Uspokojenie
Mam ochotę napisać jakiś rzeczywiście grafomański
utwór, który wywoła podziw dla mego dziwactwa,
pomieszany z politowaniem. W tym jedynie celu
zajrzałem do znanego dziełka Lombroso, w którym także
jest o tym mowa...A oto mój nowy poemat. :-)
Pozostawszy nieledwie w głębi morza
cichej lub innej jakiej mgielnej krainy,
gdzie nie widać nieba, a otchłań czeluściami
rozdziawia swe paszcze, klękam w świątyni
umarłych ryb, które w mroku potraciły oczy
i ocierają się o martwe, piaszczyste dno
bezdechu.
Wyżej głębi korwety obładowane łupem
wytrzeszczają tysiączne oczy czaszkami
topielców przeżartych szkorbutem. Widać
skafandry nurków nazbyt spragnionych złota,
a wśród fal tańczą Nereidy z orszaku Neptuna,
syreny i te, co krzyczą, gwałcone przez majtków
czarne kobiety, a nawet infantka, która żeby
nie krzyczeć, odgryzła sobie język i splunęła
nim w twarz kapitanowi Ilusientes.
Ten myślał i tak, że to jakaś meduza
przylepiła mu się parzydełkami do policzka
i niewiele się namyślał. Słychać ryk
fal, jakby upiory chciały zagłuszyć odgłosy
burzy. Łzy na twarzy infantki pożerają
galaretowate i pajęcze stwory nim rozpuści je
słona woda.
Wszystko to jest pokarmem mej bezdennej
melancholii. Wiem już, że nigdy stąd nie
powrócę. Kapitan wycina kamiennym nożem
infantce macicę, po czym wyrywa jej serce,
jednak nie pożera go, bowiem morski potwór
pożera właśnie jego. Serce miota się jak
oszalałe po pokładzie wabiąc szczury, lecz
wpada w toń.
Burza ucicha. Szczury na pokładzie konają
z głodu. Odstraszam je ogniem. Trwa to
tygodniami. Modlę się do Najwyższego, aby
ocalił chociaż jednego i przysięgam, że nawet,
kiedy sól przeżre me jelita i oczy, pozwolę mu
żyć. Wezmę go na ręce i przytulę. Pozwolę mu
nawet odgryźć sobie nos i palce. Byle tylko on
żył!
Przecież musi być jakieś życie...Ale, co
możecie o tym wiedzieć, wy szczury lądowe,
które nigdy nie zaznałyście smaku oceanu!
Wy, nadęte ropuchy, które myślą, że są
panami księżyca w kałuży i że karmią
się mgławicami. Wy, sprzedajne kolombiny
w portach, śmierdzące śledziem lub dorszem,
do których zawijają po kolei marynarze.
Gryzipiórki i pracownicy portowego kapitanatu,
liczykrupy, dla których liczy się tylko ładunek,
a nie wyporność okrętu. Ten, kto nie przeżył
podobnej burzy, nie może mówić o sobie, że
żył kiedykolwiek!
I Ty, Panie Turner, połam swe sztalugi!
Głębia jest tajemnicą nad tajemnicami...
A w jej mroku utonęło piekło!
Ja tylko w mej koi znajduję ukojenie.
To taki impresjonizm z elementami ekspresjonizmu :) A autorowi mogło chodzić o to, że kto nie przeżywał w życiu podobnych burz, mało wie o życiu, a jego spokój jest raczej złudny. Człowiek morza musi być dzielny, a ten kto moczy nogi w kałuży, może być z tego bardzo dumny jak dziecko, ale życia nie zna. Oczywiście jest w tym pewna autoironia i przenośnia . Ale autor często bywa pouczany a nawet skarcony przez ludzi, którzy nigdy nie poradziliby sobie z jego życiowymi wstrząsami, a wiedzą o nich tyle, co szczury lądowe o życiu szczurów i wilków morskich ;-)
OdpowiedzUsuńjeszcze tylko w syrenkach pozostaje nadzieja.
OdpowiedzUsuńMermaids potrafią być bardzo czułe.
Ludziom oczywiście często się wydaje, że lepiej od innych znają życie, stąd autoironia.
OdpowiedzUsuńI z tego jeszcze, że marynarz to człek męski, a ja muskułów raczej nie napinam...
Jestem pod wrażeniem tego, co o Conradzie pisała najbliższa mu osoba...że w domu był starym, nieporadnym pierdołą, który wymagał opieki. Dopiero w swoim żywiole, na morzu i w twórczości stawał się odważny i męski. Ale to punkt widzenia kobiety. Czytałem jego dzienniki. Był strasznym melancholikiem.
Ja sam morze poznałem lepiej jedynie na trasie Calais- Dover i Dover-Calais, którą przemierzałem wiele razy, oglądając zwykle w tym czasie kreskówki z Myszką Miki. Ale bywało też czasem trochę bardziej dramatycznie. W promach niestety czasem przemieszcza się ładunek...
OdpowiedzUsuńAnglicy nazywają ten kanał Kanałem Angielskim ;-)
OdpowiedzUsuńto jest Kanał Angielski, English Channel oddzielający Anglie od głównego lądu.
UsuńJest czasem spora presja, żeby ich słuchać...
OdpowiedzUsuń