Opowieść o pewnej Niezdarze (Powiastka zgoła niefilozoficzna)

    Dawno już namawiano mnie, abym 
napisał choć jedną opowieść, która
skończy się szczęśliwie - choć oczywiście
nie dla wszystkich. A oto i ona!
    Zdara i Niezdara mieszkały pod lasem. 
Obie były sierotami. W domku żyła
jeszcze jego właścicielka Jaga. Lubiła
ona Zdarę, bo ta ze wszystkim sobie
radziła, kurę na obiad ugotowała, drew
narąbała, koty pogoniła do roboty.  Ale
Niezdary nie znosiła, bo wszystko robiła
nie tak...Zupę wodziankę przypaliła,
rąbiąc drwa odrąbała sobie mały paluszek,
a z kotami jadła z jednej miski.
    - Wstydź się, ty Niezdaro!  Gdyby twój
ojciec Nicpoń to widział, to chyba by tego
nie przeżył. Spójrz na Zdarę! Jej nigdy
nic nie leci z rąk, wszystko zrobi jak
trzeba i jeszcze się uśmiechnie. - gderała
Starucha.
    - Bo nie jesteśmy siostrami!  Mój ojciec,
Poń, starał się być dla innych użyteczny,
zawsze pomocny, uśmiechnięty i znał
swe obowiązki. A jej ojciec, Nicpoń,
tylko patrzył w sufit i pił.  Ale najgorszy
wpływ miały na nią ciotka Ladaco i jej
córka Niemota. Całkiem ją omotały!
Z lada powodu siedziałaby i płakała -
wyjaśniła Zdara. -
    - No widzisz, Niezdaro!  Za mało chyba 
jeszcze najadłaś się wstydu. Marsz do
komórki!  Za karę spędzisz noc z myszami.
Czeka chyba na księcia z bajki! -
    Niezdara zalała się łzami, ale musiała
posłuchać rozkazu Jędzy. A kiedy już
znalazła się w komórce pod podłogą
Zdara tak rzekła:
    - Jedna noc to za mało. Musi tam
poleżeć jaki tydzień. Przegłodzi się,
uschnie z pragnienia, to może nabierze
rozumu. -
    - Słusznie. Mam zbyt miękkie serce!
A nawet, jak wyzionie ducha, to mam
przecież Ciebie.  W lesie zakopałam skarb.
Jak dobrze się sprawisz, to dostaniesz
jedną trzecią. -
   - Połowę, a drugą zostawisz sobie. -
   - Może i masz rację. Choć tak jakoś
dziwnie głowa mnie boli i w krzyżu
strzyka. -
    Położyły się spać. Ale nie mogły
zasnąć. "Połowa to za mało. Muszę
mieć cały skarb!  Zaprowadzi mnie w
miejsce, gdzie jest zakopany, a ja ją
wepchnę do dołu i zakopię. Tylko
przedtem przyłożę jej mocno szpadlem
w łeb." - roiła sobie Zdara.
   "Ona coś knuje. Jeśli mi życie miłe,
nie mogę jej powiedzieć, gdzie ukryłam
skrzynkę ze złotem." - martwiła się
Jaga.
     Wielka była w tym czasie niedola
Niezdary. Leżała pod podłogą
skrępowana sznurem do wieszania
bielizny, zaciśniętym u góry mocno na
szyi, a po jej sukni harcowały myszy. 
     Nad ranem obudziło je łomotanie do
drzwi.
     - Jestem kapitan Łotr! - zagrzmiał
zbój robiąc oko do swych towarzyszy.
Powiem krótko: W imieniu króla
konfiskujemy mienie. Wyłaźcie ze
swych sukien. -
     - A co to? Nie ma dla nas nic na
przekąskę? - zapytał drugi.
     - Rusz tyłek, Zdaro, kiedy panowie
proszą. - rzekła Jędza - A ja tymczasem
obsłużę ich swym ciałem. -
     - Wolimy odwrotnie. Ty ugotujesz
kurę, a ona nam zagotuje jajka. -
roześmiał się Kapitan.
     A kiedy już sobie użyli, podjedli
i popili, zapytał:
     - A nie ma tu przypadkiem jakiego
skarbu?  Czuję, że coś przede mną
ukrywacie? -
     - Ja nic o tym nie wiem. Może
Zadra to wie. - powiedziała Starucha.
Od dawna już tkwi we mnie. -
     - Jędzę pytaj! - zawołała Zdara.
- Ja nawet pojęcia nie mam, gdzie on
może być. Teraz to jestem dla niej Zadra! -
     Jaga nie chciała jednak nic rzec
i odgryzła sobie język (wiedząc, że
odrośnie jej po kilku dniach, jak ogon
jaszczurce). Ale zbóje wzięli ją na męki
i wymusili zeznanie na piśmie. Narysowała
też miejsce, gdzie znajdował się skarb.
A wtedy Kapitan wpakował jej kulę
w czaszkę.  Zadrę zaś wypchnął
przed siebie i kazał się zaprowadzić
najkrótszą drogą do miejsca, gdzie
ukryty był skarb.
      Odkopali złoto,wypchali sobie nim
kieszenie, a Zdarę wepchnęli do dołu i
przysypali piaskiem. Uprzednio jednak
zdzieliwszy ją szpadlem w łeb. Po czym
wrócili do domu.
      - Ale, kto nam teraz ugotuje? -
zafrasował się kapitan. - I kto nam
usłuży? - 
    Wsiedli więc na konie i odjechali,
ale w drodze pozabijali się, bo każdy
chciał mieć złoto tylko dla siebie.       
    Tymczasem Niezdara bliska już była
fizycznej śmierci, która zapewne
niebawem by nastąpiła, gdyby nie zjawił
się nagle jej wuj Nepomuk. 
     Widząc leżący na ziemi zewłok Jagi
zorientował się szybko, co zaszło
i postanowił odnaleźć dziewczynę.
Nie było to trudne, bo miała już dość
myszy i zaczęła krzyczeć, choć
w usta miała włożony knebel.  
    Pozbywszy się ciała Staruchy,
które wrzucił do studni, Nepomuk
zsunął się do komórki, popatrzył
na biedne dziecko i wysapał:
    - Przykro mi, ale ci nie pomogę.
Nie dasz sobie rady. Poleż tu
spokojnie i poczekaj na anioły, które  
uniosą cię do nieba, a ja już sobie
pójdę. Na co mnie kobieta bez palca.
Zobacz jak schudłaś!  A utuczyć ciebie
to też są koszty. Nie zrozum mnie źle
- sama postąpiłabyś podobnie, gdybyś
była na moim miejscu. Powiedz mi
tylko, czy na pewno zbóje zabrali cały
skarb. A może jest jeszcze coś w
domu, albo ukryłaś to pod spódnicą? -
     Inna kobieta na jej miejscu
wiedziałaby co odpowiedzieć, ale
Niezdara milczała. Może dlatego, że
miała jeszcze knebel w ustach.
     - Co to, nie masz języka w gębie!
- zezłościł się Wuj, odwiązał od dołu
sznur dziewczyny i rozłożył jej uda.
Ale, kiedy opuszczał spodnie, padł
nagle martwy.
     Dziewczyna podniosła się
niezdarnie z podłogi i wydostała
z komórki. Była jednak tak wycieńczona,
że natychmiast padła na łóżko. I byłaby
wyzionęła ducha, gdyby nie to,
że kotka karmiła właśnie kocięta
i z wdzięczności za dobre traktowanie
nakarmiła ją swym pokarmem.
A kiedy sen i mleczny napój przywrócił
jej siły, Niezdara zaczęła bawić się
z kociątkami, a tym radosnym igraszkom
nie było końca.  
    Chyba nigdy jeszcze nie była tak
szczęśliwa, choć uroniła też łezkę
nad losem Zdary i Jędzy. Szczęściem
wuj Nepomuk usunął przedtem ciało
Staruchy i nie musiała już sprzątać. 
Rozpaliła w izbie piec, zrobiła to jednak
tak niezdarnie, że firanki zajęły się
ogniem. Schowała więc kotkę z
kociętami pod kożuszek i udała się w
drogę do miasta. Raz tylko obejrzała się,
żeby zobaczyć płonącą chatkę...Języki
ognia odbijały się pięknie w śniegu przy
świetle księżyca.
     W mieście pewien przystojny sutener
chciał ją porwać do burdelu, mamiąc
czułymi słówkami, ale kotka wydrapała
mu oczy.
     Cóż, kiedy zaraz znalazł się następny...
i następny, a karabinierzy zaczęli
poszukiwać wiedźmy z drapieżnym
kotem na ręku.  Zdara wiedziałaby,
jak sobie z nimi poradzić, ale Niezdara
wspięła się na nadmorską skałę, pragnąc
ponieść śmierć w wodnym żywiole.
     Nadeszła jednak pora karmienia kociąt
i ich matka uwiła sobie na skale gniazdko,
a dziewczyna usiadła obok. Tymczasem  
po zboczu zaczęli wspinać się żołnierze.
Sierota chcąc ocalić swą cnotę i uniknąć
przetrzymywania w lochu, uściskała kotkę
i kociątka, i skoczyła w przepaść, ale zrobiła
to tak niezdarnie, że spadła na głowę
przepływającemu delfinowi, a ten
od pierwszego wejrzenia zakochał się w
niej.
     - Nie mogę być twoja!  Źle czuję się w
akwenach. Nie umiem pływać. - szepnęła
w ucho gadu. Ale ten zamruczał tylko
z ukontentowania.
     Karabinierzy strzelali w wodę, ale byli
zbyt daleko, aby uczynić im jakąkolwiek
szkodę.  A kiedy ryk spienionych fal
ucichł nieco i delfin z dziewczyną, która
na nim płynęła, osiedli na plaży, stało
się to, co od dawna było jej przeznaczone.
Delfin zamienił się w księcia i poprowadził
ją do swej nadmorskiej willi. Przywitała
ich jego matka.
     - Po co ją tu sprowadziłeś!  Ma dwie
lewe ręce. Jej miejsce jest w burdelu. -
zawołała nie przestając przyglądać się
Niezdarze przez szkło powiększające.
- Jej uroda też jest naganna. Ma na twarzy
doły, jakby przeszła ospę. -
     - Ależ, mamo, przesadzasz!  Znamy się
od dobrych piętnastu minut. To wspaniała
i miła w obejściu, delikatna i subtelna
kobieta, bez nawet odrobiny wulgarności.
Całkowicie mnie zadowoliła, a wiesz, że
o to nie łatwo!  Czasem pływam przez pół
dnia i widzę tylko jakieś szprotki. -
     Trudno jednak czasem przekonać o czymś
matkę.
     - Ty Jesteś Niezdara, tak?  Wyciągnij
no przed siebie ręce!...A nie mówiłam! -
     - Nic nie szkodzi!  - zawołał radośnie Delfin
- Choć jestem następcą tronu, w głębi duszy
jestem lewakiem, który pragnąłby obalić
monarchię!  Najchętniej bym sam siebie
zgilotynował, ale wiem, że jestem
niezastąpiony. Nawet niebo nie może obyć
się bez słońca. Dziś jeszcze, matko, odbędzie
się nasz ślub, na który zaproszę cały mój lud.
Taka jest moja wola. -
     - To niesłychane!  - oburzyła się Królowa.
- Mówisz jak typowy parweniusz i nawet
po ojcu nie zapłaczesz. -  











Komentarze

  1. Luna już całkiem zamieniła się w pustkowie...Nie wiedziałem, czy publikować tę opowieść, ale skoro już ją napisałem. W stylu co prawda nieco wolterianskim, którego nie znoszę. Ale tak widać chciałem. W końcu to tylko pastisz albo parodia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Al i Ma już przeczytały ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 🙂To miłe mieć tyle Czytelniczek. O ile wiem Odziu też tu zaglądał...

      Usuń
  3. Dziękuję, że o tym napisałeś. Cudowny, a przede wszystkim prawdziwy, tekst🥀

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że moje skromne utwory, mogą dawać okazję do ujawnienia własnych przemyśleń.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dają do myslenia. A nawet do tworzenia! Tylko czasu brak, żeby "wklepać" do komputera! :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Alma
    Ale, w podziękowaniu za Twoje poprzednie utwory, będę odkładała przez cały dzień czas, aby coś wieczorem przesłać :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. 🙂Dziękuję Almo. Bardzo mi będzie miło 🥀

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty