Drzemiący tygrys
"ŻYCIE JEST JAK TYGRYS PRZYCZAJONY"
- mówi starożytny buddyjski poeta - nie można
mu nigdy ufać. Chwile miłości, szczęścia i spokoju
nie trwają wiecznie. Bądź ufny jak dziecko, ale
pamiętaj o kolejnej przemianie.
Ten mój post sprzed trzech lat przypomniał mi dzisiaj
Facebook. Zaczynam już chyba trochę wierzyć w zrządzenia losu.
Ale oczywiście powstaje pytanie, dlaczego tak jest. Jeśli metafora
ta wyraża rzeczywiście istotną właściwość życia...Nie wchodząc
w buddyjskie głębie i prawo karmy, które powiada, że pewnie w
zeszłym życiu musieliśmy coś spsocić, można to chyba wyjaśnić
w dwojaki sposób.
Natura ma swe rygory i wszystko w życiu przemija i jest
naznaczone stratą i cierpieniem. Życie jest pełne energii i
ekspansywne, ale jego cząstką jest też rozkład. Tracimy nie tylko
rzeczy materialne, ale i najbliższe osoby, zdrowie, młodość i wiele
innych cennych rzeczy. A ostatecznie i samo życie. Czasem, w
chwili jakiegoś kataklizmu (jak teraz na przykład), spada na nas
coś nagle i dotyka wielu ludzi. To, mówiąc w skrócie biologia.
Każdy organizm żywy ma czas swego istnienia i ostateczny kres
jego przemian, i właściwą sobie możliwość rozwoju i odporność
na destrukcję. Oczywiście nauka ogromnie się rozwija i
możemy mieć spory wpływ na długość lub jakość naszego
indywidualnego lub gatunkowego życia, ale jest on wyraźnie
ograniczony. Jednodniowa ćma nie osiągnie nigdy wieku zółwia
żyjącego (podobno) pięćset lat.
Filozofie od starożytności przekonują do akceptacji tego
stanu rzeczy i do pogodzenia się z niedogodnościami ludzkiego
losu, w wyniku czego uzyskać mamy pogodę ducha i
spokój. Bardziej radykalny bywa mistycyzm, który uważa miłość
do bliskich i przywiązanie do życia za źródło cierpienia. Ale,
jak mówił Budda, nikt nie moze sprawić, żeby to, co przemija
nie przemijało, a to, co podlega śmierci, nie umierało.
A czego nie nadjadł lub nie pożarł ząb żarłocznego czasu
i choroby, to odbierają nam ludzie, którzy szaleją pod wpływem
namiętności, albo zachłannie realizują swój interes kosztem
innych, albo obojętnieją, a ich serca twardnieją. Seneka
z wielką wyobraźnią ukazał potęgę ludzkiej zachłanności,
prowadzącej do podbojów i siłę namiętności, odbierającej
człowiekowi rozum. Ale nie jest to jakaś filozoficzna konstrukcja,
służącą jedynie jałowej moralistyce, a opis faktu.
Ludzie ci toczą z innymi wojny, ukryte lub jawne, prywatne
lub publiczne, albo stwarzają system ekonomicznego i
politycznego zniewolenia, któremu nadają znamiona
racjonalności. Zmuszają też czasem do udziału w tych wojnach
miliony niewinnych ofiar. Czy można wyobrazić sobie coś
bardziej absurdalnego w swym okrucieństwie niż pierwsza
wojna światowa, którą toczyli ze sobą monarchowie krajów,
których lud marł z głodu? A zaraz potem była krwawa
rewolucja, stalinizm i nazizm. W XX wieku obawiano się też
dobrodziejstwa broni nuklearnej, a teraz uważa się naiwnie, że
produkuje się ją wyłącznie w celach odstraszania i dla zysku, i
że nigdy nie będzie użyta, bo "kto by chciał zniszczyć samego
siebie." Trudno o większą naiwność!
W skrajnym przypadku za racjonalne działanie może być
uważana eksterminacja albo zmuszanie do niewolniczej pracy
ludzi uznawanych za pod-ludzi, przerabianie ich ciał na mydło,
zabijanie chorych psychicznie, podejrzanych moralnie, wrogów
narodu lub ludu, albo biednych, eksperymenty medyczne na
bezbronnych ofiarach, zmuszanie do walki dzieci i inne akty
przemocy...A w czasach pokoju niewidzialna ręka rynku w sposób
równie niewidzialny dławi lub zabija miliony ofiar. (Jest to
prawdziwa babilońska niewola).
Kiedy zaś wynikające z wyzysku nierówności społeczne
pogłębiają się, nadchodzi rewolucyjna rzeź i rytualny upust krwi,
w wyniku której zmienia się najczęściej jedynie dostęp do koryta.
Skrzywdzony i poniżony człowiek, któremu odbiera się prawo do
godnego życia, a czasem nawet do życia w ogóle, staje do walki,
którą manipulują zręczni i bezwzględni przywódcy.
Hegel nazywał to chytrością rozumu, który ma się przyczyniać
do rozwoju ludzkiej wolności, posługując się owymi przywódcami
jak marionetkami. Taki przywódca ma prawo na swej drodze
"zadeptać niejeden niewinny kwiat", a sam jest postacią
tragiczną, bo ta sama siła, która go użyła, niszczy go. To miłe
złudzenie rozumności. A jak miło było, modyfikując nieco jego
teorię, zarżnąć jakiego arystokratę, burżuja, albo kułaka. Czy ktoś
jednak, spytajmy retorycznie, widział kiedyś wolność, która byłaby
rzeczywistym wyzwoleniem człowieka i nie wiązała się z przemocą
i z upokorzeniem?...To jest historia.
Człowiek potrzebuje do życia wspólnoty z innymi ludźmi,
ale rzekomo racjonalna więź, jaką tworzą państwo i społeczeństwo,
to tylko struktura społecznego zniewolenia (inwigilacja, ogłupiająca
reklama, przymus ekonomiczny lub polityczny, zideologizowane
prawo, terror obyczajowy lub moralny), przed którym nie mamy
dokąd uciec. Demokracja, lepsza może niż jawny, mongoidalny
zamordyzm, jest dla tej struktury powszechnego zniewolenia
i ogłupiania jedynie parawanem. Zawsze chodzi o interesy
pewnej grupy ludzi chronione przemocą.
Wiadomo, że system stymuluje i manipuluje potężnie.
Dlatego mówi się dzisiaj obrazowo o wyścigu szczurów.
Mamy rywalizować o dobra materialne, o władzę, albo o wpływ
na decyzje innych, a często nawet o możliwość samego
przeżycia. Nikogo nie obchodzą rzeczywiste zdolności,
wrażliwość, ani inteligencja, o ile nie zostaną one odpowiednio
zhandlowane.
Ci, co mają zbyt wiele, nie dzielą się z innymi. A kiedy
nadchodzą kryzysy, ludzie pokazują swe kły i stają się
często ludożercami (gotowi są zaszczuć, albo zagryźć nawet
lekarza, który ratuje im życie), a demokratyczne państwo
pokazuje, że jest przede wszystkim aparatem przemocy.
Obecna "pandemia" odsłania pewną inną demoniczną
cechę życia społecznego. Pod porządkiem prawnym
ukrywa się wszechobecny chaos, a potrzeby, o które
społeczeństwa powinny się troszczyć, zostały zepchnięte na
margines. Dlatego nawet w bogatych krajach służba zdrowia
okazuje się niewydolna, a ochrona socjalna ludzi słabych,
i chorych jest fikcją. U nas minister zdrowia przekonywał
niedawno, że głodowe racje żywnościowe w szpitalach
wzmacniają jedynie altruizm rodziny, która przynosi chorym
jedzenie i sprawiają, że pacjenci nie blokują łóżek, a nie
wpływa na samą terapię. Teraz zaś uważa testy, nawet dla
lekarzy, za całkiem niepotrzebne marnotrawstwo. Ten
wielce zatroskany człowiek ma charyzmę i ludzie wierzą
w jego pozorowane działania.
Ingerując w naturę, niszczymy samym sobie przyjazne
środowisko do życia, a udręczając miliardy czujących istot,
których ciała przetwarzane są w przemysłowy sposób,
naruszamy jako gatunek porządek natury. Religie i ideologie
oplątują nas siecią złudzeń, skłaniając do interesownej
albo brutalnie fanatycznej wiary, która służy interesom
władzy, albo pomnażaniu zysków.
Ponieważ w życiu jest wiele cierpienia, jest też wiele niepotrzebnych
konfliktów, których można byłoby uniknąć, gdyby ludzie się wzajemnie
słuchali, a nie tylko w zaślepieniu wytaczali własne racje i decydowali
za innych. Chcielibyśmy żyć wygodnie i bezpiecznie, i w poczuciu,
że mamy do tego prawo i nikt nie będzie nam odbierał naszego spokoju.
Dlatego uważamy, że jeśli kogoś dotyka nieszczęśliwy los, to sam jest
temu winien i staje się dla nas intruzem, który się naprzykrza, albo kimś
obcym, kto powinien zostać wykluczony, albo zadeptany, jeśli nie
kozłem ofiarnym.
Dawno już i słusznie pisano o iluzji w rozpoznawaniu wartości
i związanym z tym poniżeniu wartości wysokich. Wartości utylitarne
stały się najważniejsze, uważa się je często za jedynie realne,
a szlachetność życia, wyrażająca się w tworzeniu kultury, filozofii
czy sztuce, ale i często w codziennym życiu tak zwanego prostego
człowieka, o ile ma on jaką taką wrażliwość, jest tylko przedmiotem
szyderstw. Kulturę tworzą przecież nieudacznicy. Jak powiedział
ostatnio nasz światły minister, dobrze, kiedy część z nich, którzy nie
zapracowali na sukces, umrze z głodu. Czerwoni Khmerzy mieli
może więcej szczerości, uważając, że osobę noszącą okulary
' należy uśmiercić.
To o czym napisałem przed chwilą, siłą rzeczy skłania raczej
do podejrzliwości i lęku, który zresztą wykorzystują tyrani, ukazując
oczywiście ich przyczyny i potrzebę ograniczania wolności w
inny sposób. Znamienny był wywód pewnego studenta z Chin,
który po moim wykładzie napiętnował przekonanie, że nie należy
stosować kary śmierci z powodów humanitarnych. Jego przykład
dotyczył oczywiście wojny. Jeśli żołnierz nie będzie słuchał
rozkazów, to dyscyplina upadnie. Dlatego opornych, albo
nadmiernie wystraszonych, należy rozstrzelać. Ten bardzo
subtelny i kulturalny człowiek, który doskonale wczuwał się
w przedmiot filozoficznego wykładu, przeoczył różnicę między
pokojem, a stanem wojny. Wolałbym rozmawiać z nim o estetyce
układania kompozycji kwiatowych, niż o ludzkiej wolności.
Ale, czy nasza ceniąca rzekomo indywidualizm i ludzkie życie
współczesna kultura nie zakłada, że dla pozyskania wpływów
na świecie wolno mordować ludzi w Wietnamie, w Iraku, w Libii
i w innych miejscach świata pod pretekstem wyzwalania tych,
których się zabija. Największym terrorystą świata był przecież
Bush junior.
Na pytanie, czy mimo wszystko, warto być ufnym, odpowiem,
że warto, ale nie porzucając krytycznego myślenia. A wartości,
których społeczeństwo nie ceni, można cenić w gronie bliskich
przyjaciół.
Jednak, kiedy nadchodzi Hitler, zawsze może zapukać i do
naszych drzwi. Ale pomijając już ten egoistyczny motyw, że
sami możemy stać się ofiarami systemu, jest jeszcze solidarność
z losem rzeczywistych ofiar. Dlatego nie możemy tak po prostu
tego przeczekać. Zabezpieczamy się przecież przed chorobami,
których horror spaść może na nas nieoczekiwanie. Temu w
skali społeczeństwa służyć mają podobno demokratyczne
instytucje.
Przyjaźni w złych czasach nie sposób przecenić. Więc kiedy
czujesz się zmęczony, albo zagubiony, albo masz wszystkiego dość,
to nie obwiniaj o to innych, a szczególnie tych, z którymi łączą
Cię uczucia, albo więzy przyjaźni, bo co Ci pozostanie
poza mściwą satysfakcją, że dałeś się pożywić własnej dumie i
nakarmiłeś własny lęk i że nagle osoba, którą może kochałeś, staje ci
się obojętna, wroga lub obca...Trzeba walczyć o swe prawa, czasem
nawet z bliskimi osobami, ale często ta walka jest niepotrzebna i
nie można zapominać, że ten, z którym walczymy, jest też
człowiekiem.
Nie ma jednego, wspólnego wszystkim sposobu doświadczania
życia. Jeśli myślisz, że tylko twoje własne poglądy na życie i emocje
są jedynie słuszne, to w sposób niezamierzony często krzywdzisz
drugą osobę. Warto zawsze spytać: Czy może jest trochę racji
w poglądzie, który ze wstrętem odrzucamy? Jakaś cząstka prawdy
przynajmniej...
To wiedział nawet Marek Aureliusz, który chociaż był cesarzem
i panem ówczesnego świata, był dumny z tego, że się "nie scezarzył."
"...Racja jest po twojej stronie, albo i nie po twojej" - perswadował
samemu sobie. Dlatego zawsze warto wysłuchać drugą osobę.
Niedługo wszyscy umrzemy, więc mamy okazję być życzliwi i
wzajemnie się wspierać, a nie niszczyć.
Wierzę w wolną od chęci dominacji przyjaźń, która nie odwraca się
od nieszczęścia i nie jest zawistna o chwile szczęścia bliskiej osoby,
ale potrafi się nimi cieszyć, życzy jej dobrze i gotowa jest jej przyjść z
pomocą. Wierzę w miłość, która nie jest grą hormonów, czy wyrazem
instynktu, ale dobrą wolą i współodczuwaniem, a czasem
poświęceniem...
Mam nadzieję, że te moje dość naiwne i szczere uwagi dotyczące
ludzkiego losu i postawy wobec życia, skłonią kogoś może do
zaczerpnięcia oddechu i chwili zastanowienia w czasie, kiedy
tak trudno zdjąć maskę...
- mówi starożytny buddyjski poeta - nie można
mu nigdy ufać. Chwile miłości, szczęścia i spokoju
nie trwają wiecznie. Bądź ufny jak dziecko, ale
pamiętaj o kolejnej przemianie.
Ten mój post sprzed trzech lat przypomniał mi dzisiaj
Facebook. Zaczynam już chyba trochę wierzyć w zrządzenia losu.
Ale oczywiście powstaje pytanie, dlaczego tak jest. Jeśli metafora
ta wyraża rzeczywiście istotną właściwość życia...Nie wchodząc
w buddyjskie głębie i prawo karmy, które powiada, że pewnie w
zeszłym życiu musieliśmy coś spsocić, można to chyba wyjaśnić
w dwojaki sposób.
Natura ma swe rygory i wszystko w życiu przemija i jest
naznaczone stratą i cierpieniem. Życie jest pełne energii i
ekspansywne, ale jego cząstką jest też rozkład. Tracimy nie tylko
rzeczy materialne, ale i najbliższe osoby, zdrowie, młodość i wiele
innych cennych rzeczy. A ostatecznie i samo życie. Czasem, w
chwili jakiegoś kataklizmu (jak teraz na przykład), spada na nas
coś nagle i dotyka wielu ludzi. To, mówiąc w skrócie biologia.
Każdy organizm żywy ma czas swego istnienia i ostateczny kres
jego przemian, i właściwą sobie możliwość rozwoju i odporność
na destrukcję. Oczywiście nauka ogromnie się rozwija i
możemy mieć spory wpływ na długość lub jakość naszego
indywidualnego lub gatunkowego życia, ale jest on wyraźnie
ograniczony. Jednodniowa ćma nie osiągnie nigdy wieku zółwia
żyjącego (podobno) pięćset lat.
Filozofie od starożytności przekonują do akceptacji tego
stanu rzeczy i do pogodzenia się z niedogodnościami ludzkiego
losu, w wyniku czego uzyskać mamy pogodę ducha i
spokój. Bardziej radykalny bywa mistycyzm, który uważa miłość
do bliskich i przywiązanie do życia za źródło cierpienia. Ale,
jak mówił Budda, nikt nie moze sprawić, żeby to, co przemija
nie przemijało, a to, co podlega śmierci, nie umierało.
A czego nie nadjadł lub nie pożarł ząb żarłocznego czasu
i choroby, to odbierają nam ludzie, którzy szaleją pod wpływem
namiętności, albo zachłannie realizują swój interes kosztem
innych, albo obojętnieją, a ich serca twardnieją. Seneka
z wielką wyobraźnią ukazał potęgę ludzkiej zachłanności,
prowadzącej do podbojów i siłę namiętności, odbierającej
człowiekowi rozum. Ale nie jest to jakaś filozoficzna konstrukcja,
służącą jedynie jałowej moralistyce, a opis faktu.
Ludzie ci toczą z innymi wojny, ukryte lub jawne, prywatne
lub publiczne, albo stwarzają system ekonomicznego i
politycznego zniewolenia, któremu nadają znamiona
racjonalności. Zmuszają też czasem do udziału w tych wojnach
miliony niewinnych ofiar. Czy można wyobrazić sobie coś
bardziej absurdalnego w swym okrucieństwie niż pierwsza
wojna światowa, którą toczyli ze sobą monarchowie krajów,
których lud marł z głodu? A zaraz potem była krwawa
rewolucja, stalinizm i nazizm. W XX wieku obawiano się też
dobrodziejstwa broni nuklearnej, a teraz uważa się naiwnie, że
produkuje się ją wyłącznie w celach odstraszania i dla zysku, i
że nigdy nie będzie użyta, bo "kto by chciał zniszczyć samego
siebie." Trudno o większą naiwność!
W skrajnym przypadku za racjonalne działanie może być
uważana eksterminacja albo zmuszanie do niewolniczej pracy
ludzi uznawanych za pod-ludzi, przerabianie ich ciał na mydło,
zabijanie chorych psychicznie, podejrzanych moralnie, wrogów
narodu lub ludu, albo biednych, eksperymenty medyczne na
bezbronnych ofiarach, zmuszanie do walki dzieci i inne akty
przemocy...A w czasach pokoju niewidzialna ręka rynku w sposób
równie niewidzialny dławi lub zabija miliony ofiar. (Jest to
prawdziwa babilońska niewola).
Kiedy zaś wynikające z wyzysku nierówności społeczne
pogłębiają się, nadchodzi rewolucyjna rzeź i rytualny upust krwi,
w wyniku której zmienia się najczęściej jedynie dostęp do koryta.
Skrzywdzony i poniżony człowiek, któremu odbiera się prawo do
godnego życia, a czasem nawet do życia w ogóle, staje do walki,
którą manipulują zręczni i bezwzględni przywódcy.
Hegel nazywał to chytrością rozumu, który ma się przyczyniać
do rozwoju ludzkiej wolności, posługując się owymi przywódcami
jak marionetkami. Taki przywódca ma prawo na swej drodze
"zadeptać niejeden niewinny kwiat", a sam jest postacią
tragiczną, bo ta sama siła, która go użyła, niszczy go. To miłe
złudzenie rozumności. A jak miło było, modyfikując nieco jego
teorię, zarżnąć jakiego arystokratę, burżuja, albo kułaka. Czy ktoś
jednak, spytajmy retorycznie, widział kiedyś wolność, która byłaby
rzeczywistym wyzwoleniem człowieka i nie wiązała się z przemocą
i z upokorzeniem?...To jest historia.
Człowiek potrzebuje do życia wspólnoty z innymi ludźmi,
ale rzekomo racjonalna więź, jaką tworzą państwo i społeczeństwo,
to tylko struktura społecznego zniewolenia (inwigilacja, ogłupiająca
reklama, przymus ekonomiczny lub polityczny, zideologizowane
prawo, terror obyczajowy lub moralny), przed którym nie mamy
dokąd uciec. Demokracja, lepsza może niż jawny, mongoidalny
zamordyzm, jest dla tej struktury powszechnego zniewolenia
i ogłupiania jedynie parawanem. Zawsze chodzi o interesy
pewnej grupy ludzi chronione przemocą.
Wiadomo, że system stymuluje i manipuluje potężnie.
Dlatego mówi się dzisiaj obrazowo o wyścigu szczurów.
Mamy rywalizować o dobra materialne, o władzę, albo o wpływ
na decyzje innych, a często nawet o możliwość samego
przeżycia. Nikogo nie obchodzą rzeczywiste zdolności,
wrażliwość, ani inteligencja, o ile nie zostaną one odpowiednio
zhandlowane.
Ci, co mają zbyt wiele, nie dzielą się z innymi. A kiedy
nadchodzą kryzysy, ludzie pokazują swe kły i stają się
często ludożercami (gotowi są zaszczuć, albo zagryźć nawet
lekarza, który ratuje im życie), a demokratyczne państwo
pokazuje, że jest przede wszystkim aparatem przemocy.
Obecna "pandemia" odsłania pewną inną demoniczną
cechę życia społecznego. Pod porządkiem prawnym
ukrywa się wszechobecny chaos, a potrzeby, o które
społeczeństwa powinny się troszczyć, zostały zepchnięte na
margines. Dlatego nawet w bogatych krajach służba zdrowia
okazuje się niewydolna, a ochrona socjalna ludzi słabych,
i chorych jest fikcją. U nas minister zdrowia przekonywał
niedawno, że głodowe racje żywnościowe w szpitalach
wzmacniają jedynie altruizm rodziny, która przynosi chorym
jedzenie i sprawiają, że pacjenci nie blokują łóżek, a nie
wpływa na samą terapię. Teraz zaś uważa testy, nawet dla
lekarzy, za całkiem niepotrzebne marnotrawstwo. Ten
wielce zatroskany człowiek ma charyzmę i ludzie wierzą
w jego pozorowane działania.
Ingerując w naturę, niszczymy samym sobie przyjazne
środowisko do życia, a udręczając miliardy czujących istot,
których ciała przetwarzane są w przemysłowy sposób,
naruszamy jako gatunek porządek natury. Religie i ideologie
oplątują nas siecią złudzeń, skłaniając do interesownej
albo brutalnie fanatycznej wiary, która służy interesom
władzy, albo pomnażaniu zysków.
Ponieważ w życiu jest wiele cierpienia, jest też wiele niepotrzebnych
konfliktów, których można byłoby uniknąć, gdyby ludzie się wzajemnie
słuchali, a nie tylko w zaślepieniu wytaczali własne racje i decydowali
za innych. Chcielibyśmy żyć wygodnie i bezpiecznie, i w poczuciu,
że mamy do tego prawo i nikt nie będzie nam odbierał naszego spokoju.
Dlatego uważamy, że jeśli kogoś dotyka nieszczęśliwy los, to sam jest
temu winien i staje się dla nas intruzem, który się naprzykrza, albo kimś
obcym, kto powinien zostać wykluczony, albo zadeptany, jeśli nie
kozłem ofiarnym.
Dawno już i słusznie pisano o iluzji w rozpoznawaniu wartości
i związanym z tym poniżeniu wartości wysokich. Wartości utylitarne
stały się najważniejsze, uważa się je często za jedynie realne,
a szlachetność życia, wyrażająca się w tworzeniu kultury, filozofii
czy sztuce, ale i często w codziennym życiu tak zwanego prostego
człowieka, o ile ma on jaką taką wrażliwość, jest tylko przedmiotem
szyderstw. Kulturę tworzą przecież nieudacznicy. Jak powiedział
ostatnio nasz światły minister, dobrze, kiedy część z nich, którzy nie
zapracowali na sukces, umrze z głodu. Czerwoni Khmerzy mieli
może więcej szczerości, uważając, że osobę noszącą okulary
' należy uśmiercić.
To o czym napisałem przed chwilą, siłą rzeczy skłania raczej
do podejrzliwości i lęku, który zresztą wykorzystują tyrani, ukazując
oczywiście ich przyczyny i potrzebę ograniczania wolności w
inny sposób. Znamienny był wywód pewnego studenta z Chin,
który po moim wykładzie napiętnował przekonanie, że nie należy
stosować kary śmierci z powodów humanitarnych. Jego przykład
dotyczył oczywiście wojny. Jeśli żołnierz nie będzie słuchał
rozkazów, to dyscyplina upadnie. Dlatego opornych, albo
nadmiernie wystraszonych, należy rozstrzelać. Ten bardzo
subtelny i kulturalny człowiek, który doskonale wczuwał się
w przedmiot filozoficznego wykładu, przeoczył różnicę między
pokojem, a stanem wojny. Wolałbym rozmawiać z nim o estetyce
układania kompozycji kwiatowych, niż o ludzkiej wolności.
Ale, czy nasza ceniąca rzekomo indywidualizm i ludzkie życie
współczesna kultura nie zakłada, że dla pozyskania wpływów
na świecie wolno mordować ludzi w Wietnamie, w Iraku, w Libii
i w innych miejscach świata pod pretekstem wyzwalania tych,
których się zabija. Największym terrorystą świata był przecież
Bush junior.
Na pytanie, czy mimo wszystko, warto być ufnym, odpowiem,
że warto, ale nie porzucając krytycznego myślenia. A wartości,
których społeczeństwo nie ceni, można cenić w gronie bliskich
przyjaciół.
Jednak, kiedy nadchodzi Hitler, zawsze może zapukać i do
naszych drzwi. Ale pomijając już ten egoistyczny motyw, że
sami możemy stać się ofiarami systemu, jest jeszcze solidarność
z losem rzeczywistych ofiar. Dlatego nie możemy tak po prostu
tego przeczekać. Zabezpieczamy się przecież przed chorobami,
których horror spaść może na nas nieoczekiwanie. Temu w
skali społeczeństwa służyć mają podobno demokratyczne
instytucje.
Przyjaźni w złych czasach nie sposób przecenić. Więc kiedy
czujesz się zmęczony, albo zagubiony, albo masz wszystkiego dość,
to nie obwiniaj o to innych, a szczególnie tych, z którymi łączą
Cię uczucia, albo więzy przyjaźni, bo co Ci pozostanie
poza mściwą satysfakcją, że dałeś się pożywić własnej dumie i
nakarmiłeś własny lęk i że nagle osoba, którą może kochałeś, staje ci
się obojętna, wroga lub obca...Trzeba walczyć o swe prawa, czasem
nawet z bliskimi osobami, ale często ta walka jest niepotrzebna i
nie można zapominać, że ten, z którym walczymy, jest też
człowiekiem.
Nie ma jednego, wspólnego wszystkim sposobu doświadczania
życia. Jeśli myślisz, że tylko twoje własne poglądy na życie i emocje
są jedynie słuszne, to w sposób niezamierzony często krzywdzisz
drugą osobę. Warto zawsze spytać: Czy może jest trochę racji
w poglądzie, który ze wstrętem odrzucamy? Jakaś cząstka prawdy
przynajmniej...
To wiedział nawet Marek Aureliusz, który chociaż był cesarzem
i panem ówczesnego świata, był dumny z tego, że się "nie scezarzył."
"...Racja jest po twojej stronie, albo i nie po twojej" - perswadował
samemu sobie. Dlatego zawsze warto wysłuchać drugą osobę.
Niedługo wszyscy umrzemy, więc mamy okazję być życzliwi i
wzajemnie się wspierać, a nie niszczyć.
Wierzę w wolną od chęci dominacji przyjaźń, która nie odwraca się
od nieszczęścia i nie jest zawistna o chwile szczęścia bliskiej osoby,
ale potrafi się nimi cieszyć, życzy jej dobrze i gotowa jest jej przyjść z
pomocą. Wierzę w miłość, która nie jest grą hormonów, czy wyrazem
instynktu, ale dobrą wolą i współodczuwaniem, a czasem
poświęceniem...
Mam nadzieję, że te moje dość naiwne i szczere uwagi dotyczące
ludzkiego losu i postawy wobec życia, skłonią kogoś może do
zaczerpnięcia oddechu i chwili zastanowienia w czasie, kiedy
tak trudno zdjąć maskę...
Głębszy oddech na pewno się przyda, zwłaszcza teraz. Dziękuję Ci za te słowa Nazumi :)
OdpowiedzUsuńA może ktoś to wszystko tak specjalnie ukartował i nałożyli nam te kagańce, żebyśmy nie mieli nic do powiedzenia (nie szczekali i szli równo i potulnie, dając się prowadziś jak na smyczy). Oby to nie był przedświt orwellowskiej rzeczywistości. Bo jakoś w tę stronę to wszystko zmierza.
Dużo dobrej muzyki! Wyższe wibracje to lepsza odporność, no i zdrowie :)
Dziękuję Lutano :-)
UsuńJa też mam niestety podobne obawy. Sytuacja sprzyja takim demonom. (:
Z muzyką teraz nie jest łatwo. Ludzie mniej wychodzą i wszystko im przeszkadza. Był na mnie nawet donos, że słucham flamenco (Paco de Lucia). Lubię dobre wibracje, które dobrze wpływają na zdrowie duszy i ciała :-)
Dziękuję :-)...Niestety to prawo rzeczywiście działa, a być na wszystko gotowym jest trudno, a nawet jest to chyba niemożliwe także w przypadku osób odpornych na przeciwności losu i silnych...Laozi pisał, że jeśli drzewo ma twarde gałęzie, to łatwo można je złamać, ale jeśli gałązki są elastyczne, to trudno to zrobić. Ta elastyczność to jednak zwykle bardziej cech kobiet, niż mężczyzn i może to być uwarunkowane hormonalnie...
OdpowiedzUsuńI ja słucham Paco de Lucia :) W takim razie proponuję muzykę reggae - otwiera serca, a gdyby to nie poskutkowało to sięgnij Nazumi po słuchawki, zawsze to cos i można się przy tym trochę pobujać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Reggae słucham od tysięcy lat, ale nie mogę tego robić przez słuchawki, bo nie mam na nie odpowiedniego wejścia. Miej ciepły i pogodny dzień :-)
UsuńNazumi, przecież wiem :) miałam tu na myśli dobroczynny wpływ reggae na twoich jakże "przyjaznych" sąsiadów. Reggae na full, bo jak to ich nie przekona to już nie wiem co to są za ludzie. Dzień miałam ciepły i słoneczny, dziękuję... choć tak jak Ziemia usycham z tęsknoty za życiodajnym deszczem, może popada jeszcze. Miłego i spokojnego weekendu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :-) Chyba dzisiaj ma już trochę popadać...
Usuń