Muzyka żałobna i łza


        Dwa ostatnie burzowe dni niezbyt
sprzyjały słuchaniu muzyki, a noce
pochłonęło mi pisanie opowieści.
Cztery z nich - dwie japońskie, jedną
angielską i jedną rosyjską zamieściłem
tu ostatnio. Mimo to, co rzadko raczej
mi się zdarza, aż trzykrotnie wysłuchałem
w tych dniach CD Bashmeta z Moscow
Soloists nagranego dla RCA w 1990 r. 
Zwykle unikam podobnej monotonii.
    Muzyka ta: Suita g-moll Regera,
"Lachrymae" Brittena, "Trauermusik"
Hindemitha i "Monologue" Schnittkego
jest piękna, choć kiedyś pewnie
wydawałaby mi się trudna w odbiorze
i jak to po części sugerują tytuły
utworów, poważna i melancholijna. 
Z utworów tych nie znałem jedynie
kompozycji Schnittkego, ale ktoś
dokonał też udanej orkiestracji Suity
Regera. 
    Muzycy wyśmiewają cię czasem z
altowiolinistów - sam słyszałem kilka
dowcipów na ich temat.  Ale altówka
ma piękne brzmienie o ciemnej trochę
barwie, sprzyjające wyrażaniu
melancholijnych nastrojów, co sprawia,
że nawet suity wiolonczelowe Bacha
brzmią pięknie wykonywane na niej przez
zdolnego i pełnego wyobraźni muzyka,
nie mówiąc już o cudownych
kwintetach smyczkowych Mozarta.
    Poza tym Bashmet to jeden z ostatnich
wybitnych rosyjskich artystów, który
pozostał przy życiu. Grał kiedyś z Richterem
sonatę Szostakowicza na altówkę
(nazywaną przeze mnie violą) i fortepian.
I z całą pewnością nikt z niego się nie
wyśmiewa.
    Na płycie, którą nagrał w 2008 r
dla Onyxa z pianistą Mutonianem gra
swe ulubione utwory z recitali i encores.
Jest tam np. "Pawana na śmierć infantki"
Ravela, Brahms, Strawiński, Satie, ale
wspaniale brzmią też transkrypcje utworów
z epoki baroku: Grave Bendy i Suita d-moll
Marais. 
    Pewien mój znajomy profesor
matematyki, starszy już człowiek i amator
dobrego jazzu uważa, że Schnittke to "taki
sam hochsztapler jak Penderecki."
    Niezbyt lubię Pendereckiego - podoba mi
się bardzo tylko jego muzyka do cudownego
filmu Hasa "Rękopis znaleziony w
Saragossie." Poza tym jednak bywał
pompatyczny, naturalistyczny i
powierzchowny, a jego muzyka religijna
zupełnie do mnie nie przemawia. Ale jako
człowiek Penderecki budzi sympatię. Był
podobno życzliwy dla ludzi i kochał
drzewa, a niektóre z nich umieścił w swym
arboretum. 
    Nie znam dobrze twórczości Schnittkego,
jednak te utwory, których słuchałem, robią
na mnie wrażenie. Nawet ekstremalna w
nastroju sonata wiolonczelowa - utwór, po
którego wysłuchaniu można się zaniepokoić,
albo psychicznie załamać. Sądzę
więc, że mój znajomy miał na myśli inne
jego utwory.
    Śmierć jako temat muzyki, o ile nie
wyraża ona jakiejś religijnej, czy
mistycznej nadziei, bywa przeraźliwie
smutna.
    Późne utwory Szostakowicza i niektóre
Brittena są głęboko przesycone jej
nastrojem, choć to muzyka instrumentalna,
bez tekstu. Na okładce CD poświęconego
utworom wiolonczelowym Szostakowicza
i Schnittkego wydanego przez znaną
angielską wytwórnię "Hyperion" jest
poruszający obraz Magnusa Enckella
(1870-1923), przedstawiający nagiego
chłopca, klęczącego na pustkowiu i
przyglądającego się leżącej na ziemi
czaszce.
      Zagadką jest piękno tej muzyki.
To, że nie jest ona destruktywna, a
przeciwnie, budzi uczucia jak najbardziej
ludzkie. Późny Liszt, czy Brahms,
wprowadzają nas w nastrój absolutnie
niecodzienny. U Brahmsa ten jesienny
nastrój jest nastrojem przemijania, ale
i przeczuciem zbliżającej się śmierci.   
Liszt jest zdecydowanie bardziej ponury
i surowy, jakby zamknięty w lodowym
świecie swych fantazji, ale ten chłód
jest tylko pozorny. (O Mahlerze,
 Brucknerze, czy Straussie tu nawet
nie wspominam, bo to trochę inny
sposób wyrażania przeżyć związanych
ze śmiercią przez muzykę). 
     Co ciekawe "Requiem niemieckie"
Brahmsa jest dla mnie chwilami zbyt
spokojne i wolę inne jego utwory
wokalne. Ale requiem, pomijając wyjątki
jak np. "Requiem wojenne" Brittena,
albo "Requiem" Verdiego, jest często
zdominowane przez religijną
ideę spokoju i ukojenia smutku duszy. 
I może właśnie dlatego tak wyjątkowe
w swym dramatycznym wyrazie jest
"Requiem" Mozarta, którego wiara była
raczej dość problematyczna...
     Jeśli chodzi o czysto religijne
pojmowanie śmierci, to poza jednym
wyjątkiem, jakim jest muzyka żałobna
Purcella i jego anthemy, cudowna
jest tu tradycja niemiecka, luterańska
z ducha - nie tylko sam Bach, ale utwory
wielu wcześniejszych kompozytorów. 
Znam ją dość dobrze, bo przez lata
słuchałem tej muzyki niemal codziennie,
choć moja religijność również jest raczej
problematyczna.
    Jedynie Telemann mniej do mnie
przemawia, bo jak już kiedyś pisałem,
jego "Śmierć Jezusa" to utwór niemal
kuriozalny, ponieważ poza początkową
krótką uwerturą (symfonią) nie ma w
nim żadnego zejścia do minoru i nawet
cienia smutku. Na szczęście pozostawił
też kilka wyjątkowo pięknych i
poruszających kantat. 
    Zasadniczo jednak, w przeciwieństwie
do Bacha, który również stracił ukochaną
żonę, Telemann zafałszował nieco swój
stosunek do śmierci pojmowanej jako
źródło lęku, żal po utracie bliskiej osoby,
czy ofiara. W jego utworach dominuje
często radosna wizja zbawienia duszy
i związany z tym pewien dydaktyzm.
    U Bacha też on niekiedy występuje,
czemu sprzyja grafomańska czasem
poezja, do której komponował muzykę.
W jednej z jego najpiękniejszych kantat
opowiadających o śmierci pojawia się
radosna i groteskowa aria, której
tekst jest mniej więcej taki (nie pamiętam
go teraz dokładnie) : "Jeśli wybiła już
ma godzina z radością wskoczę do
grobu." Powodem tej radości jest
oczywiście to, że na religijną duszę
oczekuje z otwartymi ramionami
Zbawiciel.
    Aria ta nijak ma się do nastroju,
który wyraża niemal cały utwór.
Entuzjazm optymizmu w niewielkim
tylko stopniu ma podstawy w
realnym ludzkim życiu, wypełnionym
często niepokojem i cierpieniem...


 
    


   




 




Komentarze

  1. Chciałabym posiadać taką głowę :)albo to co w głowie i zostać przy mojej . Dzięki za literówkę (przeważnie jestem nocnym czytelnikiem i nie ukrywam , że oczy już wtedy zmęczone) Pięknej niedzieli życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Jest trochę burzowo 🙂Literówek może być czasem nawet więcej, bo piszę w nocy...Na szczęście każdy ma własną głowę i jej zawartość. Moje utwory nigdy nie są intelektualnie oschłe. Piszę je wykorzystując niewielki zasób mej inteligencji, ale zwykle prosto z serca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście przepraszam za literówkę, ale wyznam szczerze, że blędy w pisowni jakiegoś nazwiska nie bolą mnie bardzo. Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby ktoś nie przekręcił mojego. Zrobił to nawet w audycji telewizyjnej ktoś z kim znam się od wczesnej młodości. Bywa to czasem trochę złośliwe, bo jak ktoś nie ma nazwiska, to można je dowolnie modyfikować. 🙂

      Usuń
  3. Mam nadzieję, że tak jest, bo moje wynagrodzenie jest raczej skromne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nazumi to ja źle się wyraziłam przepraszam :) chodziło mi , że użyłeś większej czcionki w pisaniu . Dobrej nocy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i Ty miej dobrą noc :-) Po prostu czcionka wymknęła się spod mej kontroli...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty