Zabaweczki Kaliguli

       Wieczorem, kiedy pokój opustoszał, zabawki zaczynały żyć własnym życiem. Lalka Maria Antonina rozczesywała perukę  przed pękniętym lustrem, a potem siadała przy klawesynie i grała wariacje na temat popularnej arii
"Niestety, nigdy nie ujrzę już swej ukochanej." Porcelanowe ptaszki, różowy i niebieski spijały sobie krople wody z dziobków. A kiedy przestawały słowik śpiewał malinowym głosikiem tęskną pieśń. Dwa pluszowe misie brały się za bary, a ich zmagania nadzorował kudłaty Cygan. Chiński smok wyjmował sobie lewe oko, turlał nim po podłodze, a potem wkladał je na miejsce. 
Traszki wyszły z akwarium i zasuszyły się przy piecyku.  Żelazny Jezus zszedł z nabitego ćwiekami krzyża. A ktoś przez przypadek uruchomił gilotynę, która początkowo ścinała tylko kwiaty, ale potem ucięła głowę lalce. Chwilę przedtem Brutus zabił Cezara. Było sporo zamieszania, ale nim zapiał kur w pokoju powracał porządek. Wszystkie zabawki leżały grzecznie w swych łóżeczkach czekając na następną noc.
       A wtedy zjawial się jego właściciel Kaligula Wildchild, niepozorny mały chłopiec z puklami jasnych loczków na główce - ścierał z posadzki krew Marii Antoniny i umieszczał  jej głowę z powrotem na szyi.  Potem rozbierał się z ubrania, w którym chodził przez całą noc, zdejmował bucik (miał tylko jeden), przykrywał kocem i spał do wieczora. 
     Ostatnio śniły mu się najczęściej białe króliczki. Były ich dziesiątki a może nawet i setki. Biegały na wszystkie strony po trawie na obrzeżu jakiegoś parku. Prószył śnieg i ich futerka mieniły się w blasku księżyca. Na ich widok ogarniała go czułość. Chciał je przytulić i zadusić. Wpatrywał się w nie jak wyglodniały pies. Ale kiedy tylko któregoś dopadł, słyszał głos matki, który mówił do niego: "Nie wolno synku! Tatuś by cię za to zabił!" i zwalniał uścisk. 
    W tym czasie miejska policja odnajdywała na przedmieściach i w zaroślach ciała młodych kobiet. Cherubinek najczęściej podrzynał im gardło, rzadziej dusił, albo uderzał w głowę kamieniem, a to z racji niskiego wzrostu. I nikt nigdy nie domyśliłby się, że dopuszcza się tych zbrodni, gdyby nie to, że ostatnia jego ofiara przeżyła atak i z rozbitą głową zgłosiła się na komisariat. Chłopiec wiedział jednak, że policja zajmie się tym dopiero rano, a potem trochę jeszcze potrwa zanim go znajdą i spokojnie położył się spać. Wieczorem miał zamiar pójść nad rzekę w poszukiwaniu kolejnych ofiar. 
   Wprawdzie na dziewczyny w mieście padł strach i nie pokazywały się nad rzeką same, jednak nie dotyczyło to z pewnością samobójczyń i pijaczek, które pragnęły utopić swe smutki w jej nurcie lub w whisky. Inspektor Button przewidział oczywiście zamiary mordercy i wysłał nad rzekę legion kobiet udających samobójczynie albo pijaczki, a nawet bobbies przebranych za dziewczyny lekkiego prowadzenia. Jednak Kaligula zmienił w ostatniej chwili zamiary. Zaczaił  się przy cmentarnej kaplicy i po pogrzebie zadusił siostrę i pozbawił życia  ciotkę zmarłej, które pozostały przy grobie do późna w nocy.  Tej ostatniej przegryzł zwyczajem kotów tętnicę szyjną. A ponieważ miał  na wargach i twarzy jej krew wzbudził podejrzenie innego mordercy, który złożył na niego doniesienie. Machina Buttona działała jednak powoli i aniołek mógłby spokojnie przenocować w swym pokoju, gdyby nie nieoczekiwane zdarzenie. 
      Kiedy zbliżył się do kamienicy, w której mieszkał, zobaczył buchający ogień i strażaków usiłujących rozpaczliwie ugasić go przy pomocy pomp wodnych. To Neron, jego ulubiona zabawka, podpalił Rzym. 

Komentarze

  1. W dawnych czasach uczestniczyłem w konferencji Sens życia-Sens świata - Sens dziejów...A w końcu wszyscy, także najwięksi tyrani i zbrodniarze, byli kiedyś dziećmi. Historia powtarza się i nigdy nie przestaje być absurdalna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja krótka opowieść jest o tym...I nie o tym. Może o czułości i miłości, której brakuje w dzieciństwie. Jest trochę żartobliwa...

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się komentarz z Facebooka: "Dobrze, że śpię z kotem, bo zaczęłam się bać." A ktoś inny równie dowcipnie napisał, że nie ma kota...Cieszę się, że już dotarłem do domu. Prawie zamarzłem pisząc ją po drodze dla miłych czytelników Luny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hegel by się z Tobą nie zgodził...Ale chyba jednak tak niestety jest. Pytanie tylko, dlaczego ludzie się temu tak chętnie poddają.

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam kiedyś taką bajkę, dawno temu... fajnie to napisałeś, Nazumi. Dzięki Tobie przypomniałam sobie o niej, choć nie pamiętam jej tytułu. Mimo wszystko wywołuje we mnie dobre wspomnienia. Kaliguli Wildechild tam nie było. Dzieci bywają czasem okrutne, im się to wybacza, choć chyba nie powinno... ale "czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci", bo w dużej mierze odpowiadają za to dorośli, ich sposób wychowania, ale też i bez ich udziału dziecko staje się takim rozwydrzonym małym bachorem, a potem w dorosłym życiu może się stać nawet psychopatą. Od czego to zależy? Czy od środowiska czy od genów, to sprawa dyskusyjna. Dzieci potrafią nieźle dać w kość. Kiedy tak patrzę jak się niektórzy użerają ze swoimi to cieszę się, że ich nie mam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jedno i drugie jest chyba dobre - mieć dzieci i ich nie mieć. Ale z dziećmi sporo jest czasem kłopotu i nie wiadomo, kto z nich wyrośnie...Dobrze, ze istnieją bajki i opowieści przeróżne, stosowne do różnych sytuacji życia🙂

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty