winem,
drugi zieloną herbatą, trzeci płytami...Nie zagraża im bieda, ani
nadmiar wiedzy, czy egzystencjalnego niepokoju, a dzięki temu,
że interesowali się niegdyś filozofią, mogą uważać się za
kulturalnych ludzi. To moim zdaniem o wiele lepsze zajęcie niż
prostytuowanie się w mediach i bezsensowne zazwyczaj
angażowanie w politykę, albo wcielanie się w rolę coachów.
Słowo filozofia przestało już niemal pojawiać się w tradycyjnych
kontekstach. W Polsce, jak w zakazanej piosence ("Teraz jest
wojna, kto handluje ten żyje"), jedynie handel i biznes się opłaca.
Reszta obywateli nie musi mieć z czego żyć. Osobom bardziej
kulturalnym chodzi też czasem o to, żeby przehandlować siebie na
rynku idei, literatury czy polityki. Trzeba "wstrzelić się" w
odpowiedni trend. Handluje się ostatnio na przykład stoicyzmem
w wersji zamerykanizowanej, albo ideologią tak zwanego
wykluczenia. Ale ci, którzy to robią, nigdy chyba nie spotkali
prawdziwego stoika, ani kogoś naprawdę wykluczonego. Od
osób rzeczywiście wykluczonych uciekają na milę.
Tam, gdzie nie chodzi o pieniądze, chodzi najczęściej o poklask.
Trudno się dziwić. Humanistyka na uniwersytetach "pada", a
raczej jest od kilkudziesięciu lat systematycznie niszczona przez
technokratów o mentalności korporacyjnej. Kto może, chce się
jakoś ratować zamiast ciułać jakieś punkty dla swej instytucji.
Wolności w uniwersytetach żadnej nie ma, a o godności nie
ma nawet co marzyć. Jakieś znawstwo filozofii, czasem nawet
dość subtelne, oczywiście wciąż istnieje, ale nie zastąpi ono
głębszej refleksji.
Gdzie zatem filozofia znajduje swe dowartościowanie?
Oczywiście w reklamie. Jak to ładnie brzmi! "AA Japan Rituals
to linia kosmetyków inspirowana japońską filozofią pielęgnacji
skóry, łącząca tradycję z nowoczesną kosmetologią i dyskretnym
luksusem." Po co wysilać się i głowić, studiować latami i
powiększać swą wiedzę, kontemplować coś, albo pisać
uczone traktaty. W tym jednym zdaniu zawarta jest cała
subtelna filozofia wygodnego życia i dbałości o siebie.
Niewykluczone, że również o wykluczonych...Kto wie?
Czy istnieje bowiem na świecie większe dobro, większa wartość
niż Dyskretny Luksus?
Czy jest coś piękniejszego od pływania z delfinami w basenie
na wyspie Bali? Pewna moja znajoma mówiła, że kiedy z nimi
pływała, ocierały się o nią z pożądania. Po spotkaniu zaprosiła
mnie do swego mercedesa ze słowami: - Tylko nie myśl Nezumi,
że my to jesteśmy jacyś burżuje! -
- Ależ skąd, nigdy bym tak nie pomyślał. - zapewniłem.
Chociaż było późno i jechali dalej w moją stronę, wysadzili mnie
po przejechaniu kilkuset metrów przed najbliższym przystankiem
autobusowym.
Dodam, że bardzo cenię tę linię kosmetyków i kupiłem
nawet coś kiedyś mojej mamie. Mój sarkazm nie dotyczy więc
produkcji kosmetyków. Ani też odwoływania się do wartości
kultur Wschodu. Je sui zen, oczywiście! Teraz zenem jest
przecież wszystko, co ma mieć smak luksusu. A inteligent
żeby przeżyć, albo wygodnie żyć, musi się wycwanić!
Ostatni raz Prawdziwego Filozofa spotkałem kilka lat temu.
Miał wykład i obchodził jakiś szacowny jubileusz, ale nikt
poza mną i moją byłą żoną, nie pomyślał o kwiatach. Ten mądry
człowiek zauważył w swym referacie, że zachowania ludzkie nie
różnią się od zwierzęcych, a jeśli już, to zdecydowanie na
niekorzyść. Opisał najbardziej typowe z tych zachowań, jak
tratowanie się po drodze do wodopoju i blokowanie do niego
dostępu innym, czy molestowanie, kiedy jest się głodnym. Jego
wykład był krytyką neoliberalnej koncepcji życia i przypominał
o tym, że człowiek mógłby być człowiekiem. Ktoś ze słuchaczy
podsumował go słowami: "Pan Profesor jest niepoprawnym
romantykiem. Teraz na świecie liczy się tylko ekonomia."
Zostaliśmy po wykładzie sami. Filozof zgodził się
z moim aforyzmem, że "Solidarność" paradoksalnie wywalczyła
prawo do braku jakiejkolwiek solidarności." "Zabrakło rozumnego
przywództwa!" - powiedział z zatroskanym wyrazem twarzy...
To było moje ostatnie spotkanie z Nim...Ale nie tylko osobiście
z Nim. Był być może jednym z ostatnich szlachetnych i dobrych
ludzi, w gronie ludzi żyjących politykowaniem, wydzieraniem
sobie grantów i środków finansowych, protegowaniem posłusznych
sobie i "przepychaniem" ich prac, odgrywających rolę
celebrytów, albo handlujących winem...
...Jest coś, co nazwałbym chętnie palikotyzacją filozofii - zastąpienie jej publicystyką w pewnym duchu...
OdpowiedzUsuńObawiam się, że to pytanie retoryczne...
OdpowiedzUsuńNezumi, wsiadajac do Mercedesa tych bogatych ludzi znalazles sie nagle w swiecie bogatego czlowieka.
OdpowiedzUsuńNa pewno byl powód dla którego zaraz po przejechaniu kilkuset metrów jadac w Twoim kierunku wysadzili Ciebie na przystanku autobusowym.
Kluczem jest spostrzezenie, nagle znalazles sie w swiecie bogatego czlowieka.
Wystarczy, ze powiedziales jakis niestosowny komentarz do bogactwa w jakim sie nagle znalazles.
Skoro Ciebie zaprosili do swojego auta mieli intencje aby zawiezc Ciebie do samego Twojego domu.
Powodem, ze zaraz Ciebie wysadzili jestes Ty.
Niestety trzeba czasem poszukac powodu winy za zaistniala sytuacje w samym sobie.
Rozmawia sie o neutralnym temacie aby nikogo nie postawic w niekomfortowej sytuacji.
Mogle tez od Ciebie czuć biedą nie do zaakceptowania w pachnącym bogactwem aucie.
Wystarczy, ze nie zakladasz na siebie codziennie świeżo upranego ubrania.
W swoim tutaj wpisie całą wine za zaistniałą sytuacje pokladasz w tych dobrych ludziach, ktozy zaprosili Ciebie do swojego auta.
Trzeba tez respektowac ich swiat bogatego czlowieka albo trzymac sie od nich z dala.
Danek
UsuńMylisz się. Byłem dla nich wyjątkowo miły, a poza tym zawsze cieszę się z tego, że ktoś coś ma. Nie ma i nigdy nie było we mnie zawiści.
...Niestety idealizujesz ludzi. Nie mieli najmniejszego zamiaru mnie podwozić.
Problemem nigdy nie było dla mnie bogactwo, ale wyzysk i brak szacunku dla ludzi, a także to, że pozwala im się umierać, albo głodować zamiast ratować ich życie.
Usuń