Pora zmierzchu
W porze zmierzchu zatapiam się w muzyce jak utopiony w deszczu liść, roztopiona kruszyna śniegu. Tej muzyki nikt nie usłyszy. Dawno umilkła a cichość jej wspomnienia rozdarłaby mi serce, gdyby coś z niego jeszcze pozostało. Czasem do kałuży przyjdzie zziębnięty pies i szorstkim językiem wychłepce jej ostatnie, błotniste tchnienie. Cienie zachowują ostrożną odległość od tego piekielnego miejsca, rozpadliny, w którą zapadło się życie. I tylko niepogoda ducha mnie przy nim trzyma...
Nie nazwałbym tego wyznania wierszem. Jest jednak mniej osobiste
OdpowiedzUsuńniż się z pozoru wydaje...
Pięknie napisane. Dla mnie pora zmierzchu w mieście jest bardziej prozaiczna, to pora gdy trzeba zapalić światło i nic poza tym dla mnie się nie zmienia. Natomiast pora zmierzchu na łonie natury, to zupełnie co innego, tutaj jest to istotna zmiana dla samego życia. Jedno zamiera, a budzi się nowe, ze swoich kryjówek wypełzają nowe zwierzęta, najczęściej drapieżniki, wierząc łatwiejszy łup. W miarę gdy ciemność gęstnieje, życie nie zamiera, dzieje się tam tyle ciekawych rzeczy. I wszystko co można obserwować gdy wzrok się do ciemności przyzwyczai…
OdpowiedzUsuńChociaż nie jestem drapieżnikiem o tej porze najczęściej, jeśli tylko mogę, jestem gdzieś poza domem, wśród drzew...
OdpowiedzUsuńW odniesieniu do pory życia zmierzch skrywa pewną tajemnicę...
OdpowiedzUsuńZmierzch, a właściwie zmrok to moja ulubiona pora dnia, tak jak i poranna. Nawet wiem dlaczego 😉 Ach, człowiek to dziwna istota...
OdpowiedzUsuńAle pięknie to opisałeś, poetycką prozą, to Boży Dar ♥️
Dziękuję. Miło mi czytać takie rzeczy🥀
UsuńSmutek pulsuje jak u Słowackiego... " Smutno mi Boże... "
OdpowiedzUsuń