Zabawki małego Dionizosa

    Zdjęcie nazumi13   


   Ostatnie dni są dla mnie dość przytłaczające i przykre,

także fizycznie ciężkie i niepokojące, ale po drodze do domu 

czytam coś. Wczoraj o Dionizosie. "Gość" jest mi trochę 

znany i nawet poświęciłem mu połowę jakiegoś uniwersyteckiego 

wykładu (biorąc pod uwagę to, co o nim pisali przede wszystkim 

Otto i Kerenyi).   Ale dopiero "Piosenka dla zmarłej" 

Iwaszkiewicza, w której jest on przywoływany, uświadomiła 

mi jego znaczenie, bardziej nawet niż Nietzsche, czy Eliade. 

Bardzo rozczuliło mnie też to, że symboliczne zabaweczki po 

zamordowanym przez Tytanów dzieciątku, wyznawcy jego

kultu przechowywali w swych domostwach jako dewocjonalia.  

Teraz czytam  rozdział "Dionizos w świecie przyrody" z

ciekawie napisanej książki  Lengauera.  W samym kulcie 

Dionizosa jest wiele tajemnic i zagadek, a w związku z tym 

możliwości przeróżnych, często znacznie odbiegających od

siebie interpretacji.

      Drugą mą autobusową, nocną lekturą, są "Hymny orfickie."

Nie tak małą część mojego wykładu o doktrynach religijnych 

w Europie poświęciłem religii starożytnych Greków, a w 

szczególności religijności misteriów, którymi interesuję się od 

dawna.  Orfizm, jeśli w ogóle istniał (bo istnieją w nauce "orfiko-

sceptycy"), był bezpośrednio związany z kultem Dionizosa.  

Wspominałem już o nim na Lunie, ponieważ interesowała mnie orficka topografia świata podziemnego i wskazówki udzielane 

duszy na wypadek śmierci na tabliczkach składanych do 

grobów.  O samym zaś Orfeuszu napisałem tutaj krótko w 

"Mitach przewrotnych."  

      Hymny orfickie skierowane były, jak wiadomo, ku wielu 

różnym ubóstwianym istotom mitologicznym. Autorstwo 

przynajmniej części z nich przypisywano zazwyczaj Orfeuszowi. 

Ich ziemskim adresatem byli mystai, czyli wtajemniczeni, także 

dopiero co wtajemniczeni w misteria, którzy swe modlitwy 

odśpiewywali.  Ale mnie w tych hymnach urzekają niekiedy 

poetyckie określenia. 

       A oto niektóre przykłady:

       "Mojry nieprzeliczone, Nocy smolistej

kochane córki, usłyszcie me modły, o 

wieloimienne, co w niebie nad jeziorem

mieszkając, gdzie biała woda pod wpływem

ciepła nocnego przedziera się w mrok 

wydrążonej w skale groty, ku ziemi 

bezkresnej śmiertelnych swój lot 

kierujecie...Mojra jedynie zagląda w życie,

jak żaden z bogów nieśmiertelnych, co 

dzierżą śnieżysty wierzchołek Olimpu -

i doskonałe oko Zeusa..."


  "...Jedyna ucieczko śmiertelnych, pani

wiosenna, ciesząca się łąką szumiącą na

wietrze, objawiająca swą świętą postać

w pędach zielonych, do małżeńskiego łoża 

gwałtem porwana jesienią, życie i śmierci

dla ludzi cierpiących ponad siły, jedyna

Persefono, co wszystko żywisz i niszczysz

zarazem."


  "Nimfy morskiego Nereusa, o pięknych 

obliczach, przeczyste, krągłe, głębinne,

tańczące radośnie, chodzące po wodnych 

ścieżkach, pięćdziesiąt dziewcząt, wśród

fal szalejących bakchicznie jazdą na 

wozie Trytonów cieszące się ponad grzbietami

stworzeń w postaci zwierzęcej, na łonie

morza karmionych oraz innych, co w głębiach

mieszkają, otchłaniach Trytona, wy biegające

po wodzie, gibkie, tańczące po falach, 

błękitne,wzywam was, byście zesłały mystom

szczęście bez granic, bowiem to wy objawiłyście

pierwsze czcigodne obrzędy, tak Dionizosa

świętego,jak Persefony przeczystej razem z 

matką Kaliope i Apollonem władcą."

 (przekład Emilia Żybert)


    Dwa pierwsze przytoczone przed chwilą urywki przełożone 

zostały może lepiej niż trzeci  (mam na myśli jedynie ich 

brzmienie w języku polskim).  Wszystkie jednak ilustrują

żywość wyobraźni Greków.   

    Przyznam, że poproszony o wygłoszenie wykładu 

poświęconego  wierzeniom religijnym Europy, stanąłem

przed dość trudnym zdaniem.  Znałem dość dobrze 

filozofię religii i najważniejsze koncepcje religijne 

Wschodu, ale musiałem znaczenie poszerzyć mą (nie tak 

małą) wiedzę z zakresu religioznawstwa i (o wiele 

mniejszą) z historii religii.   Choćby po to, aby poradzić 

sobie z wielością i różnorodnością wyznań chrześcijańskich.  

A to wszystko przy warunkach życia i pensji uniemożliwiającej

właściwie zachowanie zdrowia i fizyczne przetrwanie. 

A jednak udało mi się go dość rzetelnie przygotować,

co wymagało tytanicznej ;-) pracy. 

     Wygłaszałem go jedynie dwukrotnie, bowiem Instytut

zdecydował, że studenci powinni czytać jakieś lektury

i w trzecim roku prowadziłem na ten temat konwersatorium. 

W tym roku akademickim, mimo zaproszenia,  zrezygnowałem

z tych zajęć z powodu pandemii.  Dlatego wykład  ten jest

już dla mnie jedynie wspomnieniem.  

     Ale to, co dotyczyło w nim starożytności, może za 

wyjątkiem wierzeń rzymskich, było mi zawsze i jest bardzo

bliskie.  Rzym w okresie cesarstwa, owszem, ciekawy był 

przez swój religijny synkretyzm.  Był w nim na przykład 

żywy kult Izydy, w który wprowadził mnie niegdyś Apulejusz.  

Jednak oficjalna, państwowa i pragmatyczna religia rzymska 

była jedynie bladym cieniem wierzeń greckich.  Oczywiście 

Rzymianie byli często zafascynowani mitologią grecką, jak 

choćby Owidiusz, ale ja mitologią grecką interesowałem się 

od dzieciństwa i mogłem potem śmiać się w duchu z tego, jak 

z niej korzystała np. psychoanaliza, a mitologia rzymska

interesowała mnie o wiele mniej.

      W wykładach i konwersatoriach z historii filozofii

poświęcałem sporo miejsca orfikom, Pitagorasowi, religijności

Sokratesa i Platona i neoplatonizmowi (poznałem nawet

neoplatońskie komentarze do "Fedona"), ale także często 

sceptycznym religijnie sofistom, Demokrytowi, Lukrecjuszowi

czy Epikurowi. Również tragedii greckiej, a później autorom

chrześcijańskim  i św. Franciszkowi (który filozofem nie był). 

Ale przedmiotem tego wykładu o religiach był też Stary 

Testament i cała historia powstawania Biblii, podstawowe 

koncepcje ortodoksyjnego judaizmu, ale także chasydyzm, czy 

frankizm.  Chasydyzm poznałem dość dobrze i bardzo go jakoś 

lubię, dzięki opowieściom Bubera, podobnie jak Księgę Hioba i 

Koheleta, i komentarze do niej, które omawiałem ze studentami 

podczas mego najważniejszego seminarium z filozofii wartości. 

W programie wykładu o religiach był też Islam jako religia 

mająca wielu wyznawców w dziejach Europy i współcześnie.  

Wypromowałem przy okazji  chyba ze dwie prace magisterskie 

na temat Islamu (jedna z nich dotyczyła praw kobiet w Islamie 

i napisała ją kobieta, której ojciec był Muzułmaninem),  jedną 

dotyczącą postaci kobiecych w Starym Testamencie i jego 

wpływu na kulturę Zachodu w konfrontacji z zachodnim 

feminizmem (którą napisała Wietnamka) i, między innymi...dwie 

na temat dżihadu jako formy terroryzmu.  Na tym akurat znam 

się słabo, ale rozmowy z autorkami, z jedną z nich rozmawiałem 

przez dwie godziny każdego tygodnia przez cały rok  i 

konieczność udzielania im wskazówek sprawiły, że nabrałem 

pewnej wiedzy.  Wypromowałem też ostatnio pracę magisterską

na temat koncepcji praw zwierząt i eutanazji.  Obie dość

dobrze przygotowane i napisane.  Kończyłem bowiem studia ze 

specjalizacją etyczną. 

      Tę tak jednak rozległą, a być może niekiedy i głęboką 

wiedzę, a należy do niej dodać niezłą znajomość filozofii 

orientalnej, która był jednym z głównych przedmiotów mych 

zainteresowań, wyceniono tak nisko, że wzruszyło to nawet 

starszą panią sprzątającą po moim późnowieczornym 

wykładzie salę wykładową...Ale taka jest widać czasem 

cena szlachetnych zainteresowań i pasji... 

      Już prawie od 10 lat wpisuję na Lunie 

teksty, z rzadka  tylko ujawniając wprost filozoficzne 

zainteresowania i stałem się jednym z najbardziej czytanych

autorów na Bloxie. Niektórzy studenci znali mnie z 

tego bardziej niż z działalności akademickiej, mimo, że

wpisuję się pod nickiem. Ale nie zarobiłem na tym nic 

poza życzliwą lub pełną uznania uwagą, nawet, kiedy rozpadła 

mi się klawiatura laptopa i odsłonięte litery pod klawiszami, 

które odpadły, raniły mnie boleśnie w palce. Musiałem bowiem

ze sto razy uderzać w to, co jest pod spodem, aby wydrukowała

się literka.  Trudno w to uwierzyć, ale brakowało mi pieniędzy 

nawet na starą używaną klawiaturę, a co dopiero na 

zjedzenie obiadu, czy pilną wizytę lekarską...

       Na szczęście to już  też tylko wspomnienie. Zastanawiam 

się jednak nad tym, jak niska musi być kultura społeczeństwa,

która stawia osobę twórczą i produktywną w tak nieszczęsnej

sytuacji.  Jest to oczywiście kwestia polityki społecznej, ale

polityków wybieramy przecież my sami...Może dlatego, że

spotkałem w życiu osoby twórcze w sytuacji jeszcze trudniejszej,

potrafię spojrzeć na to z niejakim dystansem, co jednak nie

uwalnia mnie od pewnego smutku. Szkoda mi ludzi ogłupianych,

którym wmawia się, że życie może mieć wartość jedynie jako 

realizacja celów materialnych...Mówiąc nieco eufemistycznie

- za dużo jest bezmyślnej destrukcji i wygląda na to, że 

humanistyka przestanie wkrótce istnieć rozszarpana przez 

tępych technokratów.

       Tak, czuję się czasem jak rozszarpany przez Tytanów 

i pożarty Dionizos, choć człowiek ze mnie łagodny i nie żaden ekstatyczny 

bożek (nie obrażając tego Boga), a winem jakoś nikt mnie nie częstuje. Ale podnoszę się 

i idę dalej...czy może dusza ze mnie ulatuje, jak długo nie 

wiem. ;-)  W końcu jednak zostanę wdeptany w ziemię i

nie odrodzę się do życia jak bluszcz...




       

 

Komentarze

  1. Mam nadzieję, że ten mój tekst nie zostanie zaliczony do kategorii "użalanie się nad sobą."
    Specjalnie użyłem czasu przeszłego mówiąc o moich troskach...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zrobiłem kiedyś dość ładne zdjęcie cmentarnego bluszczu, ale nie mogę go odnaleźć. To jednak przedstawia żywioł roślinny, związany jakoś w sposób ogólny z kultem Dionizosa.

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak, to piękna myśl i w jakimś sensie ponadczasowa...
    Homer tak przedstawiał bogów. Byli jak ludzie i przy całym swym majestacie, czasem nawet wydawali się śmieszni i dziecinni i trochę z ich namiętności żartowano. Dlatego później Epikur dowodził, że bogowie nie mają uczuć, są szczęśliwi w oddalonych od nas zakątkach kosmosu i nie mieszają się w życie ludzi.

    Traktując rzecz w sposób nieosobisty mogę tylko powiedzieć, że to nie ja tracę na tym najwięcej...Ja chciałbym tylko mieć gdzie mieszkać i móc jakoś przeżyć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję w imieniu moim i Czytelników i życzę Ci jeszcze raz Wszystkiego Najlepszego :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. piekna kartka swiateczna Piotrze, zainspirowales mnie do wstawienia kartki ode mnie :)
    https://energiatowszystko.blogspot.com/2020/12/wigilia-2020.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Alma
    Bardzo nastrojowa kartka! Dziękuję i równiez życzę radosnego świętowania i wszelkiej pomyślności w nadchodzącym roku :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty