Nie tylko o muzyce

Jeden z utworów kameralnych największego klawesynisty Francois'a Couperina, znany dobrze wszystkim miłośnikom muzyki dawnej, nosi tytuł "L'apotheose de Corelli" (Apoteoza Corellego). Twórczość Corellego była dla Mistrza Couperina uosobieniem włoskiego stylu koncertującego, który cenił na równi ze stylem francuskim, uosabianym przez Lully' ego. Obu tych kompozytorów umieścił Couperin na górze Parnas, pragnąc okazać, że szczególną wartość ma dla niego połączenie owych stylów.
Corelli nadał, jak wiadomo, szczególnie subtelną formę sonacie skrzypcowej i concerto grosso, w którym jednostką koncertującą jest grupa instrumentów solowych przeciwstawionych orkiestrze. Jedynie Handel wzniósł się, szczególnie w swoich 12 Concerti Grossi op. 6, na wyższy poziom szlachetnej ekspresji. Odszedł dość daleko od prostoty i umiaru, która tak ujmuje w koncertach Corellego i nie brak tu burz, a także nawiązań do stylu francuskiego. Geminiani stworzył, obok innych, sławny cykl podobnych koncertów, wykorzystując do tego celu popularne Sonaty skrzypcowe op. 5 Corellego, wraz z należącymi do tego opusu, opartymi na motywach hiszpańskiej melodii, słynnymi wariacjami "La Folia." Równie sugestywne są też concerti grossi Locatellego. Locatelli, Vivaldi i Bach wzbogacili obasadę concertino (grupy instrumentów solowych), które w koncertach Corellego ogranicza się do dwóch skrzypiec i wiolonczeli, a Vivaldi nadał im trzyczęściową formę.
Do tej ogólnej charakterystyki mógłbym niejedno dodać, ale nie jestem muzykologiem ani historykiem muzyki. Łatwo zresztą tak elementarną wiedzę odnaleźć nie szukając zbyt głęboko. Opuszczam więc sferę jasności i oschłości, i dalej będę mówił jedynie o moim "odbiorze" tej muzyki, chociaż mówiąc szczerze, nigdy nie był on analityczny, ani nawet nie był skupiony wyłącznie na samej muzyce, ale w jakimś stopniu zdominowany przez moje wyobrażenia.
Concerti grossi Corellego i Handla poznałem w bardzo wczesnej młodości w nagraniach orkiestry słowackiego skrzypka Bohdana Warchala. Miałem też nagranie koncertów Corellego z z Dawidem Ojstrachem. Tylko dwa z koncertów Corellego, w tym słynny "Bożonarodzeniowy", są minorowe. Ich brzmieniowa gęstość i melancholia robiły na mnie największe wrażenie. W pozostałych przeważała na ogół radość. Dlatego Handel ostatecznie bardziej mnie porywał. W jego opusie jest ich połowa. Pomijając elegancję tych utworów, są one też bardziej impulsywne i spontaniczne, co wydobywają, czasem kosztem piękna samej melodii, nagrania takie jak orkiestry "Il Giardino Armonico" Antoniniego. Niemniej ekspresyjne, o wiele wcześniejsze nagranie "The English Concert" Trevora Pinnocka, nie idzie w tym tak daleko i pozostaje moim ulubionym nagraniem. Nieprzypadkowo wywodzące się ze "słonecznej" Italii concerti grossi stały się jedną z ulubionych form muzycznych w mglistej i deszczowej Anglii, gdzie je zamawiano u Włochów. Handel wiele się od Włochów nauczył podczas swego pobytu w Italii, komponował kantaty i opery w stylu włoskim, ale w jego koncertach jest też angielska melancholia. Co do spontaniczności...Podobno skomponował je, czy wyrzucił z siebie, w niecały miesiąc. Ale być może pomogły mu w tym też i zapożyczenia z twórczości innych kompozytorów. Christopher Hogwood, nieodżałowany dyrygent i jeden z twórców ruchu interpretacji "historycznie poinformowanych", zauważał w swej książce poświęconej Handlowi, że jego geniusz nie polegał jedynie na komponowaniu pięknych melodii, ale przede wszystkim na tworzeniu z poszczególnych części dramatycznej całości. W tym kontekście należy postrzegać jego "zapożyczenia" (plagiaty, które należały do zwyczajów epoki) i nie należy się na nie, zdaniem Hogwooda, oburzać.
Podczas mych pobytów w Londynie więcej słuchałem koncertów Mozarta niż Handla. Ale Miss Barbara, która była mi wtedy najbliższą osobą, po wysłuchaniu koncertów Handla, mówiła, że słuchając ich miała przed oczami piękne ogrody. To ją nawet wzruszało, choć nie tak jak Mozart. Istnienie tego pięknego świata koiło jej nerwy nadszarpnięte wcześniej mocno przez depresję i lęk społeczny (social phobia). Depresja w jakiej była początkowo w związku z tym moja przyjaciółka, wierząca, że miłość ją uratuje, a nawet zbawi, była głęboka. Spałem u niej w pokoju na piętrze, w którym ściany i szafa pomalowane były na kolor czarny, a niewielkie okno zaklejone czarną tapetą. Trzeba było nie tylko czasu, aby to się zmieniło. Muzyka barokowa przez swą racjonalność ma moc kojenia takich destruktywnych stanów. Wyraża bardziej afekty niż nastroje, a w tym jest zawsze jakiś porządek. Kiedy "leci" w samolocie mamy niemal pewność, ze nie dojdzie do katastrofy. Jednak Hogwood zauważa, że "Handel nigdy nie był oficjalnym kompozytorem żadnego z londyńskich ogrodów" i skomponował dla nich tylko jeden utwór. Przytacza za to zabawną anegdotę:
"Gdy rozkwitały ogrody Marylebone, uroczą muzykę Handla i zapewne też Arne'a często można było usłyszeć w wykonaniu tamtejszej orkiestry. Pewnego wieczoru, gdy mój dziadek i Handel spacerowali we dwóch, zespół zaczął nowy utwór. "Chodź panie Fountanye - powiedział Handel - usiądźmy i posłuchajmy tego utworu; chciałbym poznać pana opinię o nim. Usiedli i po jakimś czasie stary duchowny, odwracając się do swego towarzysza powiedział: "Nie warto tego słuchać, to nędzny kawałek." "Ma pan rację, panie Fountanye - powiedział Handel - to bardzo nędzny kawałek. Tak samo pomyślałem, kiedy go skończyłem." Stary dżentelmen, który został w ten sposób zaskoczony, zaczął przepraszać, ale Handel zapewnił go, że nie ma takiej konieczności, bo muzyka jest naprawdę zła, ponieważ została skomponowana w pośpiechu i miał na nią niewiele czasu, a wyrażona opinia była równie słuszna, co szczera." (Anegdota ta przekazana została przez wnuka wielebnego Fountanye w "History of the Parish of Marylebone.")
Corelli, którego później tak wiele słuchałem, był za to dla moich znajomych synonimem muzycznego gustu (z którym się nie obnosiłem), co oczywiście trochę mnie bawiło, chociaż sama muzykę uważałem za szlachetną. Częściej słucham jego sonat triowych i solowych niż koncertów, za wyjątkiem wspomnianych wcześniej dwóch. Koncerty są w nastroju i brzmieniu wyjątkowo piękne, choć bardziej delikatne niż handlowskie. Nie tylko "Bożonarodzeniowy" (Fatto per la notte di Natale), g-moll, op.6, nr 8 , ale i "świecki" (da camera), c-moll, op.6, nr 3. Do tego pierwszego nawiązywał zresztą Locatelli, który skomponował koncert f-moll, bardziej nawet jeszcze brzmieniowo gęsty i sugestywny. Concerti Grossi Locatellego też są niezwykle udane. Nie ma w nich, godnej Paganiniego, wirtuozerii jak w jego koncertach solowych i są czasem pełne skupienia, co bardziej mi odpowia. A jeszcze bardziej poruszająca jest jego symfonia żałobna skomponowana na pogrzeb pewnej młodej damy, nagrana ostatnio pięknie przez "Le Poeme Harmonique" Dumestra, która kiedyś pobudziła mnie do napisania jednej z mych niesamowitych opowieści (znałem ją w innym, bardziej dynamicznym wykonaniu). Po tych moich krótkich opowieściach pisanych przeważnie na starym, dość poczytnym blogu, ślad żaden nie pozostał, choć nie brakło im na ogół wyobraźni, a czasem były udanymi parodiami jakiegoś stylu, który był mi bliski. Kiedy o tym nie bez pewnego smutku myślę, przypomina mi się wyznanie Konfucjusza: Nie martwię się, że się ludzie na mnie nie poznali, martwiłbym się, gdybym to ja się na kimś nie poznał (tak mniej więcej brzmiało) i zauważam, że myślę o tym podobnie...
Nie pamiętam już, czy w Westminsterze jest tablica grobowa Geminianiego, jak mi się wydaje. Kiedyś pewna doktorantka (nie moja, bo swoich nie miałem) chciała zabrać mnie w podróż sentymentalną do Londynu, żebym mógł zobaczyć miejsca, w których byłem z Miss Barbarą. Na szczęście, chociaż były to całkiem poważne plany, do tej nostalgicznej wycieczki nie doszło. Nasz wspólny znajomy uważa, że nigdy nie odnajdę grobu B. "Praktycznie" jest to zapewne możliwe, ale wolę go nie szukać i mieć nadzieję, że mnie szczęśliwie przeżyje...
Zauważyłem, że im bliżej wojny, tym moje tematy są bardziej oderwane, ale nie mam pewności, że się opamiętają...Chciałbym jednak, żeby ewentualne komentarze nie dotyczyły groźby wojny.
OdpowiedzUsuńAlma
OdpowiedzUsuńTo będzie o muzyce:
Za dwa tygodnie idę na koncert Hansa Zimmermana 😄
Frank Peter Zimmermann to bardzo dobry skrzypek...Ale masz pewnie na myśli Hansa Zimmera, tego od muzyki filmowej 🙂
UsuńAlma
UsuńNo tak-napisalam w drugiej wiadomości, że telefon dopisał mi "mana"😃Czasami wiadomości nie docierają. Tak, to będzie koncert muzyki filmowej. Mam nadzieję, że Potomkowi i Mamie się spodoba.
Niestety sztuczna inteligencja jest sztuczna i chętnie coś przeinacza. 😀 Na pewno się spodoba. Zwłaszcza jeśli oglądali te filmy...🙂
UsuńMoja wczesna młodość upłynęła praktycznie bez muzyki poważnej, rodzice się nią nie interesowali, bo jej nie rozumieli, a ojciec nawet miał ją w pogardzie. Pierwsze poważne zetknięcie z taką muzyką, to była wycieczka że szkoły średniej na przedstawienie w operze. Niestety moje wrażenia potwierdziły jedynie rodzicielską niechęć. Kompletna klapa jeżeli chodzi o zainteresowanie młodzieży (bo nie tylko mnie) muzyką poważną, a taki był cel wycieczki. Potem skutecznie unikałem już takich wyzwań. Dopiero po wstąpieniu w związek małżeński zetknąłem się ponownie z operą, bo Halinka uwielbiała słuchać arii w wykonaniu najlepszych wykonawców, choć na słuchanie całych oper też raczej nie miała ochoty. Ja od zawsze jestem wielbicielem kunsztu jaki może osiągnąć człowiek i dziel powstałych przy tego kunsztu pomocy. Dlatego nie mogłem nie zauważyć kunsztu tych wykonawców, których Halinka słuchała, a to skierowało moją uwagę również na kompozytorów. Od tamtej pory interesuje się również tym co nazywamy muzyką poważną, choć zaspokoić mój wysublimowany brak słuchu udaje się tylko niewielu utworom i ich wykonawcom. Dzięki Tobie Nazumi, mam impuls do ciągłego poszerzenia wiedzy w tym temacie. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńAle może powinienem oddzielić od refleksji o muzyce moje impresje i wspomnienia? Chociaż mój wirtualny znajomy wytrawny meloman Masaaki przeczytał cały mój tekst w tłumaczeniu na Facebooku 🙂
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem to jak piszesz jest OK, unikasz w ten sposób tego, co ktoś mniej zainteresowany mógłby potraktować jako przynudzanie. Dla każdego coś miłego. 😉
OdpowiedzUsuńNie staram się, żeby było miłe. Muzyka to cząstka mojego życia, więc wspominam też o życiu...🙂
OdpowiedzUsuń