Mulista śmierć

              

             


     "Mdli mnie, kiedy pomyślę, że Szekspir jest Anglikiem

 i należy do tego odrażajacego ludu, który Bóg stworzył

 w przypływie gniewu. Cóż to za odrażający naród, cóż za 

odpychający kraj! Jak sztywno nakrochmalony, jak nudny, jak 

samolubny, jak ciasny, jak angielski! Kraj, który ocean dawno 

by już połknął, gdyby się nie obawiał, że dostanie od niego 

niestrawności..." (Heine, Dziewczęta i kobiety Shakespeare'a)

            

    Nie wiadomo, kto nadał Ofelii L. jej imię. Matki nie znała,a o ojcu nikt nie słyszał, przygarnęła ją jakaś inna kobieta, kiedy matka utonęła, albo została wrzucona do Tamizy, jednak wkrótce i ta kobieta umarła i Ofelia dostała się pod opiekę człowieka, który twierdził, że jest jej wujem. Była marzycielką, ale nawet nie przypuszczała, jak los spełni jej marzenia. Nie wiadomo, ile miała wtedy lat, ale wuj uważał, że jest już dostatecznie duża, żeby zarabiać na siebie.Początkowo jej świat ograniczał się do kilku ulic znajdujących się obok tej, przy której mieszkała, ale któregoś dnia wuj zawiózł ją w inne miejsce, trochę dalej i pozostawił na ulicy. Była zima, może nie jakaś surowa, jak na wschodzie kontynentu, ale dziewczyna była bosa i przemarznięta, a w dłoniach musiała trzymać kartkę z napisem "Jestem tania!" Nie wiedziała, co jest na niej napisane, bo nie umiała czytać. I ta nowa ulica stawała się wieczorami jej domem. Za pierwszym razem wuj przyszedł po nią nad ranem, ale później już tego nie robił i musiała wracać sama. Pierwszy klient podszedł do niej i rozczulił się nad jej losem tak, że niemal zaczął płakać, zawiózł ją do jakiegoś pałacu, ale zapomniał zapłacić i wyrzucił na ulicę.Jednak po chwili wyszła stamtąd jakaś młoda kobieta, zatrzymała powóz i odwiozła tam, skąd jej pan ją zabrał. Wuj był niepocieszony i pouczył darmozjada, że najpierw musi zażądać zapłaty.Jeszcze większy gniew wywołała w nim jej opowieść o tym, jak zachowywał się ten pan. Kazał jej usiąść w jakimś fotelu, wpatrywał się w nią przez kilka godzin w milczeniu i nawet nie dotknął, a potem znów się rozpłakał. Opiekun Ofelii zapytał, czy chociaż zdjął spodnie,albo pożerał ją wzrokiem, ale dziewczyna zaprzeczyła...Potem mówiono, że może był to malarz, który nie chciał szkicować jej portretu,a pragnął jedynie zapamiętać jej twarz, Bóg jeden wie, dlaczego, bo urody była raczej przeciętnej. Wuj zbił ją, ale niezbyt dotkliwie po wyciągniętych dłoniach drewnianym prętem. Ale następna noc była o wiele gorsza. Wpadł w szał i o mało jej nie zabił, kiedy okazało się, że Wielebny, który był jej następnym klientem, również jej nie tknął i nie zapłacił, a tylko poczęstował ciastkiem z powidłami śliwkowymi i pouczył: "Bóg widzi wszystko, co czynisz. Nie wracaj więcej w miejsce, gdzie cię spotkałem. Służysz szatanowi!" I nawet jej nie pogłaskał."Co za kanalia!" - wykrzyknął wuj i tylko nadejście jego konkubiny uratowało życie dziewczyny."Nie szkoduj sobie - powiedziała - Dziwka musi się uczyć. Widocznie jest zbyt ponętna i zabiedzona, ale za kilka dni wrócą. Już ja ich znam, psia ich mać!" Zaiste, ta kobieta wiedziała, co mówi. A że nie była całkiem zepsuta, przestrzegła Ofelię, że nie będą mieli dla niej litości. "Musisz sobie dziecko jakoś poradzić. Oni chcą, żebyś cierpiała, była przerażona,nienawidziła ich, ale nie mogła tego okazać i podziwała. Nie możesz być zbyt uległa. Gryź ich od czasu do czasu - wiesz chyba gdzie...Sama przez to przeszłam, to wiem! Posłuchaj starej kobiety. Mam już dwadzieścia osiem wiosen i żaden się ze mną nie ożenił. A zębów jeszcze z połowę mam. Przy każdym nowym spotkaniu podwajaj stawkę, to ich rozwścieczy. Trudno, jakoś to przeżyjesz - ja musiałam. Do dzisiaj mam pręgi, no i to oko...A temu kutafonowi nie oddawaj wszystkiego, odłóż sobie gdzieś po drodze na czarną godzinę. Zresztą wszystkie będą czarne. Skompiradło nie da ci żreć.Powiedziałam mu, żeby sobie schował tę kartkę. Będziesz stała z zapałkami." Wszystko, co z troską mówiła, sprawdziło się co do joty, albo przynajmniej tak się wydawało. Niestety wuj wkrótce zapił się i Ofelia musiała zamieszkać na ulicy. Artysta wziął ją do pałacu "przez miłosierdzie" - jak mówił, ale szybko mu się znudziła, choć nazywał ją swą szmacianą laleczką. Wielebny też się nie kwapił. Dziewczyna trafiła więc do fabryki perkalików,w której też spała od późnej nocy do bladego świtu. Żeby uniknąć przestojów w pracy karmiono ją jak gęś przez lejek. I tak dobiła szesnastej wiosny, a w następnym roku zmarła, ale nie na suchoty - utonęła, jak jej matka. Wyciągnęli jej ciało i pochowali w usypanej mogile bez krzyża. I tu zaczyna się moja opowieść. 

   Lord N.dostał nagle obłędu. Donosiła o tym codzienna prasa. Porzucił pałac i kiedy szukano go w jego wiejskiej rezydencji, on przebrany w odzienie żebraka, jak się wtedy mówiło, snuł się po ulicach i szukał swojej laleczki, mrucząc pod nosem: 

   "A ona razem z naręczami kwiecia,

    Spada w płaczący nurt. Jej rozpostarta

    Na wodzie suknia, jak ogon syreny,

    Utrzymywała ją jeszcze przez jakiś

    Czas na powierzchni, a ona nuciła

    Urywki starych piosenek, jak gdyby

    Nie czuła grozy swego położenia..." 

   

    Szukał jej, chociaż wiedział, że utonęła, a ponieważ prawie nie pił i nie jadł i jego dopadła śmierć. Kochająca małżonka wzniosła dla niego okazały grobowiec w kształcie piramidy egipskiej, a przeglądając jego papiery odnalazła portret jakiejś młodej dziewczyny, naszkicowany jednak dość niewprawnie, co nie było podobne do artysty tej miary.Przypomniała sobie też, że jej o niej opowiadał i wydawał się być rozmarzony, chociaż nigdy przedtem taki nie był. Oczywiście była dużo ładniejsza od tej dziewczyny i nie bardzo mogła pojąć, co takiego w niej widział. Ale wiadomo, artyści mają czasem szmergla.Używała niekiedy tego pretensjonalnego określenia. Po pogrzebie męża wynajęła detektywa. Chciała poznać tę dziewczynę, a kiedy detektyw powiedział jej, że chyba nie ma już tu nic więcej do roboty, gwałtownie zaoponowała:"Muszę koniecznie wiedzieć, co ich łączyło!" Rozpoczęła się - jak mówił potem - żmudna i niewdzięczna praca. Dotarł nawet do kochanki wuja dziewczyny, a ta powiedziała mu, co wiedziała. Wynikało z tego, że pan niewolił Ofelię,spełniając swe zachcianki, a ta od czasu do czasu boleśnie go kąsała. Chociaż szczegóły nie były znane, detektyw prawie ślinił się, kiedy to komunikował. "Wybaczy pan, ale nie daję wiary pana doniesieniu. Znałam dobrze ciało męża nim zostało złożone w grobie i nigdy nie widziałam śladów ugryzień jakiejś wampirzycy. Nie za to panu płacę, drogi panie!" Po tygodniu detektyw przyszedł z nową rewelacją. Tym razem oświadczył,że według jego ustaleń związek jej męża z poznaną dziewczyną był czysto platoniczny. Dama zirytowała się. "Proszę mi tu nie opowidać głodnych kawałów, bo pana zwolnię!" "Ależ ja nie miałem tego na myśli...Po prostu takie są fakty...Proszę mi to darować, ale musi się pani z tym pogodzić". Odprawiony - szukał dalej. Trop prowadził do Wielebnego. Podejrzewał, że był z artystą w zmowie i że obaj korzystali z wdzięków biednej dziewczyny. Niestety, Wielebny zdążył już wyzionąć ducha... Ale,co dziwne, czuł przy tym mocno, że Ofelii nie spotkało nic złego. Nie potrafił jednak sprecyzować tego wrażenia. Poczuł nagle, że jest zakochany w denatce, ale jednocześnie pragnął czułości swej pracodawczyni. Ofelię wyobrażał sobie jako nieskazitelną piękność,której nic nie może skalać, chociaż na jedynej fotografii jaką widział, na jej ciele widoczne były liczne przebarwienia i plamy opadowe. Żona artysty wydawała mu się za to "brudną dziwką" i którejś bezsennej nocy postanowił pozbawić ją życia. Przedtem jednak musiał zaznać jej czułości. Była to jego pierwsza ofiara. Wszystkie później przewoził nad Tamizę i topił w rzece. A kiedy po kilku latach nabrał przypuszczenia, że jest śledzony,kupił w kwiaciarni kwiaty i rzucił się z mostu w mulistą toń. Zaczepił się jednak na jakimś krzaku i tam odnaleźli go stróże prawa. Czekał go stryczek (ulubione słowo Agaty Christie), co potwierdza prawdziwość sentencji, "Co ma wisieć, nie utonie". Po wykonaniu wyroku okazało się jednak, że zbrodnie nie ustały. Amy Carlton w obszernej biografii Lorda N. zauważa "Jest tajemnicą poliszynela, że w śledztwie popełniono wiele błędów i detektyw umarł niewinnie. Chciał zamordować wszystkie te kobiety, ale zrobił to jedynie w swej wyobraźni. Przyznał się do wszytkiego, ponieważ swoje rojenia brał za rzeczywistość. Kto zatem był mordercą? Tego być może nie dowiemy się nigdy. Jednak wiele wskazuje na to, że był nim duch Jego Lordowskiej Mości. Istnieje kilka niezgodności między losem tamtej Ofelii, a Ofelii, którą wszyscy znamy. Po pierwsze, nie pochodziła z zacnej rodziny i nikogo nie okłamywała, po drugie - nikt jej nigdy nie kochał i nie postradała zmysłów,a trzecia istotna różnica dotyczy akwenu, w którym znaleziono jej ciało.Co to ma wspólnego z Szekspirem? Każdy czas ma swą tragedię". Przypuszczenie autorki tej biografii graniczy moim zdaniem z pewnością. Lord miał motyw - niechęć do własnej małżonki, osoby w jego oczach  prymitywnej, która nie rozumiała jego sztuki,  stosunku do życia i uczuć do tej młodej dziewczyny, a jako istota pozbawiona ciała mógł niezauważony dokonywać mordów na osobach, które wydawały mu się równie prostackie.Zawsze miałem złe zdanie o arystokratach...Jeden z nich, prowadzony na szafot,wyznał przed publicznością,która przyszła nacieszyć się widokiem egzekucji, że nie ukartował zbrodni, ponieważ w jego domostwie nie znaleziono żadnej talii kart... 

   Ach! Nie uważam, że przy mej opowieści Szekspir blednie. Może raczej jego duch głośno się śmieje. Ale statystyki czytelnictwa są nieubłagane. Na pierwszym miejscu jest Agata Ch., na drugim Biblia, a na trzecim Szekspir. O ile nie pomyliłem kolejności...Wszystko i tak tonie we mgle. Ledwo pojawiamy się na tym świecie, a już musimy go opuścić. 

   

                                 

              

Komentarze

  1. To Caravaggio. Ale nie wiem, czy na tym "detalu" jest twarz dziewczynki, czy chłopca. 😉

    OdpowiedzUsuń
  2. Szekspir na pewno zbladł, 🙂 a opowieść choć pokręcona, to jest mocno osadzona w międzywojennych realiach. Czasy się zmieniły, ale nie mentalność ludzi. Historia kołem się toczy, choć to już inna jakość.

    A co do Anglików, to swojego czasu był to najbardziej morderczy naród na świecie. Badacze historii lekko liczą, że byli przyczyną przedwczesnej śmierci ok. 80000000 ludzi. Teraz to Hitler zbladł.

    OdpowiedzUsuń
  3. Psychologia jest czasami trochę pokręcona...Nawet jeszcze podczas drugiej wojny światowej kilka milionów, głównie w Azji. 💧

    OdpowiedzUsuń
  4. Trudno jest czasami ustalić granice między szczerym współczuciem a groteską. Sprowadziłem też ducha i pewne nieoczywistości.

    OdpowiedzUsuń
  5. Współczucie jest oczywiste, groteska da się wyczuć, granica nie musi być ostra. 😉

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty