Ostatni dzień lata. Nieco mroczna opowieść

   


            

   Słońce zaszło i w ogrodzie nie było

już widać kwiatów, ani nawet ścieżek,

po których można by było iść w 

kierunku bramy. Po ciepłym dniu

zaczął wiać wiatr i pojawiła się mżawka,

określenie znane wszystkim dobrze z 

prognozy pogody i nieco groteskowe.  

    B. lubił taką pogodę, ponieważ

nie pozostawiała wątpliwości, że należy

już wracać i napić się ciepłej herbaty z 

imbirem albo z kurkumą, najlepiej z 

dodatkiem miodu i cytryny,  o ile ją gdzieś 

odnajdzie, choć medycyna chińska, w 

odróżnieniu od naszej, nie poleca

cytrusów na przeziębienia, ponieważ

należą one do produktów mocno 

wychładzających, w przeciwieństwie

do imbiru i kurkumy...Potrwa to pewnie 

do północy, ale któryś z kolei autobus 

dowiezie go w końcu, po kilku 

przesiadkach, do domu.  

     Chciał jednak jakoś skrócić sobie

dość długą nocną wędrówkę i w

miejscu, gdzie paliło się jakieś 

światełko, zrobił sobie upiorne 

zdjęcie. Jego twarz była na nim straszliwie 

zdeformowana, o wiele bardziej nawet niż 

zamierzał. Wyglądała tak, jakby prze chwilą 

wypluł własną duszę.  

     Po zmianie koloru na czarno-białe

zdjęcie to nadawało się już 

doskonale do tego, aby zamieścić je na 

stronie i opatrzyć żartobliwym napisem: 

"Scena z filmu "Zaświat",  reż. Frantisek 

Poczwarny, Czeskie Budziejowice 1930." 

    Parę podobnych umieścił tam już

wcześniej i bardzo się z nich śmiano, 

ale żadne z nich nie było tak przerażająco 

nieestetyczne.  Wiedział więc, że tym 

razem nie zasłuży na entuzjazm, z jakim

spotkał się jego "Ukrywacz zwłok."  

Tu już nie było fantastycznego aktorstwa

i iluzji, a jedynie wrażenie, że rzeczywiście

wypluł duszę, a może nawet ją zwymiotował

i dlatego odkleiła mu się i pofałdowała

dolna warga. 

     Ktoś jeszcze pomyśli, że to stało się 

naprawdę, być może dlatego, że się 

upił.  Całkiem nieoczekiwanie ogarnął go

smutek i jakiś trudny do określenia lęk

przed tym, co o nim pomyślą, choć

zwykle niezbyt wiele mu poświęcali uwagi.

    Przyśpieszył więc i chciał jak najszybciej

wydostać się z miejsca, w którym się 

znajdował, jednak miał wrażenie, że 

błądzi w kosmicznej pustce. Deszcz

zaczął uderzać go w twarz, a wiatr

przeszywał niemiłosiernie. Nagle 

w mroku i we mgle zauważył, że znajduje 

się nie w ogrodzie, który był raczej 

niewielki i przewidywalny, ale na

północnym cmentarzu przy lesie, gdzie 

łatwo było zabłądzić. 

     Ta część cmentarza była zimnym 

pustkowiem, ponieważ drzewa, które 

niedawno tu posadzono, nie zdążyły 

jeszcze wyrosnąć. Miał tu niestety

kilku bliskich, jednak, skoro już tu był,

powinien odnaleźć pewien rodzinny grób

i zobaczyć, czy nie pojawił się tam nowy

lokator. Imię tej osoby mogło być

wypisane złotymi literkami na tablicy 

z czarnego marmuru poniżej imion jej 

matki, ojca i siostry. Chcąc odnaleźć drogę

do tego grobu mógł sobie poświecić 

smartfonem, albo orientować się patrząc 

na migocące wokół lampki, których 

obecność dopiero co sobie uświadomił, 

jednak przede wszystkim musiałby 

wiedzieć gdzie sam jest. 

      Kiedy zobaczył i usłyszał, że ktoś 

się do niego zbliża, pomyślał oczywiście,

że o wiele lepiej byłoby spotkać tu ducha

niż żywego człowieka. Istota ta zbliżyła się 

do niego na odległość kilku kroków

i powiedziała tak, jak się mówi dzień dobry

lub dobry wieczór: 

     - Wszystkich nas to czeka! -

     - Wszystkich nas to czeka! - odpowiedział

na pozdrowienie B. 

     - Zerwałam trochę kwiatów w ogrodzie.

Nie chciałbyś kupić? Brakuje mi na flaszkę. -

     - Niestety, wszystkie już sfotografowałem. 

Poza tym, nie mam. Kupiłem sobie po drodze

ryż i to, co mam w tej torbie. -

     - Jest zimno, to mogłeś kupić. -

     - Nie, przeciwnie, za dnia było całkiem

ciepło, piękna pogoda. -

     - Nie orientuję się...Ale kogoś mi 

przypominasz.  Nie leżysz przypadkiem

obok tego chłopca z otwartą książką

na pomniku? - 

     - Nie. - rzekł B. - Sama powiedziała

pani, że wszystkich nas to czeka!  A to

przecież odnosi się do przyszłości.

Jestem żywym człowiekiem. -

    - Nie sądzę!...Ale chociaż powiedz 

mi, gdzie ty właściwie idziesz? -

    - Szukam jednego grobu. -

    - Szukasz grobu kogoś bliskiego w 

ogrodzie? Tu nic takiego nie ma!  Chyba, 

że wiesz, gdzie pochowały się krety...

W takim razie idę już. Niedługo koniec na

zawsze! -

    - Niedługo koniec na zawsze! - 

odpowiedział B. tak, jak się mówi do 

widzenia.

    Nie mógł skupić myśli. Nie miał

pojęcia, dlaczego ta przedziwna 

istota pytała go najpierw o miejsce 

spoczynku, a potem powiedziała, że 

jest w ogrodzie.  Ale można to łatwo 

sprawdzić na mapach Google...Co z tego, 

kiedy grobu się w ten sposób nie znajdzie. 

A przecież nie wiadomo, kiedy tu będzie 

następnym razem. Ma czekać kolejne 

dziesięć lat, żeby się tego dowiedzieć?

Nie wiedział, czy życie jest

rozkwitającym u schyłku lata ogrodem, 

czy cmentarzem, na którym pochowano 

bezpowrotnie marzenia i nadzieje.

     Poza tym, dlaczego ta pijaczka 

sugerowała mu, że nie żyje?

Musiała skądś wiedzieć, że myśli o 

swym życiu niemal wyłącznie w czasie 

przeszłym. Wystarczy trochę wyobraźni,

żeby zrozumieć, że za dwadzieścia 

lat już go tu nie będzie, a 

dwadzieścia lat to jedynie niewiele 

ponad 7300 dni. Taka ilość czasu mija

w ciągu sekundy. 

      Jednak równie dobrze może go już 

nie być jutro. Kiedy słucha

opowieści o życiu ludzi, których kiedyś

widywał lub znał, a którzy już nie 

żyją, to prawie wszystko, co ich dotyczy, 

wydaje mu się jakimś żartem, albo czarną 

komedią, a już najbardziej ich pragnienia, 

plany, dążenia, działania, przeżycia i emocje.  Jaki sens mają dzisiaj ich pożądanie, nienawiść, zazdrość, zapobiegliwość i wydzieranie dla siebie jak największych ochłapów życia? Czy nie pomylili się myśląc, 

że istnieją, a ich życie nigdy się nie skończy? Przeżyli całe życie a prawie nic o nim nie 

wiedzą - tak jest poplątane i zagmatwane, 

nieświadome siebie i własnej tęsknoty.  

     Najlepszy tekst mówiący o trwaniu

i przemijaniu ludzkiego życia, jaki odnalazł, 

starodawny i podniosły, powiada: 

     "Życie ludzkie trwa tyle, ile upadek 

ściętego drzewa!" 

      Drzewo, w przeciwieństwie do człowieka,

potrafi się odradzać i z martwego z pozoru

pnia wyrasta zielona gałązka. Jedynie, kiedy 

utraci wszystkie soki, przestaje istnieć. Ale

siekiera, piła czy piorun, potrafi je powalić

w jednej chwili. 

     Już w chwili, kiedy rodzimy się, 

mówi ten obraz, upadamy nieświadomi

tego, w mroczną otchłań śmierci. 

Może dlatego rodzimy się w cierpieniu i 

z krzykiem, równie bezradni jak w chwili 

śmierci, choć pełni jeszcze rozpierającej

nas energii?  

     A i tak lepiej już tak smętnie o tym

myśleć, niż snuć wizję nadchodzącej 

starości, z jej chorobami, bezradnością,

cierpieniem i osamotnieniem. Jesteśmy 

tu tylko na chwilę!  Czy nie miał racji

pewien myśliciel i niezwykle szlachetny

człowiek, kiedy pisał o sobie: "Jestem,

a raczej byłem..."?

     Oczywiście B. wiedział, że to

pewien rodzaj lęku podsuwa mu taki

scenariusz życia i nawet, jeśli każdy

poprzedni dzień jest nieuniknioną

zagładą poprzedniego, istnieje coś

w rodzaju wiecznego teraz, roślinnej

niemal ekstazy, miłości do życia 

i upojenia. 

     Gdyby ludzka świadomość 

w ten sposób jedynie funkcjonowała, 

to ludzie nie podejmowaliby żadnego 

życiowego wysiłku, nie rozmnażaliby 

się, nie chcieli by niczego poznać, ani 

przeżyć, a jedynym ich pragnieniem 

byłoby, aby możliwie jak najszybciej 

odejść z tego świata i nie obudzić się

już nigdy. 

     Na wszelki wypadek zapisał 

jednak w notesie: "Samotność, 

choroba, cierpienie, starość, śmierć!"  

A sławne zdanie wielkiego pisarza: 

"Nie ma nadziei, a żyć trzeba i to 

długo" poprawił na: "Już niedługo!"

     Był to zapewne najbardziej 

prawdopodobny scenariusz jego życia,

oczywiście, gdyby nie istniało owo 

objawienie i entuzjazm przemijającej 

chwili. Przed wiekami wielkiemu

perskiemu poecie wyrwało się 

westchnienie:

"Ci, którzy na tym świecie żyli i szaleli, 

niedługo już położą się w śmiertelnej 

pościeli." 

     Do rana błąkał się po pustym 

cmentarzu, a kiedy zrobiło się widno, 

zrezygnował z szukania grobu i powlókł 

się w kierunku najbliższej bramy. 

Wydawało mu się, że stoi przy niej kobieta, 

którą spotkał w nocy, choć wtedy raczej

nie wydawała mu się wtedy ludzką istotą. 

Zauważyła, że jej się trochę przygląda

i powiedziała nieco ochrypłym głosem:

      - To na pewno nie ja! - 

    Trzymała w ręku wiązankę kwiatów,

którą ukradła może z jakiegoś grobu. 

Dwa gawrony biły się o jakiś okruszek 

chleba...


 



    

     


 

Komentarze

  1. Nezumi, czy ma sie perspektywe wizji starości pozytywną czy wizję nadchodzącej starości, z jej chorobami, bezradnością,cierpieniem i samotnością - zależy tylko i wylacznie od nas.
    Nasze życie bedzie takie jaką mamy wizje.
    Ja nawet nie nazywam wieku po 100-ce starością, lecz drugą młodością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoj optymizm zawsze budzi moją sympatię :) Ale poza wizją jest jeszcze realne życie. Wiele zależy od zdrowia, warunków życia i obecności w nim bliskich osób. Znam już sporo starych ludzi i widzę jak bardzo różne może być ich życie w zależności od tych trzech uwarunkowań, a jest ich przecież trochę więcej. Oczywiście różnie też można przeżywać życie i może istnieć nie tylko druga, ale i trzecia młodość...Wielu ludziom jednak starość dokucza. Widzę to i czytam o tym na codzień.

      Usuń
    2. Nezumi, syn Boga mowi do nas poprzez swoje Slowo:
      you become what you believe.
      Staniesz się takim jak wierzysz, ze się staniesz.
      Ja wierzę, ze gdy będę w zaawansowanych latach, będę zdrowy, moj umysl będzie ostry, będę chodzil o wlasnych silach jak mlody czlowiek, będę mial wiecej niż potrzebuję abym mogl pomagac innym;
      tak deklaruję, tak będzie wygladalo moje życie w przyszlosci.
      Ja wierzę w to co Bog mowi do mnie,
      nie daje posluchu temu co mowia tzw intelektualisci

      Usuń
    3. To nie intelektualiści tak mówią, ale ludzie którzy poznali trochę życie.

      Usuń
    4. ja mam niewiele wspólnego z ludzmi, ktorzy nie mają wiary.
      Oni znaja życie bez wiary - a to jest rozróżnienie o ogromnych konsekwencjach.

      Usuń
    5. Wiara też bardzo różni się czasem od wiary - jak wiesz :)

      Usuń
    6. Nezumi, ja nie jestem intelektualistą, wybacz sie powtarzam :)
      Moja wiara jest jak wiara Davida,
      jego wlasny ojciec nie mial wiary w niego, wysłał po niego dopiero, gdy namaszczeniowy olej nie spłyną na zadnego z jego starszych braci, gdy prorok Samuel przyszedl namaścić jednego z synow na przyszlego krola Izraela
      king Saul probowal go zabic,
      nawet Davida wlasny syn chcial go zabic.
      Gdy David wspominal o swoim zyciu wtedy wiedzial, ze Bog walczyl za niego prostujac jego ścieżki.
      Ja Nezumi miam wiare, ze Bog wszystko potrafi, ba, ja mam wiare ze Bog wszystko uczyni dla mnie jako dla swojego syna.

      Usuń
  2. To krótkie odpowiadanie po części tylko nawiązuje do mego własnego życia i istnienia w nim dwóch światów- świata pięknych ogrodów i świata nocy. Kiedyś rzeczywiście zabłądzilem na cmentarzu północnym i było to dla mnie dość przykre przeżycie. Piszę tu bardziej o tym drugim świecie, choć moje ogrody to także ogrody muzyczne i kilka innych. Opowiadanko jest refleksyjno-nastrojowe, ale mimo akcentów groteski całkiem poważne...

    OdpowiedzUsuń
  3. Konstrukcja psychiczna tytułowego bohatera mimo elementów pewnego realizmu niekoniecznie też odpowiada mojej własnej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale obiecałem kiedyś nie komentować moich tekstów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Napiłem się wódeczki ze znajomymi i od razu lepiej. Jeden mial barwne zycie, bo byl szpiegiem. A drugi jak nikt zna się na pewnych rzeczach :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak...Nie samą radością jest życie i nie ma dwóch takich samych istnień, ani nikt nie przeżywa go dokładnie tak samo jak ktoś inny...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty