Spotkanie z Rogatym (opowieść japońska)

                      
  - Kto raz zobaczył ducha, ten się boi 
ciemności. - powiedziała Pani Ogawa. - 
To chińskie przysłowie. -
    Wyglądała przez okno wiejskiego
domu patrząc na drogę prowadzącą
w stronę lasu. Ktoś nią właśnie szedł. 
Na razie był to tylko mały punkcik. 
    Keiko nie lubiła, kiedy Pani Ogawa
mówiła coś do niej odwrócona plecami.
Chciała jej nawet kiedyś o tym
powiedzieć, ale staruszka i tak by 
jej nie słuchała.  
    - To dziwne...Przed chwilą widziałam,
że ktoś idzie drogą, ale wpatruję się
w okno od jakiegoś czasu i ta postać
wcale się nie przybliża. - 
    - Może po prostu stoi w miejscu. -
    - Nie.  Cały czas idzie, ale się nie
zbliża. Połóż się już spać Keiko, a ja
jeszcze trochę popatrzę. -
    - Nie mam ochoty, ciociu. Uwielbiam
pełnię księżyca i chętnie bym na nią
popatrzyła, ale zasłaniasz całe okno. - 
    - W takim razie mam świetny pomysł. 
Chodźmy na spacer.  Chcę zobaczyć, 
kto to jest!  -
    - Ale o tej porze możemy spotkać 
duchy... - 
    - Duchy można spotkać o każdej porze.
Nie można tak ciągle leniuchować. 
Jesteś smutna Keiko i nic ci się nie chce. 
A świat jest taki ciekawy. - 
    Keiko założyła biały płaszczyk i wyszły.
Przeszły spory kawałek drogą w stronę
lasu. Księżyc oświetlał drogę i powoli 
zaczęły się zbliżać do postaci, którą 
Pani Ogawa widziała w oknie. Stała 
pod klonem, który zgubił już prawie
wszystkie liście...A właściwie, choć 
było to trochę upiorne, zwisała z gałęzi
drzewa.  Ale kiedy podeszły jeszcze bliżej
zobaczyły, że postać nie ma nóg i unosi
się w powietrzu. Dziewczyna trochę się
wystraszyła i miała ochotę uciec, ale 
starsza pani powstrzymała ją stanowczym 
gestem. 
     - Zobaczmy najpierw co powie. - 
     Duch powitał je przyjaźnie, składając
niezbyt głęboki pokłon i rzekł:
     - Trzysta lat temu była tu wielka 
bitwa. Zginęło mnóstwo szlachetnych rycerzy. 
Wszyscy się pozabijali. Ocalałem tylko ja, 
Rogaty. Nie miałbym siły ich pogrzebać, 
więc chciałem pójść do wioski po pomoc, 
choć na nic by się nie przydała - tak wielu
było poległych. Zaczęły się zlatywać kruki
i kanie, a także schodzić okoliczne psy, a 
mnie ogarnął smutek. Usiadłem na wzgórzu,
o tam na prawo!  i czekałem aż zapadnie
zmrok, żeby odebrać sobie życie. - 
     - No i co? - spytała Pani Ogawa.
     - Ale później pomyślałem, że skoro 
tylko ja przeżyłem, to muszę ułożyć utwór,
w którym opiszę, co się tu wydarzyło. Nosi
on tytuł "Zapiski o dziesięciu tysiącach 
śmierci."  Zajęło mi to kilkanaście dni,
a ponieważ byłem ranny, siły uchodziły
ze mnie i z powodu braku pożywienia 
umarłem z głodu.  Po śmierci postanowiłem
zaczekać, aż ktoś będzie tędy przechodził
i przekazać mu swój utwór do publikacji. 
Czekałem tutaj prawie trzysta lat, ale nikt
nie nadchodził.  Jakże się ucieszyłem 
widząc was. -
     - Trzysta lat to sporo. Nie nudziłeś się?
Dziwi mnie też to, że nikogo nie spotkałeś
- przecież codziennie wszyscy tędy chodzą. - 
zauważyła staruszka.
      - Wcale w to nie wątpię, ale mnie mogą
spotkać tylko ci, którzy mnie szukają. 
Oto mój rękopis. Wręczam go wam, uważając
mą misję za spełnioną. Mogę teraz spokojnie
opuścić ten świat. - 
     Tak też uczynił. Naprawdę trzeba wiedzieć,
kiedy zniknąć. 
     Keiko pobyła jeszcze na wsi dwa tygodnie,
a potem wsiadła w pociąg i wróciła do Kioto. 
Tam zaś odnalazła znanego wydawcę i 
przekazała mu tekst, nie zaglądając nawet do 
niego. Sceny bitewne nie bardzo ją interesowały.
Profesor Kobayashi wyjął z kieszeni marynarki
jakieś drobne pieniądze, ale nagle cofnął
rękę.
     - Tam nic nie ma. - powiedział surowo. 
     Keiko bardzo liczyła na drobną zapłatę,
choć sądziła, że tekst jest wart o wiele więcej. 
Zadzwoniła więc do swej przyjaciółki i 
opowiedziała jej tę historię. 
     - Niepotrzebnie to cię porusza. Prowadziliśmy
badania wśród duchów o zainteresowaniach 
literackich. Tylko jeden na sto potrafił coś 
napisać. Jak chcesz to pożyczę Ci trzydzieści
tysięcy jenów. To niewiele, ale na kilka dni ci 
starczy, jak przeszukasz jeszcze kieszenie swych
jesiennych ubrań. -
      - Dziękuję, ale moja ciotka bardzo się tym 
zmartwi... -  
      - Tak...ciotka. Oczywiście!  Wszyscy o tym
wiedzą, tylko ty nie. Pani Ogawa wczoraj 
późnym wieczorem wpadła do studni i utopiła 
się. Studnie o niskich progach działają na
niektórych delikwentów podprogowo i ci 
potykają się.  Mam mnóstwo takich sytuacji
w mojej praktyce terapeutycznej. Policja tam
węszy. Podejrzewają zabójstwo, ale nie mają
na razie dowodów. A może to jaki duch zrobił? -
zaśmiała się przyjaciółka. 
     Keiko poczuła, że musi tam pojechać i 
rozmówić się z Rogatym. Stała na peronie 
i usiłowała zebrać siły.  Ale nagle jakiś
wewnętrzny impuls pchnął ją pod koła 
pociągu. 
      Wakacje to piękna, ale i niebezpieczna
czasem pora...
    







    
    









 
















    









 




     
    























  
   
            

Komentarze

  1. To całkiem słuszny punkt widzenia. Kto wie, może nawet duchy boją się ludzi :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlatego trochę żartowałem :-) ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem też tego samego zdania- ludzi trzeba się bać. Najbardziej niebezpieczne stworzenia na ziemi.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty