Porcelanowa szkatułka

    Powoli zbliżało się nowe XIX stulecie. Artemida
nie potrafiła się tym jednak cieszyć.  Z każdym
dniem była coraz bardziej smutna, choć spotkał
ją wyjątkowo szczęśliwy los. Ojczym pozostawił
jej ogromny majątek z klauzulą, że może z niego
korzystać jak zechce. Nie miała nawet szesnastu
lat, a tu nagle taka wolność i to na całe życie.
Wprawdzie wyznaczył jej też opiekuna, którym
został Lord Mansfield, jednak był to człowiek
szlachetny i poczciwy, co jest nader rzadkie
wśród ludzi jego stanu. Przed śmiercią przyjaciela
zobowiązał się uroczyście, że jego opieka ograniczy
się do pomocy w realizacji jej celów, ale wybór
zawsze będzie należał do niej.  Nie zamierza też
troszczyć się o jej reputację, a jedynie zapewnić
jej ochronę ze strony prawa, gdyby znalazła się
w potrzebie i poprzez zaufanego sługę sprawować
kontrolę nad jej domową służbą.
      Dziewczyna coraz bardziej jednak traciła
kontakt ze światem ludzi i ich towarzystwo nie
było jej miłe.  Nie miała żadnej przyjaciółki ani
nikogo bliskiego, a jej zaniedbana uroda dziczała,
przypominając zarośnięty ogród. Kiedy nie znikała
na cały dzień  w parku, wśród łąk, albo w 
okolicznym lesie, wypełniała swój czas grą na harfie
lub na klawikordzie albo lekturą ksiąg starożytnych
autorów.  Można ją było ujrzeć siedzącą nad
Platonem, albo kontemplującą wieniec greckich
wierszy splecionych jak wiosenne kwiaty.
     Lubiła obserwować owady i motyle, badać ich
cechy anatomiczne i szkicować ich portrety.
A kiedy spotykała w lesie wylęknioną sarenkę,
albo pisklęta wyrzucone z gniazda, opiekowała
się nimi z nadzwyczajną czułością.  
     Lord Mansfield nie był o nią spokojny. Kto wie,
co może spotkać samotną młodą kobietę błądzącą
do późnego wieczora po łąkach i lasach.  W
okolicy odnajdywano czasem po rowach jakieś
uduszone, albo zadźgane dziewczyny niskiego stanu,
gwałcone uprzednio przez niedorozwiniętych
wieśniaków i szaleńców.  Dlatego, choć Artemida
wyobrażała sobie, że jest sama, niemal przez cały
czas towarzyszył jej młodzieniec, który  śledził z
ukrycia jej każdy ruch, jak wygłodniały tygrys,
bowiem taką rolę wyznaczył mu opiekun dziewczyny.
    Oczywiście Lord myślał o tym, żeby wydać
ją za mąż, ale czuł się mocno skrępowany złożonym
przyrzeczeniem. Zasugerował jej jednak, że mogłaby
korzystać z parkowej pustelni zwanej Świątynią
Dumania, zamiast znikać na całe dnie z dala od
pałacu. Mówiąc to nie spodziewał się oczywiście,
że Artemida go posłucha. Ta jednak wykazała
zrozumienie dla jego lęków i obaw, choć zataił
je w sercu i przytaczał zupełnie inne argumenty
i przystała na jego propozycję. To utwierdziło
go w przekonaniu, że ta blada i chuda, zdziwaczała
nieco i nachmurzona dziewczyna potrafi jednak
myśleć racjonalnie.
     - A jak Pani trawi "Fedona"? - zapytał. 
     - Czytam go czasem do poduszki. Boski Platon
wiedział, czym jest ludzka dusza. Zupełnie za to nie
rozumiem arystotelików. -
     - Hmm...Za czymś chyba Pani tęskni, młoda
osóbko. To dobrze, że są jeszcze niezamężne
kobiety, które nie zajmują się wyszywaniem koronek,
wzdychaniem do kawalerów, plotkowaniem,
elegancką konwersacją i spluwaniem na posadzkę
niedopitą kawą. Marzę o tym, aby kobiety naszego
stanu mogły kiedyś zdobywać edukację równą
mężczyznom. -
     - Bez tęsknoty nie ma miłości. Dusza pragnie
wyrwać się z ciasnego kręgu pożądań i poznać
piękno, dobro i prawdę.  Piękno jest obecne
wszędzie w widzialnym świecie, ale to tylko
słaby odblask tego, co ujrzy dusza, kiedy wyzwoli
się z więzów ciała, a wtedy ogarnie ją zachwyt. -
     - Tak, uczeni są czasem zbyt oschli. Arystoteles
posunął się nawet do stwierdzenia, że "Szczęśliwość
nie dotyczy zmarłych." Przemawia do mnie 
świetlisty mrok Platona, ale nauka jego ucznia już
zupełnie nie. Rozumiem, że nade wszystko cenisz
Pani samotność.  Ma ona swe dobry strony i bywa
nawet przedmiotem szczególnej adoracji, ale
bywa też złą wiedźmą. Choć trzeba ją odróżniać
od osamotnienia. -
     - O, tak! Ludzie nie są mi do niczego potrzebni.
Platon pobłądził myśląc, że ma jakąkolwiek wartość
to, że jest się obywatelem. A co robią ci tak zwani
obywatele?  ŚCINAJĄ GŁOWY! -
     - Na szczęście ten francuski obłęd oddziela od
nas angielski kanał, który oni nazywają przewrotnie
La Manche. Myślę, że nowe stulecie, do którego
pozostało zaledwie siedem lat, otworzy ludziom oczy
...A nie jest ci przypadkiem potrzebna przyjaciółka,
jakaś, że tak powiem, siostrzana dusza?  Moja
najmłodsza córka jest taką samą wariatką jak ty.
Mogłybyście dobrze się porozumieć. Mogę ją do
Pani przysłać na całe lato! -
     - Zawsze podziwiam twą nadzwyczajną dobroć,
ale nie potrzebuję żadnego towarzystwa. Kiedy
samotność zbyt mocno mi dokucza idę na groby
i rozmawiam z duszami zmarłych. Kiedyś ludzie
byli mądrzejsi niż teraz. Wystarczy mi pies i kot,
śpiew ptaków i szumiące drzewa. Dziewczyny
są próżne i głupie!  Wolę już wiejący wiatr. -
     - Ale nie moja Susan!  Jestem pewien, że
zakochałabyś się w niej. - 
     - Może, ale nie zatrzymuję już Pana dłużej.
Ogromnie cenię pański czas! -
     Lorda szczerze zmartwiła podobna arogancja.
Był w końcu jej dobroczyńcą, a poza tym nikt
nigdy tak się do niego nie zwracał, bo w
najlepszym razie naraziłby się na chłostę.
No, ale trzeba być wyrozumiałym wobec
kaprysów kobiet. Postanowił jednak, że
przyśle do niej swą córkę, ale nie Susan, tylko
najstarszą. I tak była o dwa lata młodsza od
Artemidy.
     Sara zjawiła się zupełnie nieoczekiwanie
pod wieczór, przedstawiając się jako
najstarsza latorośl rodu Mansfieldów.  A swą
wizytę tłumaczyła tym, że jej ojciec pragnie
podarować Artemidzie porcelanową szkatułkę,
którą otrzymał w prezencie w dniu swego ślubu. 
     Artemida wpadła w złość, jakby miała
zamiar użądlić szerszenia i kazała jej natychmiast
wynosić się z jej domu. Ale Sara była twarda.
Dobrze wie, jak jej ojciec Lord Mansfield
pomaga tej szarej myszce i nie pozwoli
się jej znieważać. A poza tym, jak ona teraz po
nocy wróci do domu? 
     Okazało się, że nie przyjechała powozem,
ale przeszła długą drogę. Zdumiona Artemida
pozwoliła jej zostać, ale tylko na jedną noc.
Ta jedna noc wystarczyła jednak, aby obudzić
w niej miłość do córki Lorda, a uczucie to
spotkało się z wzajemnością. Spędzały teraz
większość czasu razem na spacerach,
czułościach i rozmowach. I nigdy jeszcze
nie czuły się tak szczęśliwe. Jednak nic w
życiu nie trwa wiecznie.
     Którejś sierpniowej nocy zakochane w
sobie dziewczyny wybrały się na przechadzkę
przy świetle księżyca. Zatrzymały się nad
stawem i słuchały rechotania żab. Noc była
wyjątkowo upojna.
     - "Nie ma rozkoszy nad miłość. Przy niej
czymże jest wszelka inna słodycz?  Dla niej
z ust wypluję i miód." - wyrecytowała Sara.
     - "Wstrętna to rzecz bezczynnie, trzeźwo,
jałowo żyć." - odrzekła Artemida.
     Siedziały tak nad stawem i gaworzyły do
rana. A kiedy pojawiły się pierwsze mgły Sara
nagle powiedziała:
     - Jeśli ludzie dowiedzą się o naszym uczuciu
nawet mój ojciec mi tego nie wybaczy. -
     - Nie bój się. Przecież nie może nas spotkać
nic złego. Twój ojciec opiekuje się mną, a ciebie
szczerze kocha. Musimy być dzielne. A ty boisz
się nawet własnego cienia. - 
     - Jestem o tym przekonana, ale on zbyt mocno
obawia się ludzkiej opinii. Wiadomo, że dziewczyny
czasem się kochają. W naszym środowisku nikogo
to nie dziwi. Ale, jeśli trwa to zbyt długo, wszyscy
myślą, że to coś poważnego.  On mnie zabije! -
    - Jak możesz mówić podobne głupoty!  To
najlepszy człowiek pod słońcem. I przyjaźnił się
z mym ojczymem. -
    - Nie mylisz się ani trochę, moja Safo. Zrobi
to dla mego dobra, a przy okazji ocali ciebie.
Stracił dla ciebie zupełnie głowę. Po śmierci
mojej matki czuje się bardzo samotny. Zamknął
się w sobie i prawie z nikim się nie spotyka. 
    - To co chcesz teraz zrobić? -
    - Jeśli teraz odbierzemy sobie życie - nie spotka
nas nic złego, a uratujemy naszą miłość. To będzie
piękna śmierć!   Musimy stąd uciec!  Czy nie tak
mówi twój filozof? -  
     Artemidę przeszył dreszcz. Poczuła jednak,
że Sara ma rację.  Lord naprawdę gotów byłby
ją zabić. Jedyna możliwość ochronienia jej przed
tym straszliwym losem to wspólne zejście do
Hadesu
     - Nie płacz już, Saro. Trzeba myśleć o życiu z większym optymizmem.
Jesteśmy wolne! Wybierzemy Hadesa! A ten staw
będzie naszym grobem. Trudno o piękniejszy! 
Przy okazji uwolnimy twego ojca przed piekłem
poczucia winy...Ale musisz wiedzieć, że Platon
nie pochwalałby tego.  Chyba nie rozumiał zbyt
dobrze kobiet. -
     Tak też uczyniły. Być może, gdyby pogoda
była nieco inna i słoneczne światło rozproszyłoby
mgły, ten pomysł wydałby im się niedorzeczny.   
Uściskały się mocno i ucałowały, a potem
trzymając się za ręce weszły w mroczną toń.
     Szukano ich bardzo długo, a Lord odchodził
od zmysłów. Pomyślał nawet, że uciekły gdzieś
razem.  Jednak stawu nie przeszukano. Był za
blisko. I chyba nigdy nie dowiedziano by się
o ich losie, gdyby nie to, że którejś nocy straż
pojmała bezzębnego wieśniaka, który natknął
się na ciało Susan, wyłowił je i zaspokoił przy
nim swój popęd płciowy.
     Drugiego ciała nigdy nie odnaleziono i wśród
wieśniaków krąży do dziś legenda, że w stawie
mieszka topielec, który wciąga pod wodę
nierozważnych przechodniów zabłąkanych tam
nocą. Dlatego po zmierzchu nikt tam nigdy nie
chodzi.
     Czy to, co opowiadają ludzie jest prawdą,
czy nie, nie zamierzam tu dociekać. Nie
chciałbym jednak, aby ktoś poczuł się nieszczęśliwy
wspominając tę historię. Były w niej też przecież i mniej
niefortunne momenty. 
    Kiedy służąca znalazła w sypialni swej pani
porcelanową szkatułkę z wymalowaną na pokrywie
parą niebieskich ptaszków, przywłaszczyła ją sobie.
Miała szczęście, bo nikt tego nie zauważył. Niosąc ją
do domu ukrytą pod spódnicą w okolicach łona
czuła się jak kobieta przy nadziei.  Nie powiedziała
o swym znalezisku rodzicom i wyczekała, aż zmorzył
ich sen.
     Ale, kiedy otworzyła ją z radosnym oczekiwaniem
i z ciekawością, odnalazła w niej ściętą głowę
czerwonej róży pokrytą czarną pleśnią. Z przerażeniem
zamknęła szkatułkę, a potem wrzuciła ją do stawu.
     A co się stało z Lordem Mansfieldem? No cóż...
przeszedł do historii.
     Zapytasz mnie może, Łaskawy Czytelniku,
dlaczego ci to opowiedziałem. Może po to, abyś mógł
lepiej uchwycić sens określenia pogoda ducha. Składają
się bowiem na nie dwa słowa "pogoda" i "duch"...












      




Komentarze

  1. Oczywiście żartowałem trochę. Ale trudno czasem o pogodę ducha...Podobnie jak nie jest chyba łatwo Cię przestraszyć 🙂Widywalem wielu ludzi bardzo samotnych. Często byli to ludzie bardziej wrażliwi, twórczy i poważniejsi od innych. Ale wyobcowanie pozostawało na nich jakiś ślad. Byli nadmiernie cisi i jak to się teraz mówi- wycofani, czasem zgorzkniali i skłonni do depresji lub mizantropii, oderwanie od życia, albo zdziwaczali. Samotność nie musi zawsze prowadzić do wyobcowania, ale dość często się z nim wiąże.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty