Opowieść puszczyka. Ponura raczej groteska, a w dodatku nieco przerysowana

    Kiedy byłem już blisko przepaści cienie

rozluźniły uścisk i widziałem jak jeden 

cień spada w milczeniu w przepaść a drugi

krzyczy i wyrywa sobie włosy.  

    Puszczyk wypatrzył mą zatroskaną minę

i błysnąwszy oczami zakwilił:

    - To miłość... 

    Ogarnął mnie nieco przekorny, 

sofistyczny nastrój i spytałem:

    - Co ty możesz o tym wiedzieć? -

     - Nie zapominaj, że i ja byłem kiedyś

człowiekiem. - 

   - I znudziło ci się? -      

    Puszczyk popatrzył na mnie tak uważnie,

jakbym mówił o różnicy między wczesnym

a późnym Wittgensteinem.  Poczułem, że

chce mi powiedzieć coś przykrego, a może

nawet złowieszczego. Ale ptak nagle 

złagodniał i rzekł:

     - Opowiem ci historię mojego życia.

Kiedyś byłem młodzieńcem w Górnym

Egipcie i zakochałem się w pięknej...

Jej imię niestety wyleciało mi z pamięci

podczas nocnych łowów.  Będę ją nazywał

Afrodytą, bo była piękna jak Cypryda,

jakby narodziła się z morskiej piany. - 

    - Z uciętych genitaliów Uranosa, więc

piana była trochę różowa. -

    - To nieistotny szczegół...Straciłem dla

niej głowę. - 

    - Ale co w tym nadzwyczajnego? -

    - Faraon kazał mi ją uciąć. - 

    - Nie opowiadaj mi tego, to bardzo smutne.

Wystarczy mi widok tych nieszczęsnych cieni. - 

    - Życie jest czasami smutne. - powiedział

puszczyk i zamyślił się tak głęboko, że już

więcej się nie odezwał, przynajmniej w ludzkim

języku.  Zapisywałem sobie na tabliczce jego

kwilenie, ale ptasi język jest dla mnie zagadką.

Nawet hieroglify czasem łatwiej odczytać. 

      Po jakimś czasie przyjechała ekipa. 

Widziałem jak wynoszą cień, który spadł

w przepaść.  Chodziło o to, aby patolog 

mógł określić przyczynę zgonu.  W tym samym

czasie drugi cień w kaftanie bezpieczeństwa

odjeżdżał ambulansem w kierunku szpitala 

psychiatrycznego Dzieciątka Kryszny.  

Prawdopodobnie nigdy już nie odzyska swojego 

cienia. 

     - Co pan widział? - spytał mnie 

nieumundurowany policjant. 

     - Puszczyka... - odpowiedziałem. 

     - Wie pan, co grozi za składanie fałszywych

zeznań?  Niech pan z nas lepiej nie żartuje... 

Dla pańskiego dobra! -

     - Mówił, że pochodzi z Górnego Egiptu. -

     - Pokazać na mapie! - 

     - Nie wiem, który jest dolny, a który górny! -

     - Wyjaśnimy to!...Aha, i proszę się za bardzo

stąd nie oddalać, żadnych wyjazdów. Może nam

pan być potrzebny. -  

     Dowlokłem się do kawiarni i usiadłem 

przy wolnym stoliku, ale do rana nikt do mnie 

nie podszedł. Rano zjawiła się kelnerka. Była 

trochę senna.

     - Płaci Pan  38 milionów drachm. -

oznajmiła ziewając i odgarniając włosy. 

     - Za co? Przecież nic nie zamawiałem! -

     - Wypił pan 10 hektolitrów wina i zjadł

wędzonego węgorza w oliwkach i polewie 

brzoskwiniowej oraz ryżotto. Reszta należy

się za blokowanie stolika. -

     - Tego, który tutaj wije się na podłodze? -

     - Dokładnie!...Należy się jeszcze za seks. -

     - Co robiłem? -

     - Obmacywał mnie pan, kiedy serwowałam

węgorza. - 

     - Ale, szczerze mówiąc, wydaje mi się, że ja 

pani nigdy nie widziałem. -

    - Zgadza się! To była moja koleżanka Afrodyta.

Taka blondyneczka. Ja jestem szatyna...To, jak,

płaci pan, czy mam wezwać Osiłka? -

    -  W porządku, płacę...Tylko nie mam czym. 

W przyszłym tygodniu oddam. Doszło między nami

do zbliżenia? -    

    - A żartować miałeś czym?  Wiesz, że może

jej zagrażać ciąża?  O cieniach jej coś nawijałeś. 

Spotkały się dwa cienie i chodziło o mienie. Ja tam

nie wiem - może doszło, a może nie doszło. -

    - Chyba on line...Znasz Puszczyka? - 

    - No pewnie!   Jeśli Puszczyk jest twoim 

ziomkiem, to nie ma sprawy. -

    Nie lubię rano wracać do domu, ale nie

codziennie widzi się skok w przepaść. Za późno

już, abym uczył się ptasiego języka. Znałem

wielu mędrców, którzy go znali, ale żaden

z nich nie chciał wyjawić mi tajemnicy

nocnego kwilenia...Nie znam żadnej Afrodyty.

Zmyśliła wszystko, żeby dostać większy napiwek.

Nawinek chyba?  





 

 





   

 

 


Komentarze

  1. Oczywiście to nie jest opowieść autobiograficzna😉...Ale odczucia
    moje są podobne. Świat, w jakim
    żyjemy jest nie do uwierzenia sprymitywizowany, o czym przekonuję się czasami idąc Nowym Światem i okolicznym ulicami wypełnionymi tłumem ludzi,
    którzy nawet nie są debilami, bo to już by
    zakładało, że są czymś więcej niż automatami. Cała ta zabawa dla tego społeczeństwa skończy się raczej tragicznie...Wolę tamten świat greckich bogów i egipskich ptaków. Zwycięstwo się zbyt dosłowne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Życie stało się zbyt dosłowne", telefon, który poprawia mi tekst zmienił na "Zwycięstwo się zbyt dosłownie" i zadowolony, bo przecież mi poprawił. I tak mi cały czas poprawiają życie, bo lepiej ode mnie wiedzą, jak ma wyglądać. Sztuczna inteligencja też nie jest debilna🌱

      Usuń
  2. Na szczęście jest jakaś nadzieja...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty