Zagłada rodu Miltonów

    Za dnia widać wszystko najlepiej, jednak najwięcej dzieje się nocą.

   Lord Milton nie miał nic wspólnego ze sławnym poetą,

poza jedynie nazwiskiem.   Po pożarze Londynu przestał

odwiedzać to miasto, które nawiedziła również epidemia 

czarnej ospy i zaszył się w swej wiejskiej posiadłości.   

Ktoś jednak przywlókł  ospę do pałacu i wszyscy pomarli. 

Od tego czasu pałac nazywano domem upiorów.  

I rzeczywiście, z braku ludzi Lord przyjął na służbę

tych, którzy wcześniej pomarli.  Dla niego samego nie 

miało to większego znaczenia, poza tym, że upiorom

płacił nieco mniej.  Cenił ciszę i spokój, a wieczory

spędzał na słuchaniu muzyki, którą serwowała mu

Upiorna Orkiestra.  Na wiosnę i w lecie aż do późnej

jesieni lubił błąkać się po nocach po parku i ogrodzie,

albo przesiadywać w bibliotece. Rzecz jasna niczego

się nie bał, choć blade twarze jego sług pokrywały

krosty.  

      Idylla ta nie trwała jednak długo. Powoli nadchodził

rok 1699.  W tym roku, jak przepowiadała dawna

kronika, miała się dokonać ostateczna zagłada jego 

rodu.   A ponieważ przy życiu pozostał jedynie on, 

wyczekiwał z obawą własnego zgonu, rozkoszując się

samotnością. Za dnia widma bowiem znikały, a 

przygotowywanie posiłków i inne prace wykonywały

nocą.  

      Ten pomieszany z obawą spokój zakłóciła pewna

młoda osóbka.  Zjawiła się całkiem nieoczekiwanie

i poprosiła o nocleg.  

      - Panienka chyba nie zdaje sobie sprawy, jakie

to jest miejsce.  Powiem zatem szczerze, to domostwo

jest siedliskiem duchów.  Nie radzę tu się zatrzymywać,

ale jeśli potrzeba nagli, nie stawiam też przeszkód. 

Jednym słowem proszę się rozgościć.  Tylko nie mam

wolnego łóżka. Moje zajmuje zmarła ciotka, a 

pozostałe sprzedałem, bo nie były już potrzebne. 

Śpię z moim Cromwellem w fotelu.  To poczciwe    

psisko. - 

      - Ależ nic nie szkodzi. Ułożę się gdzieś na podłodze,

Panie, a najlepiej, jeśli pozwolisz, w twoich nogach. - 

     - Uprzedzam jednak, że nie będziesz mogła oprzeć 

głowy na mych kolanach, bo tam położy łeb ów mops. - 

     - W dzieciństwie poznałam życie żmij i węży.

Spędziłam je na wrzosowisku i na terenach bagiennych,

więc od leżenia na posadzce nie będą mnie bolały boki.  

Jestem zresztą zmiennocieplna.  Wychowywała mnie

wróżka, a po jej śmierci sędziwy wąż, który nauczył

mnie regulacji temperatury ciała. Ułożę się w twoich

nogach jak wierna suka. -

     - Ale nie próbuj mnie ukąsić, bo Cromwell skoczy

ci do gardła!  - 

     - Nie grozi ci to Panie. Dawno już postradałam 

jadowe zęby. Wybito mi je w pewnej karczmie. - 

     - A zatem, dobrej nocy! - 

     - Dobranoc, śpij dobrze Panie. -

     - Muszę cię jednak uprzedzić. Nad ranem zjawi

się tu Emma.  Kopuluję z nią co nieco, chociaż nie ma już 

ciała.  To moja ulubiona służąca.  -

     - Ależ nie krępuj się Panie. Przy mnie możesz

robić wszystko. Nie takie rzeczy widziałam! - 

     - Wszelako może się zdarzyć, że przez pomyłkę

zacznę cię, wyrażając się nieco kolokwialnie, 

ruchać.  Musisz być wtedy stanowcza. 

W ciemnościach niewiele widzę. - 

     - To chyba nadmiar uprzejmości z twej strony. - 

     W dziewięć miesięcy później dziewczyna, która

miała pozostać tu jedynie przez jedną noc, powiła

dzieciątko, a jego ojcem był Milton.  Ale

zamiast się z tego cieszyć Lord wykrzyknął:

     - Nie potrzebuję tu bękartów! - 

     Jednak konkubina uspokoiła go grą na lutni. Jej delikatne palce muskały struny, wydobywając z nich dźwięki czasem tak czułe, jakby poruszał je najlżeszy podmuch wiatru, a już po chwili kaskadą wodospadu wdzierające się w serce. 

     Między służącą-duchem, a nową lokatorką

domu powstała poważna animozja.  Ale Lorda

niepokoiła mocno rzecz inna.  Otóż jego dziecko

nie miało żadnej płci.   Doktor Jenkins, 

nieżyjący już od dobrych paru lat jego przyjaciel, nie wykrył w ciele niemowlęcia męskich ani żeńskich organów płciowych.  Najwyraźniej 

nie wykształciły się one.  Poza tym, dziecię 

potrafiło chodzić jedynie na czworakach, 

bowiem urodziło się czworonożne.  W tej sytuacji

zrozpaczony ojciec zawezwał Wielebnego i 

chciał zwołać specjalne konsylium, ale ten

uciął krótko:

     - To czarci pomiot! -  

     Zdecydowano więc o uśmierceniu dziecka,

ale przez trzy lata Lord nie potrafił się na

to zdobyć.  W końcu jednak wpadł na 

szatański pomysł.  Była zima,  a warstwa lodu

na stawie cienka, więc postanowił nauczyć

dziecko jeździć na łyżwach.  Było to jednak dość

trudne, bo dzieciak nie mógł utrzymać pozycji

pionowej  i...trzeba trafu, lód się pod nim załamał

i utonął.  Niestety  w trzy dni później zjawił się

jako duch mściciel, wył do księżyca i urągał

Miltonowi, co było tym dziwniejsze, że nie 

nauczył się mówić.  

       W tej sytuacji Lord, który przestał w nocy

spać, postanowił odebrać sobie życie.

Widać kolidowało to z planami Najwyższego,

bo nic takiego nie nastąpiło.  Miotał się jednak

bez wytchnienia między życiem a śmiercią.

Była to naprawdę ciężka opresja. Stało się

też to, czego od dawna można było się spodziewać. 

Służąca zmordowała Emmę.  Teraz Lord jeszcze

bardziej chciał umrzeć, ale morderczyni  

kontrolowała każdy jego krok.  Mimo to

udało mu się potajemnie spotkać z duchem wróżki,

która opiekowała się niegdyś Emmą. A ta

udzieliła mu prostej rady:

     - Policz wszystkie gwiazdy na niebie, a twa

luba wróci do ciebie.  - 

     Lord począł je liczyć i trwa to do dzisiaj. 

(W tym czasie rzecz oczywista, zakończył żywot

i stał się duchem). Sensu wielkiego w tej opowieści szukać nie trzeba. Poza tym może, że nie wszystkie opowieści mają swój kres, nawet jeśli mają jakiś początek...

     


       

Komentarze

  1. Alma
    A będzie coś podobnego do "Berenice"? Ja kiedyś takie napisałam, ale o mózgu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie potrafiłbym Almo tak pisać nawet biorąc pod uwagę jak wiele czasu spędzam u dentysty i jaki to we mnie wywołuje lęk 🙂
      W moich opowieściach ślizgam się na ogół po powierzchni. Są zbyt krótkie, abym mógł zrobić coś więcej...Poe był niesłychanie precyzyjny w swych opisach. Ja trochę byłbym się pójść ta drogą.

      Usuń
    2. Chociaż nieco podobne motywy pojawiają się w niektórych moich opowieściach...

      Usuń
  2. Alma
    Albo "Czarny kot"? Na takie coś ja się jednak nie poważę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie...Ale czy to nie jest jednak prawdziwe?
      Z pewnością daleko mi do geniuszu pisarskiego Edgara Allana. Ale też inny jest może cel, dla którego piszę.
      Zło i poczucie winy wywołują we mnie niemal takie same uczucie grozy.

      Usuń
    2. Z moich opowieści najbardziej kontrowersyjny był "Umieracz."
      Jego bohater za niewielką opłatą umierał za ludzi, którzy bali się śmierci i w ten sposób zarabiał na życie. Dawał stosowne ogłoszenie w miejscowej gazecie. (Było to w XIX wieku w Pradze, albo w jakimś innym mieście)...

      Usuń
    3. Alma
      Oglądałam kiedyś film o iluzjoniscie, który podczas każdego występu znikał i pojawiał się w innym miejscu. Tyle, że "znikając" wpadał przez zapadnię do akwarium, w którym się topil, a po utopieniu się odradzal się w na nowo jako drugi (taki sam fizycznie) człowiek. Ten iluzjonista zawsze bał się każdego swojego występu, ponieważ wiedział, że się podczas niego naprawde utopi.
      Nie lubię horrorów, ani thrillerow psychologicznych. Rzeczywistość mi wystarczy.
      Każdy pewnie ma własne powody, żeby pisać. Ja, w większości wypadków, odpoczywam przy tym. No i trochę się bawię :-)

      Usuń
    4. Horrory i thrillery to formy nieco zdegenerowane...W prawdziwej twórczości chodzi zwykle o coś więcej, albo o coś innego niż straszenie. Jest to wejście w jakąś psychologię i używając nieco stereotypowego określenia, w zakamarki duszy.
      ...No tak. Taka literatura służy odpoczynkowi i zabawie. 🙂

      Usuń
    5. Nie, nie taka :-D
      Takiej też nie czytam zbyt często. Oprócz publikacji, które muszę czytać, ze względu na pracę zawodową, lubię rzeczy napisane pięknym językiem i skłaniające do refleksji. Nie czytam fantastyki. Ostatnio męczę się nad neurobiologią i behawiorystyką - męczę się, ponieważ pojęcia tam stosowane są dla mnie nowe. Przy okazji "łyknelam" kęs tematu sztucznej inteligencji.
      Dziękuję za rozmowę.

      Usuń
    6. To, co piszę, skłania na ogół do refleksji, a fantastyką nigdy nie jest.
      Słowo fantastyka ma zupelnie inne znaczenie...Ale nie to jest w tym, co napisałaś najważniejsze. :-)
      Poe był poetą, a jego język jest piękny, choć może nie zawsze się to zauważa...

      Usuń
    7. "ma obecnie zupełnie inne znaczenie"... miało być.
      Teraz wszystko poszufladkowano. A odpowiadania fantastyczne pisali nawet Dostojewski i Goethe...

      Usuń
    8. Istnieje też wspaniała tradycja takich opowieści w literaturze japońskiej...

      Usuń
    9. Ogólnie rzecz biorąc są one romantyczne z ducha 😉

      Usuń
    10. To bardzo dobre określenie...🙂

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty