Andantino


         To moje ulubione nagranie

Andantino z Sonaty A - Dur, 

D959 Schuberta. Głęboka 

melancholia tego utworu 

przemawia w nim najpełniej. 

Mitsuko Uchida gra go nie tylko

z wyjątkową koncentracją, ale 

także z psychologiczną intuicją.

Chociaż mógłbym to zrobić, nie 

chciałbym tu jednak jej

psychologicznej treści 

interpretować - jest tu i cicha

rezygnacja i desperacka 

rozpacz a nawet bunt przeciwko

losowi, który jednak trwa 

chwilę i końcowe schodzenie

do krypty...Piękno muzyki bywa

jednak niewyrażalne i te moje

impresje znaczą niewiele więcej 

niż beznamiętna analiza formy 

samej kompozycji. Nie jest 

wcale łatwo wyrażać takie 

przeżycia. Zimmerman odegrał 

to Andantino w sposób 

technicznie doskonały, ale 

chłodny - brzmi ładnie, ale 

jego interpretacja  nie oddaje, 

moim poczuciu, wyjątkowości 

tego utworu. Tak 

można, przy pewnym 

poziomie mistrzostwa 

grać wiele innych. Niewiele jest 

dziejach muzyki równie 

poruszających utworów. 

    Kiedy mój nastrój czasem 

niebezpiecznie się obniża, 

słucham go i koi on mój 

smutek...Sympatia i podziw dla 

tej pianistki, znanej też z 

cenionych nagrań koncertów i 

sonat Mozarta sprawiła, że 

nazwałem kiedyś mą ukochaną 

koteczkę jej imieniem.  Moja 

Mitsuko nie żyje już od sześciu 

lat, ale  nocą słyszę czasami jak

chrupie ciasteczka ze swej 

miseczki. Nikt tak jak ona 

nie wyczuwał moich nastrojów 

i kiedy wracałem wieczorem

do domu, wystarczyło, żebym

spojrzał na nią, a wiedziałem 

jak się czuję. Jej odczucie 

muzyki  było też żywe, potrafiła 

się przy niej relaksować i wtedy

kładła się na grzbiecie z 

łapkami uniesionymi do góry. 

Rzadko chyba istnieje taka 

przyjaźń między człowiekiem 

a kotem.  Przypisuje się ją 

zwykle psom. 

     Mitsuko i Marzenka,  jak na

poprzednim blogu nazywałem 

najbliższą mi osobę o innym

imieniu, cieszyły  się wyjątkową 

sympatią moich znajomych i

czytelników i ich odejście, choć 

różne były ich powody,  budziło 

spore współczucie, ponieważ 

odbierano je jako osoby 

niezwykle ciepłe.  Kiedy przez

całą noc piłem z pewnym 

znanym malarzem, co zdarzało 

mi się w życiu tylko kilka

razy, ponieważ do upojenia nie

potrzebuję alkoholu,  ten 

próbował mnie pocieszyć 

słowami: "Nie ma Marzenki, 

ani Mitsuko, ale masz 

wyjątkowy dar twórczy i 

powinieneś jak najwięcej pisać i 

publikować".  Śmierć 

mojej matki budziła znacznie

mniejsze i ktoś nawet zapytał 

"A ile lat miała twoja matula?" 

     Dawno już zauważyłem, że 

odbiór muzyki uwarunkowany 

jest przez pewne zdarzenia 

życia i zawsze pozostaje  w 

cieniu ich subiektywności. 

Czasem budzi ona wspomnienia

zdarzeń, o których dawno już 

zapomnieliśmy. I tak pewna

piosenka, którą wyjątkowo 

lubię przypomina mi 

znajomego, z którym jej przed 

wiekami słuchałem. Powiedział 

mi wtedy, że to jego ulubiona 

piosenka, z czego bardzo się 

ucieszyłem...Po trzech dniach

już nie żył. Kupił sobie w 

Londynie, gdzie mieszkał 

wspaniały samochód,

ale w Warszawie wpadł w 

jakąś koleinę i zabił się. 

Właściwie zbyt dobrze

go nie znałem, ale uwielbienie

tej piosenki połączyło nas 

w jakiś sposób i przetrwało 

nawet jego śmierć...






      












Komentarze

  1. Przykro widzieć, co sztuczna inteligencja wyprawia z moim tekstem - powiększa przy publikacji litery, wywala
    jakieś dziury (odstępy). Wszystkie wpisałem w tym samym formacie...😒

    OdpowiedzUsuń
  2. Uciekam teraz od takich refleksji, Nezumi. Za wcześnie u mnie jeszcze na nie. Żyję i świat jest fascynujący, choć też i brutalny. Może to też zależy od charakteru człowieka. A może od tego, że szukam stale w tym świecie rzeczy ważnych. Spotykam wielu ludzi, mężczyzn, w niektórych się kochałam (na ogół bez wzajemnosci) i wydaje mi się, na podstawie tych przeżyć, że wielkie emocje nie są dużo warte. Zrozumienie siebie i tej drugiej osoby oraz opieka i dbadnie o siebie nawzajem oraz pewna wolność dla siebie samych. W tym momencie to wydaje mi się istotne dla związku ludzi. Nie jest chyba najlepiej powracać do ludzi, którzy byli. Z jakichś powodów nie są już z nami. To może wyjść do innych? Nikt z nas nie jest idealny. I zawsze się na człowieku zawiedziesz. Tylko co tak naprawdę oznacza to zawiedzenie?
    Czy Marzenka Cię zawiodla? Kto Cię zawiódł? Czy rodzice Cię zawiedli? Nikt nie ma gwarancji posiadania super rodziców ani zaufania drugiego człowieka na zawsze. A o związki trzeba dbać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego, co napisałem, nie wynika, że mam poczucie jakiegoś zawodu...I może niepotrzebnie też zakładasz, że straciłem czyjeś zaufanie, albo nie dbałem o związek. Nie pisałem w ogóle o związku. Wspomniałem tylko o bliskiej osobie...

      Usuń
  3. Nezumi,
    proszę rzuć trochę więcej światła na ten stan umysłu Filozofów gloryfikujący:
    cichą rezygnacja i desperacką
    rozpacz a nawet bunt przeciwko losowi.
    Czym jest ta intelektualna rezygnacja przed losem?
    Czym jest ta desperacja rozpaczy przed losem?
    Czym jest ten bunt przeciwko losowi, jak ten bunt się manifestuje?

    Księga na której czytanie poświeciłem cały rok 2024 powiada, ze stworzeni zostaliśmy jako zwycięscy.
    Na swoim blogu gloryfikujesz istnienie losu czyli człowiek nie ma żadnej władzy nad losem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danek

      Nie gloryfikuję ich. Zauważam szczególne piękno tego utworu Schuberta, a wyrażenie tych przeżyć ma moc uwalniającą...Ktoś napisał kiedyś o pewnym wielkim myślicielu "Samotny człowiek ponad losem". Nikt nie jest ponad losem...Oczywiście można uważać los za hipostazę, ale to niewiele zmienia w perspektywie, bo ograniczenia życia nie przestają istnieć dlatego tylko, że nie posługujemy się jakimś pojęciem...

      Usuń
    2. Nezumi,
      myślisz się i to bardzo.
      Osoba wierząca jest ponad losem.
      Mamy na to przyrzeczenie samego Stwórcy wszystkiego.
      Deszcz (czyli ten los) pada na wszystkich powiada Pismo, jednak my mamy przyrzeczenie, ze wychodzimy z tych tarapatów jakie przynosi życie z co najmniej podwójną zapłatą za poniesione krzywdy.
      W ten sposób dla mnie los nie istnieje, przynajmniej taki los o którym mówią wasi filozofowie, że losu trzeba się obawiać, że przed losem trzeba mieć desperacka rozpacz !
      Czego to wasi tak zwani myśliciele nie wymyślą.
      Ba, nawet wymyślili, że trzeba się buntować przeciwko temu losowi.
      Ciekawe jak ma się ten bunt manifestować?
      Inteligencja wychodzi na ulicę protestować przeciwko losowi?

      Usuń
    3. Ten utwór rzeczywiście jest pięknie melancholijny. Mnie nastroił do kontemplacji, ale nie o marności życia i śmierci, ale konkretniej o moim życiu. No, ale przeczytałem wcześniej nieopatrznie komentarze naszego radosnego sekciarza, wiecznie zbawionego i mi przeszło. 😀 Muszę teraz trochę poczekać na powrót kontemplacyjnego nastroju. 😉

      Usuń
    4. Ja oczywiście też nie myślę o marności życia, kiedy go słucham...

      Usuń
  4. Pełnowymiarową melomanką nie jestem, ale niektóre utwory mnie niosą. Ten klasyk jest subtelny, tkany perlistą i srebrną nitką z wplecionym odcieniem fioletu- zasłuchałam się...
    Są utwory, przy których wracam do miejsca i sytuacji w których byłam wieki temu, a wrażenie takie, że to właśnie trwa...
    Nezumi, to są ostatki, zdało by się może coś skocznego 😉💃🏼🕺🏼

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty