
Może jeszcze, a może już nie było mnie na świecie kiedy wydarzyła się ta historia. Słuchałem pierwszej części "Das Wohltemperierte Clavier" Bacha zwracając uwagę na pewne kwestie metafizyczne, które uchodzą zazwyczaj uwadze wykonawców, kiedy błyskawica przeszyła niebo a piorun spopielił topolę za moim oknem. Zrobiło to na mnie takie wrażenie, że zapomniałem o różnicy między preludium a fugą, a w chwilę potem zapadłem w głęboki sen. Obudziłem się z wyraźnym poczuciem żałoby, a potem przypomniałem sobie, że trzy dni temu umarła moja matka. Jednak było to złudzenie pamięci, ponieważ moja matka nie żyła już od trzech lat. Nikt mi nie współczuł z powodu jej śmierci, ale miałem jeszcze kota. Niestety wybiegł na ulicę i przejechał go samochód. Jedyną istotą, która przeżyła był pająk. Każdego wieczoru, kiedy po powrocie do domu pochylałem się nad zlewem uciekał spłoszony dokładnie w to samo miejsce za kuchenną szafką. Całkiem możliwe, że nie był to ten sam pająk, tylko jego syn, a nawet wnuk, ale pojawiał się z pewną nieuchronnością. Nic dziwnego, że stał się mi bliski. Moja kotka nie polowała na pająki, raz tylko upolowała ćmę. Pogryzła ją i wypluła. Zdarzenie to przejęło mnie niewyrażalnym smutkiem. Po przebudzeniu powróciłem do najpiękniejszego preludium z całego cyklu. W chwilę potem znowu spadł deszcz a jego krople zdobiły kontrapunkt fugi. Do pokoju wszedł Duch i powiedział: "Już czas!" Jutro miał być jakiś nowy dzień, ale chyba go nie było. Nic już nie było.
Którejś nocy na jeziorku zobaczyłem łabędzia. Był samotny i czarny, tak że prawie nie odróżniał się od mroku. Podpłynął na chwilę do mnie. Chciałem go sfotografować, ale jego skrzydła tworzyły kir i tylko czerwony dziobek z białym zakończeniem był trochę lepiej widoczny. Wiał jesienny wiatr. "Gdzie jest moja Eurydyka?" - spytałem. "Tam" odpowiedział głos wskazując na przesycone wilgocią liście pokrywające ziemię. Obejrzałem się za siebie, ale nikogo nie było.
Komentarze
Prześlij komentarz