Ostatnia przygoda Agaty Ch. (Opowieść z angielskiej mgły)


      Księżycowa mgła stwarza czasem 
mistyczną atmosferę, ale potrafi też
ukryć zbrodnię.
   Kto nie słyszał o Agacie Ch. 
słynnej pisarce? Podobno jedynie
Szekspir miał na świecie większą
sprzedaż, ale jego dzieła oprawne 
w półskórki albo w tanich
kieszonkowych wydaniach stawiano
często na półce i tam zasypiały
snem wiecznym. Jej powieści
czytano natomiast wszędzie, o każdej   
porze dnia i nocy. Istnieje chyba kilka 
biografii pisarki, a ona sama też 
wspominała swe życie. Niestety 
wszyscy przeoczyli zdarzenie, 
o którym chcę tu wspomnieć.  
    Była zima. Dzień raczej jasny,
niż mglisty. A nawet chwycił lekki
mróz. Agata spacerowała po parku
i mijając okoliczne jeziorka z
rozbawieniem czytała napisy 
ostrzegające przed możliwością
zarwania się lodu. Jeziorka miały
może metr głębokości. "British 
Safety." - mruknęła do siebie. Londyn 
męczył ją. I pewnie też nie wybrałaby
się na ten spacer, gdyby nie dziwny
list jaki otrzymała od pewnej Polki.
Dziewczyna napisała, że znajduje
się w śmiertelnym niebezpieczeństwie,
podała swój numer telefonu i zalała
się łzami prosząc o pomoc. "Nawet
całkiem inteligentna osóbka, tylko
brakuje jej trochę dobrych manier" -
pomyślała. W końcu jednak
przezwyciężyła oschłość serca i
wyrzuciła do kosza list, w którym
napisała, że jest pisarką, a nie  
Sherlockiem Holmesem.  Przy wyjściu
z parku jest czerwona budka 
telefoniczna. Po drodze w pałacowej
kawiarni wypije herbatę, skupi
myśli, a potem zadzwoni, ma nadzieję,
że nie do denatki.   
    Miss Barbara, rezydentka w
Zjednoczonym Królestwie, odebrała 
telefon i umówiły się w portugalskim
barze dla working class. To idealne 
miejsce na spotkanie, kiedy chcesz,
żeby nikt nie słyszał tego, co mówisz. 
    Kiedy weszła tam, od razu rozpoznała
blondynkę konsumującą porcję frytek
z keczupem w kąciku baru. Basia miała
na sobie wiśniowy sweterek i opędzała
się trochę od natrętnych spojrzeń
robotników pochłaniających jaja na  
bekonie. 
   - A więc to pani! - powiedziała starsza
pani. - Nie mam zbyt wiele czasu. Pięknie
wyglądasz moje dziecko, ale musisz
opisać mi wszystko w niewielu słowach.  
   Dziewczyna rozpłakała się. 
   - No dobrze, już dobrze...Chyba 
domyślasz się, że chcę ci pomóc.  
Więc o co chodzi? O jakieś narkotyki,
przemyt, te sprawy? - 
   - Dzwoni do mnie w nocy i grozi mi
śmiercią. - 
   - Chyba już muszę iść. To sprawa dla
policji. - 
   - Ale on mnie zabije! - 
   - Kto? -
   - Nie wiem, kto! -
   - Wyczuwasz w jego głosie coś
niepokojącego?  Myślisz, że mógłb
to naprawdę zrobić? - 
   - Śledzi mnie. - 
   - To dość typowe. Śledzi cię, a nie
wiesz kto. To banał!  Co w tym może 
być ciekawego dla pisarza? - 
   - Ale ja czytam pani książki...Jeszcze
raz proszę. - 
   - No i co z tego? Przecież wszyscy 
je czytają!...Podwójne frytki proszę. 
Aha i jeszcze kakao. 
   - Podaję, proszę pani. Coś do tego? -
   - Na razie nic...Basiu, don' t give up!
Musisz być dzielna. Jesteś bardzo 
ładna. A może to jakiś zboczeniec?
   - Chciałabym, żeby tak było...Nie,
to jest ktoś przerażający!
   - Mówi, że zabije i odkłada 
słuchawkę? - 
   - Nie odkłada. Jest przy telefonie
do rana. Przed świtem mówi:
Do jutra! - 
   - Zorientowałaś się, czy jest wtedy
w domu? - 
   - Nie...Stoi pod moim oknem w
budce telefonicznej. - 
   - No to masz chyba czas, żeby 
się z nim oswoić? Blondyn, szatyn, 
bruent, wysoki, przystojny, mały.
pulchny, chudy?  Interesująca
twarz? - 
   - Wygląda jak upiór! - 
   - To mało precyzyjne określenie...
Ale myślisz, że przyszedł tu za
tobą? - 
    - Jestem tego pewna! - 
    - Basiu, rzuciłam okiem na 
wszystkich.Tu go na pewno nie 
ma! - 
    - Basiu? -
    - Ach tak, zajrzałam do "Imion
słowiańskich", przepiękna książka. - 
    - Boję się. -
    - Tu go na pewno nie ma, Basiu. -
    - Ten Portugalczyk jest do
niego podobny! - 
    - Coś jeszcze podać Proszę 
Pani? - 
    - Nie bądź natrętny!  Już o to
raz pytałeś. Co teraz leci? - 
    - Amalia Rodriguez, proszę
pani. - 
    - Wpada w ucho. - 
    aściciel baru nie wyglądał
na mordercę. Miał może trochę
ponad 50 lat, ale był siwy 
i przygarbiony. Nie wyglądał 
nawet na Portugalczyka. Jego 
ruchy nie były miękkie, ale 
zamaszyste i kanciaste.
    - To raczej nie on. - powiedziała
starsza pani.
    Ale pomyślała coś zupełnie
przeciwnego. Oczy!  W jego 
przygasłych oczach igrał płomyk
obłędu. 
    - Zabieram cię stąd Basiu. 
Idziemy! - 
    - Nie zaczęła pani jeść frytek... -
    - Musimy stąd uciekać! - 
wyszeptała Agata i pociągnęła
dziewczynę za rękaw.
    Uspokoiły się dopiero w parku
patrząc na kaczki i łabędzie 
gromadzące się przy oczku wodnym. 
Było im trochę zimno, bo kurtki
pozostawiły w barze. Ale obie 
poczuły do siebie coś dziwnego
i rzuciły się sobie w ramiona. 
    Dopiero w kawiarni rozgrzały się. 
Autorka zamówiła taksówkę i
kazała kierowcy odebrać w barze
kurtki i przynieść je na miejsce. 
Oczywiście za dość słoną opłatą.     
Miss Barbara uznała, że jest to
bardzo lekkomyślne, bo prześladowca
z łatwością je odnajdzie. Ale 
Agata otworzyła na chwilę swą
torebkę. Był w niej rewolwer.  
    - Wracając do naszej rozmowy. -
powiedziała. - Piękną mamy dzisiaj
pogodę.-
    Taksówkarz zjawił się po dwóch
godzinach wściekły, bo Portugalczyk
robił mu trudności. Ale uspokoił go 
widok dwustu funtów. Sporo, jak
za dwie liche, wytarte kurteczki.  
Dopiły herbatę
    - Zostawiam cię tu Basiu. To 
dla ciebie jedyny ratunek. Zrobiło
się ciemnawo. Przejdę się przez
park. Mam ochotę karmić ptaki. 
B może się już więcej nie 
zobaczymy!  Ściągnę na siebie
jego uwagę, a ty w tym czasie
uciekniesz prosto na dworzec
autobusowy. - 
    - A jeśli postąpi inaczej? - 
    - Nie ma mowy! Zorientował się 
już kim jestem. Jeśli mnie zabije, 
będą o nim pisały wszystkie gazety.-
    - Nie mogę na to pozwolić
Pójdę z Tobą. - 
    - To bez sensu! Zabije nas obie. 
Z jego kieszeni wystawała żyłka.
Dusi swe ofiary. Śmierć będzie  
bolesna, ale szybka. Ja już i tak
się nażyłam. No i bądź co bądź 
cieszyłam się zasłużoną sławą.    
Czy wiesz, że tylko Szekspir lepiej
ode mnie się sprzedawał?  Ale
zobaczymy, co będzie za dwadzieścia 
lat. Wy, Rosjanie, rozumiecie chyba 
dobrze porywy serca. - 
    - Jestem Polką! -   
    - Tak, czy owak Europa Wschodnia. 
...Musisz mi jednak coś obiecać.
Nikomu nigdy nie wspomnisz o tym 
zdarzeniu.-
     Następnego dnia prasa doniosła
o zabójstwie jakiejś staruszki w parku
Hampstead Heath, w północnym 
Londynie. Denatka została uduszona
żyłką wędkarską w chwili, kiedy
po zmierzchu dokarmiała ptactwo
wodne. Nikt nawet nie domyślił się,
że może chodzić o wielką pisarkę,
choć była do niej z wyglądu łudząco  
podobna. Ale kto by się przejmował
samotną staruszką w demencji.
Wykorzystując jej śmierć ekolodzy
zauważyli jedynie, że nie należy
karmić ptaków frytkami, bo może
to im zaszkodzić.
     Z baru portugalskiego zniknął
właściciel.  Po odpowiedniej 
charakteryzacji wyglądał zupełnie
jak Agata Ch.  Nic więc dziwnego,
że zastąpił ją w jej roli odbierając
autorskie honoraria i spotykając
się z czytelnikami. Był nawet znacznie
bardziej sugestywny. Secret Service
pozbyła go się dopiero, kiedy 
zaczęła go podejrzewać o chęć
zastąpienia królowej Elżbiety. Agata
Mary Clarissa Miller spoczęła na
cmentarzu w r 1976, przeżywszy lat
86. W rzeczywistości była znacznie
młodsza.
    W Londynie spędziłem nie więcej
niż dwa lata mego życia buszując
po parkach i cmentarzach z bliską
mi osobą, u której mieszkałem. 
Na jednym z cmentarzy uwiodła nas
szara wiewiórka. Siedziała na
skruszałym nieco nagrobku  
pozując do zdjęć. W pierwszej chwili
nie zauważyliśmy mogiły obok.     
Była tylko przysypana ziemią i
jesiennymi liśćmi. Ale zwróciło 
naszą uwagę to, że do krzyża 
przymocowana była metalowa 
tabliczka. I tak odkryliśmy grób
Basi...Wszyscy kiedyś umrzemy, więc
kolejność w jakiej to nastąpi, nie
jest chyba najważniejsza. A do 
tego czasu cieszmy się życiem, bo
potem już nigdy nie zobaczymy
słońca.    
    


  
   
     


  






 



  


 












 





  
  
  



  


 


 

 









    

Komentarze

  1. Niestety, tak właśnie jest. Nawet teraz, mimo pozorów demokracji, u władzy są na ogół ci, którzy zagarniają zbyt wiele dla siebie, pozbawiając innych możliwości trochę mniej dotkliwego losu lub nawet możliwości uniknięcia śmierci głodowej. Wywołują konflikty i wojny, ogłupiają ludzi reklamą i zniewalają ich ekonomicznie.
    Mnie najbardziej bliscy są ludzie, którzy wolą być niż mieć, ale prawie wszystkiego ich się teraz pozbawia, a przecież nawet oni muszą jakoś przeżyć.
    Kiedy cierpienie życia staje się nieznośne ludzie pragną umrzeć, często obojętnieją lub psychicznie obumierają, inni buntują się i nie godzą na życie w ciągłej społecznej opresji. A przecież wystarczającą opresję stwarza sama biologia, niosąc ze sobą choroby, starość i śmierć.
    Czasem sami jesteśmy winni temu, że nie mamy czy nie potrafimy się z czego cieszyć, ale najczęściej tak nie jest. Życie bywa, a nawet może z samej swej istoty jest tragiczne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe, że mój dość lekki utwór, inspirowany wspomnieniami z Londynu, wywołał w Tobie głębszą refleksję. Ale, oczywiście ostatnie zdanie, nie pojawiło się w nim przypadkowo :-) Nie należę do sekty wrogów życia i cierpiętników...Ale też daleki jestem od optymizmu w stylu Keep smiling! Swoje w życiu przeszedłem, widziałem tragiczny los innych i dlatego doceniam wartość potencjalną życia, choć czasem naprawdę niewiele ono jest warte...

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Odkryłem niedawno swój paszport i podliczyłem, ile trwały w sumie moje pobyty w L. To jednak jest jakaś cząstka życia, choć rozłożona w czasie...na o wiele więcej lat.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty