Scenariusz filmowy

      Przez wiele lat prześladował go sen, który jednak nie był tylko snem,
raczej wizją albo może wspomnieniem.  Sen nie miał nigdy początku,
ale w którymś jego momencie znalazł się w jakimś mrocznym wagonie
bez przedziałów. Paliła się tam żarówka, ale dawała tak niewiele światła,
że trudno było cokolwiek zobaczyć.  Jej odblask był czerwony. Czasami
śniło mu się, że byli tam jacyś ludzie, ale częściej, że był zupełnie pusty
i nie wiadomo właściwie dlaczego przez cały czas stał, albo nerwowo się
poruszał, zamiast usiąść. Za oknem zmieniał się wiejski i leśny krajobraz,
a pociąg zatrzymywał się od czasu do czasu na jakimś zarosłym trawą
peronie. Była noc. Nie wiedział dokąd jedzie. Może, choć tego nigdy nie
robił, wziął narkotyk, którym ktoś go poczęstował.  
     Później szedł gdzieś jakąś wiejską drogą. Księżyc był w pełni.
Przed nim szła dziewczyna otulona w lekki płaszcz. Bardzo szybko,
jakby uciekała. Nie wiedział dlaczego idzie tak szybko, ale przecież
była północ. Nie potrafił zbliżyć się do niej.
     Potem był nad rowem melioracyjnym. Księżyc odbijał się w nim
krwawą łuną. Tam wrzucił rozkawałkowane ciało dziewczyny. A
później bardzo długo szedł gdzieś drogą, która wydawała się nie mieć
końca. 
     Nagle sen ten przestał mu się objawiać i zupełnie o nim
zapomniał. I dopiero po dwudziestu kilku latach pojawił się znowu.
Leżąc na szpitalnym łóżku widział też przed sobą w mroku punkcik
świetlny, który nagle gasł.  Kiedy wychodził do szpitalnego parku
przypominał sobie o jego istnieniu i wydawało mu się, że choć z
pozoru nadal żyje, to już nigdy nie będzie żył. Jego życie zgasło
wraz z tym punkcikiem.
     Kiedy wrócił do domu sen zniknął. Ale zaczął mu się śnić inny. 
Poszukiwał po nocach na jakichś mapach miejsca, w którym
wydawało mu się, że kiedyś był.  Były to dość szczegółowe, ale stare
mapy różnych okolic, a ich jedyną wspólną właściwością było to, że
zawsze był na nich oznaczony jakiś rów melioracyjny. Gdy ten sen
zaczął się pojawiać zaczął zastanawiać się, czy odnaleziono szczątki
dziewczyny. Musiało chyba tak być, bo kanał był dość płytki i
przechodził przez łąkę. Tak więc musiały być odnalezione już
rankiem, podczas gdy on wracał jeszcze do domu. Nie wiedział
zresztą jak się w nim ostatecznie znalazł.  Ale, gdyby to on był
mordercą, policja łatwo wpadłaby na jego trop.
      Jego życie toczyło się tak jak przedtem, z kobietą, którą
spotykał się co jakiś czas. Chodził też do pracy.  Miał swoje ulubione
rozrywki, znajomych i chwile wytchnienia, kiedy słuchał smutnej
muzyki.  Wydawało mu się jednak, że jest to tylko kontynuacja
czegoś, co dawno się skończyło i że tym, co go ostatecznie czeka
jest zgaśnięcie. Wyobrażał to sobie jak wyłączenie się jakiegoś
urządzenia, na przykład radia. Przez tyle lat grało, a nagle nie
wiadomo dlaczego przestaje i już nie można go naprawić.  Po
pewnym czasie przestał zupełnie myśleć o mapach. Raz
tylko zakradł się do biblioteki, żeby je przeglądać, ale wydało mu się
to trochę ryzykowne. Ktoś mógł go przecież zauważyć.
     Tym, co go najbardziej dręczyło była niemożność rozstrzygnięcia,
czy był nad rowem melioracyjnym i w pociągu tylko we śnie, czy też
był tam rzeczywiście, a sen mu o tym jedynie przypominał. Wszystko
to musiało dziać się poza jego świadomością.
     Kiedyś na ulicy usłyszał jak młody chłopak opowiada dziewczynie
przypowieść o śnie Zhuangzi, który po przebudzeniu nie wiedział, czy
jest Zhuangzi, któremu śniło się, że jest motylem, czy motylem,
któremu śni się, że jest Zhuangzi.  Chłopak pozwolił sobie na ironiczny
komentarz: "Niektórzy tak mają. Przecież wszystko jest tylko
subiektywne." W chwilę potem przy przechodzeniu przez pasy omal
nie wpadł pod autobus. 
     Zdarzenie to sprawiło, że zaczęło mu się wydawać, że jest przez
kogoś śledzony. Był przekonany, że ktoś podsłuchuje jego myśli i zna
już treść niepokojących go snów. Nadajnik mógł mu ktoś podrzucić do
płaszcza, dlatego zostawił go, niby przez pomyłkę w kawiarni przy
parku. Niestety problem wcale nie znikł.  Współczesna technika
umożliwia śledzenie kogoś nawet ze statków kosmicznych i nagrywanie
jego myśli na specjalnych urządzeniach. W tej sytuacji najważniejszą
rzeczą było ukrywanie własnych myśli tak, aby nikt nie nabrał
podejrzenia, że czuje się zaszczuty. Dlatego mówił do siebie coś
innego niż myślał.  Niestety niezwykle trudno było ukryć te
niewypowiedziane myśli. Starał się zachowywać tak, jakby nic się
nie stało, ale ogarnął go paniczny lęk i poczucie osaczenia. 
     Kiedy podczas spaceru w parku zaczął już uciekać przed ludźmi,
jedynym wyjściem wydawał mu się skok z okna albo z mostu.  Ale
jak się tam dostać nie wzbudzając podejrzeń?  Jakby za mało miał
udręki za dnia sen o pociągu znowu powrócił.  I ten o znikającym
świetlnym punkciku, który zapowiadał śmierć.
     Jednak, mimo wszystko, sen przynosił mu ulgę. Przestał więc
wychodzić z domu, a nawet w ogóle wstawać z łóżka. A żeby trudniej
go było rozpoznać zapuścił brodę. Było to podczas jego urlopu,
dlatego w pracy nikt nie mógł zauważyć, że zachowuje się dziwnie.
    Przyszli po niego z rana. Rozmawiali ze sobą ukrytym pod
zwykłymi słowami szyfrem. 
    - Jest jakaś przedziwna melancholia w widoku rowu
melioracyjnego o północy. Przypomina o istnieniu śmierci, szczurów,
pająków i rozkładzie ciała, a także o wracających późno do domu z
miasta kobietach lekkiego prowadzenia, kelnerkach albo tancerkach.
Koniecznie musisz iść na ten film. -
    - Nie oglądam takich głupot. - powiedział drugi. 
    - Fajnego ma pan kota. No co, kiciuś... -
    Udawali hydraulików.  Jeden sprawdził uszczelkę w kranie, a drugi
zaglądał pod wannę.
    - Zalewa pan sąsiadów. - wyjaśnił.
    Po tej nieoczekiwanej wizycie postanowił nie otwierać nikomu.
Przestał jeść, ale początkowo pił jeszcze wodę. Spał do dziewiątej
wieczór, wstawał na godzinę, a potem znowu spał do rana i po chwili
przebudzenia ponownie zapadał w sen.  Którejś nocy nie obudził się
już. Wziął naraz całe opakowanie leku przeciwdepresyjnego.
    Po kilku dniach odór rozkładającego się ciała stał się tak nieznośny,
że ludzie zaczęli wymiotować i wyłamano zamek w drzwiach. Lekarz
stwierdził zgon, a ciało wyniesiono. W pokoju znaleziono stare mapy,
na których lokator pozaznaczał pisakiem jakieś punkty.  Leżały
wszędzie. Na łóżku, na biurku, na podłodze. Niektóre obsikane przez
kota, który jeszcze żył. Znaleziono też kartkę, na której napisał:
                   
              "Byłem dobrym człowiekiem." 
    
    Jego partnerka wyjaśniła, że w ostatnim czasie nie utrzymywała
z nim kontaktów, ponieważ trudno było z nim rozmawiać, a w
mieszkaniu nie utrzymywał porządku. Jak usiąść na łóżku, na którym
coś leży, albo przejść do łazienki po jakichś papierach? Co pewien
czas mówił coś, czego nie potrafiła zrozumieć i czuł się tym
zaniepokojony. Pytał ją na przykład, czy ona zawsze wie, co się z nią
działo, czy nie miała jakichś przerw w świadomości, bo to się podobno
zdarza. Spóźniał się na spotkania i nie potrafił cieszyć na jej widok.
Bywał podirytowany. Mówił, że jacyś ludzie zachowują się wobec
niego tak, jakby chcieli go do czegoś sprowokować, albo czegoś
się o nim dowiedzieć. Zaproponowała mu, żeby poszli do kina na film
o nocnym mordercy - podobno świetny. Ale powiedział, że bardzo
dobrze go zna.  Jak mógł go znać, skoro jeszcze nie miał premiery? 
     Inspektor Nezumi rutynowo przejrzał listę wszystkich
niewyjaśnionych morderstw popełnionych na terenach wiejskich
w okresie, o który mogło chodzić. Jedynie trzy z nich odpowiadały
opisowi, który denat pozostawił na kartkach wyrwanych z notesu
w swym pokoju. Po bliższym zapoznaniu się z nimi wytypował
jedną.  Rzeczywiście w jednym z rowów melioracyjnych
odnaleziono rozkawałkowane zwłoki młodej kelnerki i nastąpiło
to w kilka godzin po zabójstwie. Nie wiadomo, czy morderca znał
ją wcześniej, czy choćby z nią rozmawiał. Musiał jednak mieć
ze sobą jakieś narzędzie zbrodni. Z notatek samobójcy zorientował
się jednak, że tym, co go najbardziej męczyło, nie było poczucie
winy, ale niemożność przesądzenia faktu, czy zdarzenie
rzeczywiście miało miejsce.  Oczywiście istnieją metody, aby to
sprawdzić. Ale nie ma to już żadnego znaczenia i nikomu w
niczym nie pomoże. Należy przypuszczać, że zmarły, zanim
jeszcze popadł w psychozę, miał zwyczaj wczuwania się w sytuacje,
na które inni ludzie nie zwracali uwagi i być może w ten sposób
trafił na ślad morderstwa, który bardzo silnie odniósł do
samego siebie i zaczął wyobrażać sobie, że mógł je popełnić w
chwili, kiedy jego świadomość była w jakiś sposób wyłączona.
To wczucie mogło być tak intensywne, że być może nawet
utożsamiał się z ofiarą. Ale zabójca także mógł być głęboko
nieszczęśliwy. Niektórzy ludzie biorą na siebie brzemię cierpienia
całego świata - pochłaniają je jak gąbka. W takiej sytuacji
poczucie winy może zostać po jakimś czasie wyparte, ale nie
na długo i  nie wiadomo, czy to nie ono było przyczyną tej
niepotrzebnej śmierci.
     























Komentarze

  1. Dziękuję, przekażę mu :-))
    Im bliższe coś życia, tym niestety bardziej czasem pokręcone... Sceptycy bardzo dawno już argumentowali, że nie możemy za pomocą pewnych oznak odróżnić jawy od snu, ale nie wyjawili, czy wobec tego śnimy na jawie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopóki jest zdrowy...Ale te
    normy zdrowia też różnie bywają rozumiane. Pomijając psychozę jako zjawisko dotykające tylko niewielką część populacji, istnieje wiele różnych możliwości postrzegania i interpretacji zjawisk. W psychozie pojawia się tzw. myślenie wytwórcze, a wtedy umysł tworzy rzeczywistość, której czasem nic realnego nie odpowiada. Komuś moze wydawać się, że sąsiadka z dołu chce go zabić i ponieważ bardzo się boi bierze ze sobą nóż i puka do jej drzwi...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty