Szelest


      Spałem, kiedy obudził mnie jakiś szelest.  Był tak przenikliwy, że musiałem wstać, choć więcej się już nie powtórzył. Przez cały czas nasłuchiwałem. Podobno kot słyszy ruchy pajęczych nóg, ale moja kotka umarła kilka lat temu.

      Nie mogłem już ani chwili dłużej pozostać w domu.  Było dopiero po północy i zdążyłem jeszcze na metro.  Dojechałem nim do piątej, albo do szóstej strefy.  Wszedłem w jakąś uliczkę i przeszedłem nią do samego końca - do miejsca, gdzie zaczynał się cmentarz przypominający stary park. Leżały na nim jakieś starte czasu nogą groby, niektóre wiekowe, a wokół nich porozrzucane puszki po piwie i zużyte prezerwatywy.  Z wykopanego dołu podniósł się jakiś zakapturzony jegomość, spojrzał na mnie mętnym wzrokiem i położył się w nim znowu. Zrozumiałem, że zakłóciłem mu spokój.  Kiedy doszedłem do niskiego, murowanego ogrodzenia, wspiąłem się na nie i zeskoczyłem. Przede mną rozpoczynał się las. 

      Księżyc w pełni pojawiał się między drzewami i doprowadził mnie do ścieżki. Zagłębiłem się w las w nadziei, że w tej okolicy szybko się skończy i rzeczywiście wyszedłem na jakieś pola, czy może raczej pustkowie, obserwowany z pewnej odległości przez mokre od mżawki psy. Kiedy zbliżyły się do mnie w milczeniu,  podniosłem z ziemi kamień i odstąpiły. Przestrzeń jednak nie kończyła się, a pod nogami robiło się coraz bardziej grzązko. W dodatku zagubiłem się i nie wiedziałbym jak wrócić na cmentarz i stację.  Było już nad ranem, kiedy we mgle ujrzałem jakieś dwie kobiety oddające mocz.  Trzecia, która stała obok nich, zbliżyła sie do mnie, opuściła spódnicę i chciała mnie oblać swą wydzieliną. 
      - Jesteśmy wiedźmy! - wycharczała. 
      - Bardzo mi miło. - odpowiedziałem. - Mam nadzieję, że nie bahantki. - zażartowałem, jednak czułem się nieswojo.
       - Nie obawiaj się. Spalono nas trzysta lat temu. Jesteśmy kulturalne, wszystkie pochodzimy ze szlachetnych domów i znamy umiar. Byłyśmy tak młode, że nie zdążyłyśmy nawet wyjść za mąż. A i ty widać, że nie jesteś diabeł, jak ci nieokrzesani z working- class.  Mgła przywiodła nas tu z cmentarza. Poderżniemy ci gardło i będziesz mógł sobie spokojnie pójść dokąd zechcesz. - 
        Widać nie byłem zachwycony tą propozycją, bo cofnąłem się, ale z tyłu już ktoś za mną stał. Zacząłem udawać, że nie czuję przerażenia i spytałem je, czy mają dla mnie jakąś przepowiednię. 
       - Umrzesz! - odpowiedziała ta, która chciała mnie obsikać. 
       - I to wszystko?  To wiem bez żadnej przepowiedni. A koleżanki milczą?
       - One są nieme.  Na torturach wyrwano im języki. Mnie nie, bo przespałam się z Ojcem...
       - I nie próbowałyście protestować? - żartowałem dalej. 
       - Musiałyśmy o tym zapomnieć. Bardzo się cieszę, że masz poczucie humoru. Łatwiej ci będzie zdechnąć. 
       - Ale dlaczego akurat ja?  Nawet krwiożercze Erynie miały powód, żeby kogoś prześladować, a ja nie skrzywdziłem żadnej czującej istoty. 
       - Musimy kogoś zabić, a nikt tędy nie przechodził. Osobiście nic do ciebie nie mam. Ale taka jest procedura. Czekałyśmy na tę chwilę trzysta lat. Po dokonaniu zemsty odpoczniemy.  
       - A nie mógłbym być wyjątkiem od tej reguły? 
       Nie pamiętam, co odpowiedziała. Wszystko stało się tak nagle. Rano byłem już w domu.  Usiadłem na łóżku i czekałem na znajomy szelest. Ale atak nie nastąpił. Położyłem się więc spać. Gdzieś koło południa przyszli jacyś ludzie, szperali w moich szufladach, ale nie znaleźli nic godnego uwagi, zapieczętowali więc drzwi i poszli. 
       Poszedłem spytać dozorczynię, co się właściwie stało. 
       - Przyszli po pana. Podobno w nocy zamordował pan trzy kobiety. Ale nie było pana w domu.  Zrobili przeszukanie i poszli. Jednak sprawa jest poszlakowa, bo nie znaleźli żadnych ciał. Ja tam nie mam nic do tego...Ale co pan taki blady? Zlękłam się!  
       - Byłem przez cały czas w domu. Siedziałem na łóżku, kiedy demolowali mój pokój.  -
       - Może pana nie zauważyli. -
       - Jak mogli mnie nie zauważyć! 
       - Każdemu się wydaje, że jest Bóg wie jak ważny.  Ja też ledwie pana widzę. Pojawia się pan i znika. I taki przestraszony...
       - Powinna Pani zgłosić, że się odnalazłem. Inaczej mogą pomyśleć, że utrudnia pani śledztwo. 
       - A po co?  To nie moja sprawa. - 
       - Ale ja chciałbym się upewnić, że żyję. 
       - Mnie niech pan szanowny w to nie miesza. Różne rzeczy w życiu widziałam, ale czegoś takiego jeszcze nie...Skąd mogę wiedzieć, że nie jest pan duchem? Moja córka, która pracuje w piwiarni, widziała ostatnio ducha. 
       - Może mnie pani dotknąć. 
       - Jeszcze czego!  
       - Ta najstarsza powiedziała, że mnie zamordują, a potem straciłem przytomność. 
       - Ja się na tym nie wyznaję. W stresie mówi się różne rzeczy. 
       - Wstały z grobu, żeby kogoś zabić. -
       - No, ale jaki pan ma dowód, że to zrobiły?  
       - Były torturowane!
       - Ja też byłam i co z tego!  Konkubent bawił się w dentystę. Widzi pan? Mam nieswoje zęby. A mam dopiero czterdzieści lat. Ja w to nie wnikam. Jeśli pan je zabił to być może miał pan jakiś motyw. 
       - Czy słyszała pani w nocy jakiś szelest, który nagle panią obudził? 
       - Za piętnaście czwarta. 
       - Nie. Przed dwunastą...
       - A to już nie wiem. Może Pan coś upuścił. - 
       - Spałem. - 
       - I usłyszał pan przez sen? Śmiem wątpić! 
       - To jak mam to wyjaśnić? 
       - Może pan za tydzień pójść do urzędu i poprosić o świadectwo zgonu. Jeśli panu wydadzą, to znaczy, że pan nie żyje.  Tylko musi pan mieć ze sobą dowód tożsamości. 
       - Ale denatowi nie wydadzą. Musi być ktoś z rodziny, albo osoba upoważniona. 
       - Nic panu na tobie poradzę. Czy mogę panu jeszcze w czymś pomóc? 
       - To dla mnie sprawa życia i śmierci! 
       - No cóż...
   
       Zostałem sam ze straszliwą zagadką. Poszedłbym na spacer do parku, żeby się uspokoić,  ale ktoś mi powiedział, że wiewiórki wykłuwają oczy śpiącym nietoperzom i wyjadają ich wnętrzności. 
      - Wiem, że natura to nie tylko sielanka. Także śmierć. - powiedziałem. 
      - Natura to makabra.  - odrzekł. 
       
      
       
       

     

Komentarze

  1. Dziękuję Bohdanie za piękną opowieść, taką z pogranicza jawy i snu

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Bohdanie za piękną opowieść, taką z pogranicza jawy i snu. Prawie slyszymymy ten zgrzypiacy, przerażający, tak niepokojący szelest, że potrafił przegonić w nocy bohatera z ciepłego łóżka nawet na cmentarz, nawet tam czuł się bezpieczniej. I dalej, przez mur do mitycznego lasu, po dalsze przygody. Napotyka niezwykłe postacie, jak dobrze, że go nie obsikaly, bo czy wtedy zdołałby wrócić do łóżka.
    Nastrój jak zwykle piękny, noc i tajemnica.
    Skonczylam wlasnie czytać książkę o kimś, kogo siostra miala osobowość dwubiegunową. To mogłoby być coś takiego i takie mogłoby być wyjasnienie tych niezwykłych wydarzeń. Ja jednak skłaniam się do poglądu, że życie jest tak dziwne, że to wszystko było rzeczywiste, bo dzieje się więcej niż "mogłoby się śnić filozofom".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...I psychiatrom...W jakimś niedosłownym sensie rzeczywiste, jak ów szelest. Przypisujemy okrucieństwo naturze, a sami jesteśmy demoniczni. I sporo dzieje się poza naszą świadomością. Ale wolimy zwykle żyć niż nie żyć
      i poczucie winy rzadko kogoś zabija.

      Usuń
    2. Gdyby autor wybrał życie w świetle światłości takie przygody nocne byłyby jemu oszczędzone :)

      Usuń
    3. Danek

      Czy Ty naprawdę nie odróżniasz autora od natratora? Chodziłeś chyba do jakiejś szkoły i to w dodatku wyższej - zdaje się tej samej, co ja...🙂

      Usuń
    4. A mówiąc już całkiem poważnie- To, co dla Ciebie jest światłem, dla mnie jest być może ciemnością.

      Usuń
    5. Nezumi, gloryfikujesz tutaj zawsze na swoim blogu ciemność.
      Z domu wychodzisz po zachodzie słońca, najchętniej już po północy, do domu wracasz zanim jeszcze wstanie słońce.
      Rzeczywiście czym dla mnie jest światłość, czyli jest wszystkim dla Ciebie tym wszystkim wartym gloryfikacji jest ciemność.
      Ja gloryfikuję Królestwo Światłości. Nigdy nie wychodzę z domu po godzinie 9tej a latem jestem w domu przed 10tą w nocy.

      Usuń
    6. Alma
      Ja też nie depcze po nocy na dworze. Boję się.
      Ale tekst, który napisał Nezumi, jest wytworem Jego wyobraźni. Nie jest on odzwierciedleniem Jego codziennej, a raczej conocnej, aktywności 🙂

      Usuń
    7. Alma
      Rozumie, tylko myśli cały czas w sposób świetlany, nie dopuszczając do siebie strefy mroku ☺

      Usuń
    8. Właśnie czytam znakomity esej Białostockiego "O Leonardo, czemu się tak trudzisz?" Jest tam taki fragment :"Czy oglądane dziś przez na dzieło Leonarda jest rzeczywiście tym polem ruin, o którym pisał Staff, lub światem widm i cieni, jakim widział je Paul Valery? Jest to świat niezwykly, w którym panuje reguła niedopowiedzenia, fragmentaryczności. I nie jest to cechą "negatywna", przypadkowa." Tak więc nawet a uśmiechem Giocondy, kryje się jakaś wiedzą o człowieku i o świecie, w którym istnieje mrok. Żadna wiara nie zastąpi tej empirycznej wiedzy...🙂

      Usuń
    9. Sztuczna inteligencja połyka mi litery i z a robi ą...Za chwilę zamykają bar mleczny a ja jeszcze nie zjadłem fasolowej (w której nota bene nie ma fasoli😀

      Usuń
    10. Sam nie wiem, po co się tak trudzę 😀

      Usuń
    11. Leonardo unikał idealizacji, która była cechą sztuki jego czasów...Malował tak jak widział - pisze historyk sztuki...

      Usuń
  3. Interpretacja utworu i odczucia, jakie wzbudza jest zawsze rzeczą indywidualną. 🙂 Ja podobnie czytam utwory napisane przez innych. A przy pisaniu wolę zwykle jakieś niedookreślenie niż dopowiadanie wszystkiego do końca.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty