Klątwa Sowy



Nie wiem czy opowiadać tę opowieść.
Co dobrego może wynikać z takich próżnych opowieści poza chwilą uśmiechu, przerażenia lub zadumy, które za chwilę przeminą. Nikogo dziś nie obchodzą inni ludzie ani ich przeżycia. A wszystkim wydaje się, że będą żyć wiecznie w swych rezydencjach i pałacach. Kiedyś tak nie było. Wszyscy wiedzieli, że los kruchej ludzkiej istoty, jej szczęście i nieszczęście, są wynikiem nieoczekiwanych splotów okoliczności i że nad człowiekiem wisi czasem jakaś klątwa. 
        Kiedy była małą dziewczynką ojciec mój, który był z zawodu purystą, nabył  niewielką posiadłość w Pensylwanii. Ale mama i ja pozostałyśmy na wsi w okolicach Exeter. 
Dnie i noce tęskniłyśmy za nim, aż wreszcie nadeszła upragniona wiadomość. Niestety, była to powiadomienie o jego śmierci i o przepadku majątku.   Pojechałyśmy do Londynu, a mama, żeby  mnie utrzymać, wyszła na ulicę, ale wkrótce zaraziła się syfilisem i umarła. Na szczęście sutener okazał się poczciwym człowiekiem i zamiast stręczyć mnie do nierządu wysłał do siostry na przedmieściu, a ta dala mi mieszkanie w chlewiku
i karmiła z prosiaczkami.  Jej dobroć rozczulała
mnie czasem do łez, choć kiedy coś przewiniłam, nie ominęła mnie rózga. Później pasałam gęsi i zamieszkałam w eleganckiej komórce. 
A wtedy pastor Morgan nabrał podejrzenia, że skończę jak moja matka. Powiedział, ze otoczy mnie opieką,
jeśli od czasu dam mu się pogłaskać. Nie oczekiwał niczego więcej. Nie sprecyzował jednak, w jakim miejscu miałam mu się dać głaskać. Zakochałam się w nim, a on, tak jak mi był przyobiecał, chronił mnie przed złymi ludźmi. Jednak kiedy skończyłam dwanaście lat uznał, że spełnił już swój obowiązek moralny i zastąpiła mnie Betty.  
        To było najgorsze, bo siostra sutenera, zaczęła dziwnie mi się przyglądać. Ale ku memu zdziwieniu nie wysłała mnie na ulicę, a przeciwnie dała pokój na poddaszu i odtąd jadłam już jak królowa z drewnianego talerza.
A wtedy zjawił się u niej pewien starszy jegomość, który przedstawił się jako Pan Mniam Mniam. Lubił chyba czytać bajki. Oznajmił, że  zjada dziewczynki i zaoferował mojej opiekunce sporą sumę pieniędzy za możliwość adopcji. Zostałam sprzedana i zamieszkałam w domu przy cmentarzu. Pan Mniam Mniam był bowiem kamieniarzem. Był to złoty, kochany człowiek, który w pełni zastąpił mi ojca. Czasem w nocy, po całym dniu pracy w kamieniu, prowadził mnie na cmentarz i pokazywał mogiłkę jakiegoś dzieciątka. Jego żal był szczery i zdarzało mu się uronić łzę. 
- Zobacz Lenor, ile takich dzieciątek oddało duszę Panu.  A przecież tylu jest na świecie głodnych ludzi, których można by nimi nakarmić. Przykładowo ja...Nie wiem, czy jest Ci wiadomym, że Pan Swift przedłożył niegdyś  parlamentowi wniosek, który niestety
 odrzucono, co uważam za klęskę naszego parlamentaryzmu. Otóż wnioskował on o to, aby
z porzuconych pod kościołami niemowląt robić konserwy. -
- Ach tak, mama czytała mi jego bajkę o Lemuelu Guliwerze. -
- Nie powinnaś jej czytać! To nie dla dzieci. - skarcił mnie dobrotliwie i dał cztery klapsy na 
gołą pupę. Trochę się przy tym zmęczył. Ale mógł mnie przecież wybić drewnianą laską. 
Powoli oswajalam się z myślą, że zostanę zjedzona, a nawet byłem z tego dumna. Tatuś z pewnością by mnie nie zjadł. Nie kochał mnie aż tak bardzo. Wolał grać w karty. 
Jednak moje szczęście nie trwało długo. Źli ludzie oskarżyli  Pana Mniam Mniam o 
nekrofilię  i groził mu za to stryczek. 
Nie pamiętam już, co było dalej.
    Nagle znalazłam się w rezydencji wdowy po Lordzie Gibbonsie, a ta zapewniła mi staranne wykształcenie domowe i nauczyła robótek ręcznych oraz gry na szpinecie. Mówiłam biegle po łacinie i grece i dukałam trochę po francusku. Jej córka Alice pokochała mnie platonicznie i wprowadziła w arkana trudnej sztuki miłosnej. Nie była jednak w stanie zdobyć serca Lorda Hopefula i poprosiła mnie, abym go uwiodła. Zrobiłam to i Lord zainteresował się wreszcie mą przyjaciółką.
Miałam 18 lat i poważnie groziło mi 
staropanieństwo. Zwierzyłam się więc z mych obaw Pani Gibbons, a ta obiecała znaleźć mi odpowiedniego, dobrze wychowanego galanta...
     Pozwolisz, że napiję się kawy, a potem dokończę swą opowieść. Zaschło mi trochę w gardle...
- Nie musisz jej kończyć- powiedziałem. 
Ale dziewczyna wypiła łyk aromatycznego napoju i ciągnęła dalej. 
...Tak więc los po raz kolejny uśmiechnął się do mnie. Niestety i tym razem nie na długo. W jakiś czas po publicznej egzekucji Pana Mniam Mniam, na którą przybyło pół Londynu, moja nowa opiekunka Cecylia Gibbons znikła. Bałam się, że będę już musiała spakować manatki, jednak Lord Hopeful upewnił mnie, że mogę pozostać. 
Cecylia Gibbons znikła, ale w parkowym  ogrodzie pojawiła się za to ogromna sowa. Polowała ona niestety na ludzi. Byłyśmy tym mocno zaniepokojone. W naszej kuchni pracował stary kucharz Hindus i zapytałyśmy go, co to może znaczyć. 
- Nie ma powodu do obaw. Na pewno słyszałyście, że po śmierci subtelna dusza podlega reinkarnacji i odradza się potem w nowym wcieleniu stosownie do nagromadzonych przewin i zasług. Pani Gibbons była już wiekowa i spacerując po ogrodzie utopiła się w sadzawce z hipopotamami. Niemal natychmiast przemieniła się w sowę. Była bowiem bardzo mądra. Jak wiecie, nawet Lord Gibbons nie miał wiedzy, która dorównywałaby jej wiedzy, a jej szlachetny charakter był nieskazitelny. Nic panienkom nie grozi. Kiedy Was rozpozna z pewnością was nie tknie. Miałem wczoraj sen, w którym posłaniec Pana Wisznu, 
złocisty wąż, poradził mi, co mam wam doradzić.
A rada ta wygląda tak: Musisz , o Pani (tu zwrócił się do mnie) 
 obciągnąć skórę z martwego węża i położyć się o północy w parku na trawie. A wtedy nadleci Pani Gibbons, rozpozna Cię i już nigdy nie tknie. Córki  swojej też  nie tknie - to chyba oczywiste. Węża już zabiłem, ale musisz go obciągnąć. Ja tego za Ciebie nie zrobię. -
Nie mogłam pojąć o co chodzi z tym wężem, ale Pani Gibbons obiecała znaleźć mi męża i byłam jej za to wdzięczna, że tak powiem, dozgonnie. Czy już domyślasz się, jak skończyła się moja historia? - spytała dziewczyna i zalała się łzami...
      Domyśliłem się. W końcu, kiedy rozmawiamy z duchami, coś musiało spowodować przemianę ich istoty.  Szkoda, że nigdy nie poznamy jej przeżyć i nie dowiemy się, co to znaczy być pożartym przez sowę. Zwykle doświadczenie myszy, nornic, smużek i wielu innych stworzeń pozostanie być może na zawsze niedostępne człowiekowi.  



Komentarze

  1. Oczywiście sowy nie pożerają ludzi. I chyba nawet w mitologii i symbolice z nimi związanej zjawisko takie nie występuje. Co innego w opowieściach...Ale skoro wierzy się w to, że człowiek jest dobry, można z takim samym prawdopodobieństwem wierzyć w to, że jakaś sowa skonsumowała człowieka. Choć oczywiście jest możliwe, że w drodze ewolucji sowy zaczną pożerać ludzi. Jednak opowieść ta mówi o okrucienstwie ludzi, a nie sów, bowiem Pani Gibbons była człowiekiem nim przemieniła się w sowę...Swift podobno zgłosił taki projekt, ale nie wiem, czy nie zrobił tego jednak dla żartu a nie z pobudek utylitarnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam bardzo dobre zdanie o sowach, a o ludziach już niekoniecznie...A w każdym razie nie o wszystkich.

      Usuń
  2. Jak mi ktoś kiedyś życzliwie tłumaczył brak komentarza pod tekstem nie musi świadczyć o tym, że jest on "do kitu.":-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Alma
    Należy dołączyć do tego wpisu 14 innych (może nieco rozszerzonych) i opublikować zamiast opowiadań E. A. Poe (chociaż ten to lubował się akurat w straszeniu czytelników rozkładającymi się zwłokami). Bardzo często czytając opiewany przez krytyków bestseller zastanawiam się czy to ja już zgłupiałam, czy krytyk literacki dostał odpowiednie wynagrodzenie za popularyzację tego najlepszego selera. Ale ja się nie znam 😀
    Treści komentować nie będę, bo jestem zbyt wrażliwa 😂

    OdpowiedzUsuń
  4. Almo, Poe jest wielki. Mówię to całkiem bezinteresownie. Nic za to nie dostałem, a w dodatku też się nie znam i nie mógłbym zostać krytykiem...
    Ja jestem nieduży, ale nie tylko z tych powodów żaden krytyk dobrze o mych utworach nie napisze. A w opowieści tej nawiązuje też do gatunku angielskich powieści obyczajowych, które ukazują ciężki los kobiet w tamtych czasach. Brakuje tu tylko trochę wątku miłosnego. Jest za to submision, której się wydaje, że jest miłością.
    Mam spore współczucie dla postaci, których okrutny czasem los ukazuję i nie wysysam wszystkiego z palca. Znałem bardzo dobrze osobę, którą w dzieciństwie trzymano na wsi w chlewie. Oczywiście w dzieciństwie. Znam jej psychikę i dalsze życie i marzenia o tym, żeby znaleźć się w pałacu.
    ...Nawet nie wiesz jak trudno znaleźć dzisiaj kogoś naprawdę wrażliwego:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałbym wydać jakieś swoje utwory, ale na razie, mimo życzliwej pomocy przyjaciół, nie mogę ich odnaleźć i pozbierać...Trochę łatwiej jest z twórczością liryczną, którą co jakiś czas przypomina mi Facebook, ale zawsze zapominam to skopiować. W niej z kolei przyswieca mi grecki epigramat i poezja dawna orientalna. Trochę też teksty z różnych antologii poezji współczesnej anglosaskiej bliskie mi w duchu. Choć podziwiam Różewicza, nie potrafiłbym pisać równie drapieżnie i realistycznie jak on. Iwaszkiewicz jest mi bliski, ale przecież jego tropem (za jego Tropkiem) też nie pójdę. Staram się klecić coś samemu zapatrzony w przeszłość...Ktoś nazwał mnie "mistrzem prozy poetyckiej" (to osoba, która podobno się zna), ale nie pamiętam już kiedy ostatnio pisałem takie utwory.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alma
      Nie czytałam jeszcze obszerniejszych opisów (czegokolwiek) u Ciebie.

      Usuń
    2. Alma
      Lubię dialogi. Często sama zaczynam od dialogu :-)

      Usuń
    3. Talentu epickiego raczej nie mam. A
      blog wymusza na mnie formy krótkie, więc często opisuję poprzez dialog...Trochę krótkich opisów znaleźć by się jednak dało. Opisywałem np. dość dokładnie pyłek kurzu, który nagle ożył i chodził po ekranie mego laptopa, aż w końcu spadł gdzieś w mroczną otchłań...Co i nas czeka, nawet jeśli nie zdążymy nacieszyć się życiem.

      Usuń
  6. Alma
    Narracja tej dziewczyny przypomina mi tą, prowadzoną przez Forresta Gumpa. Dla tej dziewczyny świat był pełen gorzkich czekoladek. Tylko, że ona jakby nie odczuwała tej goryczy (nie mówi o swoim losie w taki sposób).
    Los kobiet dawniej... Los mężczyzn dzisiaj... można dyskutować o tym w nieskończoność. Zmieniło się sporo od dawnych czasów jezeli chodzi o samowystarczalność kobiet. Ale im dłużej żyję, tym bardziej uświadamiam sobie, że nie tak wiele.

    OdpowiedzUsuń
  7. Alma
    Wydaje się teraz najróżniejsze rzeczy. Ludzie mają rozmaite zainteresowania i gusta. Spośród wielu reklamowanych, pięknie wydanych pozycji, tylko niektóre spodobały mi się. A Twoje rzeczy są intrygujace. I bardzo trudno mi zaakceptować, że przy systematyczności, jaka cechuje Nezumiego, nie daje rady wyselekcjonować paru swoich utworów. Tak, nie jestem w tym momencie wyrozumiała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuję coś z tym zrobić 🙂
      Jakąś garstkę pewnie by się odnaleźć dało w tym labiryncie...

      Usuń
  8. Jest niestety sporo. Przede wszystkim dostęp do nich jest niełatwy...Kiedy jeszcze przed Luną ktoś dał do oceny moje teksty pewnej znanej osobie, to powiedziała nawet, że są lepsze od zdecydowanej większości tego, co się drukuje i że na pewno wzbudzą spore zainteresowanie w świecie literackim. Ale ja nigdy nie nawiązałem kontaktu z tą osobą...

    OdpowiedzUsuń
  9. ...No tak. Na razie nie mogę kupić. Ale mam nadzieję, że kiedyś się uda.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty