W poszukiwaniu straconego podwórka
Ledwie go zauważyłem. Stanął przede
mną jak za mgłą pod wielkim drzewem,
na którym pojawiły się zielone kasztany.
Zasłania teraz nawet okno mojej matki na
wysokim czwartym piętrze. A kiedyś było
takie małe.
Duch mocno chwiał się na nogach,
wyglądał na zmęczonego, a jego twarz
była w mroku trochę upiorna i gdyby
nie woń alkoholu można byłoby
pomyśleć, że nie żyje.
- Cześć sąsiad! - powiedział
wyciągając do mnie rękę.
- A...cześć. To ty Kasztan? -
- Ja...A wiesz, że Waldek nie żyje? -
- Chyba już od czterdziestu lat.
To ten starszy? -
- Może...Znałeś Wieśka? -
- To syn Czarownicy? -
- Juś nie żyje! To mój rodzony
braciak. W wojsku go zajebali. -
- No tak, wiem...To chyba Mariusz
był synem Czarownicy. Mnie zawsze
żal, że Kiszka nie żyje. -
- Kiśka, sierżant Garcia! -
- I obaj jego bracia cyganki. I ich
matka. Wszyscy mieli cukrzycę. Garcia
był najmłodszy i miał wielki brzuch.
Dobrze, że chociaż my żyjemy. -
- Ty też juś nie żyjesz! -
- Żyję, przecież widzisz mnie! -
- Nie żyjesz! Adam tak powiedział.
Ten z "Bonanzy." -
- To nie Adam, tylko Hoss. Faktycznie
powiedział mi kiedyś: "Ty już nie żyjesz!"
Ale było to ze trzydzieści lat temu.
A co u niego? -
- Tesz juś nie żyje! -
- Ale Ty żyjesz! -
- Masz sąsiad pięć złotych? -
- Niestety, nie mam. Ale przecież masz
flaszkę. -
- Noc jest długa. -
- Bez małpki nie przeżyjesz? -
- Bo mnie przykaraulą. -
- Mam tylko tyle... -
Kasztan nadstawił dłoń, a ja
wsypałem mu jakieś drobne.
Mogło być tego ze trzy złote.
Myślałem, że sobie pójdzie, ale
popatrzył na mnie i spytał:
- Znałeś Wariata? -
- Wszyscy go znali. -
- Juś nie żyje! -
- Szkoda go. - odpowiedziałem
nieco obłudnie.
- A co porabiasz? -
- Jakoś żyję! -
- Jesteś profesorem? -
- No tak, niby...Choć nie jestem. -
- Ale mówią na ciebie profesor? -
- Mówią. -
- A czego uczysz? -
- Co to jest transcendentalna jedność
apercepcji i podobnych użytecznych
rzeczy. -
- A pamiętasz tego od robót? -
- Od prac ręcznych? Taki młody
chłopak, trochę zawstydzony, bo
chyba ze wsi był, a to była jego
pierwsza praca w mieście. I wyglądał
jak laleczka, wymuskany, w garniturku.-
- Panie profesorze jest szansa! -
- Tak go ktoś z klasy zapytał, a on
uśmiechnął się i grzecznie pyta: Na co
jest szansa? -
- Wyjebać w dupe szympansa! -
- Bardzo mi go szkoda. Taki ufny
i naiwny był. -
- Jaki?...Skoda to taki samochód
jest. Amerykanie kiedyś robili najlepsze
samochody, potem Francuzi, a
teraz Czesi. A powiem ci jeszcze
jedną rzecz... -
Trochę się przestraszyłem, bo
zbliżała się dziewiąta i mama mogła
zmartwić się, że jeszcze mnie nie ma.
- Znałeś Ryśka? -
- Chyba nie...A co, nie żyje? -
- Żyje, ale ujebało mu nogi...A Francuza
Żompe? Ktoś go jebnął kluczem
francuskim, jak pucował cytryne, a jego
siora robiła na klatce wszystkim francuza.
Taka blondyneczka! -
- I wyżył? -
- Wyżeł to jest taki pies! Masz pięć złotych? -
- Przed chwilą ci dałem. Nie mam już... -
- Przed chwilą dałem...Łeb mnie
napierdala! To przez te zielone ludziki.
Nie śpię, bo ciągle się wpierdalają
i kradną mi ogórki z lodówki. Jak ide
do kibla, to podstawiają mi noge. Boje
sie ich. Chcą mnie zajebać! Wszędzie je
widze...Mamusia mi umarła. -
- To smutne. Ale to już chyba z pięć,
dziesięć lat temu? -
- Szczęśliwi dni nie liczą. -
- Muszę już iść Kasztan, bo mama
na mnie czeka. -
- Kedyś było lepiej jak tera.
Znałeś...Ty nikogo nie znałeś!
Żyd jesteś! Na religię nie chodziłeś. -
- To tak, jak ty, Kasztan. Ale przykro
mi, naprawdę nie mam tej piątki. -
- Ja ci wierze...Ty jesteś Janusz, nie? -
- Nie, Nezumi!...To znaczy Miły. -
- Miłosz. Pamiętam ciebie.
Podobno wierszyki piszesz! -
- Ale dzisiaj nie pierwszy. -
- To napisz mi poemat o sraniu! -
- Dobrze, Kasztan. Trochę to pewnie
potrwa. Nie mam zbyt luźnego stolca.
Czy ty wiesz, co to jest męka twórcza? -
- Muka...To idź, bo ci ta twoja
narzeczona ucieknie! -
- Idę do mamy. -
- Rąsia Grabowska. -
- Pozdrowię ją od ciebie. -
- Znałeś Wieśkę? -
- Tę, co miała serce po lewej stronie? -
- Macałem ją w piaskownicy. -
- To dobrze miałeś! A wiesz, że ja
z nią leżałem w jednym łóżku jak miałem
pięć lat? Pokazała mi pitkę. Wieśka żyje! -
- Nie mogę wrócić na chatę, bo
ludziki mnie zjedzą. -
To były ostatnie słowa Ducha, jakie
słyszałem. Mama powitała mnie z
groźną miną. Przeczuwałem to, bo
telewizor był zgaszony.
- Myślałam już, że coś ci się stało!
Nie mogłeś przyjść wcześniej?
I doprowadź się do porządku, bo
wyglądasz jak obwieś! -
- Spotkałem Rudego, to znaczy
Kasztana i rozmawialiśmy o Wieśku
i o Wieśce. On już ledwo co chodzi.
Ja z nim kiedyś prowadziłem handel
wymienny. Za trzy biedronki mogłem
od niego dostać konika polnego.
Pamięta mama, tam gdzie są teraz
za domem garaże, była łąka. Łapaliśmy
je i wkładaliśmy do pudełek po witaminie
C. Na świerszcze się nie wymieniałem.
Bałem się ich...Są już kasztanki. -
- Dobra, dobra...Dzwoni czasem
do mnie przez domofon, ale mu nie
otwieram. Tłukł matkę, bo mu nie
dawała na alkohol. Miała szczęście,
że umarła, bo by ją chyba zabił.
A ona tak go kochała! Straciła
przecież dwóch synów. Spotkałam
ją w mięsnym jak jeszcze chodziłam.
Teraz to jest wrak człowieka. -
Bywa, późną jesienią, że chciałbym
spotkać kogoś z podwórka, albo z klasy
i zapytać go:
- Znałeś Kasztana? -
Ale jeszcze nigdy nikogo nie
spotkałem.
Przepraszam za wulgaryzmy, ale bez nich
OdpowiedzUsuńnie udałoby się odtworzyć rzeczywistego wspomnienia...
no worries Nezumi, najwazniejsze jest aby oddtworzyc autentyczny orginalny opis, Tobie sie doskonale udało :)
OdpowiedzUsuńMnie kiedyś chciano zaprosić, ale nikt nie znał mojego adresu...ani nie wiedzial, czy żyję ;-) Moja sytuacja jest jednak inna. Ponieważ odwiedzam moja matkę niemal codziennie, przypomina mi to czasem tamten okres życia. Zwykle nie rozczulam się tym zbytnio, ale niektorych ludzi żałuję i czasem budzi to moje wspomnienia. Kasztana akurat może mniej. Ale jego tylko czasami spotykałem.
OdpowiedzUsuńMój tekst jest groteskowy, ale smutny, bo tych ludzi już nie ma i ocalał tylko ten pijak i ja...I moja matka, której za chwilę nie będzie.
OdpowiedzUsuńNa podwórku bieda aż piszczała, bo ludzie podostawali od państwa mieszkania, a wielu z nich nigdy nie pracowało. Były to często rodziny "patologiczne" i kilka tzw. inteligenckich. A mimo to, kiedy pewne rzeczy sobie przypominam, widzę też sporo ciepła i serdeczności, której teraz nie ma. Kiszka, żeby zarobić na życie mył samochody, a po pracy grał z nami w piłkę lub tak jak ja, prosił kogoś, żeby dał mu się przejechać na rowerze. Był bardzo chory. Bawiliśmy się w wojnę i graliśmy w kapsle. Czasem ktoś przy...dolil mi kamulcem w głowę i kilku osób na podwórku bardzo się bałem. Ale ludzie nie odgradzali się od siebie. Nie wiem, czy to było dobre, czy złe...Ale tak jak to teraz widzę, jakoś bardziej ludzkie. Nostalgii za przeszłością tak odległą nie mam. Nie było zresztą wtedy wolności takiej, jaką niby teraz jest. Ale ludzie źle z niej na ogół korzystają...