Senna opowieść




              

        
            Życie ludzkie okryte jest jakąś tajemnicą, a ludzie bywają bardziej od siebie oddaleni niż najodleglejsze gwiazdy i galaktyki. A jednak łączy ich czasami nie tylko przypadek, ale i poczucie bliskości, prawdziwe lub pozorne, często całkiem niezrozumiałe dla innych. Ale nie znamy przecież nawet samych siebie. 
       Czy wszystko jest jedynie złudzeniem i wydaje nam się inne niż jest w istocie? Gdyby tak było, to człowiek kochałby, nienawidził, zdradzał i zabijał  jak we śnie, a w chwilę potem o tym zapominał, a nawet nie wiedział czasem, czy żyje. Ale chociaż wielu ludzi żyje w taki sposób nie znając przyczyn ani konsekwencji własnych działań, to jednak zdarzają się ludzie bardziej świadomi własnego istnienia. 
       Jesień minęła tak burzliwie i szybko, że chłód i surowość zimy wszystkich zaskoczyły. Nie wiedział już jak ratować Noriko z opresji. Znikała czasem na długo i nie mógł jej odnaleźć, ale później zawsze się odnajdywała. Czuł jednak, że kiedyś nie wróci i że nie będzie można na to nic poradzić. Więc chociaż była jego jedyną radością, ta radość chyba najbardziej go zasmucała, jakby tracił przy niej poczucie własnej nieśmiertelności. W jej twarzy jak w lustrze widział samego siebie. Nikt nie był taki jak ona. Jej najdrobniejsze gesty, które tak kochał, wydawały mu się kruche i mimo woli pogrążał się w żałobie, która miała dopiero nastąpić. Kiedy była smutna przynosił jej chryzantemy "prosto z ogrodu" z czego tak ładnie żartowała. Nie były może godne ceremonii z Cesarskiego Dworu, ale wprawiały ją w dobry nastrój. 
       W ten zimowy, mroźny dzień nie był z nią myślami. Śnieg padał od samego rana, ale pod wieczór wyszło słońce i dziewczyna szła przez las, jakby straciła zupełnie orientację. Kiedy ją znaleziono leżała przytulona do śniegu, okryta ciemnymi włosami, wtulając głowę w dłonie, a jej spódniczka była zbyt krótka aby zasłonić odsłonięte uda. Na nogach miała białe rajstopy i czarne szpilki. Nie było wiadomo, czy jest w rozpaczy, czy była pod wpływem jakichś substancji wpływających na świadomość, a może ktoś wziął ją za prostytutkę i zamordował. Ale wszyscy komentowali, że wygląda pięknie i że zdjęcie jest dość tajemnicze. Kiedy je zobaczył na stronie poczuł nagły skurcz serca. To była jego Noriko. Nie mógł stale jej chronić. Miał coś do zrobienia w życiu, poza tym obiecał, że nie będzie jej kontrolował, a nawet nie chciał o wszystkim wiedzieć. Ale może dlatego  t o  się stało i jego Marzycielki już nie ma i nigdy więcej jej nie zobaczy. 

       Od razu stał się głównym podejrzanym. Ponieważ nie miał zwyczaju kłócić się z kimkolwiek przyznał się do winy. Powiedział, że mógł nie wiedzieć, co robił tego wieczoru i że zna procedury - jako najbliższa osoba siłą rzeczy jest najbardziej podejrzany. Ale śledczy wypytywali go o szczegóły, których nie potrafił podać i podali w wątpliwość jego szczerość. To lekceważenie zabolało go.  Może uważali, że nie był jej dostatecznie bliski, ponieważ jest starszym, nikomu bliżej nie znanym człowiekiem, nie jest towarzyski i niewiele posiada. Już widział swą historię pod nagłówkiem krzyczącym "Tragednia w lesie. Podstarzały kochanek zamordował piękną dziewczynę". Powiedzieli tylko, że jak będą go potrzebowali, to go powiadomią. Miał nadzieję, że chociaż napomną go, żeby nie opuszczał rejonu Kioto, ale widocznie wydawał się im zupełnie niepotrzebny. 
         Przypomniał sobie ostatnią rozmowę z Noriko. Mówił coś do niej, ale go nie słuchała i była jakby nieobecna. Czuł, że mogło spotkać ją coś nieprzyjemnego, albo, że kogoś poznała. Jednak była tylko nieuważna, więc myślał, że może nie ma powodu jej niepokoić i zapyta ją o to, kiedy wróci. 
     Ona też nie chciała wszystkiego o nim wiedzieć. Nigdy go o pewne rzeczy nie pytała. Nigdy też nie powiedziała, dlaczego chce z nim być. Tylko kiedy po lampce wina słuchali razem koncertów Mozarta zdarzało jej się popadać w uniesienie, kiedy muzyka stawała się dramatyczna, albo smutna:  "Kocham Cię bardziej niż kogokolwiek innego na świecie. Bardziej niż ojca i mamę...i Kikuko". Wydawało się, że nie mogła kochać nikogo bardziej niż Kikuko i nie potrafiła pogodzić się z jej stratą. 
     Przypisywał to wyznanie działaniu alkoholu i pewnemu rozrzewnieniu, jakie wywołuje czasem muzyka. Mozart nie smucił się długo - po najgłębszej melancholii potrafił w jednej chwili dać się porwać  najbardziej żywiołowej radości. Noriko jednak walczyła z okrutnym losem i własną słabością i interpretowała jego minorowe utwory w duchu własnego heroizmu. Robiła postępy, ale zaczęła siebie oskarżać i musiał przelewać na nią całe swoje współczucie. Kładła głowę na jego piersi i skruszona powtarzała "Byłam potworem. Nie wiedziałam, co robię".  Czuła, że dawno już jej to wybaczył. 
       A może to było samobójstwo?  Ale, czy wtedy by go przesłuchiwano?  Samobójstwo wydawało mu się nawet czymś o wiele gorszym, ponieważ budziło z drzemki jego sumienie. Może czegoś nie zauważył?  Kiedyś opowiadała mu, że szła pijana przez park i osaczyły ją dwa "wilki" spuszczone przez strażników o wiele groźniejszych niż one.  Nie spytał, dlaczego w takim stanie szła po zmierzchu przez park i czy to naprawdę byli strażnicy, ani nawet, co się stało. Przyzwyczaił się do jej lekkomyślnych zachowań, rozmarzenia, melancholii i lęku przed ludźmi. Tłumaczyła je tym, że jej matka, która cierpiała na depresję, nigdy jej nie przytuliła. Za to ojciec był poczciwy i serdeczny, ale w domu nie miał nic do gadania.  
Może dlatego matka pozwoliła, aby kochanek jej starszej siostry uwiódł ją, kiedy miała dwanaście lat.  Chciała wydać Kikuko za mąż, a Noriko miała być dodatkową przynętą.  
      Czuł się coraz bardziej samotny a nawet uroił sobie, że może ona jeszcze wróci. Czasami myślał, że może mu się tylko śniła, ale psychiatra, z którym o tym rozmawiał, upewnił go, że była realną osobą. 
      Był to człowiek, którego łatwo byłoby pomylić z którymś z jego pacjentów dopóki nie usłyszało się tego, co mówi. 
      - Niepokoi mnie natomiast coś innego. - powiedział. - Pańskie przekonanie, że pan nie żyje. Zapewniam pana, że gdyby pan nie istniał,  to nie mógłby pan śnić. Czy fizyczny i psychiczny kontakt z kobietą nie przekonuje pana, że pan żyje?  Mnie by to przekonało. A ludzie na pana widok musieliby uciekać, nie wiedząc jakiego gatunku jest pan duchem.  Nie wszystkie duchy są dobrotliwie. 
       Roześmiał się udając, że bagatelizuje znane sobie dość dobrze objawy pewnego zaburzenia. 
      - No cóż!  Nie przywrócę pana do życia. Wypisałem panu receptę. 
      - A jeśli ona jest zjawą? -  
      - Widziałem jej zdjęcie w gazecie. Wyglądała całkiem realnie. Zjawy nie mają takiego  ciała. Ale to już trochę wykracza poza moje kompetencje poznawcze. Rozumiem, że trudno się panu pogodzić z tą stratą, może być pan całkiem załamany - zasadniczo nie zajmuję się leczeniem traum, jednak mimo wszystko mogę się zająć pana przypadkiem... Szczerze mówiąc wszyscy nasi bliscy jedynie nam się śnią. Moja żona też jest tylko moim snem - jest dokładnie taka jaką ją sobie wyobrażam i postrzegam, ale to tylko sen, naprawdę musi być zupełnie inna. Jednak do codziennego życia i zaspokojenia potrzeb to w zupełności wystarcza, choć mam nadzieję, że przed śmiercią ją jeszcze poznam. Chciałbym kochać rzeczywistą osobę, a nie tylko moje wyobrażenie.  Ona może też zechce tego kiedyś...
       Roześmiał się znowu. 
      - Co więcej, żona odnalazła w tym moim śnie właściwą dla siebie rolę. Godziła się na to, żebym wyobrażał ją sobie tak, jak ją sobie wyobrażałem. Kobieta często przyjmuje rolę wyznaczoną jej przez mężczyznę. Robi to zwykle całkiem nieświadomie.  
      - Tak, właściwie ja też nie znałem Noriko, a mimo to kochałem ją.  Ale mówiąc, że być może jest teraz, a nawet była wcześniej zjawą, nie to miałem na myśli.  
      - Mieliście przecież życie intymne. 
      - O tak!  "Z ust do ust sączyliśmy, drżąc, nasze dusze wezbrane".  
      - Zajmuje się pan pisaniem? 
      - To Rzymianin Petroniusz, był też poetą. 
      - To chyba ulubione zajęcie ludzi żyjących w starożytności, oczywiście poza handlem, ucztowaniem, wymierzaniem sprawiedliwości, żeglowaniem i mordowaniem.  Rzecz jasna, kiedy nie byli niewolnikami...
      - Nie chcą mi wierzyć. Dlaczego? 
      - No właśnie, szkoda, że pan nie pisze. Musi pan zacząć pisać dziennik umieszczając przy notatkach fałszywe daty i tam starannie zaplanować morderstwo z naciskiem na premedytację, a potem postarać się, aby go znaleźli. Jednak najpierw musi pan z kartki na kartkę zagęszczać złowrogi nastrój...Ale ja panu wierzę. Tylko musi pan regularnie płacić za wizyty. Nie znoszę zaległości w opłatach. Pacjenci nie zdają sobie sprawy jakie to nieetyczne!  
      - Dziękuję, zaczynałem już wątpić, że ktokolwiek mi uwierzy, ale Pan Doktor jest życzliwym człowiekiem.
      - Ale rozumie pan chyba, że pozbawienie życia zjawy trudno uznać za morderstwo?  Pana myśli są niespójne.  Poza tym oni potrzebują faktów.  Niestety ma pan mocne alibii. Czytałem o tym. Sprawę utrudnia też pana przekonanie, że pan nie żyje. Jak można sądzić kogoś, kto nie żyje, nawet jeśli jest złym duchem? 
      - Ona wiedziała, że nie jestem złym człowiekiem. 
      - Dlatego pan ją zamordował.  Z litości. Od dawna pan jej współczuł i nie potrafił pomóc. 
      Wyszedł z gabinetu z poczuciem, że lekarz go zwodzi. Najbliższe dni spędził na szukaniu Noriko.  Tęsknił za nią, a przy okazji może oni zauważą, że powrócił na miejsce zbrodni. Trzeciego dnia spadł śnieg.  Zobaczył wtedy dziewczynę idącą przed zmrokiem przez zaspy.  Nie wyglądała całkiem jak Noriko, ale wydawało mu się, że jest do niej podobna.  Ruszył za nią, żeby upewnić się, czy to ona. 
      Tym razem aresztowali go.  Był na miejscu zbrodni, której dokonano w identyczny sposób jak poprzedniego morderstwa.  Nie okazał skruchy,  a nawet wyraźnie się ucieszył.  Mówił, że teraz już chyba wierzą, że to on zabił swą kochankę. Jednak inspektor Nezumi nie dał temu wiary.  
      - Jest pan złym człowiekiem - powtarzał patrząc inspektorowi prosto w oczy.  - Może myśli pan, że mnie nie kochała?  Nie mogła kochać kogoś takiego jak ja, prawda? A może uważa pan, że nie jestem dostatecznie namiętny, żeby zabić z miłości?    
      Nezumi ziewnął. 
      - Przepraszam pana. Nie wypiłem porannej kawy.  
     
       

Komentarze

  1. To moja opowieść z 10 lipca. Ze względu na nadmiar wydarzeń w moim życiu ukończyłem ją dopiero teraz w drodze do domu trzęsącym autobusem i przechodząc przez jezdnię. Obawiam się, że nikt jej teraz nie znajdzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też jeszcze nie piłem kawy, jest północ, czytając tą opowieść miałem wrażenie, że to dzieje się dookoła mnie. Dobrze że już od dawna nie boję się niczego, dlatego spokojnie zasnę, a coś bardziej sensownego o tej pięknej opowieści napiszę po porannej kawie. Dawno nie było inspektora…

    OdpowiedzUsuń
  3. Biez wodki, nie razbieriosz 🙃
    Wczoraj nazbierałam sobie piołunu w celach leczniczych, ale podobno też nieźle odurza. Jak nieco odlecę, to może coś malowniczo skrobnę 🪶🖌️

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale nie gwarantuję... Gdyby tam leżało jakieś męskie ciacho, to inna rozmowa 🤩

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytanie tego opowiadania w dzień, jest równie ciekawe jak w nocy. Zamierzona deformacja rzeczywistości pokazuje jak groteskowe bywa życie, a umiejętnie wprowadzony suspens sprawia, że utwór czyta się do końca z zaciekawieniem i pewnym niepokojem. Jak zwykle niesamowita fabuła kryminalna i niezawodny inspektor Nezumi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja lubię, gdy ktoś moje myśli ubierze w słowa. I to tak pięknie i celnie... Odziu to właśnie zrobił. Dziękuję, Odziu 💮

      Usuń
  6. Dziękuję. I znowu ten piękny tajemniczy nastrój, w który wprowadzasz czytelnika. Zawsze łatwo rozpoznać, że opowiadanie jest Twoje, czuć rękę i myśl autora.
    W ten nastrój wpisują się prawdziwe ludzkie problemy i uczucia. Potrzeba bliskości i miłości, to czego pragniemy to druga osoba z którą idealnie się zgadzamy i rozumiemy. Nad taką miłością trzeba czuwać, żeby nie uciekła, bo nic nie trwa wiecznie. Nie dopilnował czuwania, choć na odległość, nad ukochaną i zniknęła. Zamiast cieszyć się gdy była, martwił się stratą na zapas. Gdy odeszła chciał, by chociaż uznali go za mordercę. Nie chcieli, był zbyt zwyczajny.
    Bo też jego ukochana była niezwykła, trochę nieuchwytna, lecz zawsze wracała a wraz z nią bliskość.
    Już nie wróci, zostanie pustka i wspomnienie, jak piękny obraz na zdjęciu w gazecie. Szuka woła, wróć moja muzo posłuchać Mozarta. Nie wróci.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty