Uwolnienie, opowieść z czasów rzymskich

                                                     Flora/mozaika z Pompejów 

   To, co zabawne, jest czasem bardzo smutne i nie wiadomo, śmiać się z tego, czy płakać, a może przejść obojętnie...Nie wiadomo też, czy to, co dawno minione, minęło naprawdę. 

     - Zapewne wiesz, Secundusie, jak bardzo cię kocham, ale jestem niewolnicą, własnością mego Pana. Widzisz tę obróżkę?  Ktokolwiek mnie znajdzie winien mu mnie zwrócić.  Tak głosi napis, który na niej jest. Przeczytaj go!

      - "Fugi, tene me; cum reuocuueris me d. m. Zonino, accipe solidum".  

      - Przetłumacz mi go, proszę. 

      - "Uciekłam. Ujmij mnie. Kiedy zwrócisz mnie panu memu, Zoninowi, nie poskąpi ci pieniędzy." I cóż z tego, Leśna Pszczółko, jeśli będzie trzeba zabiję go!  

      - Nie możesz tego zrobić. Nie uczynił ci nic złego. Prawo jest prawem. Jestem jego własnością. 

      - A jak się u niego znalazłaś?

      - Przywiózł mnie z targu, na którym mnie kupił. Zaglądał mi w zęby jak osłu. A potem w domu wypróbował.  Byłam taka młoda. W dzień miałam pracować w polu, a wieczorem kłaść się z nim do łoża. Ale na szczęście wygadałam się, że umiem czytać i poniechał mnie. Chciał tylko, żebym czytała mu księgi, a do służby Afrodycie wziął sobie inną dziewkę służebną.  

      - Tym bardziej go zabiję!  To starzec?    

      -  Tak!  Ma już ze czterdzieści lat...Ale ta dziewczyna umarła. I zaczął mnie niewolić.  

      - Po trzykroć zasłużył na śmierć!  

      - Zwróć mnie, proszę. Będziesz bogaty!  

      - Jestem bogatszy niż ci się zdaje. Moim bogactwem jest cnota...Na pewno mu nie stoi!  Pomagasz mu?

      - Czytałam mu stoików, szczególnie Chryzypa. 

      - A co ten powiada? 

      - Że trzeba przyjąć własny los, skoro tak chcą bogowie i natura.  To, co nas spotyka, wyda się obojętne,  jeśli tylko zdobędziemy władzę nad naszymi wyobrażeniami.  Zdaje ci się, że jesteś spragniony, a to tylko wyobrażenie, że niezaspokojenie pragnień jest złem cię uwiera. Lękasz się śmierci, a to jedynie dlatego, że masz o niej fałszywy sąd. 

       - No to, niech temu Zoninowi obojętne będzie, czy go pozbawię życia. A co robisz na tym pustkowiu? 

       - Szukałam leśnej studni, żeby do niej skoczyć. Nie chcę dłużej żyć. Ale zlękłam się zbójów.  

       - Tknęli cię?  Zabiję ich!  

       - Zdążyłam się schować, ale ugryzł mnie wąż, który wypełzł spod kamienia, więc uciekłam tutaj. Nie wiem nawet, czy żyję, czy nie jestem marą? 

       - Uszczypnę cię! - 

       - Auuu!...

       - Nie jesteś!  Widać nie był jadowity.  Jest wiosna, kwitną kwiaty i w okół roztaczają swój urok. Smutno byłoby, gdybyś teraz umarła, Słodka Nimfo...I ja musiałbym umrzeć z tęsknoty. Mogę cię pocałować? 

       - Gdyby mój pan się o tym dowiedział, zajeździłby mnie na śmierć. 

       - Więc umrze jeszcze raz i długo będzie konał! 

       - Gorsza jest Pulcheria, jego małżonka.  Każe mi kiedy starzec zasypia, przychodzić do swej komnaty i opowiadać, co z nim robiłam.  Ciągle to samo, więc muszę coś wymyślać, żeby ukoić jej gniew. 

       - A kiedy się gniewa bija cię? 

       - Każe mi siebie wylizywać jak suka swe szczenięta, a później wracać do mojego pana.  

       - Zaiste, krótki będzie jej żywot! 

       - Porwiesz się na niewinną niewiastę?  To matrona. Ma cztery córki i jednego chłopca imieniem Lucjusz, których wychowuje w cnocie. Ten gagatek bez przerwy mnie podgląda. 

       - Pocałuj mnie, Floro!  - powiedział jeszcze zbliżając się do niej, ale Anite zaczęła się wykręcać i odmawiać mu tej niebiańskiej rozkoszy. Prawie potknęli się o przydrożny kamień.  Był to starty czasu nogą nagrobek położony na rozdrożu. Secundus odczytał napis. 

       - Heie situs sum Lemiso, quem numquam nisi mors feiniuit labore. 

       - Mors to śmierć? 

       - "Ja, Lemizjusz, tu leżę, gdyż śmierć nareszcie wytchnąć mi od pracy pozwoliła"...Ale musisz mnie pocałować!  Ty - pierwsza, a przysięgam, że ich zabiję.  

       - Skąd nauczyłeś się mej mowy? 

       - Od mego wyzwoleńca Agatona.  

       - Kochasz go? 

       - Nie tak, jak ciebie.  

       - Przecież prawie się nie znamy. 

       Odpowiedział z dumą, że znają się już od trzech godzin i że pokochał ją na sam jej widok, a Agaton jest miłym chłopcem, ale żyje z jego bratem. On zaś nigdy go nie tknie, bo go nie ciągnie do chłopców, co byloby oznaką zniewieścienia.  Najchętniej zaczarowałby ją i umieścił wśród jasnych gwiazd na niebie, żeby się do niej modlić oczami, ale przyćmiłaby wtedy Wenus. 

      - A ty co tutaj robisz? - spytała wybudzając go z rozmarzenia. 

      - To długa historia. Kochałem pewną niewiastkę, ale ta z zazdrości rzuciła na mnie czary i zamieniła w odyńca, a wtedy ugodził mnie pewien myśliwy. 

      - I co było dalej? Jak wróciłeś do obecnej postaci? 

      - Opowiem Ci innym razem. Czas nagli. - Ale jeszcze Cię nie spytałem...Twój pan zna dialekt koryncki, czy dorycki? 

      - Mój Pan nie rozumie tego, co czytam, ale chce słuchać mego głosu. Nie rozumie też tego, co do niego mówię, więc nigdy nie słyszy słowa "Nie". 

      - A Ty nie mogłaś się nauczyć naszej lingwy? 

      - Znam ją lepiej niż Ty, ale wolę się nie ujawniać. 

      - Jesteś niema, a czytasz. Skąd u tego parszywca drogocenne papirusy? 

     - Mówię tylko, że czytam, nauczyłam się go na pamięć wraz z innymi dziełami, kiedy byłam w Aleksandrii. Jak coś zapomnę, to sobie dopowiadam, on i tak się nie zorientuje. Mam ze sobą inny zwój - to chyba fragment jakiejś księgi podatkowej. 

    - Zabiję go! 

    - Który to już raz? 

    - I tę jego oślizłą Pulcherię. 

    - Nie musisz. 

    - I utnę...

    Zmierzch nadchodził i poczęli szukać jakiejś jaskini, żeby spędzić noc. Dziewczynę szybko zmorzył sen, ale Secundus nie mógł zasnąć. Złościło go, że była taka bezwolna wobec swego pana, a jemu stawiała opór. Nie mógł jej nawet pocałować. Chciał ją posiąść kiedy zapadnie w głęboki sen, ale co pewien czas  poruszała się pod pledem, jakby śnił się jej jakiś koszmar. Zresztą, gdyby ją posiadł, stałaby się dla niego tym, czym była dla owego starca. Odganiał więc tylko pająki, które wchodziły na jej twarz oświetloną światłem pochodni. Nawet go nie zdziwiło skąd to światło pochodzi dopóki w półmroku nie pojawił się ogromny cień. Była to postać znacznie większa od człowieka, a kiedy się nad nim pochyliła zobaczył, że ma tylko jedno oko pośrodku czoła. Zaraz jednak olbrzym znikł, a dziewczyna obudziła się. Patrzył na nią z przerażeniem. 

      - Dobrze spałaś? - spytał. 

      - Miałam śmieszny sen. Przyśniła mi się bajka Ezopa. Pewien poczciwiec, a we śnie byłam nim ja, żył sobie spokojnie wraz z rodziną, ale popadł w nędzę i nie widząc wyjścia z tej opresji chciał zakończyć życie samobojem. Schwycił więc miecz i udał się w odludne miejsce, gdzie zamierzał odebrać sobie życie. Ale po drodze napotkał głęboką jaskinię Cyklopa, którego akurat w niej nie było i odnalazł w niej złoto, które tamten  schował. Szybko radość z odnalezienia skarbu stała się silniejsza niż strach, zabrał więc złoto i szczęśliwy, że wydobył się z hańby pobiegł do rodziny i dzieci pozostawiając w jaskini miecz.  A kiedy pojawił się w niej Cyklop i zobaczył, że nie ma w niej złota, przebił się tym mieczem. Wtedy obudziłam się. 

      - Nie mogę uwierzyć! - zawołał Secundus - Wiesz, gdzie jesteśmy?  

     - W jaskini Cyklopa? - roześmiała się i klasnęła w dłonie.  

     - Przed chwilą tu był. Musimy uciekać!  

     - A gdzież jego trzoda? 

     Secundus schwycił Anite za rękę i poczęli biec w kierunku wyjścia. Jednak nagle pociemniało i zderzyli się głowami z ogromnym głazem, którym olbrzym je zastawił. Ogarnęła ich głucha rozpacz i po omacku wrócili na swoje miejsce, gdzie wciąż jeszcze płonęła pochodnia.  Kiedy usiedli Secundus objął Anite, bo było już całkiem zimno i wreszcie udało mu się skraść jej pocałunek. Dziewczyną wstrząsnął słodki dreszcz, ale powiedziała:

     - Słyszałeś może jak przebiegły Odys wydostał się podstępem z groty Polifema?  

     - Zabił go! 

     - Nie, mój głuptasku.  Upoił go winem i pozbawił  oka, a potem ze swymi towarzyszami przywiązał się do podbrzuszy baranów i kiedy ten odsunął kamień, chcąc stojąc u wrót wyłapać tych, których wcześniej nie pożarł, gładził tylko baranie grzbiety...Jest tu pochodnia, którą można wrazić w oko tego tutaj. Ale nie chciałabym go krzywdzić, bo jest na to boska kara. 

    - Nie chciałabyś go krzywdzić? Ma i nas pożreć? 

    - I jest jeszcze jeden kłopot. Zdaje się, że on nie ma baranów.  Czekajmy więc do świtu, a okaże się, co ma się okazać. 

    - Przenigdy!  Zabiję go!  

    Nie wiedzieć dlaczego dziewczynę ogarnął śmiech, którego nie mogła powstrzymać, póki Secundus nie otamował jej ust językiem.  Co zdarzyło się potem, nie będę opowiadał. Obudzili się połączeni w miłosnym uścisku i zobaczyli, że ktoś nad nimi stoi. Czekali z zapartym tchem, kiedy olbrzym ozwał się, a jego głos brzmiał łagodnie i dobrotliwie:

    - Zawarłem wnijście kamieniem, żeby nie niepokoiły was dzikie zwierzęta.  Macie tu pożywienie i dwie czarki wina. Pokrzepcie się, a kiedy będziecie gotowi, ruszcie w dalszą drogę, ja tymczasem idę na łąkę i wrócę pod wieczór. Jeśli chcecie, możecie jeszcze zostać, ale na wiosnę jest tak pięknie, że szkoda każdego dnia. Pracowałem niegdyś w kuźni Hefajstosa i wykuwałem pioruny dla Zeusa, ale zastąpili mnie młodzi i teraz rozkoszuję się samotnością na łonie natury. - 

     Powiedziawszy to odszedł, a kochankowie rzucili się ku misom. A kiedy już zaspokoili swój głód i wypili wino, rzekł Secundus: 

     - To podstęp!  Na pewno ta bestia zaczai się gdzieś na nas. Nie możemy się stąd ruszać, a kiedy powróci - zabiję go!  Gdybym chociaż miał miecz... 

     - Siedź tu sobie jak chcesz, ja idę!  Niemiła mi teraz śmierć, ale nie widzisz jaki to dobry człowiek! 

     - Człowiek! - wykrzyknął - Nazywasz go człowiekiem?  Nie pozwolę ci odejść!

     I tak spierali się ze sobą do wieczora, aż Cyklop ponownie się zjawił, a słysząc ich podniecone głosy powiedział: 

    - Cudowny dzionek!  Wierzajcie mi, nawet śmiertelników taki dzień może przyprawić o zawrót głowy.  Domyślam się jednak, dlaczego jesteście tak markotni.  Nie kłóćcie się!  Kłócić się znaczy nie kochać.  Czy wyjawicie mi powód waszego sporu? 

    - On mówi, że jesteś potworem. 

    - Bo jest!   

    - Nie obawiajcie się.  Ty jesteś dla mnie zbyt niepozorna, abym mógł cię niewolić, a gdybym was oboje wziął na ząb, to byłaby to dla mnie jedynie przekąska.  Nie myślicie chyba, że jestem tak niezrozumny i dziki.  

     - Jestem tego pewien i nie zwiedziesz mnie pięknymi słówkami!  Mnie pożresz, a ją będziesz miał dla siebie.  Zabiję cię przy pierwszej sposobności. 

     - Po drodze są inne jaskinie, gdzie możecie spędzić noc. Ruszajcie więc!  A ja się zdrzemnę.  Świeże powietrze upaja. 

     Kiedy olbrzym położył się i zaczął chrapać Secundus schwycił pochodnię, ale dziewczyna, kładąc mu dłoń na czułym miejscu, pociągnęła go ku wyjściu. Wieczór był upojny.  Poszli przed siebie i po jakimś czasie niebezpieczeństwo minęło.  Nic jednak nie trwa wiecznie i nagle usłyszeli szczekające psy i ujrzeli ludzi z pochodniami.  Ktoś powalił ich i związał. A przywódca tej czeredy przerwał milczenie: 

      - Widzę, że jest tu moje słodkie stworzenie. Anite, to ja, twój pan, Zonino!  Jakże się miewa moja własność?  

      Anite rozpłakała się:

      - Daruj mi Panie, bo nie wiedziałam, co czynię. Szukałam studni, żeby w nią wskoczyć, a potem poznałam tego...

      - Niewolnika? Rzucę go na pożarcie psom. 

      - On jest szlachetnie urodzony. To syn Publiusza Maximusa.  

      - Zabiję cię! - wykrzyknął młodzieniec. 

      -  Publiusza Maximusa, powiadasz. Znałem go dobrze. Jego przyrodzenie dorównywało jego cnocie. Jeśli nie kłamiesz, to i twój gach będzie miał spore membra virilis.  Chętnie rzucę na nie okiem. 

      Secundus nie chciał go odsłonić, ale zmuszono go do tego. 

      - Wątpię. - rzekł Zonino - Ale może się przestraszył.  Zrób z tym coś! - rozkazał Anite. 

      - O nie, mój Panie, niczego nie tknę. Mój przyrodzony wstyd nie pozwala mi na to.  Nie jestem publiczną dziewką.  Ale przysięgam, że był niemały. Większy od...

      - A więc przy świadkach przyznajesz się do zdrady niemowo?  - przerwał jej Pan. 

     - Zabiję cię!  - 

     - Dobrze, mój mały. Pokaż, że jesteś mężczyzną i synem swego ojca. Rozwiązać go i dać mu miecz! 

     Secundus pochwycił miecz, ale nie miał siły go utrzymać. 

      - On nie może dźwigać. - wyznała z troską dziewczyna. 

      - Dać mu sztylet! -  rozkazał Zonino i obnażył pierś. Ale jej kochanek nawet się nie ruszył.  

      - A potem spotkaliśmy jednookiego olbrzyma. - powiedziała Anite. 

      Zonino roześmiał się. 

      - Twój ojciec spłodził cię chyba po pijanemu.  Wiesz po czym poznałem, że jesteś jego synem? Po jej oczach!  

      Tego już Secundus nie wytrzymał i chciał wbić sobie sztylet prosto w serce, ale ktoś go ubiegł i mu go odebrał.  I wszystko wróciłoby pewnie do starego, a chłopak umarłby z tęsknoty w poczuciu hańby. Jednak Jowisz, w trójcy Jedyny, obudził ze snu drzemiący wulkan.  Uciekali w trwodze, ale pomylili kierunek i zamiast się oddalać, zbliżali się ku morzu, aż lawa i popiół pokryły ich ciała.  Secundus zdążył jeszcze pocałować Anite i tak zastygli w miłosnym uścisku, a ich miłość zwyciężyła śmierć. Rozpustnego starca spotkała zaś kara.  I jak tu nie wierzyć w boską opatrzność?  Deus ex machina to wspaniały wynalazek - inaczej opowieść ciągnęłaby się w nieskończoność. Dlatego i my bądźmy wdzięczni, że życie się kończy...  

   

  

        


      

      

Komentarze

  1. Trójca kapitolińska, to Jowisz, Junona i Minerwa...

    OdpowiedzUsuń
  2. Cytaty zamieszczone w mojej opowieści pochodzą z książki "Rzymskie epitafia, zaklęcia i wróżby".

    OdpowiedzUsuń
  3. ...Wydanej w polskim przekładzie przez wydawnictwo Czytelnik w 1990 r. Wybrała je i opracowała Lidia Storoni Mazzolani w 1973 r, a przełożył Stanisław Kasprzysiak.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze mnie zastanawia jak wbić sobie sztylet prosto w serce, gdy kościsty mostek jest po drodze. Można zahaczyć też o żebra. To by była raczej jatka a nie romantyczna śmierć 🥴

    OdpowiedzUsuń
  5. Za długie na ten moment, przeczytam później.

    OdpowiedzUsuń
  6. Filozof Nezumi przytacza powyżej tę myśl stoików,
    która to myśl pogrzebała ludzki naród.
    Z bliżej niewytłumaczalnego powodu samoograniczenie staje się cnotą intelektualizmu.
    "... trzeba przyjąć własny los, skoro tak chcą bogowie i natura. "

    Tymczasem Bóg spotyka każdego z nas w tym miejscu, o którym marzymy.
    Realizujemy w ten sposób dana nam wolna wolę.
    Kłamstwo, ze tak chce Bóg jak powiadają stoicy zatrzymało zwykłego człowieka na samym dole, jednocześnie nazwano to cnotą.
    szatan ma rzeczywiście bardzo długie ręce, jeśli do dzisiaj ta "cnota" uważana jest za cnotę.
    Ciekawe skąd wynika ta niby mądrość intelektualna, ze tez natura chce dołować człowieka?
    Ba,
    skąd ta wiara, ze istnieje jakiś los?
    Daliście się zdołować szatanowi na samym dole. Nie oczekujecie intelektualnie już niczego.
    Tymczasem Bóg poprzez swoje Słowo nawołuje do wiary.
    Ja stworzyłem cały Wszechświat, powiada.
    Miej marzenia na miarę Boga.
    Stworzyłem Ciebie abys królował.
    To nie jest interpretacja Słowa Bożego, to jest słowo w słowo cytat.
    Gdy przychodzisz do mnie przychodźcie jak małe dziecko, pełne wiary, ze twoje marzenia spełnię - tak powiada Słowo.
    Gdy dziecko ma marzenia nie patrzy jaki jest stan kasy w domu.
    Dziecko ma marzenia niczym nie ograniczone.
    Przyjdz do mnie, powiedz mnie o swoich marzeniach, w co wierzysz.
    Więcej powiada do mas Bóg -
    przyjdź do mnie z wiara jakby dzisiaj były twoje urodziny.
    Czy rozmarzonemu dziecku w dniu tego dziecka urodzin, czy temu dziecku czegoś nie damy jeśli prosi nas w wierze ze mając niczym nie ograniczone możliwości - ze te marzenia spełnimy?
    Taki miłujący, pełny miłosierdzia jest nasz Bóg.
    To jest prawdziwa Filozofia -
    nałożone kajdany na marzenia człowieka pochodzą od szatana.
    Życzę każdej osobie miłości oraz cudownej Niedzieli jutro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za życzenia 🙂

      To, że zamieszczam jakąś myśl w mojej opowieści nie znaczy, że się z nią utożsamiam. Z całej tej opowieści nie tak trudno się zorientować, że nie...

      Moda na stoicyzm przyszła do Polski ze Stanów Zjednoczonych. Ja nie idę za tą modą. Ale wartość tej filozofii rozpoznaję od czasu moich studiów. Jak słusznie napisała kiedyś Karen Horney jakieś minimum stoicyzmu jest konieczne dla zdrowia psychicznego.

      Usuń
    2. Ja w moim życiu nie widzę żadnego powodu aby zastosować się do rady pani Karen Horney.
      Samo ograniczanie się niczemu dobremu nie służy.

      Usuń
    3. Głupota tego piszesz Danku leży w fakcie, że nie możesz cytować słowo w słowo „Słowa Bożego", bo to co cytujesz jest już właśnie jego wielokrotnie zmienianą interpretacją. Nie ma oryginału, wszystko to są kopie z kopii albo z przekazu ustnego, pełne zmian wprowadzonych w czasie upływu setek, a nawet tysięcy lat przepisywania. Nie mówiąc już o tym, że to są jedynie słowa ludzi, a przypisywane im pochodzenie boskie nie ma żadnego oparcia w faktach.

      Usuń
  7. Opowieść jak zwykle zawiera oprócz beletrystyki z masą wątków zabawnych, też kilka spraw do przemyślenia. Niestety cywilizacja zachodnia oparta na zdobyczach Cesarstwa Rzymskiego jak i również nasza bardziej wschodnia, zaistniały właśnie dzięki niewolnictwu. Mieszko nie zbudowałby podwalin pod naszą państwowość gdyby nie pieniądze ze sprzedaży podbitych innych Słowian jako niewolników. Podobno największy targ niewolników w naszej części ówczesnej Europy był w Pradze. Obecnie niewolnictwo jednoznacznie jest uznawane za złe, ale wtedy pewnie nikt sobie nie wyobrażał życia bez niewolników. To taka dygresja. Bardzo ciekawy ten wątek miłosny z niewolnictwem w tle i trochę seksu. 😉

    OdpowiedzUsuń
  8. Jedną z Czytelniczek, z którą miałem okazję rozmawiać, zgorszyła moja opowieść. Starałem się unikać nadmiernej dosłowności - tak jak pisano w antyku. Ale jak inaczej miałbym ukazać niedolę owej niewoli...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie gniewaj się, ale myślę, że nie udało Ci się ukazać tej niedoli (jeżeli faktycznie zamierzałeś ją ukazać). Samo słowo "zniewolenie" nijak nie oddaje niedoli poddańca. Napisałeś tu o zniewoleniu wpisując się w koncept całości, czyli jako bajkową opowiastke.

      Usuń
    2. Gatunkowo utwór ten przynależy do tzw. opowieści uciesznej i nawiązuje jako parodia do stylu tamtej epoki. Ale unikano wtedy poruszania kwestii niewolnictwa, która mnie osobiście porusza. Mógłbym napisać i nawet napisałem wstrząsającą opowieść, której tematem jest współczesne niewolnictwo. Nie opublikowałem jej jednak, bo zostałaby pewnie potraktowana tu tak, jak moje opowieści o nierównościach społecznych w XIX wiecznej Anglii.

      Usuń
  9. Tak jak wiele zagadnień, również i niewolnictwo można rozważać w różnych aspektach. Np to, że trzeba zarabiać pieniądze, żeby sobie kupić żywność czy ubranie. Przecież mogę mieć ogródek i hodować owoce i warzywa. Mogłabym hodować swinie i drób. Przecież tak było w przypadku moich dziadków. Ale oni i tak musieli kupić sobie masło, mleko, ubrania. Musiałabym mieć duże, dobrze rozwinięte gospodarstwo, żeby sprzedać co wyhodowałam i kupić te ubrania, masło i mleko. A i tak byłabym niewolnikiem - systemu wyceny produktów, które chcialabym sprzedać by kupić masło,... Jesteśmy w systemie. Czy można go nazwać niewolniczym? Chyba nie. Zawsze przecież potrzebne były zasoby do jedzenia ubrania i schronienia się. Zrodził się handel, czyli zależność. Jak jest zależność, może być niewolnictwo (rozumiem ją jako skrajną postać zależności wyzyskującej). Ale pracując jak pracuję, nie mogę nazwać się niewolnicą. Zgadzasz się?
    Niewolnicą to jestem raczej mojego potomka - muszę przy nim być, dbać o jego potrzeby, nie mogę od niego odejść i niczego właściwie nie dostaję w zamian! Czy potomek jest zatem moim Panem czy ... pasożytem? 😆

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pracą własną do wielkich pieniędzy się nie dojdzie. Lepsze jest już wykorzystanie cudzej pracy, ale to też ma swoje granice, dużo lepszy jest handel, typu tanio kupić drogo sprzedać. A najlepsze jest matactwo i złodziejstwo, to robi fortuny. Pierwszy milion trzeba ukraść, a najlepiej ukraść wszystkie. 😉 Obecnie neokapitalizm ze swoim zniewolonym „wolnym rynkiem" stworzył całą masę sposobów aby to robić zgodnie z prawem. Jestesmy w systemie, ale wszystko zależy od tego w którym miejscu. Czy pracownik najemny jest niewolnikiem? Teoretyczne nie, bo ma wybór, może sobie wybrać na kogo ma pracować. Ale praktycznie wyboru nie ma, bo pracować tak czy owak musi, jest niewolnikiem systemu, który służy innym do bogacenia się, również w nieuczciwy sposób.
      W różnych aspektach to najlepiej rozważyć siebie samego. 😀 Rodzina to nie forma niewolnictwa, tylko zestaw obowiązków, które sami nałożyliśmy na siebie ją zakładając. Każde decyzje mają swoje konsekwencje.

      Usuń
  10. Świat widziany oczyma intelektualistów jest prawie zawsze w czarnych kolorach.
    Nawet Goldi poddała sie temu niewolnictwu poprawności negatywnego widzenia świata.
    Tymczasem mozna chodzić codziennie z Bogiem w radości istnienia,
    cieszyć sie tym teraz tutaj życiem.
    Dzisiejszy świat stworzył doskonały mechanizm oszczędzania na okres emerytalny.
    Wystarczy tylko odkładać 5% z kazdego czeku na konto emerytalne.
    Ja jestem chodzącym przykładem, że ten mechanizm dziala doskonale.
    Normalny czlowiek nie potrzebuje kroci aby cieszyc się zyciem.
    Wystarczy, jesli do miesięcznej emerytury inwestycje emerytalne dokładają co najmniej $1,500 kazdego miesiąca.
    To tylko z całości inwestycji $300,000 na koncie.
    To zapewnia dodatek do końca zycia aby godnie żyć.
    Praca najemna jest najlepszą formą zarobkowania w dzisiejszych czasach.
    Zadnego praktycznie stresu.
    Praca na własny rachunek to codzienny stres.
    Urząd Podatkowy czyha aby przedsiębiorca zrobił pomyłkę w rachunkach - kary finansowe moga doprowadzić do bankructwa.
    A jeszcze gdy odważymy sie zatrudnić pracownika to jest dopiero ciężar.
    Tak jak mówię -
    jestem chodzącym przykładem ze praca najemna jest dobrodziejstwem dla normalnego czlowieka.
    Dodatkowo jest zapewniona godna emerytura jesli mamy na tyle oleju w głowie, ze od 30 roku zycia regularnie odkładamy na konto emerytalne aby miec dodatek do państwowej emerytury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obaj macie tutaj rację, i Ty i Odziu. Wiem, co przechodził mój brat prowadząc kilkudziesięcioosobową firmę. Jak mu wspomniałam, że też, chciałabym założyć własną firmę to powiedział, że "zobaczę jak to wspaniale jest mieć choć jednego pracownika!". Oczywiście powiedział to sarkastycznie.
      Takie są prawidłowości systemu, w którym żyjemy. Nie, nie patrzę w czarnych barwach. To właśnie wiara czyni mnie wolną.

      Usuń
    2. Danek
      Praktyczne to jak zwykle piszesz o czymś o czym nie masz pojęcia, czyli innymi słowy piszesz bzdury i robisz z siebie delikatnie mówiąc człowieka bez intelektu. Nie masz zielonego pojęcia jak wygląda świat ludzi nie pracujących najemnie. To, że Ty chodzisz do pracy dzień w dzień, aby zaspokoić wymagania pracodawcy, w radości Boga z głupim uśmiechem na twarzy, bez względu na czy jest powód do radości czy nie, nie jest dowodem, że to najlepszy sposób na życie. Bezstresowa praca najemna nie istnieje, oprócz spełniania cudzych wymagań z presją na wyniki, pod rygorem zwolnienia czy odebrania premii, podlega się presji tego, że pracodawca może znaleźć kogoś lepszego na nasze miejsce (a konkurenci knują) i do tego jest się uwiązanym na smyczy godzin pracy. Najemnikowi brakuję autonomii w podejmowaniu decyzji, ma ograniczony wpływ na to co może osiągnąć i brak możliwości samodzielnego kształtowania swojego życia zawodowego. Praca najemna wymaga przestrzegania cudzych zasad i regulaminów, co jest ograniczeniem osobistej swobody.
      Ja po przejściu na pracę dla siebie, odetchnąłem z ulgą, wcześniej przez 18 lat „obskoczyłem” kilkanaście zakładów pracy (państwowych i prywatnych) w poszukiwaniu lepszych pieniędzy na wypłatę (wtedy w Polsce awans na tym polegał) wszędzie było to samo, na lepszych stanowiskach kolesie, albo rodzina, a reszta tyrała za nich. Wszędzie presja i zagrożenie utraty statusu. Po przejściu na swoje pracuję według moich zasad i moich regulaminów, mam czas dla siebie kiedy zechcę, swój czas pracy ustalam sam, urlopu mam tyle ile mam ochotę mieć i wtedy kiedy zechcę. Wybieram to co mam ochotę robić, a odrzucam to czego robić nie chcę. Zarobki nie ma co porównywać, w pierwszym roku zarobiłem na godną emeryturę, na którą Ty Danku drogi ciułasz całe życie, a od martwienia się księgowością i urzędami miałem w rozkwicie działalności zatrudnionych księgowego i radcę prawnego, teraz to bez problemu i stresu sam to ogarniam. W Polsce jest z tym trochę gorzej, ale na zachodzie, szczególnie w US, nawet bankructwo nie jest jakimś nieodwracalnym problemem.

      Goldi, prowadzić firmę też trzeba umieć i nic nie przychodzi bez wysiłku, szczególnie na początku i najmowanie pracowników to faktycznie duże obciążenie, dlatego po osiągnięciu niezależności finansowej zredukowałem firmę tak, że pracownicy nie byli mi już potrzebni, ograniczyłem też do niezbędnego minimum kontrahentów, dbam tylko o starych klientów i to zupełnie wystarcza, aby nieźle zarobić gdy jest taka potrzeba. Obecnie pracować już nie muszę, ale że bez zajęcia życie jest dla mnie nudne i tak jakby mniej warte, to coś sobie „dłubie” gdy nam na to ochotę.

      Usuń
    3. Mój brat prowadził firmę, którą założył jego ojciec ( istniała przez 25 lat). To była piekarnia. Samemu nie dało się obskoczyć procesow wytwarzania i logistyki. W tej sytuacji redukcja pracowników nie wchodziła w grę. Nastąpiła takowa raz, gdy brat zautomatyzował linię produkcyjną (był informatykiem, więc na zaliczenie studiów napisał program do tej linii produkcyjnej i sam ją wdrożył).

      Usuń
    4. Wszystko zależy od profilu produkcji. Aby zrezygnować z pracowników najemnych, musiałem radykalnie zmienić ten profil. W piekarni chyba by się to nie udało, bo piekąc samemu trudno tam zarobić jakieś sensowne pieniądze. Trzeba produkować coś co jest drogie jako pojedyncza sztuka...

      Usuń
    5. Jubiler bez pracowników, to raczej usługi niż produkcja, ale mógłby być.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty