Spotkanie, które nie mogło się wydarzyć...

     
     Psychologia społeczna nigdy nie pociągała
mnie jako dziedzina wiedzy, ale coś o człowieku 
i relacjach międzyludzkich jednak mówi.
 
     Jak w tym przykładzie. Ale, co zrobić kiedy 
małemu człowieczkowi wydaje się, że jest wielki?
Tu już wchodzimy w nieco bardziej subtelną 
psychologię.  Właściwie nic nie można zrobić. 
Można kogoś czasem upokorzyć, ale nie można
nauczyć go pokory. 
    Człowiek, któremu wydaje się, że zjadł 
wszystkie rozumy, poucza innych, albo
się na nich oburza. Czechow słusznie zauważył
kiedyś, że "mądry lubi się uczyć, a głupiec 
pouczać."   
   Ale jak może się nauczyć czegoś ten
kto jest przekonany o wyższości własnego
doświadczenia życiowego nad doświadczeniem
innych i nie potrafi tego drugiego nie tylko 
uszanować, ale nawet w ogóle zauważyć. Nawet,
jeśli jego Mistrzem był największy mędrzec
świata on sam pozostanie wtedy ślepy i głuchy.


     Kiedyś w ogrodzie botanicznym natknąłem
się na pewną artystyczną instalację. Leżała
tuż przed wejściem do różanego ogródka.
Była piękna jesień, w ogrodzie kwitły cudowne
kwiaty. Przyjąłem więc ją z mieszanymi 
uczuciami.  Ale to jeszcze nic...W innym miejscu, 
wśród wijących się pnączy ujrzałem inną 
instalację - dziecięcy grobek. Od śmierci 
mojej córeczki nie mogę spokojnie patrzeć
na takie rzeczy. Poczułem się więc w tym pięknym
miejscu osaczony przez wyobrażenia i myśli, o
których dawno zapomniałem. Przyszedłem 
tutaj oglądać kwiaty i słuchać ptaków, a 
nie medytować o śmierci i przemijaniu. 
      Byłem zły.  Co mnie obchodzi czyjaś   
koncepcja artystyczna, być może nawet
dość wątpliwa, jeśli nie tandetna. Później 
jednak uświadomiłem sobie, że ten świat nie 
może istnieć bez ludzi i że prawie zawsze w życiu 
jesteśmy atakowani przez coś, co stwarza 
dyskomfort, a czasem nawet opresję.  
     
     Kiedyś na moich przechadzkach po ogrodzie 
była ze mną osoba, którą z wzajemnością 
kochałem.  Być może wciąż ją tam widzę między
rabatkami. Ale kiedy zbliżam się do znanego 
mi miejsca zauważam krzątającego się kreta
i nawołujące się ochrypłymi głosami wrony. 
    Zbliża się zmierzch i z trudem bronię się 
przed myślą, że dzień gaśnie...Podchodzi do 
mnie młoda Japonka, uśmiecha się i prosi 
o zrobienie fotki.  Robiła to samo, co ja. 
Fotografowała kwiaty i trochę żeśmy się 
wzajemnie podglądali. 
     Spotkaliśmy się w pustce wieczoru. Nie 
można nawet powiedzieć, że bratnie dusze. 
Ale jej ciepło i serdeczność były zupełnie
wyjątkowe, i nawet uścisk dłoni na 
pożegnanie po rozmowie trwał długo. 
Nie wymienialiśmy się fotograficznymi 
trofeami. Rozmawialiśmy o zachodzie 
słońca.  Powiedziałem, że w letni dzień
wśród drzew to bardzo melancholijny 
widok. Ba to do pewnego momentu 
dość banalna konwersacja. O nic jej 
nie wypytywałem - dlaczego tutaj jest, 
jak długo jest, kiedy wraca, czy podoba
jej się muzyka Chopina.   
     - Smutny i piękny. - zauważyła. 
- Wszystko się kiedyś kończy, ale nasze
spotkanie...Czy nie jest cudowne? 
Pójdziemy gdzieś razem? - 
     Trochę zdziwiony jej entuzjazmem i
tym, że nie śpieszy się do następnego 
punktu programu odpowiedziałem, że 
zostanę chyba tutaj i posłucham muzyki 
zmierzchu. 
     - Jesteś chyba samotnikiem. - 
powiedziała z uśmiechem, który 
przywodził mi na myśl rzucanie 
czarów. A potem znikła we mgle.
(Z jej perspektywy oczywiście to
ja znikłem skręcając w boczną
alejkę).
     Wszystko w tym spotkaniu było
atypowe. W ogrodzie nie było nikogo
poza nami, co prawie się nie zdarza. 
Zawsze ktoś tam zagląda. Samo 
robienie zdjęć nie jest czymś, co 
mogłoby przyciągnąć czyjąś uwagę,
bo prawie wszyscy je w takich 
miejscach robią. Często zdarza się,
że ktoś mnie o to prosi, ale nigdy nie
nie kończyło się to w podobny sposób.  
Muszę tu dodać, że mój wygląd
nie przyciąga niczyjej uwagi
Co najwyżej jakieś nastolatki śmieją
się ze mnie w metrze albo zaczynają się
całować, choć na nie wcale nie patrzę. 
Być może przydarza się to czasem
starszym osobom. Z punktu widzenia
praw psychologii społecznej taka
rozmowa (nie opowiadam jej w całości) 
nie mogła się wydarzyć. Nie ma tu, że
tak powiem, żadnego punktu zaczepienia.    
Najwidoczniej prawa te nie są tak 
ugruntowane jak prawa biologii.  
Słowik lub kos nigdy przypadkowo nie
śpiewa... 
     Kiedy czasem mówię, że trzeba choć
na chwilę umieć zapomnieć o sobie,
mój starszy brat z właściwą sobie 
delikatnością wspomina o tym, że ważne
jest tylko to, żeby uniknąć demencji ;-)
Być może dlatego niedawno się ożenił. 
Razem łatwiej się o czymś pamięta. 
Podczas wizyty u przyszłej teściowej
jego małżonka zapewniła, że ma już
miejsce na pochówek dla młodej pary 
i że spoczną razem.  Ktoś może mnie
zaraz skarcić, ale nie potrafię być aż 
tak zapobiegliwym...
 
                 Zdjęcia 2 i 3 nazumi 13.  Dowcip rysunkowy pochodzi z jednej
ze stron internetowych.   

    
     

      

Komentarze

  1. Na moje pytanie: "A co zrobić, kiedy malutkiemu człowieczkowi wydaje się, że jest wielki?" odpowiedziała jednak pewna czytelniczka Facebooka (skąd pochodzi ten rysunkowy żarcik).
    "BO MIERZY RÓWNIEŻ PIEDESTAŁ"...Skojarzenia w necie bywają często nieco polityczne ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przypadkowo wykasowałem przed chwilą komentarz Ciężkolekkożyć o treści:
    "Spotkanie, które nie powinno się odbyć, rozmowa, która nie miała miejsca, myśli, które nie mają bytu :-)"
    Chciałem usunąć moją odpowiedź. Ale, jeśli przywracam wypowiedź Ciężkolekkożyć, to spróbuję i ją jednak przywrócić. Napisałem tak:
    "Gdyby to spotkanie i rozmowa nie odbyły się, to nie pisałbym o nich. Znam chyba moje życie lepiej niż niektórzy z moich czytelników. :-) Arystoteles napisał, że sztuka pisania polega na stwarzaniu pozorów prawdopodobieństwa. Tymczasem rzeczy, które wydarzyły się naprawdę, wydają się często właśnie nieprawdopodobne. A być może też czasami nie potrafimy ich dobrze opowiedzieć...To, że jakieś myśli mogą wydawać się komuś niemiłe, nie znaczy, że są nieprawdziwe. Nie spotkałaś nigdy osób zarozumiałych, które z upodobaniem pouczają lub karcą innych? Takich ludzi miał na myśli Czechow. Ja ich ciągle spotykam. Co można powiedzieć o osobie, która pisze, że tylko ludzie psychicznie ułomni źle znosili warunki w Auschwitz, bo nie mieli tak dobrze poukładane w głowie jak autor tekstu, który jest już wolny od wszelkiego lęku i nie zwraca uwagi na podobne drobiazgi? Kiedy mu się mówi o udokumentowanych traumach i psychozach, powiada, że ci ludzie mieli coś nie w porządku z głową. Jeśli ktoś opowiada podobne brednie z wielką pewnością siebie, to sam pewnie uważa siebie za geniusza. A czy jego myśli "mają byt"?

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedź tę chciałem usunąć, bo wydawała mi się zbyt obszerna. Nie tak aforystyczna jak Twoja. :-) Bardzo mi się to, co napisałaś podoba od strony czysto literackiej, ale nie uważasz, że zbyt wiele rzeczy przesądza? Ja uważam i dlatego musiałem zużyć trochę więcej słów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że raczej mało rzeczy jest przesądzone..., no może oprócz jednej, czy dwóch, może trzech jak np śmierć. Jedno czego jestem pewna, to, to, że nie ujdę z życiem;)), więc na chwilę obecną jedno dla mnie jest przesadzone;)

      Usuń
    2. No tak, trudno się z tym nie zgodzić. (: To bardzo przygnębiające, że jest śmierć...Oby była jak najdalej od nas. :-)

      Usuń
    3. Nie chciałabym być źle zrozumiana i odebrana...:)), ale dzisiaj akurat jestem jakoś wyjątkowo pogodzona ze swoją śmiertelnością:)).

      Usuń
    4. To bardzo smutne...Oczywiście nie samo pogodzenie.

      Usuń
  4. Oooo;)). A to odebrałeś mój komentarz tak, że zaprzeczam iż takie spotkanie miało miejsce i że znam Twoje życie lepiej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie napisałaś tak? Upał jest. Może źle zrozumiałem Twoją metaforę...Pisałaś chyba o rozmowie, a nie o spotkaniu. Nie napisałaś, że znasz moje życie lepiej, ale to chyba naturalna konsekwencja faktu, że mówisz o rozmowie, która nie miała miejsca.

      Usuń
    2. E tam;)). Jak słusznie napisałeś, znasz lepiej swoje życie niż niektórzy czytelnicy;). Zdecydowanie stawiam na Twoją wersje;) i ani mi w głowie wiedzieć lepiej od Ciebie;)).
      Komentarz był to tytułu wpisu, który bardzo mi się spodobał. Spotkanie które nie mogło się wydarzyć, a jednak się wydarzyło (W domysle). A ja pociągnęłam to dalej, rozmowa która nie miała miejsca , a jednak była i myśli, które nie mają bytu, a jednak nawiedzaja głowę. Codzienność, albo odswietosc ma liczne takie przypadki. Coś niby nie powinno się wydarzyć..., a jednak. Życie pełne jest takich "A jednak".

      Usuń
    3. No tak :-) ...Ja często opowiadam coś mojej mamie. Na przykład czasem, że ktoś mnie pochwalił. A mama nie dowierza...No to pokazuję jej w smartfonie, bo sobie już to przygotowałem. Jak ktoś napisał publicznie w innym miejscu, że dziękuje mi za cudowny blog, a była to osoba niezwykle poważna, to mama (która ma kłopoty ze zdrowiem) kazała mi to dwa razy przeczytać. Ale nie wiem, czy mi w końcu uwierzyła. ;-) Tak samo było z bliskimi mi osobami - dopóki nie zobaczyła mnie z nimi na ulicy, uważała, że być może nikogo takiego nie ma. Choć jest dla mnie bardzo miła i mówi czasami: "A co ci właściwie brakuje. Przystojny jesteś, nie jesteś debil..." I to mnie pociesza. :-)

      Usuń
    4. ;))) jak dobrze znasz swoją mamę i umiesz przewidzieć, a tym samym być przygotowanym. Bardzo podoba mi się, jak ktoś tak dobrze zna osoby swoje bliskie, wydaje mi się, że to bardzo dobrze świadczy o takiej osobie.

      Usuń
  5. Mieli coś nie w porządku z głową zanim trafili do Auschwitz. (: Jak rozmawiać z kimś, kto wszystko wie lepiej i ustawia siebie na piedestale osoby wyzwolonej duchowo dlatego, że być może kiedyś spotkał takie osoby? Ja też je spotykałem, ale z tego nie wynika, że sam jestem mądry. Z czym pewnie łatwo się zgodzisz. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałem Giewont, ale to nie znaczy, że jestem twardy jak skała i wyższy niż dolina. Dlaczego mam na wszystkich spoglądać z góry wspinając się przy tym na palce? Staram się być życzliwym i badać każdą rzecz z osobna, nawet jeśli w konsekwencji moja ambicja na tym ucierpi...

      Usuń
    2. Jak rozmawiać z takimi osobami? Ja zalecam brak rozmowy z takimi odobami;). Tzn takie jest moje podejście i moje stanowisko. Daruję sobie nerwy i czas na argumentował , myślę bowiem, że jeżeli osoba ma takie podejście i na piedestale siebie postawiła, to cokolwiek bym nie powiedziała, to nie zrzuci go/jej z tego piedestału, więc prozne me nadzieje;)

      Usuń
    3. Z tego co napisałeś wydaje mi się, że ambicja może cierpieć bardziej z powodu życzliwości. Ciężkie czasy bardzo dla ludzi życzliwych.. niestety.

      Usuń
    4. Zawsze były ciężkie. Ludzie lubią tych, którzy im schlebiają, a nie lubią przejawów wrogości. Według Arystotelesa, życzliwość to umiar pomiędzy tymi skrajnościami. Czasami trudno utrafić...Bywa też, że życzliwość odbieramy jako wrogość, skrywaną lub jawną. W środowisku naukowym jest mnóstwo tzw. zadufków, czyli ludzi uważających się za nieomylnych. Co nie znaczy, że nie zdarzają się ludzie o innych postawach.

      Usuń
    5. Tak, masz rację, zawsze były. Życzliwość, dla mnie, to w głównej mierze wyjście z myślenia "ja", "moje", a postawienie się na miejscu innej osoby i tego jak może to być zrozumiałe, odebrane, czy też co przeżyła ta osoba. Coś bardzo podobnego do "nie czyń drugiemu tego co Tobie niemiłe ". Niestety z tego co widzę i doświadczam, to zazwyczaj wszystko odnosimy intuicyjnie do siebie. Co ja bym zrobiła na jej/jego miejscu i w ogóle jak to;))). To bywa i pomocne, ale często bywa też zgubne takie myślenie i doprowadza do takich przypadków które przytoczyłes z piedestalem.

      Usuń
    6. Tak, często tak jest...Trudno jest nie patrzeć z własnego punktu widzenia. A przecież nie tylko ludzie, ale nawet koty i psy, które kochamy postrzegają świat zupełnie inaczej niż my. :-)

      Usuń
  6. Zgadzam się całkowicie...:-) Jest też bajka o koniku polnym i mrówce. Trudno byłoby całkowicie odrzucić i zapobiegliwość, troskę o jutro. Tyle tylko, że znam osoby, które nie są w stanie o to się zatroszczyć, mimo, że ciężko pracują. Czasy są bezwzględne...Niedawno Ikononicz wziął w obronę staruszkę, którą nowy właściciel chciał wyrzucić na bruk z mieszkania, w którym mieszkała niemal całe życie. Pytam studentów, jak tak można? A oni mówią, jeżeli ta pani była leniwa i nie zapracowała na lepszy los, to taki jej się należy. Mogła przecież więcej zarobić, no nie i kupić sobie mieszkanie ;-) Tylko jedna osoba zareagowała pozytywnie. Dziewczyna zapytała: A co, miała zostać prostytutką? Teraz bieda jet uważana za zawinioną, bez względu na okoliczności.

    OdpowiedzUsuń
  7. Znam też taką historię. Było sobie dwóch braci. Jeden zajmował się handlem bronią, został dyrektorem i był w trzech radach nadzorczych. Drugi został pracownikiem naukowym tzw. humanistyki i pisał artykuły i książki, uczył studentów. Pierwszy ma ładne mieszkanie i odłożył sobie sporo pieniędzy, które przydają się teraz do finansowania opieki nad chorą matką. Drugi mieszka w wynajętym pokoju, z którego za chwilę go wyrzucą i nie ma nic. To nie jest często kwestia zapobiegliwości, czy jej braku, ale tego, co dane społeczeństwo bardziej ceni. Bycie poetą mniej się opłaca niż handel. Nawet Rimbaud się w tym zorientował. Ale ja cieszę się też z istnienia poetów...

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzień zgasł ... jutro powitamy nowy !A właściwie to dziś tylko samotna latarnia przy ulicy światełkiem nocy krzyczy . Dobranoc nazumi13 pchły na noc . Dobrze śpij , wygodnie śnij i pisz :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeszcze tu trochę posiedzę i może zobaczę nowy dzień , jak namiętnie oddaje się świtowi przed wschodem słońca . Sen gdzieś mi się zawieruszył :(

    OdpowiedzUsuń
  10. W takim razie życzę Ci, żeby powrócił :-)...A sobie, żeby mnie mgły nie gryzły...Pchły...:-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty