Noc po spotkaniu z upiorem




Autorem tego obrazka jest Goya


       Obudziłem się w mroku tak wielkim, że ledwo zobaczyłem okno. Pomyślałem, że może być trzecia w nocy. Spojrzałem na zegarek - była 18.30.  Przypomniałem sobie, że miałem wyjść z domu po odbiór wyniku badań, ale było już za późno. Zewsząd otaczała mnie cisza, która stawała się coraz bardziej natarczywa. Musiałem gdzieś wyjść, żeby wydostać się z grobu, w którym byłem uwięziony. Nigdy jeszcze nie czułem się tak samotny i opuszczony.

      - I dlatego pan ją zabił?

      - Nie mogłem tego wytrzymać i uśmierciłem wszystkie wspomnienia, tak że nie było już nikogo. Wiedziałem też, że nikt się nie pojawi.

       - A co zrobił pan potem? Gdzie pan ukrył zwłoki? Czy rozczłonkował je pan i wyniósł na wysypisko śmieci w dwóch osobnych walizkach? 

       - Nie...Spokojnie czekałem aż po mnie przyjdą. Duszy nie można rozczłonkować.

       - Ile lat upłynęło? 

       - Nie wiem. Chyba całe życie. 

       - Wspomnień nie dotyka rozkład, więc nawet jeśli upchnął je pan do szafy, to i tak niczego pan nie czuł, a zaalarmowani sąsiedzi nie zjawili się w porę. Czy dlatego pan się zabił? 

        - Potem jak w pokoju pojawił się upiór nie miałem innego wyjścia i musiałem jak najszybciej wyjść, ale nie miałem dokąd. 

        - Nie widział pan nigdy wcześniej upiora? 

        - Zjawiał się często. Ale tym razem postanowił przyjść po raz ostatni. 

       - Jakoś to zakomunikował? 

       - Od początku zachowywał się dość dziwnie. Tak, że przestałem się go bać, a to oznaczało całkowite zatracenie mego instynktu samozachowawczego. Wiedziałem już, że nic mnie nie powstrzyma. 

       - Jak każdy seryjny morderca wspomnień poczuł pan pustkę, której nic już nie mogło wypełnić, skoro nie zjawiła się żadna nowa ofiara. Może trzeba było jej poszukać? 

       - Wspomnienie nie zjawia się od razu, musi upłynąć sporo czasu nim stanie się dostatecznie ważne, a ja wiedziałem, że nic mnie już w życiu nie czeka. Przypomniał mi się napis widniejący na starym rzymskim murze: "Kto kocha, niechże zdrów będzie. Niech zdechnie, kto kochać nie umie. Po dwakroć niechaj zdechnie, kto kochać zabrania". Zawsze kochałem, ale zjawił się upiór i przemilczał mą miłość. To było dla mnie jak wyrok śmierci, któremu się poddałem.

      - Czy kiedykolwiek czuł pan współczucie dla wspomnień, które pan mordował?  Dla tych wszystkich niewinnych ofiar? 

      - To prawda, niektóre mogłyby żyć.  

      - A może to masochizm? Pewien wyjątkowo brutalny psychopatyczny morderca ucieszył się, że trafi na krzesło elektryczne, po czym spodziewał się szczególnie mocnych wrażeń. Wprost nie mógł się doczekać!  

      - Ja poszedłem na śmierć z ciężkim sercem.  

      - W dzieciństwie był pan dręczony? 

      - Bałem się ojca i dzieci na podwórku, i w szkole.  Ojciec w gniewie mógł nas zabić i czułem przed nim zwierzęcy lęk, a bandyci na podwórku straszyli mnie i grozili pobiciem jeśli im nie przyniosę moich zabawek. Nauczyłem się obiecywać im, że następnym razem je wyniosę.  Mimo to oberwałem kamieniem w głowę. Cała miska była pełna krwi. W klasie było też raczej niebezpiecznie - dzieci wyrzuciły młodą nauczycielkę przez okno  - i w końcu rodzice przenieśli mnie do innej szkoły. Nie miałem dokąd uciec. Pewien pedofil próbował umówić się ze mną późno w nocy w opustoszałej części parku i nie wiem, czy wróciłbym kiedykolwiek z tego spotkania. Tyle tylko powiem, żeby nie żerowała pani na mych przeżyciach, zresztą nie mam już żadnych wspomnień po tym, jak ostatnie zabiłem. Te odtwarzam właściwie w sposób automatyczny, ale nie potrafię ich wskrzesić. Kiedy pani o tym mówię zupełnie nic nie czuję.  

      - Chyba zdaje pan sobie sprawę, że nie jest pan ciekawym przypadkiem. Nawet te pana traumy są zupełnie banalne.  Rozmawiam z panem jedynie dla uzupełnienia statystyki.  Ciężkie dzieciństwo i zbrodnia to wygodny stereotyp, podobnie jak choroba psychiczna.  Nie żałuje pan, że nie ma pan jakichś większych dokonań? ...A może chciałby pan opisać któreś ze swych zabójstw?  Albo pierwsze?   

     Milczałem przez długą chwilę, ale w końcu coś we mnie pękło. 

     - W nocy jechałem jakimś pociągiem. Ofiara siedziała naprzeciwko mnie.  Wysiadłem za nią na stacji, ale miała jeszcze do przejścia kawał drogi. Była pełnia księżyca. Wiedziała, że za nią idę i przyśpieszała, czułem się tym zmęczony i postanowiłem to zakończyć.  Uderzyłem ją z tyłu kamieniem, a kiedy straciła przytomność - zawsze noszę ze sobą nóż - odciąłem jej głowę, a resztę podzieliłem na części i wrzuciłem do kanału melioracyjnego przy łące, a potem przez nikogo nie niepokojony wsiadłem do pociągu, ale na innej stacji, żeby nie budzić podejrzeń. Ogarnęła mnie jakaś melancholia i czułem upojenie tą nocą.  Wracałem do domu jadąc w przeciwnym kierunku a później o wszystkim zapomniałem.  Z upływem czasu jednak zacząlem odczuwać jakiś dziwny niepokój. Słyszałem, że morderca zawsze wraca na miejsce zbrodni i czułem, że jest to moim obowiązkiem wobec samego siebie i wobec społeczeństwa, a nawet wobec Boga, jednak nie mogłem sobie przypomnieć gdzie to było. Zacząłem więc kolekcjonować stare wojskowe mapy terenowe i szukać miejsc, których lokalizacja przypominała tamtą.  Udałem się nawet do jasnowidza, ale ten zażądał tak wielkiej kwoty, że musiałem obejść się smakiem. Trwało to latami.

      - Przez lata narastała w panu frustracja i nie mógł się pan doczekać kolejnego mordu. Czy to dlatego mordował pan przy pełni księżyca?  To zbyt czytelne!  Czuł się pan bogiem?

      - Najpierw chciałem pozbyć się świadka, który mógłby mnie pozbawić poczucia bezpieczeństwa. Dlatego myślałem o tym, żeby zadźgać mojego kota, który wie zawsze, kiedy wychodzę z domu i rozpoznaje każdy mój nastrój. Ale jakoś nie mogłem tego zrobić i zgładziłem w końcu sąsiadkę. Wiedziałem, że kłóci się ze swoim partnerem, miotał się tak, że aż ściany się trzęsły. Ona jednak nie była niewinna. Uprawiała z nim bezwstydnie seks.  Jednak taki po części interesowny mord nie sprawiał mi żadnej satysfakcji.  

     - Nie obawiał się pan, że zostanie to wykryte? 

     - Wyszła z domu i nie wróciła. To zdarza się dość często. 

     - Jakie jeszcze miał pan fantazje?  Te są zbyt skromne, jak na poetę.  Niczym pan mi nie zaimponował!  Również to, że pan już nie żyje, nie robi na mnie wrażenia. W końcu wszystkich nas to czeka. Czuję wobec pana odrazę, ale pozbawioną tego dreszczyku i niedowierzania, które nadają sens mej pracy. Zresztą, aby być seryjnym mordercą, trzeba zabić conajmniej trzy razy w niezbyt dugich odstępach czasu. U pana to wygląda nieciekawie.   

     - Nie chciałem pani imponować.  Jestem być może, kto to wie,  twórczym impotentem - moje utwory nigdy chyba nie były orgazmiczne. Są szare i nikt ich nie zauważa. Jestem, wbrew pozorom, bardzo przeciętnym człowiekiem. 

    - Uhm!  

    - Jestem pani ogromnie wdzięczny za poświęcenie mi chwili. Niczego sobie po tym rzecz jasna nie obiecuję. 

    - Podejrzewa mnie pan o duchową nekrofilię?  

    - Jest pani na to zbyt piękna, a ja strasznie się zmieniłem.     Moja egzystencja jest naprawdę widmowa. 

    - Przesadza pan!  Po śmierci nie stał się pan kimś innym niż był pan za życia - to niemożliwe, jest pan po prostu psychicznie słaby i dlatego poprzestaje pan na fantazjowaniu. 

    - Myli się pani. Trzeba odróżnić wyobraźnię od fantazji, ja żyję wyobraźnią, fantazja jest zbyt ułożona i nie poszerza naszego świata, a przeciwnie igra tylko z tym, co rzeczywiste. W wyobraźni możliwe jest wszystko, ale też nic nie musi być urzeczywistnione - nie ma tu takiego ograniczającego motywu. 

    - Uważa pan, że w człowieku jest potencjalnie wszystko?... Jest pan skromny, czy tylko nieśmiały? 

    - Ktoś powiedział, że nie potrafię zdobywać tego, czego pragnę.  Ale czy każde pragnienie jest dobre?  I każda ekspansja?  Jak może czuć się kimś wolnym ktoś, kto  m u s i  osiągać cel swych pragnień?  

    - A więc potrafi pan odróżniać dobro od zła. To bardzo obciążające. Czy wspomnienie o naszej rozmowie też pan zabije? 

    - Nie wiem. 

 

      


       


Komentarze

  1. Nie spotkałem w życiu jeszcze kogoś, kto żyłby wspomnieniami.
    Ja się nie mogę doczekać co nowego przyniesie jutro czy następny tydzień.
    Warto żyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Danek

    Z pewnością warto żyć...Chociaż może być i tak, że życie jest trudne do zniesienia. Mam na myśli sytuacje ekstremalne, które niestety też się zdarzają niosąc ze sobą niewyobrażalnie cierpienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nezumi,
      jako Filozof powinieneś wiedzieć, ze sytuacje ekstremalne nie dzieją się w życiu człowieka bez powodu.
      Zanim ktoś wciela się w ten doczesny żywot uzgadnia ze swoimi Aniołami Stróżami co chce przerobić w tym nadchodzącym fizycznym życiu.
      Dlaczego nie jest to powszechnie uznana prawda to już jest poza mną.
      Dlatego empatia nad losem drugiego człowieka jest tylko stratą energii dla mnie.
      Każdy jest na swojej własnej drodze rozwoju.

      Usuń
  3. Seryjne mordowanie wspomnień... jakiś pomysł na spokój duszy to jest. 😀 Bardzo ciekawy ciąg zdarzeń i nagłych zwrotów akcji. Sporo informacji jak może wyglądać życie człowieka, z punktu widzenia bohatera(rów) tego niesamowitego opowiadania z życia biorąc.
    Wyobraźnia jest ważna, pozwala wyobrazić sobie jak to będzie gdy zrealizujemy nasze plany, albo wręcz odwrotnie. A fantazję mieli podobno ułani, ci co z szablami na czołgi, ale wyobraźni nie mieli za grosz.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty